O POLITYCE I POLITYKACH

Wolna amerykanka o poreganowski stołek prezydencki została nareszcie zakończona. Więcej celnych ciosów zadał ostatecznie kandydat partii republikańskiej, faworyt, George Bush. Podobno na szczęście, bowiem dotychczasowy wiceprezydent będzie kontynuować politykę swojego poprzednika, która, zdaniem licznych obserwatorów, uchodzić może za szczytowe osiągnięcie w dziedzinie amerykańskiego polonofilstwa. Perspektywa taka, acz niezmiernie nęcąca, nie powinna doprowadzić do zachwiania równowagi psychicznej zdeklarowanych rzeczników optymizmu, ponieważ oznacza ona w praktyce, że nic lepszego ponad głęboką troskę, ze strony przyjaciół z Białego Domu już nas nie spotka. Dla pesymistów natychmiastowe pocieszenie. Zdaniem profesora Zbigniewa Brzezińskiego komunistyczny eksperyment okazał się nieudany, i, co ciekawsze właśnie się kończy...

Nowy prezydent sprawia najogólniej miłe wrażenie. Sympatyczna powierzchowność, dobre kwalifikacje polityczne, bogata i różnorodna przeszłość świadczą o dobrym guście amerykańskich wyborców. Cały świat z uwagą śledzi jego pierwsze kroki polityczne, jak na razie radzi sobie całkiem nieźle...

Przywódca nieco odmiennego (w detalach) świata, wielki nasz przyjaciel i powiernik Michaił Gorbaczow pośpieszył już, rzecz oczywista, pogratulować swojemu nowemu... (w czasach monarchii mówiono – kuzynowi). Jak zwykle, zdążył nawet złożyć kolejną swoją niestosowną propozycję. Propozycja dotyczyła spotkania, mającego się odbyć zanim jeszcze Bush zasiądzie za prezydenckim biurkiem. Amerykanin odmówił, przedkładając ponad tą przyjemność wakacje na Florydzie. Pozwolił sobie nawet na odważne stwierdzenie, że nie ma takich spraw, że nie ma takich spraw, które nie mogłyby poczekać kilka miesięcy. Słusznie. Świeża opalenizna to w przypadku tak poważnego męża stanu rzecz niezwykle istotna, a poza tym niezupełnie formalny charakter spotkania mógłby przecież, w sposób nadmierny, uwypuklić konfidencjonalne tło stosunków amerykańsko-radzieckich. Strach pomyśleć, cóż by to była za okropna "gate", gdyby tak, dla przykładu, M. Gorbaczow pozwolił sobie... na protekcjonalne poklepanie beniaminka.

Nie wiadomo co na to przywódca radziecki. Pewnie nic. Umiejętność przepisywania własnych nietaktów na konto politycznej złej woli przeciwnika jest, obok zdolności skutecznego trawienia alkoholu, cechą nadrzędną każdego dobrego komunisty. Wypada się natomiast obawiać reakcji laureata pokojowej nagrody Nobla, zdolnego niegdyś piromana, wielkiego zwolennika kuchni McDonalda głębokich przemian w Związku Radzieckim równocześnie. Chodzi tu oczywiście o prof. Sacharowa. Znany obrońca praw ludzkich oraz niezasłużenie gnębionych komunistów, swoich przyjaciół, postanowił czasowo opuścić rodzinne strony. Można zaraz uspokoić nadmiernie spragnionych sensacji czytelników, zasłużony sowiecki akademik nie wyjechał do Stanów zjednoczonych w celach zarobkowych. Sacharow zdecydował się się na podróż, nie licząc przewidzianego badania lekarskiego, ze względów czysto politycznych. Jednak, jak do tej pory, nie poprosił władz amerykańskich o azyl polityczny. Przeciwnie. Wielce prawdopodobne wydaje się być przypuszczenie, iż Sacharow znalazł się w Bostonie, obecnym miejscu pobytu Georga Busha, nieprzypadkowo, w celu politycznego urobienia Amerykanina. Za nadmiernie dowodny należy uznać apel, jaki z tak dla nas egzotycznego miejsca postanowił wygłosić. Przenikliwy bez wątpienia umysł profesora doszedł do zadziwiająco trzeźwych wniosków:

1/ Pierestrojka w Związku Radzieckim jest zagrożona.

2/ Michaił Gorbaczow jest już na skraju wyczerpania nerwowego.

3/ Jeżeli nie zostaną zrealizowane głębokie reformy w Związku Sowieckim wówczas, kto wie, będziemy, być może, nieszczęśliwymi świadkami nawrotu (chwila na głęboki oddech) stalinizmu.

Do tak scharakteryzowanej diagnozy profesor postarał się dopasować elementy, które mogłyby uratować sytuację...

