Szantaż destabilizacji

Wprowadzanie przeciwnika w błąd jest taktyką tak starą, jak długo istnieją konflikty i rywalizacja. Nierzadko błędna ocena zamiarów nieprzyjaciela, wskutek zręcznie prowadzonej przez niego dezinformacji, była przyczyną fatalnych w skutki decyzji i nieoczekiwanych rozstrzygnięć. Kształtowanie się metod dezinformacji uległo gwałtownemu przyspieszeniu w okresie obu wojen światowych. Klasycznym bodaj przykładem jest tutaj gigantyczna operacja angielska mająca na celu zmylenie hitlerowskiego dowództwa wojskowego co do miejsca inwazji Aliantów na kontynent europejski w czerwcu 1944 r. Prócz tego, że zaangażowano do tego przedsięwzięcia dziesiątki podwójnych agentów, których siatkę montowano z mozołem od dawna, to wybudowano jeszcze całą armie tekturowych czołgów i flotę nadmuchiwanych okrętów, tak by Niemcy na podstawie spreparowanych informacji i mylących zdjęć lotniczych sądzili, że atak nastąpi nie w Normandii, tak jak to miało miejsce; ale dalej na północnym wschodzie, w rejonie Pas da Calais. A przecież nie była to wówczas jedyna tego typu operacja.

Jednak prawdziwy skok jakościowy w technikach dezinformacji dokonał się później. I to za sprawą, co trzeba szczególnie podkreśli wyłącznie jednej ze stron toczącego się w powojennej historii konfliktu: Związku Sowieckiego. Demokracje zachodnie zwykle bowiem stronią od fałszu i obłudy, natomiast system sowiecki ze swej natury i istoty opiera się na kłamstwie i szantażu, toteż dezinformacja, jako że demokratyczne społeczeństwa są w jej obliczu niemal bezbronne, stała się ulubioną bronią sowieckich strategów. myła zatem przez cały ten czas doskonalona i można zaryzykować stwierdzenie, że dziś osiąga swe apogeum w postaci pokładanych w komunistycznych reformach w ZSRR, Polsce i na Węgrzech nadziei. Nie przypadkiem też daje się zauważyć w ostatnich latach, mimo składanych przez Gorbaczowa deklaracji otwartości, ożywienie działalności sowieckich agentów Europie Zachodniej.

Dezinformacja jest jednak bronią używaną nie tylko w walce z zachodnią demokracją. Również buntujące się narody w krajach bloku sowieckiego narażone są na jej działanie. Sądzę bowiem, że to właśnie jej efektem jest niemal powszechnie funkcjonująca dziś opinia jakoby unicestwienie władzy komunistów w krajach, w których ją sprawują, spowodowałoby gwałtowne zaostrzenie się konfliktów społecznych i narodowościowych a w konsekwencji chaos i anarchię. Innymi słowy, że to komuniści są gwarantem pokoju i względnej stabilizacji w taj części Europy, w której przyszło nam żyć. Ze smutkiem trzeba skonstatować, że zabiegi te, przynajmniej częściowo, okazują się być skuteczne. Widocznie kilkudziesięcioletnie doświadczanie na własnej skórze realnego socjalizmu nie jest pewnym antidotum przeciw zniewalającej umysły komunistycznej dezinformacji.

Bez wątpienia wypadki polskiego Sierpnia '80 i wydarzenia, które później nastąpiły, stały się poważnym zagrożeniem dla zdolności spełniania przez państwo komunistyczne swych funkcji terroru i zastraszania. Musiało to również oczywiście determinować modyfikację metod działania dezinformacji i to zarówno na zewnątrz sowieckiego bloku, jak i może przede wszystkim wewnątrz. Po raz pierwszy bowiem, od czasu chruszczowowskiej odwilży i pokrewnych jej wydarzeń w innych państwach socjalistycznych, dezinformacji przypadła, w ujarzmianiu niepokornego społeczeństwa rola tak doniosła. I to właśnie wówczas wypracowana strategia dezinformacji do dziś obowiązuje.

Co na nią się składa? Otóż najogólniej mówiąc nakierowana jest ona – jak już wyżej wspomniałem – przede wszystkim na wywołanie wrażenia, iż usunięcie komunistów od władzy byłoby związane z bliżej nieokreślonym kataklizmem, zamieszkami lub nawet wojną. Sugeruje się również, że to właśnie sprawowanie przez partię komunistyczną kontroli nad społeczeństwem pozwala jemu w sposób względnie normalny i bezkonfliktowy rozwijać się i realizować swoje aspiracje. Obciążone jest ono co prawda wszelkimi niedogodnościami, jakie tylko socjalistyczna utopia może zapewnić, ale cóż to jest w porównaniu z wizją bratobójczych walk, anarchii, głodu o bezkarności zwykłego bandytyzmu. A właśnie to nas czeka o ile byśmy się nagle zdecydowali na próbę usamodzielnienia i obalenia komunistycznego reżimu.

