O NATURZE WŁADZ Cz. II (rozdz. IV - VI)

ROZDZIAŁ IV.

SIŁA WŁADZ

Gdy stracił nadzieję otrzymania prowincji, ubiega się o urząd najwyższego kapłana, sypnąwszy na ten cel pieniędzmi bez miary. Obliczając wówczas wielkość swoich długów, tak podobno zapowiedział matce całującej go na pożegnanie, gdy rankiem szedł na wybory: „jeśli nie zostanę kapłanem najwyższym, nie powrócę już do domu”.

Swetoniusz o Juliuszu Cezarze

UCZESTNICY WŁADZY

Bo gdybyś prawo miał zgwałcić, to jeno dla władzy królewskiej, we wszystkich innych przypadkach cześć boską mu wiernie zachowaj.

Eurypides w przekładzie Juliusza Cezara

Aby jakkolwiek szacować siłę władzy, trzeba umieć właściwie wyodrębnić głównych aktorów spektaklu władzy: rządzących i rządzonych.

Władza jest sprawowana nad ludźmi i w zasadzie tylko oni jej podlegają, dlatego też podstawowym przedmiotem władzy jest społeczeństwo. To ono teoretycznie jest źródłem władzy i głównym jej obiektem.

Kluczowe dla uzyskania i sprawowania władzy są zorganizowane grupy polityczne, przede wszystkim partie, tworzące coś w rodzaju stanu politycznego, świadomego swojej odrębności od mas i strzegącego jej zazdrośnie. Często dla władzy ważniejsza jest przychylność partii niż uzyskiwane rezultaty społeczne czy gospodarcze, choćby dlatego, że w sprawach bieżących zwykle większą wartość ma cicha współpraca opozycji niż poparcie ludu, a wybory pozostają przecież domeną partii. Do środowiska polityków zaliczymy również wszelkie grupy formalne i nieformalne, mające zdolność delegowania ludzi do władzy, w tym klany, mafie, środowiska zawodowe, słowem: rozmaite elity władzy.

Aby władzę sprawować, trzeba dysponować aparatem przymusu: administracją, skarbowością, policją, wojskiem, więzieniami. Władza państwowa nie ma monopolu na przymus. Stosują go w różnym zakresie korporacje, prywatne osoby lub ich grupy, zwykle jednak państwo jest tu najsilniejsze, zresztą w przeciwnym wypadku nieunikniona byłaby zamiana ról silniejszego ze słabszym.

Grupy posiadające zdolność zorganizowanego zadawania przemocy mogą być konkurentem władzy. Wojsko, policja, skarbowość, urzędy i więzienia w zasadzie podlegają władzy wykonawczej, ale różne prywatne armie czy policje już nie; podobnie nielegalne grupy zbrojne. Obszar zorganizowanej przemocy jest ważnym polem uwagi władzy, a najsilniejszym jego reprezentantem jest swego rodzaju kasta wojowników: armia. Niezbędna w wypadku wojny, bezużyteczna, kosztowna i pasożytnicza w czasach pokoju, armia jest w stanie zagrozić każdej władzy, choć na dłuższą metę sama rządzić nie umie.

Aktywność społeczeństwa może być w jednych dziedzinach zagrożeniem dla władzy, w innych jest jej pokarmem. Zetatyzowana profesjonalna gospodarka jest najważniejszym źródłem dochodów władzy. Od stanu gospodarki zależy bieżące powodzenie i bezpieczeństwo większości władz.

Pięć rodzajów instytucji władzy (prawodawcze, wykonawcze, sądownicze, duchowe i finansowe) oraz cztery jej główne przedmioty i klienci (społeczeństwo, gospodarka, politycy, aparat przemocy) tworzą zespół dziewięciu wzajemnie współzależnych uczestników procesów władzy, które będą rozważane wspólnie w próbie ilościowej analizy stosunków władzy.

ZALEŻNOŚCI

W sposób międzynarodowy organizują się w Europie tylko świat przestępczy i kapitalizm.

Kurt Tucholsky

Władza prawodawcza albo wybiera władzę wykonawczą, albo przynajmniej sprawuje nad nią jakąś kontrolę. Formalna zależność władzy wykonawczej jest duża. Władza sądownicza zależy od prawodawczej słabo, podobnie finansowa i duchowa. Niewielka jest również zależność elity władzy, która swe najważniejsze oczekiwania likuje raczej w obszarze władzy wykonawczej. Średnio zależne od stanowionych praw jest społeczeństwo, rządzące się raczej zwyczajami, natomiast silnie zależna jest gospodarka. Średnio zależny jest również aparat przemocy, alimentowany poprzez budżet, lecz w małym stopniu kontrolowany.

Władza wykonawcza ma z natury duży wpływ na społeczeństwo i gospodarkę, nad którymi sprawuje bezpośrednio dominację i wyzysk, duży ma również wpływ na polityków i aparat przemocy, którym pozwala się dominacją i wyzyskiem sycić. Bezpośredni wpływ na władze sądownicze, finansowe i duchowe jest raczej niewielki.

Władza sądownicza żyje we własnym świecie wywiera raczej słaby wpływ na inne władze. Najsilniej, ale też co najwyżej średnio, może wpływać na władzę wykonawczą, kiedy ta wchodzi w spory sądowe, średnio też może wpływać na gospodarkę, pozostałe wpływy są niewielkie, a na władze prawodawcze, duchowe i finansowe bardzo małe, gdyż chronią je rozmaite rodzaje formalnego lub faktycznego immunitetu.

Władza duchowa oddziałuje bezpośrednio na ludzi i tam, gdzie czynnik ludzki jest ważny, jej wpływy są znaczne. Bardzo duża jest zależność podatnego na indoktrynację społeczeństwa, duża polityków i władz prawodawczych, uwięzionych w cyklu wyborczych uzależnień, średnia jest zależność gospodarki, aparatu przemocy i władzy wykonawczej, zaś mała zależność władzy sądowniczej i finansowej.

Władza finansowa wpływa bardzo silnie na władzę duchową – poprzez własność i podobnie silnie na gospodarkę – za pośrednictwem kredytu oraz inwestycji. Duża jest zależność władzy wykonawczej – również poprzez kredyt, średnia – władzy prawodawczej i polityków, mała społeczeństwa i aparatu przemocy, bardzo małą – władzy sądowniczej.

