ZABAWA W KOMUNIZM!

Zabawa w komunizm! Rozdział z książki Bettiny Röhl o tym samym tytule: ”Zabawa w komunizm! Ulrike Meinhof i generacja 68. Geneza”
Autorka opisuje w nim rozmowę z Manfrdem Kapluckiem, „oficerem prowadzącym” jej rodziców z ramienia wschodnioniemieckiej KPD.

Klaus Röhl widział Manfreda Kaplucka po raz ostatni w 1968 r. W 1972 r. rozmawiał z nim raz jeszcze przez telefon. Potem stracili siebie z oczu. Czy te dwie postaci Kumpf i Kapluck, o których mój ojciec tyle opowiadał w okresie mojego dzieciństwa, istniały naprawdę? W DKP w Essen dowiedziałam się w grudniu 1996 r., że Kumpf i Kapluck od dawna pracują w Wuppertalu w tzw. Instytucie Marksa i Engelsa. Zadzwoniłam tam i jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałam w słuchawce głos legendarnego Manfreda Kaplucka. Moje nazwisko wywołało jego entuzjastyczną reakcję.
»Ach, Bettino«, odezwał się zaraz na powitanie, jakbyśmy byli starymi znajomymi, »jest tyle rzeczy, które mam do powiedzenia córce Ulriki i Klausa. To ja ›Chapel‹, pamiętasz jeszcze? Jako małe dziecko tak mnie zawsze nazywałaś, to był mój kryptonim. W 1968 roku w Berlinie często siedziałem w waszym pokoju dziecięcym i czekałem, aż Ulrike skończy dyskutować ze studentami z ›campusu‹, a ty zawsze nazywałaś mnie ›Chapel‹: ›Chapel, poczytasz nam?‹. I czytałem. Czy wiesz, że ja i Ulrike bardzo się lubiliśmy?«
I bez chwili przerwy ciągnął dalej: »Mój Boże, Bettino, chyba mogę się zwracać się do ciebie po imieniu? W końcu jesteś córką Ulriki i Klausa. Musisz wiedzieć, że Ulrike zadzwoniła do mnie w 1970 roku, zaraz po tym jak wyciągnęła Baadera z więzienia, a zupełnie przypadkowo tam obecny Georg Linke został postrzelony. Twoją matkę ścigano pod zarzutem usiłowania popełnienia morderstwa, a plakaty z jej podobizną wisiały dosłownie wszędzie. Wówczas mieszkałem już legalnie w Essen i byłem członkiem DKP. Zadzwoniła do mnie i chciała się dowiedzieć, co można dla niej zrobić. Załatwiłem jej nielegalne mieszkanie w Duisburgu, ale nie pojawiła się tam … Poleciała do Jordanii, co było możliwe jedynie dzięki współpracy z NRD i założyła RAF. Po dziś dzień robię sobie wyrzuty, że nie zdołałem jej powstrzymać… Bettino, kiedy przyjedziesz do Wuppertalu? Muszę ci wszystko opowiedzieć!«

Kilka dni później rozpromieniony Manfred Kapluck witał mnie na schodach Instytutu Marksa i Engelsa w Wuppertalu. Siwy mężczyzna średniego wzrostu, ubrany w żółty sweter i brązowe, garniturowe spodnie lustrował mnie podczas powitania swoimi błyszczącymi niebieskimi oczyma tak intensywnie, jakby wraz z moim pojawieniem się na nowo ożyły dawne czasy, gdy to on był szefem moich rodziców. Miałam wrażenie, że spotkałam dawno niewidzianego członka rodziny. Przywitał mnie w sposób niezwykle serdeczny i bezpośredni i tak ciepło wyrażał się o Ulrice i Klausie. Wyglądało to tak, jakby od lat na mnie czekał. Znajomość z nim otworzyła mi drzwi do świata istniejącego po drugiej stronie żelaznej kurtyny, który naznaczył moje życie silniej, niż dotychczas przypuszczałam.
