Obustronne zobowiązanie

Mój dziadek (rocznik przedwojenny) wpajał mi pewne kluczowe przedwojenne zasady i to w latach komunizmu. Miedzy innymi to, że jak się umawiasz z druga osoba - to tak jakbyś podpisywał z nią umowę czy kontrakt. Ja się z tobą umawiam ze przyjdę na spotkanie w dniu takim to a takim o godzinę takiej.
To jest obustronne zobowiązanie.

Ktoś, kto na takie spotkanie nie przychodzi - zrywa ten "kontrakt" - czyli staje się kompletnie niewiarygodny. I dziadek podał mi przykład - umawiasz się z kolegą gdzieś w mieście np. w czwartek o godz. 17. Do spotkania ma dojść za kilka dni...
W tym czasie, akurat w ten dzień wypada ci kilka ważnych rzeczy - ale spotkanie tez jest ważne. Przekładasz wszystko tak by jednak na wcześniej umówione spotkanie z kolegą się stawić. Do tego w czwartek leje deszcz, akurat jest świetny mecz w Tv, a w dodatku nazajutrz jest klasówka z matematyki. Stawiasz się na spotkanie i czekasz....
Kolega nie przychodzi, wracasz do domu z poczuciem, że albo coś mu się stało, a jak nie to zostałeś wystrychnięty na dudka. Straciłeś czas, zawaliłeś kilka rzeczy, a także i pieniądze na tramwaj...
Po kilku godzinach kolega dzwoni, że coś mu wypadło.... a ty wiesz, że to wymówka i że jest on niegodny zawierania umowy gentelmenskiej...

Ten przykład z dziadkowej lekcji pozostał mi do dzisiaj, i gdyby się waliło, paliło zawsze na spotkanie punktualnie a nawet przed czasem się stawiam. Moje wszystkie zegarki w domu są przyspieszone conajmniej o 10 minut, by mieć komfort psychiczny wcześniejszego wyjścia z domu. Wtedy, kiedy w komunizmie nie było telefonów stacjonarnych - a tym bardziej komórek czy faxow, kiedy poruszaliśmy się tramwajami czy autobusami, które jeździły jak chciały punktualność i powiadomienie kogoś, że nie można przyjść na spotkanie było nielada wysiłkiem. Dzisiaj, w dobie społeczeństwa informacyjnego złamanie tych zasad świadczy o niskim poziomie kultury. Tak jest w zwyczaju ogólnoludzkim i jeszcze bardzo honorowanym na zachodzie Europy ( patrz w Irlandii tez...)

W zwyczaju obyczaju politycznym jest to kompletnie nie do przyjęcia i degraduje takiego polityka natychmiast z życia publicznego nie mówiąc o jakimkolwiek stanowisku rządowym. Tak jest w demokratycznym państwie o kulturze zachodniej... w Polsce juz ta kultura jak widać obowiązywać nie musi. Wyborcze hasło, że teraz PO zmieni obyczaje i styl jak widać zmienia pełną parą i tylko z mandatu wyborczego. Przecież nic się nie stało... Sikorski był po podroży z USA i musiał być na posiedzeniu budżetowym rządu. Przecież wysłał fax z prośbą o inny termin. No i co...?

Ano to, że fax przyszedł już po umówionej godzinie spotkania, a nie przed... Ze dzisiaj można Hylo nawet z USA wysłać fax, nie wspominając o służbach ministerialnych MSZ-tu, które maja za zadanie wykonywanie poleceń, kiedy minister im cos poleca...
Jak widać styl rządu PO-PSL jak na razie można określić jako staczanie się w dół a dodając do tego umizgi do Moskwy czy awans ministerialne ludzi z kontrowersyjna przeszłością (Ćwąkalski) czy mianowanie byłych generałów WSI i przebąkiwanie o wprowadzaniu kapitału rosyjskiego do energetyki itd. świadczy ze w wyborach o styl i "normalność" nie chodziło. Już możemy oceniać nie słowa a fakty a one nie dają się tak łatwo zagadywać przez zaprzyjaźnione z rządem media.

Na zakończenie zastanawiałem się nad faktem posiadania dwóch obywatelstw przez ministra skarbu, (bo podobno pan Sikorski zrzekła się obywatelstwa WB). Każdy obywatel danego państwa jest zobowiązany przestrzegać praw tego państwa... Wiec jak się ma takie zobowiązanie, kiedy się jest obywatelem dwóch państw. To znaczy ze w Polsce honoruje się prawo polskie a juz w W.Brytanii prawo brytyjskie, a np., które po za tymi państwami...? Jak pogodzić wówczas interes jednego z tych państw, kiedy np. one nawzajem się wykluczają...? A mowa tutaj jest o ministrze naszego skarbu, czyli zarządcy naszego dobra majątkowego, w tym naszych finansów.
To tak pod ogólną rozwagę...

PS
Wiem ze służby czytają emaile, więc kieruję do nich pytanie czy już coś uczyniły w sprawie Komisji Wyborczej i skandalu z drukowaniem bądź nie w zależności od "widzi mi się" owej komisji kart do glosowania. Dlaczego nie drukuje się wszystkich kart do glosowania i nie przesyła do komisji wyborczych tylko "trzyma" gdzieś w sejfach lub dodrukowywuje jak zabraknie? Czy nie jest to pole do manipulacji a tym bardziej do możliwości fałszowania wynikami wyborów?

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010