Wpływy społeczeństwa są z reguły małe: ono jest obiektem, a nie podmiotem władzy. Największe, lecz najwyżej średnie wpływy może społeczeństwo wywrzeć na władzę duchową oraz na gospodarkę – poprzez różne formy uczestnictwa. Bardzo mała jest zależność władzy wykonawczej, zgoła żadna – sądowniczej, pozostałe zależności są słabe.

Profesjonalna gospodarka, jako główny konsument kredytu i inwestycji, reklamodawca, a przy tym główny płatnik podatków i innych mniej lub bardziej legalnych danin, wywiera silny wpływ na władze finansowe, duchowe i wykonawcze, a jako pracodawca – bardzo silny wpływ na społeczeństwo. Średni i głównie korupcyjny jest wpływ na władze prawodawcze oraz polityków, mały – na władze sądownicze oraz aparat przemocy.

Politycy, czy szerzej: elity władzy, to nie całkiem zamknięty, ale dość dobrze wyodrębniony stan, wyspecjalizowany w wykorzystywaniu dla swoich potrzeb władz państwa. Zależność władzy prawodawczej od polityków jest wielka, a władzy wykonawczej duża. Pozostałe władze są od polityków bardzo słabo zależne, a finansowe zgoła wcale. Bardzo mała jest bezpośrednia zależność społeczeństwa oraz gospodarki, a średnia – aparatu przemocy, jako integralnego, lecz modelowo izolowanego od polityki elementu państwa.

Aparat przemocy jest silnie powiązany z władzą wykonawczą i może na nią wywierać duży wpływ. Wpływy na pozostałe władze są bardzo małe, na społeczeństwo średnie, na gospodarkę i polityków małe. Wszystko to dotyczy oczywiście warunków pokojowych. Stan wyjątkowy czy wojna mogą ten obraz zmieniać całkowicie.

WPŁYWY

Paranoicy dysponują faktami.

Oliver Stone

Sile bezpośrednich wpływów wzajemnych uczestników władzy przypisać można następujących wartości liczbowe: żadna – 0; bardzo mała – 0,2; mała – 0,4; średnia – 0,6, duża – 0,8. bardzo duża – 1.

Dalej wyliczyć można łączną siłę wpływu uczestnika władzy – jako sumę wpływu bezpośredniego oraz wszystkich wpływów danego uczestnika wywieranego za pośrednictwem innych uczestników, stanowiących iloczyny określonych uprzednio liczb, podzieloną przez 9 – celem normalizacji do jedności. Tak obliczone siły wpływu kształtują się na poziomie od 0,13 do 0,40
.
Okazuje się, że największy wpływ na władzę prawodawczą ma gospodarka oraz władza finansowa; na władzę wykonawczą – władza finansowa, duchowa i gospodarka; na władzę sądowniczą wpływy są niewielkie, ale dominuje w nich władza finansowa; na władzę duchową największy wpływ wywiera gospodarka oraz władza finansowa; na władzę finansową – gospodarka.

Jeśli chodzi o wpływ na społeczeństwo, to najsilniejsza okazuje się władza finansowa oraz gospodarka; co do wpływu na gospodarkę – władza finansowa oraz duchowa; co do wpływu na polityków – gospodarka oraz władza finansowa; co do oddziaływania na aparat przemocy – gospodarka, władza finansowa i duchowa. Dominujący wpływ na wszystkie władze wywiera władza finansowa, gospodarka oraz władza duchowa, zaś najmniejszy polityka, aparat przemocy, społeczeństwo i władza sądownicza.

Podobnie na klientów władz największy wpływ wywiera władza finansowa, gospodarka oraz władza duchowa, zaś najmniejszy społeczeństwo, polityka, władza sądownicza i aparat przemocy.

Jak widać, najbardziej podatna na wpływy władz jest władza wykonawcza, społeczeństwo, gospodarka i władza prawodawcza, zaś najmniej władza sądownicza i finansowa.

Jeśli chodzi o podatność na wpływy klientów władzy, to najbardziej im ulega społeczeństwo, władza wykonawcza i ustawodawcza oraz polityka, zaś najmniej władza sądownicza i finansowa.

Łączny wpływ na inne władze dwóch władz spoza trójpodziału – finansowej i duchowej – sięga 48% wpływów wszystkich władz, a wpływ tych obu władz na klientów władzy wynosi 46%. Wrażliwość władzy finansowej i duchowej na działania innych władz wynosi zaledwie 33%, a na sytuację klientów władz 34%. W obu przypadkach dopełnienie tych liczb do 100% charakteryzuje siłę i zależność trzech władz państwowych.

Władza finansowa i duchowa skupiają więc prawie połowę łącznej władzy w państwie, pozostając zależne od pozostałych aktorów teatru władzy tylko w jednej trzeciej. Są to oczywiście liczby tylko orientacyjne, wskazują jednak na fundamentalną niekompletność teorii państwa pomijającej funkcjonowanie dwóch dodatkowych władz spoza doktryny trójpodziału.

WŁADZA WŁADZ

Ponieważ użycie przemocy fizycznej w całej pełni nie wyklucza bynajmniej współdziałania rozumu, przeto ten, kto użyje przemocy bezwzględnie, nie szczędząc krwi, osiągnie przewagę nad nie postępującym podobnie przeciwnikiem. W ten sposób narzuca on przeciwnikowi metodę działania – i tak obaj posuwają się aż do ostateczności bez ograniczeń, poza wzajemną przeciwwagę.

Carl von Clausevitz

Jako siłę albo władzę netto określimy różnicę między wpływem na otoczenie (władze i ich klientów) a zależnością od niego. Siła jest dodatnia, jeśli wpływy przewyższają wrażliwość, ujemna w przeciwnym przypadku. Poniższe zestawienie prezentuje siły różnych władz:

Siła władz w relacjach z władzami:

władza prawodawcza: –7%

władza wykonawcza: –11%

władza sądownicza: +3%

władza finansowa: +12%

władza duchowa: +3%

Siła władz w relacjach z klientami władz:

władza prawodawcza: –6%

władza wykonawcza: –9%

władza sądownicza: +3%

władza finansowa: +10%

władza duchowa: +3%

Jak widać, władza prawodawcza i wykonawcza podlegają silniejszym wpływom zewnętrznym niż te, które same wywierają, dlatego ich władza netto jest ujemna, i są one bardziej obiektami czy narzędziami niż podmiotami stosunków władzy. Siła władzy sądowniczej i duchowej jest niewielka, ale dodatnia, natomiast siła władzy finansowej jest dodatnia i wielka. Jest to zdecydowanie władza dominująca.

