SOJUSZE ZA KULISAMI I FIGURANCI NA SCENIE

Mianowanie Andrzeja Ananicza szefem Agencji Wywiadu interpretowane jako wykonanie polecenia Amerykanów, podobnie jak poprzednio wyznaczenie premierem Marka Belki, choć słuszne odsłania jedynie część prawdy; ujawnia kogo się boi obecna elita władzy, nic nie mówi natomiast o związanych z tym obecnych sojuszach krajowych stojących za decyzjami politycznymi. Mianowanie Andrzeja Ananicza szefem Agencji Wywiadu interpretowane jako wykonanie polecenia Amerykanów, podobnie jak poprzednio wyznaczenie premierem Marka Belki, choć słuszne odsłania jedynie część prawdy; ujawnia kogo się boi obecna elita władzy, nic nie mówi natomiast o związanych z tym obecnych sojuszach krajowych stojących za decyzjami politycznymi.

Andrzej Ananicz związał swą karierę z Lechem Wałęsą i był mu wierny. Wykonywał jego rozkazy w sprawie spółek polsko-rosyjskich, bo takie miał polecenie i nie chciał wypaść z gry. Jak każdy polityk wykona więc każde inne polecenie by pozostać w elicie i nie skończyć na śmietniku historii, np. jako wykładowca języka tureckiego na UW nawet za całe 1200 zł miesięcznie. Dla kogo zatem jego osoba może być gwarantem sojuszu i lojalności wobec zawartych przez premiera Belkę, a więc stojącego za nim prezydenta Kwaśniewskiego, porozumień?

Przypomnijmy sobie tę gromadkę sbeków, która najpierw znalazła swego opiekuna w osobie ministra Kozłowskiego, później stała się podporą prezydenta Wałęsy, a po osieroceniu przez niego, część z nich podjęła nieudaną próbę uwicia sobie gniazdka u boku wicepremiera Tomaszewskiego; od dawna „bezprizorni” poszukiwali sponsora, utworzyli nawet partię polityczną – Platformę Obywatelską, by móc grać nie tylko za kulisami ale także na scenie politycznej. Prezydent Kwaśniewski przez długi czas nie był odpowiednim kandydatem ze względu na kampanię wyborczą, w której pokonał Wałęsę, ale teraz jego kadencja się kończy i powstaje nowa sytuacja polityczna.

Spośród ludzi stojących za powołaniem Platformy: Petelicki, Jasik, Fonfara, Olechowski i Czempiński, przyjrzyjmy się tej ostatniej parce. Jak wiadomo bowiem dobry oficer prowadzący może zbudować wspaniałą karierę jeśli prowadzi wartościowego agenta.

Gromosław Czempiński po ukończeniu Ośrodka Kształcenia Kadr Wywiadowczych w 1972 roku podjął pracę I Departamencie SB MSW, czyli w wywiadzie cywilnym pracującym na potrzeby I Zarządu KGB kierowanego od 1975 roku przez Kriuczkowa, później jednego z głównych architektów transformacji ustrojowej rzekomo wywalczonej przez „S”. W tym samym roku współpracę z I Departamentem rozpoczął Andrzej Olechowski (rejestracja 4 listopada 1972). Wywiad załatwił mu w 1973 roku pracę w sekretariacie Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju - UNCTAD w Genewie, gdzie był zatrudniony do 1978 roku. Po powrocie do Polski podjął pracę jako adiunkt w Instytucie Koniunktur i Cen, a po uzyskaniu stopnia doktora (1979) został kierownikiem Zakładu Analiz i Prognoz, gdzie zapisał się do „S”. W 1982 roku Olechowski znów wyjechał pracować do UNCTAD. W tym czasie Czempiński został oficjalnie sekretarzem ambasady PRL (etat jawny) w Szwajcarii. Czyżby zatem oficer prowadzący podążał za swoim agentem czy TW ”MUST” za swoim oficerem? Olechowski był wtedy kontaktem Operacyjnym V Wydziału I Departamentu czyli zajmował się RFN. W czasie spełniania swoich zadań zagranicznych TW „MUST” został wypożyczony II Departamentowi czyli kontrwywiadowi.

W 1985 roku Olechowski przeniósł się do Banku Światowego w Waszyngtonie, a Czempiński podążył za nim (lub na odwrót). Ciekawe, że prawie wszyscy agenci moskiewscy, którzy zostali po 1989 r. przewerbowani, mieli za sobą pobyt w USA.

