ZROZUMIEĆ POSTKOMUNIZM – uwagi metodologiczne

Analizując wydarzenia w postkomunizmie możemy oczywiście nie wnikać w związki przyczynowo-skutkowe i zadowalać się wytłumaczeniami powierzchownymi, które nawet nie są fałszywe, choć daleko nie wyczerpujące zagadnienia, ani nie wyjaśniające prawdziwych przyczyn wydarzeń. Przykładowo, na pytanie dlaczego TVN24 prowadzi regularną kampanię na rzecz Platformy Obywatelskiej, możemy udać idiotów i odpowiedzieć, że właścicielom odpowiada program polityczny PO. A dlaczego? No bo popiera wolny rynek i prywatną przedsiębiorczość.
 
Oczywiście w jakimś zakresie to tłumaczenie dla maluczkich będzie nawet odpowiadało prawdzie, ale czy może zadowolić analityka badającego prawdziwe mechanizmy procesów politycznych postkomunizmu, nawet jeśli ceną za dociekanie istoty wydarzeń będzie pozostawanie na śmietniku z zakneblowanymi ustami, a knebel usuwany jedynie w czasie przesłuchań na sali sądowej III RP w czasie procesów o naruszenie dóbr osobistych agentów i u prokuratora w toku sporządzania aktu oskarżenia o ujawnianie tajemnic komunistycznej bezpieki?
 
Komunizm był systemem, w którym panował feudalny system zależności. Najważniejsze było jest czyim człowiekiem, kto jest „podwieszony” pod kogo, jeśli ktoś jeszcze pamięta świetne określenie Anioła z „Alternatyw 4”. A zatem nie zróżnicowanie na ortodoksów i reformatorów, ale również nie brak podziałów lecz przynależność do konkretnego klanu. Zmiana suzerena w Centrum (w Moskwie, Warszawie, województwie) oznaczała wymianę wasali od góry aż do dołu drabiny zależności. Walki i wewnętrzne rywalizacje miały zatem charakter klanowy, a różnice, jeśli się pojawiały, miały były drugorzędne i wynikały przede wszystkim z taktyki walk klanowych. Stąd tak często tzw. twardogłowi okazywali się liberałami i na odwrót gdy dawało to korzyści w rywalizacji wewnętrznej, np. trzeba było odwołać się do społeczeństwa, wykończyć konkurenta ujawniając aferę, a więc wystąpić w roli nieustraszonego bojownika przeciw korupcji i Rywinowi.
 
Feudalny system powiązań po komunizmie odziedziczył postkomunizm. Dlatego zastanawianie się nad jakimiś wyimaginowanymi różnicami politycznymi jest stratą czasu. Należy natomiast badać powiązania między członkami elity i instytucjami, z  których się wywodzą.
 
W praktyce elita postkomunizmu wyszła ze służb specjalnych i ich agentury czy raczej agentur, ponieważ każda dysponowała własną siatką, ale to nam nic jeszcze nie mówi o różnicach między poszczególnymi klanami i ich obecnymi interesami. Mamy tu rywalizację przede wszystkim między wojskówką i służą cywilną czyli Informacją Woskową/WSW i SB (czyli GRU, a więc samodzielnym III Zarządem Głównym i resztą KGB), między I Deparatementem podlegającym I Zarządowi Głównemu KGB i związanym z nim II Departamentem (II ZG KGB)  czyli wywiadem zagranicznym i kontrwywiadem a III Departamentem (W KGB V Zarząd Główny) zajmującym się ludnością autochtoniczną, a więc pobawionym dojścia do dolarów, transferów, kontaktów z Zachodem i możliwości biznesowych i dlatego upośledzonym w toku transformacji. W wypadku KGB mamy jeszcze rywalizację między tzw. kierunkiem europejskim czyli zachodnim i azjatyckim I Zarządu Głównego. Rzecz jasna z powodów geograficznych służby specjalne w Polsce należały do kierunku europejskiego czyli tego samego co kgbiści w Nadbałtyce, Kriuczkow i Putin. Dostęp I i II ZG KGB (I i II Departamentu w Polsce) do kasy zdecydował o wyeliminowaniu ludzi Czebrikowa, którzy takich możliwości byli pozbawieni, gdyż wywodzili się z V ZG. To są główne kierunki analizy, jaką powinniśmy starać się przeprowadzić.
 
Rzeknij tylko z którego jesteś Departamentu, a powiem ci kiedy awansujesz, jakie miejsce w elicie zajmiesz i najważniejsze, jakie decyzje podejmiesz.
 
Jeśli z takiego metodologicznego punktu widzenia spojrzymy na wyniki wyborów europejskich w Polsce, to zamiast podniecać się przegraną Leppera z powodu nadchodzących dopłat dla rolnictwa i boomu gospodarczego, można po prostu stwierdzić, iż I i II Departament jeszcze raz pokonał III Departament.
 