ROZDZIAŁ V.

FILOZOFIA WŁADZY

To, że jakaś opinia panuje niepodzielnie, nie oznacza jeszcze, że nie może być całkowicie bezsensowna.

Bertrand Russell

AKTY WŁADZY

Wszystko już kiedyś było.

Ben Akiba

W aktach władzy państwowej współpracują wszystkie trzy jej rodzaje, a ich treścią jest generalnie stosowanie przymusu. Państwo praktycznie nie stosuje zachęt. Za nieuleganie sobie władza grozi rozmaitymi karami i represjami, nagrody w przeciwnej sytuacji raczej nie są przewidziane. Władza państwowa jest więc z natury represyjna, a jej cele muszą być sprzeczne z celami poddanych, skoro sięga do przymusu. Stosunki tej władzy są z zasady nierównoprawne, bo jedni rządzą, inni zaś są rządzeni.

Aktem władzy finansowej jest skłonienie kogoś do jakiegoś postępowania, którego by nie podjął bez zachęty pieniężnej. Nagrodą za ulegnięcie władzy finansowej jest uzyskanie takiej samej władzy wskutek przejęcia mocy pieniądza, który mając, można dalej porządzić innymi, o ile pieniądza pragną. Władza ta jest z natury demokratyczna, bo wraz z aktem władzy przechodzi z rządzącego na rządzonego, jest stosunkowo sprawiedliwa, powszechna, a jej uleganie jest teoretycznie dobrowolne. Ponieważ jednak siła pieniądza zależy od powszechności wiary weń, prawo na rozmaite sposoby stara się do tej wiary przymuszać.

Celem władzy duchowej jest panowanie nad umysłami, a jej aktem jest nakłonienie (reklama, agitacja), kształtowanie opinii (informacja), nauczanie i wychowywanie (edukacja, indoktrynacja). Władzy tej teoretycznie nie trzeba ulegać, jeśli się nie jest dzieckiem, w stosunku zaś do dorosłych raczej nie są bezpośrednio stosowane ani kary, ani nagrody. Korzyścią z ulegnięcia jest jakieś poczucie przynależności, jakiejś złudzenie wspólnoty myśli z autorytetem, a mówiąc mniej wzniośle władza ta żywi się naśladownictwem. Jest to władza stosunkowo niedolegliwa, jedyną karą za nieuleganie jej jest odtrącenie przez opinię publiczną, a że środowisk jest wiele, akceptację można łatwo substytuować. Jedyny przymus jest wewnętrzny, stwarza go instynkt naśladowczy, ale też każdy sam sobie może wybrać wzór do naśladowania.

W państwie totalitarnym rządzący dysponują wszystkimi naraz rodzajami władzy, w normalnej jednak sytuacji władze są podzielone między różne grupy. Wtedy stosunkowo najbardziej brutalne są akty władzy wykonawczej, średnio – finansowej, a najmniej duchowej. Odwrotnie z wyrafinowaniem, największe cechuje władzę duchową, najmniejsze bezpośrednią.

ESTETYKA WŁADZY

Zawsze mają mdłości, wymiotują żółcią i zwą to gazetą.

Fryderyk Nietzsche

Stosunki dominacji są zwykle nieestetyczne. Agresja, upokorzenie, wyzysk – to raczej nieładne rzeczy. Dlatego większość działań władzy wykonawczej jest brzydka.

Władza prawodawcza, gdy się kontroluje, próbuje się prezentować wzniośle, ale że jest dużą i trudną do upilnowania zgrają, łatwo się kompromituje przekupnością, rozwiązłością czy głupotą. Jest łaciata, ale z przewagą brzydoty.

Władza sądownicza oprawia swe działania w szczególną liturgię, budującą jej autorytet. Ta władza dba o estetykę. Jest wymyślnie umalowana w sposób, który się niektórym podoba.

Władza duchowa musi być powabna, bo inaczej nikt by jej nie ulegał. Choć stosuje różne estetyki – od ascetycznej liturgii kościołów aż po roznegliżowane panienki z reklam, to władza duchowa przynajmniej stara się być ładna.

Władza finansowa jest ze swej natury dość wstydliwą sprawą. Kupowanie ludzi nie jest zbyt moralne, a uleganie chciwości też nie jest zwykle pochwalane. Tylko liberalna filozofia widzi w tym najpiękniejszą wolność każdego człowieka: by kupować i być kupowanym. Akty władzy finansowej są więc zazwyczaj upudrowane i oprawione w marmury, ale w sposób mogący oszukać tylko niewprawne oko. Pod spodem są raczej brzydkie.

ETYKA WŁADZY

Natura (tak się obawiam) sama zaszczepiła człowiekowi jakowyś instynkt nieludzkości.

Michel de Montaigne

Jeśli za dobro uznać wolność, to władza, która z definicji wolność ludzką zmniejsza, jest złem. Zgadza się to również z odczuciem każdego, kto doświadczał na sobie cudzej władzy. Jest to zwykle przykre i z osobistego punktu widzenia złe. Skutki różnych aktów władzy mogą być dobre dla rządzących, ale dla rządzonych korzyści z władzy mogą być tylko pośrednie, gdyż narzędzia władzy rzadko nie służą do przysparzania dobra.

Rozmaite doktryny społeczne są mniej lub bardziej zamaskowanymi systemami usprawiedliwiania zła, które niesie władza. Jedni przeciwstawiają zło wyrządzane przez władze jeszcze większemu złu, jakie miałoby wynikać z braku formalnej władzy oraz okrucieństwa naturalnych stosunków dominacji i wyzysku, jakie miałyby się wtedy ukształtować. Inni utrzymują, że brak władz własnych musi zwabić władze obce. Władza jest tak czy owak przedstawiana jako jakaś szczepionka, przykra i wywołująca objawy chorobowe, jednak mniej groźna od choroby właściwej, takie mniejsze zło.

