SOLIDARNOŚĆ PO DRUGIEJ STRONIE BARYKADY

Sierpień 1980 na długo zostanie pozostanie w pamięci potomnych. Czy odnajdzie trwałe miejsce w naszej narodowej tradycji – trudno powiedzieć. Nie takie to znowu istotne. Ważniejsza wydaje się odpowiedź na pytanie: czy pozytywna opinia o tym wydarzeniu może się okazać dziś i w przyszłości przydatna.

Historia jako nauka, a raczej jej część utylitarna, wykorzystywana w propagandzie, zawsze była bardzo podatna na działanie legendy. Pierwszym świadomym inspiratorem tego rodzaju twórczości miał być podobno Aleksander Wielki. Tropem tym podążyli inni, tak że proceder ten przetrwał znakomicie aż do czasów dzisiejszych.

Znaczny wzrost produkcji papieru, powstanie nowych środków przekazu nic zasadniczo w tym przedmiocie nie zmieniły. Legendy marszałka Piłsudskiego i generała de Gaulle'a, komunisty Lenina i zbrodniarza Stalina, legenda tajnego referatu Chruszczowa i niesprawiedliwej wojny w Wietnamie, wszystkie one mają się dzisiaj, niezależnie od wartości, całkiem dobrze.

Sierpień 1980 to niewątpliwie w pewnym sensie również legenda. Przy czym, co warte podkreślenia, składa się ona z dwóch całkowicie przeciwstawnych sobie elementów. Gdy z jednej strony oznacza ona po prostu protest społeczeństwa, z drugiej jest raczej wyrazem dążeń do zawarcia narodowej zgody, porozumienia, czy czegoś w tym rodzaju. Istnieją, rzecz jasna, próby głębszego wniknięcia w to zagadnienie, tutaj chodzi jednak o wyodrębnienie pewnej oceny, która ma największy wpływ na stan świadomości.

Zwolennicy przedstawionego powyżej kierunku myślenia mają oczywiście wszelkie prawo do reprezentowania go. Byli bowiem akcjonariuszami polityki, która w sposób decydujący wpłynęła na zarysowanie takiego właśnie obrazu. Nie w tym rzecz. Gorzej, że potrzebę tak ukierunkowanych działań, działań zawierających do zawarcia wyimaginowanego narodowego porozumienia udało im się ostatecznie przeklasyfikować w legendę na tyle mocną, że dziś już sierpień 1980 jest związany ze sloganem narodowej zgody nierozerwalnym węzłem sentymentu. Tak już zresztą zapewne pozostanie, być może na zawsze, i niech zostanie. Niezależnie od tego jakie wartości niosła to wydarzenie ze sobą wiadomo dziś, że zostało z nich w końcu prawie doszczętnie wyprane. Sierpień na zawsze bowiem pozostanie przy "S", również tej dzisiejszej, która za podstawę swojej polityki przyjęła dowartościowanie komunistów za wszelką cenę.

Zagadnienie stosunku do systemu totalitarnego nie należy umiejscawiać wyłącznie w sferze politycznej. Jest to również problem etyczny. Komunizm pozbawiony na pewien czas swoich krwiożerczych instynktów, wyostrzony o dobre chęci wywarcia miłego wrażenia, autentycznie przejęty przyszłym losem świata, za którym, tego nigdy nie ukrywał, tak bardzo tęskni, zawsze pozostanie komunizmem wyposażonym w metodę, którą tak celnie scharakteryzował Józef Mackiewicz pisząc, że komunizm robi z człowieka... człowieka poszukującego ratunku w nigdy nie wygasłej nadzieji na współżycie z systemem zawoalowanym.

Nie ulega bodaj wątpliwości, że obecne reakcje spadkobierców legendy sierpnia są dopasowane do takiego właśnie wzorca postępowania. Stan taki jest wyłącznie rezultatem ich świadomego wyboru. Wielkie znaczenie wypada zapewne przypisać ogromnej ilości postaw tego rodzaju w przeszłości. Dzięki pierwszym paputczikom, lewicowym intelektualistom, Mikołajczykom, instytucjom kościelnym oraz innym ugrupowaniom ugruntowało się w końcu przekonanie o możliwości, nadzieji i potrzebie. W rezultacie otrzymaliśmy plątaninę zjawisk typowych i sobie przeciwstawnych. Przyzwyczajenie do systemu dostosowanie postaw życiowych do nieuchronnie reformowalnej dziejowej stabilizacji, konieczność współżycia oraz spełniania obowiązków z tego współżycia wynikających, jak również pojmowany zdroworozsądkowo "deterministyczny geografizm", i z drugiej strony przyrodzony instynkt kreowania wartości w połączeniu z mocno ugruntowaną potrzebą własnej i społecznej niezależności, wszystko to musiało w końcu doprowadzić do narodzin pewnego rodzaju utopijnej idei – zbuntowanego serwilizmu.