W grudniu 1996 roku, 40 lat od pierwszego spotkania Klausa Röhla ze wschodnimi funkcjonariuszami, siedziałam oto w Instytucie Marksa i Engelsa w Wuppertalu z 70. letnim Manfredem Kapluckiem wspominającym z nieukrywanym uśmiechem Klausa Röhla: »Ach, ten drobnomieszczanin Röhl, jako członek, dopiero co zdelegalizowanej KPD robił w gacie ze strachu. Ja sam jako działacz FDJ siedziałem już w latach 1951-52 w zachodnioniemieckim więzieniu. Dla nas, komunistów, to były prawdziwe wczasy. Byliśmy twardzi, ale Röhl trząsł się cały ze strachu.«
Miałam dużo szczęścia, znajdując w osobie byłego »oficera prowadzącego« mojego ojca bardzo otwartego komunistę, który nie milczał, tylko, jak twierdził, chciał opowiedzieć »wszystko« córce Ulriki i Klausa. Ochoczo pozwalał mi przy tym notować swoje wypowiedzi.
Manfred Kapluck był wraz z Erichem Honeckerem i Paulem Wernerem współzałożycielem FDJ , która to organizacja w latach 1946 - 1966 zajmowała się z urzędu infiltracją Zachodu. Z tego też powodu nazywano go w Moskwie, jak mi z dumą oznajmił »zachodnim guru«. Wszystko po to, aby w 1968 roku wraz z Herbertem Miesem i Maxem Schäferem na nowo zakładać DKP (Niemiecka Partia Komunistyczna) w RFN i ponownie legalnie zamieszkać na Zachodzie. Dla mojego rozmówcy lata pięćdziesiąte wydawały się być tak bliskie, jakby zakończyły się zaledwie wczoraj.
Lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte, co bardzo szybko przyznał, stanowiły niezmiernie istotny okres w jego życiu. U mojego rozmówcy uwidaczniał się pewien dyskomfort, gdy z entuzjazmem opowiadał o wszystkich swoich sukcesach, jakie odnosił sprawując funkcje ówczesnego »sekretarza ds. polityczno-ideologicznej propagandy masowej« oraz »członka Biura Politycznego zachodniej KPD w Berlinie Wschodnim«. Wyraźną przykrość sprawiał mu obecny brak poklasku i uznania dla ówczesnych sukcesów.
»Ach, Bettino«, powtarzał kilkakrotnie żałośnie i dumnie zarazem, gdy siedzieliśmy nieopodal Instytutu w chińskiej restauracji, do której mnie zaprosił na obiad, »wiedziałaś o tym, że razem z Peterem Rühmkorfem, już w 1955 roku odbyliśmy sześciotygodniową podróż po komunistycznych Chinach? Ależ był zły, gdy w celach kontrolnych przeczytałem jego dziennik z podróży … No cóż, od tej pory lubię chińską kuchnię.«
Następnie nakreślił mi szczegółowo, w jaki sposób w latach jego aktywności politycznej systematycznie montowano wpływy KPD w Zachodnich Niemczech: »W 1952 r. miałem 22 lata i po delegalizacji FDJ w Zachodnich Niemczech moja działalność przestała być legalna. Byłem wówczas tzw. sekretarzem ds. polityczno-ideologicznej propagandy masowej odpowiedzialnym za Hesję, Badenię- Wirtembergię, Bawarię i całe południe Niemiec. Już w 1952 roku, wraz z kolegą Juppem Angenfortem i nielegalnymi kadrami FDJ rozpoczęliśmy systematyczną infiltrację Zachodu. Jeździliśmy wyposażeni w paszporty od Stasi, która swoją drogą wtedy jeszcze tak się nie nazywała, po całych Niemczech i motywowaliśmy naszych ludzi do działania. Ci z NRD znali się na fałszowaniu dowodów. To byli profesjonaliści. W przeciwieństwie do RAF-u. Oni musieli się dopiero uczyć.«
Kapluck uśmiechał się do mnie radośnie. Najważniejszym zadaniem działaczy FDJ, którzy szybko nawiązali kontakty z hamburskimi komunistami, było utrzymanie przy życiu nielegalnej FDJ oraz szukanie dojść dla KPD z młodzieżą akademicką na Zachodzie. Kapluck podjął próbę wyjaśnienia mi ówczesnego sposobu postępowania.