Nikt uczciwy i przy zdrowych zmysłach nie będzie przedstawiał władzy jako czegoś dobrego, z paroma może wyjątkami. Można za dobrą uznać władzę duchową, kiedy człowieka cywilizuje i uczy rzeczy dobrych, ale taka władza może też znieprawiać. Wydawałoby się, że dobra powinna być duchowa władza mądrzejszych nad głupszymi i ogólnie lepszych nad gorszymi, choć to już chyba tautologia. Można też podejrzewać, że nie będzie służyć władzom duchowym komercjalizacja, jako wprowadzająca do ich świata właściwą dla rynku atmosferę chciwości, egoizmu i rywalizacji, którą trudno pogodzić z paternalistycznym czy idealistycznym poczuciem troski lub odpowiedzialności.

Można uznać za w pewnych warunkach dobrą władzę finansową, a to dlatego, że porządkuje niektóre stosunki społeczne, choć ogólnie im mniej finansów, tym więcej społeczeństwa – i zresztą na odwrót. Jest to poza tym władza stosunkowo mało dolegliwa i w zasadzie możliwa do uniknięcia przy pewnej inteligencji i samodzielności myślenia, a także jedyna dość demokratyczna.

Bardzo trudno uznać za dobre władze państwowe poza sytuacjami, w których szuka się u nich ochrony czy sprawiedliwości. Ale sytuacje takie są z reguły rzadkie, a podatki płaci się codziennie – choćby kupując cokolwiek. Zwykle mało kto odczuwa niedobór władzy, może poza członkami samych władz. Ponieważ jednak rządzonych jest więcej, można zgodnie z kryterium demokratycznym uznać za lepszy taki model organizacji społeczeństwa, w którym władzy państwowej jest mniej, od takiego, w którym byłoby jej więcej.

Mało kto uświadamia sobie, że władze państwowe w zasadzie w ogóle nie posługują się nagrodami, a całe ich oprzyrządowanie służy do wywierania przemocy. Mizernym wyjątkiem są ordery o symbolicznej wartości i czasem pieniężne renty, które już pochodzą ze zubożenia innych. Poza tym władza stosuje same kary, czyniąc zło lub przynajmniej przykrość temu, na którego kieruje swoją uwagę, choć ogólne społeczne skutki tej przykrości bywają pośrednio pożyteczne.

Wydaje się, że w perspektywie komercjalizacji i globalizacji siła władz państwowych może się zmniejszać, co by mogło tym obojętnym lub ganionym z moralnego punktu widzenia procesom przydawać niespodziewanie pozytywnego aspektu etycznego.

EKONOMIA WŁADZY

Ten, kto ma dużo pieniędzy, z pewnością jest szczęśliwy,

Ten, kto ma dużo jęczmienia, z pewnością jest szczęśliwy,

Ale ten, kto nie ma nic, może spać spokojnie.

sumeryjskie

Ile kosztuje rządzonych władza? Profesjonalne władze duchowe dość łatwo podsumować, koszty władz finansowych są głównie pośrednie, ale też możliwe do oszacowania. Co paradoksalne, najtrudniej oszacować koszty władz państwowych, bo rachunki publiczne więcej skrywają niż odkrywają.

Prosty znak objazdu, który władza wykonawcza stawia, bo jej wolno, i wydłuża drogę miliona samochodów o dwa kilometry, nie jest widoczny w budżecie państwa, a zwiększa obciążenie społeczeństwa, w tym wypadku kierowców, i paradoksalnie zwiększa również PKB, czyli miarę zamożności społeczeństwa siedzącego bezproduktywnie w samochodach. Widać po tym niską użyteczność i budżetu, i rachunków makroekonomicznych dla oceny prawdziwych kosztów władzy.

Wiarygodne oszacowania muszą bazować na pewnych hipotezach i założeniach, i dlatego zawsze będą dyskusyjne. Najostrożniejsze oszacowania pokazują, że poddany jest przez współczesne państwo zubażany około 4-krotnie, to znaczy gdyby mógł funkcjonować bez utrzymywania władzy państwowej i zaspokajania jej kaprysów, to pracując tyle samo, co teraz, miałby jakieś 4 razy większą siłę nabywczą. Państwo jednak, pozbawiając go trzech jednostek siły nabywczej, uzyskuje z tego niecałą jedną, a po drodze traci więcej niż dwie.

Uogólnianie tych obliczeń wymaga jednak pewnej ostrożności, gdyż dotyczą one produktu prostych prac w małym stopniu angażujących kooperację. Coraz mniej jednak wartości dóbr tworzy wartość pracy, a w dodatku jesteśmy coraz bardziej zależni od bardzo rozległej infrastruktury, utrzymywanej przez państwo, a przynajmniej przez nie koordynowanej. Trudno powiedzieć, jaka byłaby użyteczność tej infrastruktury, gdyby ją całkiem powierzyć siłom rynku. Część kosztów władzy może mieć zatem jakieś uzasadnienie.

System danin publicznych jest niesprawny: z czterech jednostek wypracowanego produktu, państwo musi pozbawić obywatela aż trzech, by uzyskać jedną. Resztę konsumuje ewidencja, kontrola, księgowi, prawnicy oraz inne systemowe pasożyty. Ekonomiści zwykli powtarzać za Keynesem, że te rzekomo zmarnowane dwie jednostki i tak przecież trafiają do ludzi, tych właśnie kontrolerów, księgowych, prawników, a potem na rynek, gdzie tworzą pożyteczny popyt. Jest to trochę obłudne, bo miesza w jednej kategorii pasożyty z żywicielami, gubi więc aspekt moralny.

Koszty władz są tak czy owak wielkie. Problemem pozostaje, co w zamian władze społeczeństwu dają.

UŻYTECZNOŚĆ WŁADZ

Tam gdzie rządzi prawo okrutne, lud tęskni za bezprawiem.

Stanisław Jerzy Lec

Na świecie nie ma za wiele rozumu, również pośród władz. Także uczciwość jest raczej ideałem niż rzeczywistą cnotą. Zatem cele zamierzone są często inne niż głoszone, a osiągane – jeszcze inne. I dobrze, bo wbrew tezie Hobbesa, na ogół lepiej, by rządził nami przypadek, zwyczaj czy automatyzm niż czyjaś wola. Okresy, w których jakaś jednostka była w stanie narzucić zbiorowości swoją wizję, zazwyczaj wspominamy ze zgrozą.

