O STALINIZMIE RAZ JESZCZE

Przeglądając niedawno najnowszy zeszyt "Konfrontacji" – znakomicie redagowanego przez Irenę Lasotę wyboru zachodnioeuropejskiej i amerykańskiej publicystyki – natrafiłem na ciekawą polemikę toczącą się na łamach pisma "Encounter" na przełomie 1987 o 1988 roku, która skłoniła mnie by raz jeszcze poruszyć sprawę stalinizmu i jego interpretacji. Owa polemika między Josefem Joffe a Georgem Watsonem dotyczyła trwającego już kilka lat sporu zachodnioniemieckich historyków o korzenie hitleryzmu, a ściślej rzecz biorąc tego czy Adolf-Hitler był oryginalny formując ideę ostatecznego rozwiązania tj. - by użyć słów inicjatora dyskusji Ernesta Nolte - zagłady całych zbiorowości w imię całkowicie arbitralnych kryteriów (oczywiście w wypadku hitleryzmu chodzi o holocaust), czy też eksterminacja pewnej kategorii ludzi była postulowana i, co ważniejsze zastosowana w praktyce już wcześniej przez kogoś innego. Pomijając wszelkie niemieckie kompleksy i resentymenty jakie zapewne determinowały przebieg tego sporu, które, moim zdaniem, zaciemniają nieco sedno sprawy, chciałbym przytoczyć te argumenty, które świadczą o tym, iż "Mnie Kampf" nie było pierwszą wykładnią ludobójstwa, bowiem taką wykładnię można spotkać już wcześniej w pracach Marksa i Engelsa, które były następnie podnietą dla straszliwego terroru zaprowadzonego przez Lenina i Stalina w Rosji sowieckiej.

Czynie to jedynie po to, aby ustalić czy istnieje jakiś związek przyczynowy między ideą ostatecznego rozwiązania w marksizmie-leninizmie i hitleryzmie. Dla nas Polaków takie samo oczyszczające spory są w gruncie rzeczy obojętne, bowiem Hitler i Stalin, a trafniej mówiąc, i faszyzm i komunizm są w nieporównywalnie mniejszym stopniu udziałem naszego narodu niż narodów niemieckiego i rosyjskiego. natomiast nieobce nam jest, i temu należy się przeciwstawiać, dokonywanie rehabilitacji komunizmu przez twierdzenie, iż wszelkie zło, jakie zaistniało w państwach realnego socjalizmu, a na określenie którego stworzono słowo stalinizm, nie ma w gruncie rzeczy nic wspólnego ze szlachetną ideą, a wręcz przeciwnie, było jej wypaczeniem. Na zasadzie porównania można by się upierać, że faszyzm także nie jest zwyrodnieniem, a winą za komory gazowe obciążyć hitleryzm. Nikt jednak tego nie czyni. A przecież tak jak w faszyzmie rasizm i ustawy norymberskie doprowadziły do eksterminacji Żydów, tak w socjalizmie postulat unicestwienia burżuazji, sformułowany po raz pierwszy przez Marksa, a także teza o zaostrzającej się walce klas doprowadziły m.in. do kolektywizacji wsi i związanymi z tym prześladowaniami i mordowaniem chłopów. I bynajmniej nie jest to jedyny przykład. Tymczasem nikt nie kwestionuje tego, że winą za Oświęcim obarcza się ideologię faszystowską, natomiast Archipelag Gułag jest udziałem wyłącznie stalinizmu, co powoduje, że marksizm-leninizm pozostaje nadal nieskalany ludobójstwem. Gdzie zatem leży prawda?

Pisząc poprzednio o stalinizmie (patrz: Głos Poznańskich Liberałów nr 8) wskazywałem, iż był on w rzeczywistości kontynuacją tego, co zapoczątkował Lenin, i że w żaden sposób nie wykraczał poza to, co zostało nakreślone jako cel rewolucji socjalistycznej tj. urzeczywistnienia ideałów naukowego komunizmu. Pora zdać sobie sprawę, że jednym z takich celów była likwidacja milionów 1udzi, których uznano za "nawóz historii". Nie jest to jednak cała prawda. Bowiem do eksterminacji klasowej, na co dotychczas nie zwrócono uwagi, nawoływali już Marks i Engels, co implikuje z kolei wniosek, że zbrodnicza była nie tylko praktyka komunizmu, ale także i jego założenia. Warto w tym miejscu przytoczyć słowa Georga Watsona, który pisze:

"W końcu istnieje naturalny związek pomiędzy doktryną równości a mordowaniem nierównych - nieprzystosowanych, nieuleczalnie chorych, dysydentów i mniejszości narodowych. Społeczeństwo staje się równe, jeśli zabija się tych, którzy się wyróżniają". Dodać też należy, że marksistowskie ludobójstwo miało dotyczyć nie tylko określonych klas społecznych. Engels przewidywał także eksterminację całych narodów, które określał jako reakcyjne, wymieniając, w swym artykule "Der magyarische Knmpf" zamieszczonym w redagowanym przez Marksa "Neue Rhenische Zeitung" ze stycznia-lutego 1849, Bretończyków, Basków i Serbów. Artykuł ten był znany Stalinowi, gdyż wspominał o nim pozytywnie w swych "Podstawach leninizmu"(1924). Stąd być może, taki a nie inny był los mieszkających w granicach Rosji sowieckiej Ukraińców, Ormian czy też Tatarów krymskich. Jak widać eksterminacja tych, i Innych narodów miała swe źródło nie tylko w niszczącej machinie stalinowskiego terroru, ale i naukowych koncepcjach twórców komunizmu, Marksa i Engelsa.

Los był bardziej łaskawy dla komunizmu niż narodowego socjalizmu. Ten bowiem przetrwał – licząc od chwili dojścia Hitlera do władzy - nieco więcej niż 10 lat. Natomiast, zwycięska dotychczas, ekspansja komunizmu trwa już lat 70. Tak na dobrą sprawę, gdyby nazizm pozostał ideologią państwową w Niemczech do dnia dzisiejszego, to być może lata 40-te byłyby traktowane jako okres jego błędów i wypaczeń. A byłoby tak z pewnością, gdyby w międzyczasie zafundował on sobie jakąś demokratyczną przebudowę. Przecie, kto wie, może w końcu, w wyniku ewolucyjnych przemian i nacisków światowej opinii publicznej jakieś niedobitki Żydów doczekałyby się pewnych swobód. Wiem, gorzka to ironia. Ale uprawnia mnie do niej już choćby to, ze dziś z dobrą wiarą przyjmujemy zapewnienia i obietnice genseka Gorbaczowa, wysokiego funkcjonariusza tej samej, komunistycznej partii, która kilkadziesiąt lat temu wymordował miliony ludzi. To. morderstwo klasowe nie było ani błędem, ani wypaczeniem szlachetnej ideologii. Było bowiem jednym z jej punktów, zaprojektowanym a następnie z zimną krwią zrealizowanym. Gdyby nie ów punkt prawdopodobnie budowa światowego imperium komunistycznego nie powiodłaby się, przynajmniej w stopniu tak przerażającym. Ryzyko stwierdzenia, że Gorbaczow może nas dziś mamić mirażami pierestrojki także dzięki okresowi stalinowskiego terroru jest niewielkie. Bowiem sowiecka pierestrojka czego by o niej nie powiedzieć wyrosła z krwi i ofiar komunistycznego systemu. A nad tym nie można, ot tak sobie, przejść do porządku dziennego.

Kuba Odtruwacz

Głos Poznańskich Liberałów 1988-1989