Jeśli spojrzeć na PO jako twór I i II Departamentu (Olechwoski, Czempiński i inni ojcowie założyciele pozostający w cieniu), to badając kto jest sojusznikiem tej partii, należy przede wszystkim wyjaśnić czy miał powiązania z w/w Departamentami, a dywagacje programowe pozostawić dziennikarzom ze specjalnej jednostki II Departamentu. Ostatecznie im za to i tak zapłacą.
 
Gdy zastanawiamy się nad nieporozumieniami w obozie prezydenta Kwaśniewskiego, to oczywiście możemy rozwodzić się nad procentami uzyskanymi w wyborach przez jego sojuszników, ale możemy też zastanowię się czy czeka nas sojusz między wojskówką a I i II Departamentem czy rywalizacja i pogłębienie rozdźwięków, jaką pozycję zajmie nieszczęsny III Departament. Jest tu jak widzimy kilka możliwości zawierania sojuszy taktycznych. Rzecz jasna można też zaprosić hordę profesorów i dziennikarzy, którzy będą dywagowali nad smutnym stanem społeczeństwa. Przynajmniej się rozweselimy, obserwując jak uczeni w piśmie udają, iż niczego nie rozumieją.
 
Zaznaczmy, iż w kapitalizmie demokratycznym bywa, iż służby specjalne też odgrywają sporą rolę. Gdy François Mitterrand został prezydentem powołał jednostkę specjalną osławionego kapitana Barille, która podsłuchiwała 3 tys. przedstawicieli francuskiego świata kultury. Mitterrand lubił bowiem wiedzieć co o nim myślą aktorzy, pisarze i znani dziennikarze. Nie mieli oni swych oficerów prowadzących, stąd konieczność takiej skali podsłuchów, ale Francja jest o wiele bogatsza od Polski, więc ją było na to stać. W kapitalizmie demokratycznym służby specjalne nigdy jednak nie powołują własnych partii, mogą jedynie pomóc przekazując fundusze tworzącym się samodzielnie organizacjom, jak np. było we Francji i we Włoszech w latach 1950-tych w czasie walki z zagrożeniem komunistycznym. Inaczej w postkomunizmie. Tu już w czasie pieriestrojki służby zakładały grupy i partie opozycyjne, zwłaszcza gdy społeczeństwu trzeba było „pomóc” zorganizować się, żeby było z kim przy tych okrągłych korytach rozmawiać. Na twory polityczne można więc spróbować patrzeć jak na reprezentacje poszczególnych służb, potrzebne ze względu na demokratyczne dekoracje, w których obywa się rywalizacja o kasę i poparcie zagranicznych opiekunów.
 
Przejdźmy teraz do tych ostatnich. Nikogo nie zastanowiło, ze sędzia Nizieński stwierdził, że powodem wstrzymania procesu lustracyjnego prof. Belki była jego dymisja ze stanowiska ministra finansów, czyli gdyby jej nie złożył, procedura trwałaby nadal. Również nikt „nie zauważył”, iż premier Belka zanim wyznał, iż z nikim nie współpracował, poprosił o informacje co zawiera jego teczka. Ponieważ wybrakowana teczka była pusta, więc mógł pisać spokojnie co chciał. Prof. Belka wie, gdyż wiedzę taką posiada nawet przedszkolak, iż kompletne teczki są co najmniej w Moskwie, a najprawdopodobniej również w archiwach Stasi i stąd zapewne zdążyły zawędrować do USA. Jaki stąd wniosek? Nikt w elicie władzy nie boi się teczek kompletnych za granicą, tylko tych wybrakowanych w Polsce, bowiem tu mogą zawsze dostać się do rąk konkurencji. A zatem, teczki w rękach zagranicznych nie są traktowane jako zagrożenie. Stąd wniosek, że nasza elita uważa, iż łatwiej się dogadać z zagranicznymi właścicielami teczek kompletnych niż rodzimymi okazjonalnymi kontrolerami teczek wybrakowanych. Jeśli jednak wszyscy mają te teczki, to ich wpływy się znoszą i decyzje muszą „właściciele” negocjować między sobą, a potem wysłać do wykonania do Warszawy.
 
Rzecz jasna w sprawie teczek nie chodzi już o sam fakt ujawnienia współpracy, ta nikogo nie dziwi, ale o inne zawartości, cenne z punktu widzenia bieżącego, owe powiązania, udział w transferach, interesach itp.
 
Badając postkomunizm nie wystarczy tylko określić skład elity, powiązania jej członków i ich przynależność do klanów. Równie ważny jest proces uzupełniania elity. Kto może do niej awansować? I tu pojawiają się od razu pytania jak to się dzieje, że prezydentem jest syn „Towarzysza z bezpieczeństwa”, niezastąpionym ministrem spraw zagranicznych syn „Towarzysza z wojskówki”, tylko w okresie przejściowym zastępowanego przez zwykłego stukacza TW „KOSK”. Jak to się dzieje, że niebawem już w trzecim pokoleniu potomkowie oprawców z UB zajmują czołowe miejsca w społeczeństwie. Gdzie się podzieli synowie i wnukowie przywódców podziemia? Czyżby zdolni politycy, dziennikarze i biznesmeni przychodzili na świat tylko w rodzinach specjalistów od wyrywania paznokci?
 
Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010