Po powrocie do kraju Olechowski został dyrektorem departamentu w Ministerstwie Współpracy Gospodarczej z Zagranicą w rządzie Rakowskiego oraz I. Wiceprezesem NBP, od 1991 roku, gdy już odszedł z NBP, został prezesem Rady Nadzorczej Banku Handlowego S.A.

W prezydenckim potworku - rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego, Olechowski został wiceministrem w MWGzZ (1991-92). W maju 1992 r., po odejściu z rządu Olszewskiego, Olechowski został doradcą prezydenta Wałęsy do spraw gospodarczych, natomiast jego już teraz przyjaciel - Czempiński zastępcą szefa Zarządu Wywiadu UOP (sierpień-grudzień 1992) czyli wiceszefem dawnego I Departamentu, a następnie szefem UOP (1993-1996). Przypomnijmy, iż UOP był jednym z filarów władzy Wałęsy-Wachowskiego. Wtedy też jeszcze, pod skrzydłami Wachowskiego, panowała zgoda między UOP (dawna SB) i WSI.

Zanim założono PO, sieroty po Wałęsie podjęły pierwszą nieudaną próbę polityczną: w marcu 1996 roku TW „MUST” i TW „Wiktor”, znany jako Lech Falandysz, założyli „Ruch Stu”. Olechowski był zawsze związany ze sferami finansowymi (był udziałowcem głównego banku nomenklatury – BIGu), cieszył się poparciem BCC i Polskiej Konfederacji Przedsiębiorców (Bochniarz – inne dziecię czerwonej transformacji). Pozostaje kwestią otwartą rola Olechowskiego w międzynarodowych operacjach finansowych I i II Departamentu w okresie kierowanej przez nich transformacji.

Jeśli teraz wziąć pod uwagę, że premier Belka jest obok Marka Borowskiego głównym realizatorem planów Kwaśniewskiego budowy własnego obozu politycznego na gruzach SLD, to mianowanie Ananicza, podkreślmy w pełnym uzgodnieniu z prezydentem (i posłusznym przytaknięciu Borowskiego), jest przypieczętowaniem nowego sojuszu między dawnym I i II Departamentem SB czyli cywilnym wywiadem i kontrwywiadem a .... no właśnie – kim? Czy samym Kwaśniewskim? Otóż nie. Za prezydentem stoi wojskówka czyli WSI. Za kulisami mamy więc sojusz I i II Departamentu z WSI, rana, którą wywołała rywalizacja wyborcza Kwaśniewskiego i Wałęsy właśnie się zabliźniła, a Ananicz ma przypieczętować ten zwrot, być czymś w rodzaju plastra.

To za kulisami, a na scenie teatru odgrywanego dla mas?

Mamy partię Borowskiego, która ma odgrywać rolę refugium dla uciekających do prezydenta z ginącego SLD. Mamy też nowe mianowania, jak pani Radziwiłł, co jest ręką wysuniętą do resztek UW. Sojusz z Unią nie odbędzie się jednak na warunkach Michnika, który chciał rządzić prezydentem ale z łaski panującego. I oczywiście główny sojusznik – PO.

Charakterystyczne pod tym względem były wypowiedzi Miodowicza i Rokity. Najpierw Miodowicz odniósł się do nominacji Ananicza negatywnie, by po 2 – 3 dniach zmienić swoje stanowisko o 180 stopni. Oznacza to, iż po pierwsze w przerwie się skonsultował z kim trzeba i spełnił polecenie, a po drugie, iż Miodowicz nie należy do grupy podejmującej decyzje za kulisami PO. Zabawna była obrona nominata w ustach wirtualnego premiera Jana Marii, który tłumaczył, iż przecież Ananicz „tylko wykonywał polecenia”. Już teraz wiemy, iż jeśli ktoś „tylko wykonuje” to absolutnie nie ponosi żadnej odpowiedzialności za to co robi. Ciekawa konkluzja w ustach kogoś, kto walczył z komunizmem.

Oczywiście taki scenariusz możliwy będzie o ile uda się ostatecznie rozbić gang Millera, a nie będzie to zadanie łatwe, chociaż wykonalne dla połączonych sił WSI oraz I i II Departamentu. SLD dysponuje tylko znajomością konta numerycznego (kto personalnie możemy się domyślać), na które poszło 400 mln prowizji z ORLENu i dawnym III Departamentem SB. Ale już doszło do pierwszej dymisji w ABW, a usunięcie wiceszefa Pawła Pruszyńskiego znanego jako człowieka Millera, to dopiero początek czyszczenia ABW przez prezydencką WSI. Tu też upatrywałbym przyczynę nagłego spadku notowań Samoobrony; albo biura sondażowe otrzymały inne instrukcje, od silniejszego sponsora niż dawny III Departament, albo temu brakuje już sił na wspieranie swojej partii, a kampania medialna ma już innego opiekuna.

