SPISEK KONSTRUKTYWNEJ LEWICY

Wyniki rozmów "okrągłego stołu" ująć można, bodaj najtrafniej w formule, iż doprowadzono do legalizacji "Solidarności" za cenę legitymizacji komunistycznego systemu pojmowanego co gorsza, nie tylko jako reżim polityczny zapewniający dominację komunistycznej partii – wszak taki jest sens zawartego między władzą kierownictwem "Solidarności" tzw. kontraktu wyborczego – ale jako scentralizowaną, a przez to niewydolną, gospodarkę, w której przewagę posiada sektor państwowy, zapewniający intratne, dożywotnie synekury członkom partyjno-biurokratycznego establishmentu wśród żądań strony opozycyjno-solidarnościowej nie znalazł się postulat rzeczywistej reformy gospodarczej w oparciu o zasady wolnej i nieskrępowanej konkurencji prywatnych przedsiębiorstw, podkreślam prywatnych, bo pomysły samorządowe są zwykłą bujdą. Ograniczono się jedynie do działań pozornych, w rodzaju osławionej indeksacji, o której powiedzieć można tylko tyle, że nie bardzo wiadomo czemu ma służyć, za to można być pewnym, że kryzysu nie tylko nie zlikwiduje, a prawdopodobnie nawet wręcz pogłębi. Zapewne wiele było powodów, dla których gospodarki wolnorynkowej w ogóle nie brano pod uwagę, ale głównym jest, jak sądzę, świadomość, że reforma e tym kierunku może być pogodzona jedynie z odsunięciem od władzy komunistów, a tego przecież kierownictwo "Solidarności" sobie nie życzy. Tak więc w ustaleniach gospodarczych zwyciężyła opcja związkowa, tj. nie reformistyczna a rewindykacyjna. Zaniechano bowiem dążeń do wprowadzenia na szeroką skalę mechanizmów rynkowych i naruszenia praktycznego monopolu własności państwowej przez rzeczywiste otwarcie dla kapitału prywatnego, natomiast przyjęto za nadal obowiązujący wszechogarniający etatyzm, przy założeniu, że przed skutkami jego bankructwa uda się społeczeństwo uchronić. O gospodarce pisać zresztą nie umiem, łatwo mi wytknąć nieścisłości, gdyż nie jestem ekonomistą, ale zainteresowanych odsyłam do 15 tegorocznego numeru "Ładu", gdzie p. Marek Dąbrowski wszystko pięknie tłumaczy w artykule, którego tytuł "Coraz dalej od normalności", jak myślę oddaje sedno sprawy.

W istocie powodem, dla którego kierownictwo "Solidarności" zdecydowało się zawrzeć kompromis z kompromis z komunistami było nie tyle przekonanie, że tą drogą nie uda się coś dla społeczeństwa wywalczyć, gdyż w sferze gospodarczej i politycznej ustępstwa władzy są minimalne i nie naruszają fundamentów komunistycznego systemu, ale dążenie – i to jest główna myśl mojego artykułu – do wyeliminowania przeciwników tej linii, i taktycznej i politycznej jaką obecnie to kierownictwo reprezentuje. Bowiem od dłuższego czasu na politykę związku przemożny wpływ mają koncepcje formułowane przez opozycyjną, niekomunistyczną lewicę. Dla niej porozumienie przy "okrągłym stole" oznacza wzmocnienie, nie tylko wobec władz komunistycznych, co innych środowisk opozycyjnych i to nie tylko na związku, ale i, co ważniejsze może, również wewnątrz. Kluczowym zagadnieniem była tu sprawa ponownej legalizacji czy też relegalizacji "Solidarności''. Jej legalizacja spowodowała, że poza związkiem znajdą się i Grupa Robocza KK i warszawski MRK"S", a więc te struktury, które przeciwstawiają się obecnej polityce kierownictwa "Solidarności". Wynik będzie taki, że decydujący wpływ na wielomilionowy związek zdobędzie niekomunistyczna lewica, która posiada go de facto już teraz, w przyszłości wpływ ten prawdopodobnie umocni, właśnie dzięki ustaleniom "okrągłego stołu". Nurt lewicy we władzach "Solidarności" był, z pewnością, obecny zawsze, nigdy jednak nie był dominujący, a takim dzisiaj jest. Dlatego tez sądzę, że sprawa relegalizacji "Solidarności" celowo nie była forsowana przez stronę solidarnościowo-opozycyjną przy "okrągłym stole", gdyż taką "Solidarność", posiadająca statutową ciągłość swych władz, w szybkim czasie zakwestionowałaby faktyczną hegemonię lewicy w swym kierownictwie. Fakt ponownej rejestracji "Solidarności" ponownie tę hegemonię utrwalił.