Wcale nieprzejaskrawiam i nie wyolbrzymiam. Polska widziana przez oficjalne mass media, które ochoczo wprzęgły się w system dezinformacji, Polska ostatnich miesięcy 1981 roku, była Polską dzikich strajków i rosnącej niewydolności ekonomicznej, braków w zaopatrzeniu i wydłużających się kolejek, Polską gdzie nikt nie był pewien swojego jutra a nawet nie czuł się bezpieczny na ulicy, gdyż mógł stać się ofiarą bandyckiego napadu (z jaką lubością DTW odnotowywał taki przypadki i czyż to nie wówczas powstał program "997"?).

Tak więc statystyki przestępczości rosły, głośno też wyrażano obawy czy nadchodząca zima nie przyniesie ze sobą przypadków głodowej śmierci i zamarznięć w nieogrzanych mieszkaniach. Straszono również niemieckim rewizjonizmem, jak zwykle w takich razach użytecznym a w powietrzu wisiała sowiecka interwencja... I pomyśleć, że przed tym wszystkim uchronił nas stan wojenny.

Było wszak coś, co wówczas pozwoliło społeczeństwu zachować własny osąd i oprzeć się dezinformacji. Ta bowiem, aby być skuteczną nie może się posługiwać własnymi tubami. Innymi słowy, aby tezy dezinformacji zostały odebrane jako wiarygodne muszą być powtórzone przez kogoś, kto posiada społeczny autorytet. Ten warunek w 1981 roku, z nielicznymi wyjątkami, nie był dotrzymany. Wyciągnięto jednak z tego wnioski. Przez ostatnie lata, które nas dzielą od tamtych wydarzeń dezinformacja stała się mniej nachalna i bardziej wyrafinowana. Zyskała też jeszcze jeden bardzo poważny atut: je dotychczasowe argumenty są obecnie z powodzeniem używane również przez tych, którzy są, jak to się mówi, obdarzeni społecznym zaufaniem. Dziś nielegalnym nazywa strajk nie Jerzy Urban a Jacek Kuroń, o głupocie antyradzieckich wystąpień pisze nie Mieczysław Rakowski a Adam Michnik, rewizjonizmem niemieckim straszy nas nie Ryszard Wojna a Jan Nowak-Jeziorański, wreszcie by zakończyć tę wyliczankę, którą można ciągnąć w nieskończoność, o 90 spokojnych dni apeluje nie Wojciech Jaruzelski a Lech Wałęsa. Wszystko to w imię odpowiedzialności realizmu i pojednania, "odcięcia grubą krechą tego co było, i rozpoczęcia budowy nowego", jak to ładnie powiedział któryś z architektów obecnego porozumienia z komunistami. Dezinformacja święci zatem swój triumf od czasu okrzyknięcia Gomułki " narodowym przywódcą " bodaj największy.

To o czym piszę jest oczywiście jedynie fragmentem operacji na o wiele większą skalę niż wzbudzenie przekonania, że ład i porządek w Polsce mogą gwarantować wyłącznie komuniści. Widmo destabilizacji pojawia się bowiem nie tylko w naszym kraju, ale straszy i to o wiele skuteczniej w Związku Radzieckim. Jest ku temu; co prawda też o wiele większy powód: mianowicie konflikty narodowościowe. W powszechnym przekonaniu jedynym spoiwem, które łączy ten zlepek różnorakich narodów, jakim jest ZSRR, jest po prostu komunizm. Kogóż nie przekonuje argument, że to co się dziś dzieje w Armenii, Azerbejdżanie, Gruzji, a co w niedługim czasie może się również dziać w republikach nadbałtyckich, to drobnostka w porównaniu z tym, co mogłoby się stać, gdyby nagle komuniści dali wolną rękę tamtejszym narodom i zwyczajnie się z tych republik wycofali. Mało kto zauważa, że jest to klasyczny przykład dezinformacji, która, mimo że oparta ma półprawdach i przemilczeniach, stwarza pozory jakoby komunizm jedynie był tą siłą, która może zapewnić pokój w tej części świata. Co gorsze, w tym przypadku dezinformacja jest na tyle celna, że nie tylko przekonuje o słuszności takiego poglądu, na ogół naiwne społeczeństwa Zachodu, ale także narody żyjąca w bloku sowieckim. Czyż nie świadczą o tym choćby wypowiedzi przewodniczącego Wałęsy o tym, że Polacy nie dorośli do demokracji?

W groźbie destabilizacji kryje się też wiele prawdy i nie wolno tego pomijać. Ale to co przeważnie zawiera dezinformacja i czemu niejednokrotnie ulegamy wpływa przede wszystkim na nasze dobrowolne ograniczanie się, nie zawsze konieczne, i rezygnację z celów, które mogą zagrażać złudnej perspektywie koegzystencji i tego, co określić można mianem małej stabilizacji. W tym przypadku mielibyśmy do czynienia nie tyle ze zwycięstwem prowokacji ile właśnie dezinformacji.

Kuba Odtruwacz

Głos Poznańskich Liberałów 1988-1989