Człowiek władzy, który nie dba o swoje sprawy, zwykle szybko władzę traci. Podobnie taki, który zapomina, kto mu władzę dał i kto może ją odebrać. Ogólnie można przyjąć, że stosunki władzy selekcjonują takie postawy władz, że chcą one służyć najpierw samym sobie, potem innym władzom i otoczeniu, od którego zależy ich powodzenie, a na końcu całej reszcie świata, oczywiście jeśli jeszcze trochę sił zostanie.

Władza jest rozwiniętą formą pasożytnictwa społecznego, oprawioną w insygnia, liturgie, legendy i ideologie, wyniosłą i samozadowoloną. W przypadku zwierząt można podejrzewać, że gdyby stosunki dominacji wewnątrzgrupowej nie sprzyjały powodzeniu grupy, to przegrywałaby ona konkurencję z grupami zorganizowanymi bez dominacji, i dlatego powszechność stosunków dominacji dowodzi sama przez się jej użyteczności dla całych grup, nie tylko dla osobników zajmujących wysokie pozycje. Rozciąganie tego rozumowania na ludzkie społeczeństwo wydaje się uprawnione, przynajmniej w tym sensie, że zanarchizowane hordy muszą szybko tracić wolność – taką, jaką sobie cenią – na rzecz lepiej zorganizowanych grup.

Pewnego smaku mogłoby tu przydawać odkrycie braku stosunków dominacji u niektórych gatunków małp, u których występuje tylko mechanizm kontroli zapobiegającej powstaniu władzy, a polegającej na tym, że u silnych osobników pojawia się agresja skierowana do osobników próbujących kogokolwiek zdominować, wyzwalana przez skargę dręczonego. To ciekawy, lecz rzadko spotykany i raczej słabo jeszcze zbadany przykład. Poza tym, czy odkrycie braku dominacji nie oznacza tylko nieodkrycia stosunków dominacji? To by było znacznie mniej.

Trudno powiedzieć, czy żywiciele władzy odnieśliby jakieś zauważalne korzyści, gdyby stosunki władzy nagle zamarły. Oczywiście początkowo odnotowaliby ulgę ze zdjęcia obciążeń podatkowych i innych, ale też rychło mogliby potrzebować ochrony czy opieki zbiorowości, a te wymagają już jakiejś organizacji i odbudowy stosunków władzy. Choć państwa są niewątpliwie usługodawcami niesprawnymi i rozrzutnymi, to korporacyjne zarządzanie społeczeństwem jakoś się jeszcze nie przyjęło, zresztą duże korporacje też się muszą upodabniać do państw z ich nieefektywnością i organiczną niekompetencją władz.

Na pewno można utrzymywać, że władza chroni swych poddanych przed inną władzą danego typu, krótko mówiąc strzeże swego monopolu. Rozpad czy dysfunkcjonalność struktur władzy zapewne zwabiłyby szybko jakąś nową władzę, która by zbudowała własne lub raczej przejęła stare struktury władzy z instytucjami, prawami i funkcjonariuszami. W tym sensie można uznać, że jakaś władza jest nieunikniona, ale przecież niekoniecznie tak rozbudowana, jak dziś.

Ponieważ z władzy jako takiej trudno zrezygnować, a wyjście poza stosunki władzy też jest niełatwe, optymalną strategią członka społeczeństwa pozostaje walka o to, by raczej rządzić niż być rządzonym. Pomijając możliwość automarginalizacji do statusu kloszarda, niepoczytalnego lub innej osoby nie przyciągającej uwagi władz, uzyskanie względnego zabezpieczenia przez działaniami władz wymaga wejścia w ich skład lub co najmniej w obszar dworu.

Wpływ na władze można wywierać z zewnątrz, a nawet z dołu poprzez tak zwaną aktywność obywatelską. Informacje, donosy, naciski publiczne czy medialne, stwarzając dyskomfort jakiemuś trybikowi w machinie władzy, potrafią skutecznie ukierunkować jej działania.

Nie wszystkie sprawy w obszarze dobra wspólnego może optymalizować rynek. Nie wszystkie więc powinny być komercjalizowane. Chodzi tu głównie o ochronę środowiska, zdrowia, bezpieczeństwo, edukację oraz jakąś opiekę społeczną. Istnienie tych obszarów jest tak naprawdę jedynym trudnym do zakwestionowania usprawiedliwieniem dla utrzymywania władz, tyle że już w odpowiedniej do zakresu spraw wielkości i nieco lepszej niż rynkowa jakości. Kiedy jednak władze są przekupne lub nieodpowiedzialne, obszar dobra wspólnego podlega komercjalizacji – zarówno legalnej, jak i korupcyjnej, i zaczyna działać rynkowo, co w tym przypadku oznacza: źle.

ROZDZIAŁ VI.

PRZYSZŁOŚĆ WŁADZ

Twierdzenie, że nie istnieje możliwość połączenia znanych materiałów ze znanymi typami maszyn i rodzajami energii, tak aby stworzyć urządzenie zdolne do unoszenia się w powietrzu, wydaje się tak samo dowiedzione, jak twierdzenia odnoszące się do wszelkich innych faktów fizycznych.

Sir Simon Newcomb w roku lotu braci Wright

POLITYKA

Gdybym miał decydować, czy wolę rząd bez gazet, czy gazety bez rządu, bez wahania wybrałbym to drugie.

Thomas Jefferson

Zwiększające się możliwości komunikacji i łączności, a także sprawności przetwarzania informacji oraz sterowania skomplikowanymi układami przyśpieszają wiele procesów, określanych pojemną i raczej trafną nazwą globalizacji. Globalizacja jest de facto ostatnim stadium ekspansji cywilizacji europejskiej, stającej się stopniowo cywilizacją całego globu.

Finanse, nauka, oświata, media, prowadzenie wojen, pseudooświeceniowy i pseudodemokratyczny model państwa i społeczeństwa – wszystkie rozszerzające się elementy cywilizacji są rodowodu europejskiego. Dzisiejsze centrum cywilizacji europejskiej – Stany Zjednoczone Ameryki Północnej – staje się na naszych oczach centrum cywilizacji globalnej, i tam zapewne ukonstytuuje się kiedyś planetarna republika Ziemi.

