O PRZYCZYNACH ZBIOROWEJ HISTERII
Dlaczego reakcja mediów na żałobę Polaków po Prezydencie jest tak gwałtowna? W ustach reprezentantów polskiego beau monde żałoba ta to zbiorowa histeria, poryw serca mizernej jakości okraszony jarmarcznymi elementami takimi jak odznaki z fotografiami pary prezydenckiej, rozkładane stoliki ze zniczami na sprzedaż, fotografie z nocnych wycieczek pod Pałac Namiestnikowski i, naturalnie, spór o Wawel.
Tymczasem kiedy oderwać się od wszystkich emocjonalnych ocen, wrażeń i osądów zostaje tylko fakt. Tysiące i tysiące ludzi przybyły pod Pałac Namiestnikowski. Żeby stać w kolejce do wejścia całą noc; żeby z małym dzieckiem, które jeszcze teraz tego w ogóle nie rozumie przejść przed trumną z ciałem prezydenta; żeby po prostu być tam przez chwilę, wydając na bilety kolejowe sumy z punktu widzenia Warszawy śmieszne, a stanowiące nierzadko poważny uszczerbek w domowym budżecie ludzi pracujących i zarabiających gdzie indziej; żeby pójść na pogrzeby ludzi zupełnie obcych…
Tak oto „nikczemny rytuał pogrzebów” wydobywa z nas to co piękne. Polacy są jedynym narodem w Europie, który świętuje Wszystkich Świętych spotykając się na cmentarzach nad grobami bliskich. W momencie śmierci Prezydenta Polacy zachowali się zgodnie ze swoim zwyczajem gromadząc się, i symbolicznie i dosłownie, wokół trumny. Pomimo emocjonalnych reakcji wielu ludzi, daleka jestem od twierdzenia, że była to trumna Ojca Narodu. Niewątpliwie natomiast była to trumna Głowy Państwa. Głowy Państwa, którą Polacy wybierają w wyborach powszechnych i bezpośrednich- uosobienia demokratycznego porządku w naszym kraju. Traktując Lecha Kaczyńskiego w ostatnich momentach jego prezydentury jak osobę najbliższą, oddaliśmy hołd także i ideom, które uosabiał jako Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej.
Prezydent, którego rolę celowo marginalizowano, umniejszano i komentowano w sposób prymitywny i prostacki w mediach, okazał się dla przeciętnego Polaka wart zadania sobie więcej niż odrobiny trudu! Konstatacja tego faktu przyprawia elity o drżenie. Pokazuje on bowiem, że Polakami nie da się sterować do końca, że w chwilach trudnych potrafią stanąć sercem po stronie najważniejszych wartości, pomimo ujadania oficjalnych arbitrów elegantiarum. Tu nie chodziło o Lecha Kaczyńskiego, a o nasze wewnętrzne poczucie wolności i demokratycznego porządku. „Mały prezydent” rzucił wielki cień.