»Po delegalizacji FDJ w Niemczech Zachodnich mieliśmy tam około 100 działaczy, których postanowiliśmy undercover wciągnąć w legalną pracę wśród młodzieży zachodnioniemieckiej. Wysłaliśmy tych ludzi do naszych naturalnych przyjaciół, czyli do socjaldemokratycznych młodzieżówek Jusos i Falken. Celem tych działań była coraz silniejsza indoktrynacja ideologiczna tych związków. Sam działałem przy organizacji wielkich kongresów pokoju w Warszawie, Pradze i w Moskwie, na które nawiasem mówiąc zapraszałem twojego ojca. Ogromnym sukcesem było pozyskanie setek nowych członków partii, którzy następnie działali dla nas w podziemiu. To wszystko odbywało się w czasie, gdy FDJ była już trupem, a ideologiczna praca z młodzieżą umierała śmiercią naturalną. W tych tak trudnych czasach cały ruch marszy wielkanocnych był całkowicie inscenizowany przez nas.«
Mówiąc to spoglądał na mnie z triumfem. Słuchałam tego wszystkiego ze zdziwieniem i autentycznym zachwytem. Kapluck był w tym momencie pierwszym komunistą w moim życiu, który tak swobodnie i otwarcie opowiadał w rozmowie ze mną o komunistycznej infiltracji RFN. Nie zdając nawet sobie sprawy z tego, że właśnie burzy mój własny mur przesądów, które wówczas ciągle jeszcze w sobie nosiłam. Dopiero później, gdy bardziej zagłębiłam się w archiwa oraz w akta Instytutu Gaucka pojęłam rozmiar komunistycznej infiltracji, który Kapluck próbował mi unaocznić podczas naszej rozmowy.
»A w 1956 roku, po delegalizacji KPD robiliśmy to samo, tym razem jednak wspomagani już przez 9 tys-13 tys. naszych członków. Podczas obowiązywania zakazu nigdy nie doszło do rozwiązania partii. Nasi członkowie byli we wszystkich radach zakładowych RFN. W koncernie Daimler Benz jedną trzecią rad zakładowych stanowili nasi ludzie. Dlatego też politycy, jak Franz Josef Strauß chcieli w 1968 r., abyśmy znowu działali legalnie. Przynajmniej byłoby jasne, kto jest komunistą, a kto nie. Byłem wówczas odpowiedzialny za wiele naszych kontaktów na Zachodzie.«
Kapluck opowiadał z entuzjazmem o skutecznośći swoich ówczesnych działań, o realizacji fantastycznych projektów. Miałam nieodparte wrażenie, że do dziś śmieje się w kułak, iż mimo wszelkich podejrzeń stan wiedzy na Zachodzie był tak niewielki: »Pracowałam wspólnie z Klarą Fassbinder, powoływałem do życia ›Bund der Deutschen‹ (Związek Niemców), tworzyłem z twoją ciocią, Renate Riemeck Niemiecką Unię Pokoju DFU, która w 1961 r. po raz pierwszy wystartowała w wyborach. Pozyskałem do współpracy wielu chrześcijańskich duchownych, przekonałem łącznie pięćdziesięciu pięciu, aby przyłączyli się do DFU. Brałem udział w infiltracji związków zawodowych. Tylko w samej Nadrenii-Westfalii kontrolowałem 100 różnych lokalnych gazet. Ale żaden z moich projektów nie przebiegał tak pomyślnie jak Studenten-Kurier, a później KONKRET, który realizowałem wspólnie z Ulriką i Klausem. Pieniądze na pismo załatwiałem od wschodnioniemieckiej SED (Socjalistyczna Partia Jedności Niemiec). Chodziłem do partii i mówiłem, dajcie mi 40 tys. marek, i jeszcze raz 40 tys. marek itd. Beze mnie pismo KONKRET nie mogłoby istnieć, ponieważ to właśnie ja forsowałem w kręgach SED dalsze jego wydawanie.«
Kapluck wywarł na mnie ogromne wrażenie. Opowiadał swoje historie tak wesoło i przekonywająco, że potrafił ożywić ducha dawno minionych czasów. Zabawa w komunizm! Wyłożył kawę na ławę i to mi ulżyło. Nic bowiem tak nie ciąży jak półprawdy. Nie twierdził: Tego mi nie wolno powiedzieć, a tamto nie zostało udowodnione. Nie mówił, że »ktoś tam« »rzekomo« był naszym sojusznikiem. Mówił jasno: Klara, Klaus, Ulrike, Renate, a także wielu innych byli naszymi sprzymierzeńcami. Nie owijał w bawełnę: Nie wiem, czy SED dawała pieniądze na KONKRET, czy może nie. Mówił wprost: Dostawałem pieniądze z SED. Zrozumiałam także, że ten euforyczny nastrój był absolutnie niezbędny, aby przy tak zasadniczo antykomunistycznym nastawieniu społecznym w ówczesnej Republice Federalnej Niemiec można było z czymkolwiek ruszyć do przodu.