Wraz z wyczerpaniem możliwości ekspansji globalna cywilizacja będzie musiała stać się cywilizacją równowagi i stworzyć odpowiednie dla tego celu regulacje oraz instytucje, ale to raczej odległa przyszłość, rysująca się prędzej w perspektywie pokoleń niż lat. Zanim tak się stanie, czeka nas koegzystencja kilku względnie suwerennych cywilizacji europejskich lub stopniowo europeizujących się.

Będą to prawdopodobnie: USA z obiema Amerykami, Europa zapewne z Rosją, Chiny z przyległościami oraz świat muzułmański. Nie całkiem pewne jest, do którego ośrodka należałoby przypisać Rosję oraz Indie. Droga do połączenia może być rozmaita i jeśli pokojowa, to wielesetletnia, lecz jeśli siłowa, może się zakończyć w obecnym stuleciu. Zważywszy, jak szybko chodzą dziś zegary, ta druga możliwość wydaje się coraz bardziej prawdopodobna.

Kształtowanie się instytucji cywilizacyjnych centrów będzie prawdopodobnie przebiegało w każdej cywilizacji specyficznie. Najważniejsze wydaje się, jaki kształt przybiorą instytucje i stosunki władzy w cywilizacji amerykańskiej jako prawdopodobnie docelowej dla świata.

Nie musi to wcale oznaczać jakiejś narodowej czy państwowej dominacji USA, które są „od zawsze” wielokulturowe i wielonarodowe, a poza tym władza nad państwem amerykańskim musi się stopniowo internacjonalizować, choćby poprzez nie całkiem jasne, ale coraz większe wpływy wierzycieli Stanów Zjednoczonych: wielkich państw, wielkich korporacji, najbogatszych rodzin. Już teraz zresztą państwo amerykańskie jest przez wielu postrzegane jako miejsce, gdzie skupia się władza, i raczej narzędzie władzy niż jej podmiot.

Ameryka jest imponującą implementacją oświeceniowej utopii, pełną zrozumiałego samozadowolenia, i nie należy się spodziewać, żeby miała od dotychczasowego modelu, którym się przecież szczyci, świadomie odchodzić. Stany Zjednoczone Ziemi powinny mieć zatem planetarne instytucje władzy podobne do dzisiejszych USA: silne władze wszystkich trzech rodzajów na kolejnych szczeblach federacji oraz prywatne władze finansowe i duchowe.

Nie należy się spodziewać nacjonalizacji władz prywatnych, raczej przeciwnie, bardziej prawdopodobna wydaje się komercjalizacja wielu zadań sektora publicznego. Regułą pozostanie demokratyczny wybór władz prawodawczych i quasi-demokratyczne wyłanianie władzy wykonawczej, raczej jednoosobowej. Jeżeli nie dojdzie do załamania systemu finansów światowych, dominującą rolę wśród władz powinna utrzymać władza finansowa, a komercjalizacja może objąć prawie cały obszar władzy wykonawczej.

Coraz większą liczbę spraw przypisywanych do tej pory różnym administracjom realizują na zasadach rynkowych służby profesjonalne, coraz większa jest rola anonimowej władzy pieniądza, coraz mniejsza – państwa. Komercjalizacja spraw władzy – i ta oficjalna, i korupcyjna (zresztą obie są przejawem tego samego: wzrostu potęgi władzy finansowej), a także postrzeganie człowieka jako konsumenta, a zwłaszcza taka jego samoświadomość – mogą nawet oficjalnie ograniczyć rolę władz państwowych do form łagodnych i nieistotnych narośli ustrojowych, podobnych do tych, jakie przybrały europejskie dwory królewskie – tam, gdzie je pozostawiono.

Tak się może dziś rysować przyszłość władzy. Nie jest ona oczywiście jeszcze całkiem zdeterminowana. Po pierwsze, każda większa katastrofa może zmienić bieg tej ewolucji, po drugie, może się kiedyś pojawić konkurencyjny model władzy, dający przewagę konkurencyjną innej cywilizacji lub atrakcyjny dla samej Ameryki. Dziś jednak o niczym takim nie słychać, choć niewątpliwie ten i ów coś tam sobie myśli i w każdej chwili może coś ogłosić.

Globalizacja może kiedyś doda tę jeszcze okoliczność, że znikną ziemie i narody nie objęte jednolitym systemem władzy, a wraz z nimi zewnętrzna konkurencja dla globalnych władz. Straci wtedy sens ochrona przed siłami zewnętrznymi. Zniknie potrzeba utrzymywania polityki zagranicznej, armii, straży granicznej i pewnych innych służb, a wzrośnie rola służb wewnętrznych, chroniących władze przed rządzonymi.

GOSPODARKA

Nie wiem, po co komu politycy. Brak im zdolności osądu, jaką charakteryzują się bankierzy centralni.

Fritz Leutwiler, prezes Szwajcarskiego Banku Narodowego

Systematyczne kurczenie się rynku pracy jest nie chorobą, lecz istotą współczesnego systemu gospodarczego. Pod presją konkurencji, w dążeniu do marginalizowania kosztów, dzięki różnym usprawnieniom, a zwłaszcza informatyzacji i automatyzacji – wyludniają się kolejne dziedziny gospodarki. Człowiek jest nadal postrzegany jako konsument, ale w możliwości konsumowania musi być wyposażany w oderwaniu od świadczenia pracy.

Różni wizjonerzy i progności coraz zgodniej utrzymują, że docelowo około 80% ludności może być gospodarczo zbędne jako pracownicy, pozostając zapewne w obszarze uwagi jako konsumenci. Czym jednak zapłacą za konsumpcję? Być może nią samą – jakąś jedną konsumpcją za jakąś inną. Pewnym zwiastunem jest tu istniejący już rynek odpłatnej konsumpcji reklam.

Jeśli traktować gospodarkę jako ruch pieniądza symbolizujący ruch aktów władzy finansowej, władzy płacącego nad wynagradzanym, to wyjście 80% ludności poza taki obieg oznaczałoby pięciokrotne zmniejszenie się domeny władz finansowych. Byłaby to zapewne wystarczająco dolegliwa perspektywa, żeby uzasadnić wprowadzenie w system finansowy jakichś mechanizmów solidaryzmu społecznego.