1/ Gorbaczowowi niezwłocznie należy udzielić pierwszej pomocy. Generalny sekretarz jest konsekwentnym rzecznikiem przemian, ma niestety wielu wrogów. Trzeba pomóc.

2/ Kraje Europy Zachodniej o Ameryka są zmuszone pomóc w realizacji pierestrojki, jeśli tego nie uczynią będzie niedobrze. Te dzikie bestie – komuniści – zezłoszczą się okropnie (że aż gęsia skórka) i nici z dogadania się.

3/ Należy głaskać, głaskać, głaskać (itd. przez trzy wiersze). w innym wypadku źle będzie. bo komuniści, a Zachód nic nie skorzysta. Społeczeństwa demoludów będą się musiały z żalem pożegnać ze swoim przywódcą. A tak naprawdę ucierpi administracja amerykańska (specyficzna forma życzeń z okazji nominacji prezydenckiej), która przywalona zostanie ciężarem odpowiedzialności za niedolę osieroconej Europy Środkowej.

Tyle Sacharow. Niestety ultraprokomunistyczny dysydentyzm nie jest jedynym niebezpieczeństwem, jakie zagraża Bushowi. Inne, zaczajone pod przykrywką realizmu politycznego, koegzystencji oraz niebywałych kompetencji wizjonerskich Zbigniewa Brzezińskiego mogą ze znacznie większą siłą wspomóc działania prezydenta. Być może jednak jest to pogląd mylny, oby. Tymczasem wiele jednak daje do myślenia jawnie głoszona sympatia amerykańskiego profesora dla obecnych poczynań przywódca świata komunistycznego.

W tej sytuacji można mieć jedynie umiarkowaną nadzieję, że na ekshisjonistycznym wyznaniu dobrych życzeń pod adresem Gorbaczowa kończą się legendarne już umiejętności Brzezińskiego w dziedzinie "wishfull thinking".

Jaruzelski w porównaniu z Gorbaczowem jest obecnie w o wiele mniej korzystnej sytuacji. Trudno bowiem nadgonić autorytet obu profesorów. Jedyna osoba, która byłaby w obecnej chwili do tego zdolna, czyli Lech Wałęsa, pozostaje nadal nieprzejednana. Czeka.

Tymczasem jednak bardziej postępowa część społeczeństwa przystąpiła z zapałem do wypełniania swojej misji dziejowej. Na czele stanął Rakowski. Wybitny polityk postanowił rozwinąć w praktyce najistotniejsze elementy rodzimej myśli ekonomicznej.

Plan reformy rzeczywiście imponujący. Od 40-tu z górą lat forsowaliśmy z zapałem pomysł radykalnego uprzemysłowienia kraju, budowaliśmy, budowaliśmy i budowaliśmy, zdołaliśmy wreszcie wyprodukować najbardziej trwałe opakowania do konserw mięsnych oraz rybnych, i co. Okazało się, że naszą do pozazdroszczenia sytuację można jeszcze bardziej..., i to w sposób jeszcze bardziej dziecinny i łatwy. Należy tylko pozamykać wszystkie nierentowne zakłady i po krzyku. Okazało się, bowiem, że kluczem do jeszcze bardziej dynamicznego rozwoju nie jest bynajmniej konsekwentnie rozwijany proces industrializacji. Należy przede wszystkim stawiać na rolnictwo. Polska ma zresztą, jak wszyscy dobrze pamiętamy, przebogate tradycje pod tym względem. Nasze zboże było niegdyś w Europie niezmiernie cenione. Dlaczego tamte czasy nie miałyby się wrócić. Wszak reanimowanie narodowych tradycji jest dziś niezmiernie popularne.

Wkraczając w wiek XXI Polska ulegnie całkowitej przebudowie. Na powrót stanie się krajem rolniczym. Być może dzięki temu na twarzach ekologów zagości wreszcie uśmiech.

Likwidacja zakładów nierentownych, a więc w praktyce wszystkich jest, w to wątpić nie należy, planem, doskonałym. Niestety nie wszyscy są zdolni ten pogląd podzielać. Zawiść, zazdrość, wrogi stosunek do ustroju oto przyczyny podstawowe takiego stanu rzeczy.