»Wszystko było zaplanowane«, co i raz podkreślał Kapluck i tłumaczył mi stosując nomenklaturę Biura Politycznego, jak to wyglądało: »Wśród studentów zachodnioniemieckich panowało ukryte niezadowolenie. Myśleli tak: Widać, że przemysł się rozwija. Kapitalizm zapewnia nam powodzenie, żyjemy w dobrze prosperującej strefie, ale nie mamy ideologii. To było dla nas pole do popisu. Próbowaliśmy stopniowo zmieniać świadomość zachodnioniemieckich studentów, co nam, jak sądzę, się udało. Bez naszego wkładu ruch studencki 68 roku nie byłby możliwy. Gdy w końcu pojawiła się nowa lewica z Mao i tym całym kramem, trafiła na przygotowany uprzednio przez nas, komunistów grunt. Świadomość młodzieży była już odpowiednio ukształtowana.«
Faktycznie trzeba przyznać, że we wczesnej erze Adenauera panował pewien intelektualny bezgłos po załamaniu się Trzeciej Rzeszy. Brakowało oferty politycznej skierowanej do młodych ludzi. Modny stół w kształcie nerki, petticoat, buty, praca, konsumpcja nie wystarczały. Wizja i orientacja – te dwie podstawowe potrzeby społeczne nie były właściwie zaspakajane. I to wykorzystali komuniści. W tym sensie historia przyznała im ›rację‹.
Komunistyczni ideolodzy poświęcili miliony stron szczegółowej argumentacji, dlaczego ich państwo zasadniczo przewyższa Republikę Federalną Niemiec. Ale na żadnej ze stron nie wyjaśnili szczegółów tego, jak należy w praktyce, w codziennym życiu wdrażać ten ›lepszy‹ model społeczny. Zatrzymali się na krytyce, nie wskazując żadnych pozytywnych możliwości identyfikacji. Obserwowany wówczas w NRD standard życia potwierdzał jedynie powszechnie znany i frustrujący fakt fiaska wysiłków komunistycznych ideologów. Z drugiej jednak strony ›klasa panująca‹ w Republice Federalnej Niemiec w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych nie uczyniła wiele w sferze intelektualnej. Nie uświadomiła swoich obywateli, czym w istocie jest NRD. Rząd Adenauera nie wydał ani jednego, porządnego dokumentu na ten temat, artykułując jedynie chaotyczne słowa oburzeniu pod adresem komunistów. Polityczni zwolennicy żelaznej kurtyny w RFN w spokoju sumienia rzucili swój kraj na pastwę komunistycznej infiltracji, nie próbując w żaden sposób przeciwdziałać temu ideowo, na przykład przytaczając argumenty, motywy i racje, czy choćby dokonując głębszej analizy stanu rzeczy. Uzbrojeni na zewnątrz, od wewnątrz pozostawali bezbronni.