Dużą niesprawiedliwością byłoby zapewne poszukiwanie przyczyn takiego stanu rzeczy wyłącznie w sferze powikłanej tradycji politycznej. I inne czynniki mają z pewnością ogromne znaczenie. Nie to jest jednak istotne. Nas winny bowiem przede wszystkim interesować konsekwencje polityczne. Na inicjatywy w rodzaju debat telewizyjnych, okrągłego stołu, poparcia dla komunistycznych reform i wielo innych należy patrzeć spokojnie. Zapewne. Nie można jednak ukrywać rezultatów takiego rodzaju działań. Szczere i jawnie głoszone poparcie dla reformatorskich popędów przywódcy świata komunistycznego nie jest wyłącznie przykład politycznego zaślepienia. Jest czymś znacznie gorszym. Powodując bowiem reakcję łańcuchową podobnych sądów i ocen przyczynia się do upowszechnienia poglądu o braku niebezpieczeństwa ze strony systemu komunistycznego, doprowadzając tym samym do rozbrojenia psychicznego społeczeństwa.

Takim argumentem mającym przemawiać na korzyść przywódców "S" jest ich mniemany polityczny realizm. Pozwólmy przejść nad tym do porządku. Zwróćmy natomiast uwagę na podstawowe kryterium wartościowania postaw politycznych, jakim jest ocena celów, stojących u podstaw działania. Ocena raka winna ostatecznie przesądzić o wartości podejmowanych inicjatyw.

Cel nadrzędny przywódców ruchu związkowego – uzdrowienie sytuacji politycznej, gospodarczej i społecznej systemu komunistycznego – może być oczywiście rozpatrywany z różnych punktów widzenia. Trudno się jednak wyzbyć uczucia niepokoju. Jaskrawo wyłania się bowiem wizerunek wspólnoty interesów – reanimacji upadłej obecnie pozycji kraju i bloku. Zaistniałe analogie sięgają zresztą dalej. Komuniści cenią sobie nade wszystko dwa podstawowe argumenty w prowadzonej z uporem grze politycznej - wiarygodność i siłę. Przywódcy "S" okazują się być może w tej dziedzinie niezmiernie przydatni. Uwiarygodnienie polityki komunistów (wypowiedź Wałęsy na temat reform Gorbaczowa) jest przecież w ich rozumieniu elementem mającym dopomóc w pozyskaniu dla programu reform większości społeczeństwa, tym mocniej w kontekście wyczekiwanego porozumienia.

Przywódcy związku z uporem i konsekwencją utrzymują linię polityczną, opartą na fundamentalnym założeniu reformowalności systemu totalitarnego. Można chyba pogratulować stałości, tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę, że założenie takie nie wypływa bynajmniej z pobudek racjonalnych. Autorzy zdają sobie doskonale sprawę z iluzoryczności podstaw własnego stanowiska. Doświadczenia lat minionych oraz własne z całą pewnością nie umknęły ich uwadze. To właśnie z tych doświadczeń wypływa ich dzisiejszy realizm polityczny.

Ruch polityczny "S" roku 1980 miał swoje racje bytu. Mogło się bowiem jeszcze części ówczesnych dowódców przywódców wydawać, że w prowadzonej z komunistami grze politycznej uda im się w którymś momencie oszukać partnera. Najlepszym dowodem, iż w takim właśnie kierunku podążyły wysiłki tej grupy jest grudzień 1981, kiedy komuniści poczuli się zmuszeni odmówić dalszego udziału w zabawie. Niewielkie ma przy tym znaczenie czy stan wojenny był wynikiem komunistycznej prowokacji czy też nie. Obie strony zdawały sobie przecież doskonale sprawę z tego, że slogan narodowego porozumienia jest w gruncie rzeczy hasłem całkowicie umownym. W rzeczywistości treścią tego okresu nie była walka o paradoksalne prawo większej ilości towarów reglamentowanych czy mniejszej ilości mieszkań przypadających na głowę mieszkańca, była to walka o właściwe miejsce komunizmu w świecie dzisiejszym.

Takich nadzieji nie należy oczywiście przypisywać wszystkim. Byli również i tacy, którzy, którzy całkowicie świadomie dążyli do dokonania ostatecznego aktu symbiozy z panującymi realiami życia. Dla tych ostatnich, niewątpliwych smakoszy komunizmu, liczyła się przede wszystkim zdolność umiejętnego trawienia rzeczywistości. Dziś można z całą pewnością stwierdzić, że to właśnie filozofia życia jak też pewnego gatunku polityczny realizm zapanowały niepodzielnie w środowisku, o którym tu mowa (choć i tu pojawiają się od czasu do czasu chwalebne wyjątki).