Te same mniej więcej cechy przypisać można cichej, aczkolwiek dość popularnej uwadze, że decyzja zamknięcia jednego z najbardziej nierentownych zakładów została podjęta ze względów pozaekonomicznych. Można by tak więc tę stocznię zostawić w spokoju, niech sobie dalej plajtuje. Jej dalsze istnienie ma bowiem, jak się wydaje, także i dobre strony:
jest pewien pan bardzo silnie związany z tym zakładem pracy, a dodatkowo cieszy się dość znacznym autorytetem i w kraju i na świecie. Dał się do tego ostatnio poznać jako nieustraszony pogromca wszelkich zamieszek społecznych i jest bardzo sympatyczny, a do tego najzupełniej prawomyślny, jak o tym sam niejednokrotnie zapewniał. Jemu ta decyzja nie bardzo podoba się, a szkoda, mógłby się w przyszłości okazać przydatny.
nadto nie należy także zapominać o dzielnych radzieckich marynarzach, którzy dzięki tej pochopnej decyzji mogą stać się przypadkiem bezrobotni. A przecież, jak można podejrzewać, stałe uchylanie się od podejmowania pracy jest w Związku Radzieckim bardzo surowo karane. Byłaby kolejna szkoda. A dodatkowo, któż obroni nasze kochane wieloryby, jeśli kiedyś znowu coś im się przydarzy.
na deser pozostaje wpływ jaki zamknięcie stoczni wywiera na nasze stosunki międzynarodowe. Zupełnie przypadkowo dotyczy to szczególnie brytyjskiego premiera p. Margaret Thatcher, którą akurat w tych dniach gościliśmy. Pani premier, znana burzycielka praw pracowniczych w swoim kraju jest jednakowoż, i za to należą się jej duże lody, obrońcą tych praw na zewnątrz. Tak się też szczęśliwie złożyło, że przyjechała do nas z mocnym postanowieniem zakupienia słoika grzybów marynowanych oraz z równie ambitnym planem uzdrowienia tutejszych stosunków wewnętrznych.

Niestety wizyta nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Rakowski okazał się, tym razem, nieprzyjemny i nieprzekupny. Całkowicie zignorował pieniądze brytyjskich bankierów. Dosyć ma widocznie swoich.

Pani Thatcher wróciła więc do Londynu bez cienia sukcesu, ale za to bogatsza o wspomnienie rytualnego spotkania z Wałęsą, który, tak na marginesie, konsekwentnie rozszerza swoje międzynarodowe kontakty (pewnie na wypadek gdyby został wreszcie prezydentem). Nie ważne przy tym zupełnie, że gdyby tak intensywnie zastanowić się nad wszystkim, trudno byłoby znaleźć w miarę logiczny powód przyjazdu zasłużonego gościa. Tak czy inaczej wizyta ta przeszła już do historii.

Tematem ostatnich dni, przedmiotem burzliwych dyskusji, przyczyną bulwersujących scen stało się, z perspektywy naszej historii najnowszej, dość egzotyczne wydarzenie sprzed lat 70. Najbardziej pocieszającą myślą, jaką udało mi się przy tej okazji wyłowić była ta, że szczęśliwie niemal wszyscy bohaterowie tamtych dni odpoczywają już dawno w spokoju.

Głębokie, choć odrobinę tajone uwielbienie dla narodowej tradycji zawsze mniej lub bardziej charakteryzowało komunistów. Ostatecznie czyż to ich wina, iż nieomal wszystko, co w naszej historii najnowszej zapisane, można z łatwością obrócić na ich niekorzyść. Przecież Jaruzelski nie może odpowiadać za zbrodnicze czyny Dzierżyńskiego, a Rakowski za eksperymenty Stalina czy Gorbaczowa. Czyż nie przysługuje im prawo do umiłowania własnej ojczyzny, na której czele stoją. Że nie mówili o tym wcześniej głośno. Cóż, niewielu tylko miało odwagę. Nie było wolno. Teraz gdy już można okazuje się, że z wysiłkiem odbudować trzeba społeczną wiarygodność. Odbudują. Jeden dodatkowy dzień wolny od pracy przyniesie w końcu zaufanie narodu.

Teraz trzeba z mozołem zagłębiać się w przeszłości. Odrabiać stracony czas. Ciekawe ile godzin męczy Jaruzelski na pasjansem. Podobno niewiele. Pewien kolega z PPS-u twierdzi, że od jakiegoś czasu każdą wolną chwilę spędza w drukarni "Robotnika". Za to "Pierwszą Brygadę" wykuł już podobno na blachę. Profesor Jabłoński, wątpliwy autorytet w tej dziedzinie przepytał go osobiście. Można się również umówić, że coś w rodzaju przewrotu majowego generał ma już również za sobą. Brakuje mu chyba upragnionej buławy, ale z tym jeszcze zobaczymy.

Tymczasem była okazja pomarzyć nieco przy świątecznym rogalu. I choć obuwia nie ma nadal, społeczną uwagę absorbują wydarzenia bieżące, co warto podkreślić to imponująca ilość lukru. Na poniedziałek przewidziano regulację cen wyrobów spirytusowych, do zawarcia wyczekiwanej z nadzieją zgody narodowej ostatecznie jednak nie doszło. Nie zdołano nawet ustalić dokładnego terminu.

Poza tym jak właśnie doniosły światowe agencje, pierwszy radziecki prom kosmiczny szczęśliwie wyleciał w powietrze.

H.

Głos Poznańskich Liberałów 1988-1989