Nie wgłębiałbym się w meandry wewnątrzzwiązkowych rozgrywek, gdyby nie miały one w warunkach polskich, tak wielkiego znaczenia w ogóle dla całej opozycji politycznej. Po pierwsze "Solidarność" z ogólnonarodowego ruchu antykomunistycznego, którym była w pierwszych latach swego istnienia, ewoluuje, o jest, to proces niestety przez "okrągły stół" utrwalony, w kierunku siły będącej na przeciwnym biegunie tj. chcącej reformować system komunistyczny, a co gorsza zwalczającej wszelkie dążenie do likwidacji tego systemu. Po drugie: i to jest głównym celem machinacji wewnątrzzwiązkowych, o których pisałem wyżej, niekomunistyczna lewica zyskuje w postaci wielomilionowego związku zawodowego wygodne narzędzie poważną siłę nacisku, dodajmy zinstytucjonalizowaną, których w normalnych warunkach, np. tworząc własną partię socjaldemokratyczną, by nie posiadała. I tu raz jeszcze powróćmy do ustaleń "okrągłego stołu". Nie przewidują one powstawania partii politycznych, a pluralizm polityczny ograniczają jedynie do środowiskowych klubów i stowarzyszeń. Nie przypadkiem chyba powstała sytuacja która predysponuje "Solidarność" do odegrania w nadchodzący wyborach tej roli, którą normalnie winny spełniać partie polityczne. Po prostu jest to w warunkach narzuconych przez komunistów, jedyna siła mogąca takie wybory wygrać. Ale też właśnie "Solidarność" przyczyniła się, m.in. do ustalenia ''okrągłego stołu", do wytworzenia właśnie takiej sytuacji. Kierownictwo związku. zdominowane przez niekomunistyczną lewicę zdaje sobie z tego sprawę i ma zamiar to wykorzystywać. Adam Michnik już dziś wie, że "Solidarność" nie poprze w rejonie szczecińskim kandydatury Mariana Jurczyka (niegdyś przywódcy tego regionu, skłóconego obecnie z KKW; bierze udział w pracach Grupy Roboczej KK), a Władysław Frasyniuk wprost stwierdza: "Musimy stawiać na tych ludzi (mowa o wyborach), którzy pokazali przez 7 lat, że zasłużyli na reprezentowanie nas w parlamencie. (...) Mamy wybrać ludzi, którzy funkcjonują zgodnie z etosem "Solidarności" (TM nr287). W praktyce będzie to oznaczało, że "Solidarność" poprze tych kandydatów, którzy zostaną zaakceptowani przez lewicowych doradców związku. Trudno powstrzymać się od wrażenia, że o to właśnie od samego początku chodziło.

Organizowanie kampanii wyborczej, pomijając już sprawę samych wyborów, przez związek zawodowy, do którego należą ludzie o różnych przekonaniach, a w których swoistą kierowniczą rolę spełnia wyłącznie jeden nurt polityczny, bynajmniej nie cieszący się największą popularnością, jest chwytem nieuczciwym. Nieuczciwością jest bowiem to, że ze środków (technicznych, finansowych, organizacyjnych), którymi dysponuje potężna organizacja, mieniąca się na dodatek apolityczną, w rzeczywistości korzystać będą te środowiska, które w istocie posiadają względnie wykrystalizowany program, dla którego poparcie społeczne jest małe, jeżeli nie znikome. Żadna lewicowa partia polityczna nie zdobyłaby takich upływów w życiu politycznym, jakie zapewnia obecnie lwicy sprawowanie kontroli nad ''Solidarnością". Śmiem twierdzić, że zapewnienie tej kontroli, a przez zdobycie niewspółmiernego, do rzeczywistego, wpływu na kształt polskiej opozycji, były podstawowym celem operacji przystąpienia przez niekomunistyczną lewicę do rozmów "okrągłego stołu". I kto wie czy nie odbyło się to przy cichej akceptacji władzy.

Kuba Odtruwacz

Głos Poznańskich Liberałów 1988-1989