Z dzisiejszej perspektywy roku 89 dużym nietaktem byłoby przypisywanie komu bądź nadmiernej dozy naiwności czy chociażby braku rozeznania w przeszłych wydarzeniach. Komunizm stanu wojennego wyznaczył w mierze dostatecznej ramy [...] kompromisu. Jakby na zagadnienie nie spojrzeć nic co wychodzi poza postulat wiecznotrwałej podległości w ramach tych się nie mieści.

Dlatego właśnie zapewne realizm ów nieprzypadkowo nie jest pozbawiony specjalnego gatunku walorów estetycznych. Zdano sobie bowiem sprawę, że jakiekolwiek rozwiązanie wewnątrzsystemowe nie rozbudzi odpowiednio silnego entuzjazmu. Tak więc pod przykrywką politycznego pluralizmu (z kierowniczą partią na czele), pluralizmu gospodarczego, społecznego (reaktywowanie czynów społecznych) usiłuje się zmieścić niejawnie głoszone sugestie o możliwym obaleniu komunizmu na drodze powolnej ewolucji. Temu celowi służy między innymi rozpropagowywanie komunistycznej pierestrojki, jako jednej z możliwych dróg wyjścia. Temu celowi służy również niezupełnie jasno sformułowany program działań publicznych, o czym świadczyć może coraz bardziej nieśmiały udział w manifestacjach rocznicowych, inspirowanie obecnie już jawnych spotkań z ważnymi osobistościami życia politycznego krajów zachodnich, robienie ogólnie sympatycznego wrażenia, czy również nieukrywanie skromnych zazwyczaj przewinień upragnionego od dawna, przy jednym stole, współbiesiadnika.

Wypada przyznać, że prowadzona w taki sposób gra polityczna wciąż niezmiennie przynosi znaczne sukcesy. Dla manipulowanego z premedytacją społeczeństwa, "Solidarność" niezmiennie stanowi symbol postawy wobec komunistycznego systemu opozycyjnej, w wariancie optymistycznym nawet niezależnej, żeby nie powiedzieć wrogiej. Sytuacja taka nie wydaje się zresztą [...] udziwniona. "Solidarność" ma bowiem na swoim koncie, jak wspomnieliśmy, sierpień 1980 roku, który przecież zyskał poparcie zdecydowanej większości społeczeństwa, a ponadto wciąż dysponuje [...] postulatem głębokiej odbudowy gospodarczej, co z punktu widzenia społeczeństwa ma znaczenie trudne do przecenienia.

''Solidarność'' roku 1980 podjęła bardzo niebezpieczną grę z komunistami, zarówno w sferze polityki jak i społecznej świadomości. W zamian za przyznanie komunistom prawa do współdecydowania o losach społeczeństwa o kraju, starano się uzyskać możliwość skutecznego rywalizowania z władzą na polu polityki. Ta gra, choć z góry skazana na niepowodzenie, rozbudziła nadzieje przeogromnej części społeczeństwa, 13 grudnia 1981 roku stanowi w tym wypadku cezurę końcową.

Dziś w niespełna dekadę po tamtych przeszłych wydarzeniach "Solidarność" ponownie obdarzona została honorem współzawodniczenia z komunistami. I choć, z całą pewnością, nie będą to już zmagania na miarę roku 1981, mimo to "S" cieszy się niezachwianie ogromnym zainteresowaniem i sympatią szerokich kół. Przywódcy "S" pragną wykorzystać nadarzającą się okazję. Mimo, iż doskonale zdają sobie sprawę z własnej impotencji, hipokryzji i odpowiedzialności, która na nieszczęście dziś jeszcze na nich spoczywa zabrnęli konsekwentnie w dziedzinę kolaboracji z władzą, w dziedzinę prokomunizmu.

Trudno przewidzieć wydarzenia, które nastąpią za miesiąc, rok czy dziesięciolecie, z perspektywy dnia dzisiejszego wypada jednak z całą stanowczością powiedzieć, że mniej lub bardziej śmiało artykułowane poparcie dla obecnych poczynań "Solidarności" jest poważnym politycznym błędem.

Przyszedł bowiem czas, aby w odniesieniu do kierownictwa "Solidarności" powiedzieć sobie otwarcie – nasze drogi już się rozeszły.

H.

Głos Poznańskich Liberałów 1988-1989