Z punktu widzenia władz finansowych najsprawniejsze i najefektowniejsze byłoby wyposażenie każdego człowieka w odpowiednią wyprawkę do swobodnego rozporządzenia, traktowaną jako pożyczka lub darowizna – to dość obojętne, w końcu i tak pieniądz wróci na rynek, zwiększając obszar objęty władzą finansową.

Dałoby się to nazwać „demokracją finansową” lub „kredytem społecznym” i mogłoby stanowić jądro budowy nowego ustroju, zapewne jednak z uszczerbkiem dla istniejących władz. Dzisiejsze finansowanie publicznych systemów opieki społecznej jest znacznie mniej efektywne, ale pewnie trzeba je traktować jako wynik kompromisu z władzą wykonawczą, której powodzeniu i potędze systemy te służą.

Skoro coraz większa część potrzeb bytowych człowieka zaspokajana będzie przez coraz bardziej bezludną gospodarkę, to do czego będą służyć inni ludzie? Tu możliwości są różne, ale wszystkie idące w kierunku mniejszego lub większego wyzwolenia człowieka z paradygmatu pracownika, konkurenta czy konsumenta, przynajmniej w obszarze podstawowych dóbr i bezpośrednich stosunków społecznych.

Życie społeczne może się gdzieniegdzie zbliżać do wyrafinowanych form znanych z greckich miast – państw, w których wolni obywatele zajmowali się filozoficznymi dyskusjami, pozostawiając pracę i wytwórczość różnym nie-ludziom, z racji jednak na prymitywizm kultury masowej w większych grupach takie życie „duchowe” musiałoby się koncentrować raczej na kibicowaniu, hazardzie czy modzie niż filozofii albo sztuce. Cóż – jaki duch, taka duchowość.

Zważywszy na galopujące postępy komercjalizacji – nie tylko w życiu społecznym, ale przede wszystkim w umysłach ludzi – całkiem prawdopodobne wydaje się, że prawa obywatelskie i nawet prawa człowieka staną się kiedyś zbywalne. W ten sposób pojawiłyby się nowe formy niewolnictwa czy relacji klient-patron, a co najmniej społeczeństwo stanowe. Nie naruszałoby to zasady wolności i równości jednostek, a propagandyści mówiliby nawet o zwiększeniu tej wolności poprzez oddanie każdemu władzy rozporządzania także swą wolnością.

Być może trwali klienci pomocy społecznej stawać się będą niewolnikami państwa, urzędnicy ich nadzorcami, a ład prawny dopuści stosunki wasalne między wolnymi ludźmi, układane w ramach swobody umów. Pojawi się wtedy możliwość cesji praw wyborczych i innych uprawnień obywatelskich. Wolny obywatel, jak zbłąkany pies, będzie miał możliwość być zaadoptowanym przez możnowładcę, korporację czy państwo, zyskując jakąś misję życiową oraz poczucie przynależności i bezpieczeństwa w zamian za tę część wolności, którą i tak mało sobie ceni.

Wydaje się całkiem prawdopodobne, że na różne piętra demokracji dopuszczani będą różni ludzie w zależności od stanu, a pozycja społeczna, choć pozornie zdobywana przez każdego samodzielnie, będzie w istocie rzeczy dziedziczona. Republika na najwyższych piętrach stanie się zbiorem kilku współpracujących, wyspecjalizowanych oligarchii, a społeczeństwo – ludem podzielonym na stany.

Jest to pewne cofnięcie sytuacji w stosunku do idei społeczeństwa oświeceniowego, złożonego z ludzi formalnie równych i wolnych wolnością niezbywalną, ale też można to przedstawić jako rozwój zabezpieczenia społecznego, w ramach którego każdy osiągający pełnoletniość dostanie wybór na przykład taki: czy woli dożywotni abonament na wyżywienie, TV i Internet, czy milion kredytów, czy też abstrakcyjne prawo wyborcze wraz z obowiązkiem podatkowym. Wybór jest łatwy do przewidzenia, prawda?

DEMOKRACJA

Partia jest twierdzą, której wrota otwierają się jedynie dla wypróbowanych.

Józef Wissarionowicz Stalin

W liczącej kilka tysięcy lat historii cywilizacji z rzadka pojawiały się epizody demokratyczne i trwały w gruncie rzeczy krótko, obejmując przy tym tylko niektóre stany społeczne. Dopiero model oświeceniowy zrównał wszystkich poddanych w prawach, przydał im tytuł obywateli, i z ich to woli wywiódł legitymizację władzy oraz jej działań.

Faktyczne zrównanie praw wszystkich obywateli, bez względu na rasę czy płeć, nastąpiło dopiero w XX wieku i otworzyło pierwszy w historii okres formalnej równości wszystkich dorosłych mieszkańców większości krajów cywilizacji europejskiej, czyli jakiejś piątej części ludzkości. Okres ten prawdopodobnie właśnie się kończy, co pozwala obliczyć udział formalnej równości w ludzkiej historii na jakąś setną część jej czasu i podobny ułamek ludzkich istnień. Równość jest ewenementem. Wolność zresztą także.

W skali miliardów ludzi można zapomnieć o jakiejkolwiek demokracji czy utrzymaniu koncepcji obywatelstwa albo użyteczności wyborów. Coś z demokracji utrzyma się na niższych szczeblach: w miejscowościach i może regionach oraz jakichś resztkach państw, ale globalne wybory będą z konieczności podlegały pełnej reżyserii, co zresztą wynika raczej z natury mediów niż czyjejś obłudy.

Zespoły ludzkie są efektywne w skali kilku, maksimum kilkunastu osób, a ciała prawodawcze mają jakąś praktykę działania w niesprawnej, ale jakoś już oswojonej skali osób kilkuset. Gdyby więc szczyt ziemskiej władzy wykonawczej miał być kilkuosobowy, a szczyt prawodawczej kilkusetosobowy, i gdyby miały one pochodzić z wyboru, to członek władzy wykonawczej musiałby reprezentować jakiś miliard osób, a prawodawczej jakieś kilkanaście milionów.

W tej skali nie ma mowy o żadnej sensownej reprezentacji ani nawet o takiej legitymizacji władzy, że lud wierzy, że wybiera spośród siebie swych przedstawicieli. Jest oczywiste zresztą już współcześnie, że w większych państwach nie lud wybiera spośród siebie członków władzy, lecz telewidzowie wybierają ich spośród aktorów występujących w telewizji, a to naprawdę coś innego. O ile demokracja jest możliwa na wiecu czy na targowisku, to przecież nie w jednostronnym medium, w którym jedni są pokazywani, inni tylko oglądają. Te role dzielą ich bardziej niż stan społeczny. Jedni mają bierne, inni czynne prawo wyborcze, i koniec. Zresztą, czyż może być inaczej?