Zwróćmy uwagę na ciekawy materiał we „Wprost” z 21 marca 2004, który tu reprezentował Kulczyka i Millera, a także III Departament, dla którego naczelny tygodnika kiedyś pracował. Na łamach pisma zamieszczono artykuł Gideona Thomasa, który powołując się na akta STASI wymienił jako „bezpośrednio zaangażowanych w działalność wywiadowczą przeciwko Wielkiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym już po upadku systemu komunistycznego w Polsce”, generałów: Bolesława Izydorczyka (szefa WSI w latach 1992-1994), Konstantego Malejczyka (kierował WSI w latach 1996-1997) oraz jego następcy Marka Dukaczewskiego, który obecnie jest szefem WSI.

Ten atak III Departamentu czy jak kto woli gangu Millera, na stojącą za prezydentem wojskówkę, przeszedł niezauważony. Nagle wszyscy dziennikarze stali się głuchoniemymi i ociemniałymi analfabetami i zapewne dlatego nie zareagowali. Alternatywna interpretacja bowiem oznaczałaby, że dziennikarzy przejęło już WSI, albo wszyscy doskonale wiedzą Wyobraźmy co chodzi i w trosce Wyobraźmy własną przyszłość, pracę, miejsca w rankingach, nagrody za nieustraszoność i rzetelność, wolą milczeć. Wyobraźmy sobie, że w USA albo we Francji czy Wlk. Brytanii wysokonakładowy tygodnik, nawet cudzymi ustami, oskarżyłby szefa tajnych służb wojskowych o pracę przeciwko najbliższym sojusznikom (w domyśle dla Rosji), cóż by się działo?

Artykuł ten uzyskuje też inne znaczenie, jeśli weźniemy pod uwagę, iż Czempiński i WSI od dawna zostali przejęci przez Amerykanów, którzy zawsze traktowali byłych komunistycznych agentów jako swoich najlepszych sojuszników. III Departament „ustami” tygodnika „Wprost” złożył po prostu donos, ale jak widzimy po nominacji Ananicza, całkowicie nieskuteczny.

Na koniec zwróćmy jeszcze uwagę na Jana Marię. Jego postawa w komisji ds. afery Rywina mogła zdziwić uważnego obserwatora. Oto bowiem Rokita dzielnie walczył przeciwko Millerowi. A skąd ta odwaga? Przecież Rokita od 1989 roku zawsze postępował tak by utrzymać się na fali i nie wypaść z gry. W 1989 roku w Krakowie widział nienawiść we właściwych oczach, tj. antykomunistycznych demonstrantów. W 1990 roku pochwalał dążenie Michnika do narzucenia Polsce jednopartyjnej dyktatury, następnie popierał wałęsowską akcję przeciwko Porozumieniu Centrum. A tu nagle akcja przeciwko Millerowi. Albo zatem Rokita doszedł do wniosku, że jest już tak silny, że mu wolno, albo po prostu miał gwarancje. W pierwszym wypadku nagle pokazano mu możliwości ataku oskarżając żonę o pracę agenta wpływu na rzecz Rosji. A tak przy okazji, czy ktoś postawił pytanie kiedy, w jakim okresie historii ZSRS i w jakim charakterze rodzice żony Jana Marii wyjechali z Sowietów na Zachód? Zanim bowiem postawi się jakiekolwiek oskarżenia jest mnóstwo drobnych faktów do sprawdzenia.

W drugim wypadku gwarancje musiały dotyczyć pozostania w grze i przyszłej kariery czyli zabezpieczenia przed kontratakiem III Departamentu. Jeśli ta analiza jest trafna, to znaczy, że cała operacja sojuszu służb za kulisami i gry figurantami na scenie teatru dla maluczkich była przygotowywana od dawna, od początku komisji Rywina. Zauważmy, że Rokita zapytany, w związku z głosowaniem w Sejmie nad sprawozdaniem posła Ziobry, czy Platforma zechce postawić przed Trybunałem Stanu wszystkich tam wymienionych, od razu dał do zrozumienia, iż w praktyce nie dotyczy to prezydenta.

A co wynika z tego wszystkiego dla społeczeństwa? Im służby walczą ze sobą bardziej zażarcie, a eskalacja jest nieunikniona w związku z tym, że koryto puste, tym będą musiały bardziej wciągać społeczeństwo, a to znaczy coś mu dać. Oby wszyscy zżarli się nawzajem kończąc haniebny okres w historii Polski zwany III RP.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010