Podział kosztów

W początkach tego lata kierownictwo "S" wezwało członków swojego związku zawodowego, by do czasu uchwalenia ustawy o indeksacji wstrzymali się oni ze strajkami. Ci, którzy strajkowali, wywalczyli swoje. Ci, którzy posłuchali apelu Wałęsy, pozostali z nadzieją na sprawiedliwą indeksację. W lipcu indeksację rzeczywiście uchwalono. Ale – głownie siłą głosów OKP – dodatek indeksacyjny ustalono równy dla wszystkich: tyle samo dostali i ci, którzy wystrajkowali sobie podwyżki, i ci, którzy nie strajkowali, by nie napędzać inflacji. Ci więc, którzy posłuchali Wałęsy i KKW po prostu stracili. Dlaczego OKP, pod silną presją KKW, głosował za tym w istocie niesprawiedliwy wariant indeksacji? Niesprawiedliwym i ekonomicznie błędnym, bo napędzającym inflację. Dlaczego po prostu oszukano tych, którzy byli Wałęsie wierni?

Odpowiedź jest prosta: kierownictwo "S" istotnie dostało przyzwolenie PZPR na przeprowadzeni niektórych reform tego systemu, ale z jednym kardynalnym zastrzeżeniem: nie może to odbyć się kosztem aparatu MON i MSW. KKW "S" zrozumiała też szybko, iż na zbyt wielkie wyrzeczenia nie zgodzą się największe krajowe zakłady pracy, owe bastiony "S": huty, stocznie, kopalnie. Dlatego też w obawie o powodzenie reformy KKW (a teraz i rząd Mazowieckiego) tak konstruuje swoją politykę ekonomiczną, by na tym wszystkim jak najmniej ucierpieli pracownicy MSW, MON i oczywiście robotnicy z największych skupisk przemysłowych. Ci ostatni bowiem (choć apele Wałęsy ich nie obchodzą) musieli też dostać taką samą indeksację jak inni. Ich siła przebicia jest bowiem zbyt duża. Ale takie są prawidła polityki: liczy się przede wszystkim siła przebicia, nie zaś uczciwość czy pracowitość. To już jest więc oczywiste: ta reforma PRL-u musi się odbyć kosztem najsłabszych (robotników z małych zakładów i małych miast, służby zdrowia, nauczycieli, poczty, rencistów itp.). W żadnym zaś wypadku kosztem MON-u, MSW oraz inteligenckich i robotniczych elit "Solidarności".

Pius

Głos Poznańskich Liberałów 1988-1989