W dyskusji, konspiracji, oferowaniu gotowych recept, w zawiązywaniu strategicznych sojuszy i obrotności komuniści, a raczej cała lewica są do dzisiaj o klasę lepsi od ich odwiecznego zaprzysięgłego wroga klasowego. Istotnym atutem, który posiadała Republika Federalna w walce systemów była marka zachodnioniemiecka, twarda waluta, która ostatecznie przyczyniła się do pokonania w 1989 r. systemu wschodniego. W sprawach wolności, którą socjaliści reklamują jako swoją wartość, twierdząc, że tylko ich system oferuje inny, lepszy rodzaj wolności, wywołali w wielu głowach pojęciowy zamęt, czego ślady widoczne są do dzisiaj. Znana jest powszechnie myśl: -Na Zachodzie panuje wolność kapitalistów, natomiast w komunizmie panuje wolność wszystkich. - Jednak w realnie istniejących byłych systemach komunistycznych lub ich połowicznych, istniejących do dzisiaj formach ta idea nigdy nie doczekała się swojej realizacji. Patrząc z historycznego punktu widzenia jest to uderzający fenomen, że polityczna niewola panująca w NRD, która okazała się istotnym czynnikiem upadku systemu, była do samego końca negowana lub bagatelizowana przez wyszkolonych uprzednio, między innymi przez Kaplucka, zachodnich lewaków.
Dowiedziałam się od Kaplucka, że istniała jeszcze jedna koncepcja przyrostu na Zachodzie »młodej kadry inteligenckiej« o działaniu multiplikacyjnym.
Manfred Kapluck: »Mieliśmy wówczas na Wschodzie zbyt mało studentów. Potrzebowaliśmy więcej inteligencji. Tak więc między 1956 r. a 1960 r. ściągaliśmy do siebie z Niemiec Zachodnich starannie wybranych młodych ludzi, bardzo dobrych uczniów, takich jak na przykład Wolf Biermann. Były to przeważnie dzieci starych, zachodnioniemieckich komunistów, które wysyłaliśmy na uniwersytety robotniczo-chłopskie w NRD. Plan przewidywał, że po ukończeniu studiów w NRD będą działali na rzecz partii na Zachodzie. Program studiów obejmował socjalistyczną naukę społeczną, ekonomię i matematykę, a więc wszystko, co było nam potrzebne do działania. Po ukończeniu studiów wysyłaliśmy ich z powrotem do RFN. Tylko ten idiota Biermann nie chciał wracać, wolał zostać w NRD i grać na tej swojej gitarze. Poza Biermannem wszystko przebiegało zgodnie z planem.«
Manfred Kapluck był zaprzyjaźniony i ściśle współpracował z Maxem Reimannem, wcześniejszym przewodniczącym KPD, późniejszymi ważnymi figurami DKP, czyli Herbertem Miesem, Maxem Schäferem i Grethe Thiele, a także z Erichem Honeckerem i jego żoną Margot oraz członkiem Biura Politycznego, Hermanem Martenem. Mimo to, poza rodzinnym miastem Essen, pozostał publicznie nieznany i jak twierdzi, nie dorobił się żadnego majątku. W pewnym momencie zapytał mnie z znienacka: »Czy twój ojciec jest bogaty? Röhl z pewnością odłożył sobie niezłą sumkę z ówczesnej działalności. Powinien wesprzeć nasz Instytut Marksa i Engelsa. Jesteśmy całkowicie spłukani.«
Zaskoczona odpowiedziałam: »Przecież w 1973 r. komuniści wyłudzili od niego KONKRET. Miał w związku z tym mnóstwo długów.«
»Ach, Bettino, słabo znasz Klausa. Idę o zakład, że odłożył sobie gdzieś grubą forsę. Jestem pewien, że posiada spłacony dom.«
Kapluck żyje dziś z niewielkiej emerytury w rodzinnym mieście Essen. Wieloletnie zaangażowanie politycznie, w tym 14 lat działalności nielegalnej, sprawia, że obecnie czuje się nieco wystawiony do wiatru przez partię. Kapluck po dziś dzień pracuje honorowo dla idei komunizmu i regularnie prowadzi wykłady na temat marksizmu, na które, jak zapewnia, ponownie coraz chętniej zaczynają uczęszczać młodzi ludzie. Lecz i on po załamaniu się bloku wschodniego i NRD stał się bardziej sceptyczny wobec partii. »DKP miała w 1989 roku nadal 28 tys. członków i za jednym razem straciła 23 tys., tak że pozostało ich jedynie 5 tys. Rudymentarne pozostałości, do których zaliczam się ja oraz Richard Kumpf. Czy mam się teraz przesiąść na innego konia?« I dodał, a w jego głosie wyczuwalne były dawne, waleczne tony, że KPD już nie raz musiała przełykać gorzkie porażki, co nie znaczy, że większość ma zawsze rację: »Czasami także mniejszość ma rację.«
Z moich informacji wynika, że wszyscy autorzy piszący kiedykolwiek o Ulrice Meinhof, prędzej czy później trafiali do niego: Stefan Aust, Tilman Fichter, Mario Krebs. Rozmawiał z wieloma wielkimi postaciami lewicy. Prawie nikt go nie wymienił w swojej publikacji, ale wszyscy cenili jego wiedzę. Manfred Kapluck w swoich wypowiedziach podkreśla wyraźnie fakt niemal dziesięcioletniej obecności Ulriki Meinhof w KPD i to jest według niego, ta ważniejsza część jej biografii.
»Bettino, twój ojciec był największym krętaczem, jakiego ziemia nosiła. Ta sprawa z jego książką Pięć palców to nie pięść (Fünf Finger sind keine Faust) mogła się skończyć naprawdę źle. W partii zawrzało po tej publikacji. Ale jemu nic się nie stało. I bardzo dobrze. Swoją drogą te historie o mnie i Kumpfie są bardzo zabawne. I przysięgam ci, Bettino, że w 1973 roku nie uczestniczyłem w puczu, kiedy to odebrano twojemu ojcu KONKRET. Musisz mi uwierzyć.«
Następnie Manfred Kapluck dokonał dogłębnej charakterystyki Klausa Röhla: »Łączy w sobie egoizm pozwalający na zmianę poglądów politycznych z głębokim humanizmem i solidarnością z politycznymi współtowarzyszami, z niemożnością rezygnacji ze stylu życia, który mu najbardziej pasuje, (łącznie z kobietami), z jedzeniem i piciem, z przebłyskiem samokrytyki. Dobrze wie, że jest egoistą, ale nie chce innym wyrządzić krzywdy. Pragnie jedynie samopotwierdzenia … Klaus zawsze chciał być kimś.« Na koniec dodał: »Po 1973 roku, gdy Klaus robił pismo das da, te zeszyty z gołymi dziewczynami na okładce, Hermann Marten powiedział: ›To jest przecież odrażające.‹ A ja na to: ›Nie sądzę, spójrz tylko na te piękne kobiety, co ci się nie podoba?‹«
Spojrzenie Kaplucka zadawało się mówić: Ach ci idioci! Nigdy nie rozumieli mojego Klausa i mojej Ulriki. Kontynuował: »Twoja matka był zbyt wrażliwa na ten cały terroryzm. Była też zbyt słaba fizycznie, choć sama twierdziła coś zupełnie przeciwnego. Wszystko dlatego, że chciała coś robić, chciała mężnie walczyć. Twierdzę, że była na to za słaba. W każdej chwili była gotowa walczyć, ale zawsze przedtem pytała: ›Kto zajmie się dziećmi?‹ Między 1968 i 1970 rokiem, podczas naszych spotkań prosiła mnie: ›Weź dzieci.‹ Ale nie mogłem jej tego obiecać, ponieważ żaden na świecie sąd nie przyznałby mi dzieci. Istniała jedynie możliwość, załatwienia tobie Bettino i twojej siostrze nowej tożsamości w NRD. Później, we wrześniu 1970 roku próbowałem zrealizować ten plan. Ale o ile pamiętam, Baader się temu sprzeciwił.
Uczyniłem wszystko, aby twoja matka wycofała się z działalności terrorystycznej, mimo że Hermann Marten, który załatwił jej nową tożsamość, był bardzo temu niechętny. Walter Ulbricht był bardzo zły na Ulrikę i mówił o niej ›idiotka‹. A to dlatego, że jeśli ktoś jest za słaby, nie powinien sięgać za broń. Do boju powinni iść tylko ludzie, którzy potrafią zaciekle walczyć. To samo mówił mój ojciec, który brał udział w wojnie hiszpańskiej.«

Archiwum ABCNET 2002-2010
Źródło
http://www.xlm.pl/sklep.php?a=4&id=8377