Jakąś reprezentatywność władz można by ratować, budując wiele jej pięter, zorganizowanych w pionie raczej federacyjnie niż powszechnie i unitarnie, ale to już w linii prostej prowadzi do społeczeństwa stanowego. Krótko mówiąc: coś się musi zmienić. Społeczeństwo i państwo oświeceniowe, niezależnie od ich jakości, kończą się wskutek wewnętrznych sprzeczności osiągniętych w wyniku wzrostu. Czy były projektem dobrym, czy nie, tu zdania mogą być różne, ale dotyczą już historii, nie przyszłości, a w czasie teraźniejszym tylko powierzchni oraz nazw zjawisk, już nie ich istoty czy treści.

PERSPEKTYWY ZMIAN

Bogowie nieśmiertelni raczyli w swej opatrzności zasądzić, aby nowa religia nie miała prawa zwalczać starej. Zmiana bowiem tego, co przez starożytnych zostało ustalone, jest bardzo wielkim przestępstwem.

Dioklecjan

Władza prawodawcza

Z racji rosnącej kakofonii zalewających świat regulacji prawnych konieczna będzie reforma prawa w większości obszarów – przede wszystkim zmierzająca do jego uproszczenia. Prawodawstwo prawdopodobnie zostanie powierzone jakiejś kaście profesjonalistów, choć przyjęcie praw będzie pewnie należało do demokratycznie wyłonionego parlamentu.

Jeśli zostanie utrzymana doktryna legitymizującej roli woli ogółu, kiedyś możliwe będzie zlikwidowanie władzy prawodawczej poprzez powierzenie jej kompetencji permanentnemu referendum. Byłaby to wielka oszczędność i dobry sposób na zaabsorbowanie sprawami publicznymi rosnących rzesz bezrobotnych. Prywatyzacja prawodawstwa wydaje się mało możliwa, choć wspomniana już profesjonalizacja jest zapewne nieunikniona. Można się spodziewać w tej dziedzinie rosnącej roli środowiska władzy sądowniczej.

Władza wykonawcza

W tym obszarze raczej niewiele da się zmienić. Należy oczekiwać systematycznego ograniczania zakresu spraw, jakim będzie się zajmować ta władza. Ostatnim jej bastionem pozostanie administracja, skarbowość, policja i armia, choć i tu pojawiają się różne formy komercjalizacji i prywatyzacji.

Wiele obszarów traktowanych wcześniej jako publiczne, jak choćby edukacja, finanse, transport, zaopatrzenie w media, już wchodzi w domenę zarządzania profesjonalnego. Co oczywiście nie znaczy lepszego, bo choć z jednej strony korzyścią jest wyeliminowanie z tych obszarów niekompetencji i chciwości polityków, to z drugiej profesjonalizm z definicji zawęża wiedzę i ogranicza zrozumienie rzeczy; często specjaliści nie dostrzegają w swojej dziedzinie ważnych zjawisk, oczywistych dla prostego ludu i prostych polityków, ale niezgodnych z aktualnie przyjętym profesjonalnym paradygmatem.

Władza sądownicza

Jest to władza korporacyjna, wymagająca specjalnych kwalifikacji i doświadczenia. W tym obszarze raczej niewiele się zmieni, tyle tylko, że może się pojawić w niektórych obszarach nowoczesna odmiana sądu społecznego, sprawowanego powszechnie przez rodzaj audio-tele. Sąd taki przejąłby kompetencje nie ingerujące w sprawy innych władz, jak porządkowe, obyczajowe, rodzinne, mniejsze sprawy majątkowe itp. Pozostawałby oczywiście pod przemożnym wpływem władzy duchowej.

Pewien problem stwarza kazuistyczność systemu prawnego w USA, odziedziczona po prawie angielskim, która powoduje absurdalną komplikację. O ile nie powstaną odpowiednie narzędzia informatyczne pozwalające niespecjalistom na poruszanie się w gąszczu prawnym, konieczne będzie kiedyś przejście USA i w konsekwencji świata na system kodeksowy, bardziej zresztą koherentny z mechaniczną czy algorytmiczną wizją człowieka i społeczeństwa. To zmniejszy zakres władzy sądów, ale też uszczerbek ten będzie można wyrównać kompetencjami prawodawczymi.

Władza duchowa

Władza ta jest z natury prywatna i taka raczej pozostanie. Komercjalizacja kultury co prawda niebywale obniżyła jej poziom, ale globalizacja może stworzyć nowe szanse na rozwój kultury wysokiej: w ramach wspólnej kultury globu, wśród objętych nią miliardów łatwiej niż dzisiaj będzie znaleźć milion wyrafinowanych odbiorców.

Władza duchowa kształtuje myślenie innych władz. To duchowa władza Locka i Monteskiusza ukształtowała obecny ustrój USA i czyjaś inna władza ukształtuje kiedyś nowy ustrój świata. Wszelkie zmiany – na lepsze czy gorsze – będą zainicjowane w obszarze tej właśnie władzy.

Władza finansowa

Jest w większości prywatna i taka pewnie będzie. Jakieś zmiany może przynieść całkowita dematerializacja pieniądza i wyparcie go przez rodzaj abstrakcyjnego kredytu społecznego. Obsługa tego kredytu może być przejęta przez skarbowość, a wszelkie podatki zastąpione podatkiem jedynym od obrotu pieniądzem elektronicznym. Należy się jednak spodziewać, że obecne władze finansowe łatwo swojej domeny nie oddadzą i albo storpedują taki projekt, albo wymuszą prywatyzację skarbowości, do której przeniosą swoje monopole.

Tylko w czasach głębokiego kryzysu czy katastrofy władza wykonawcza może mieć wystarczającą siłę do przeprowadzenia takiej reformy, z uwagi jednak na rozdęcie gigantycznej bańki zadłużenia i sięgające kilkudziesięciu razy przewartościowanie giełd – katastrofa światowych finansów wydaje się więcej niż możliwa.

Stabilność światowego systemu pieniężnego wnosi więc do wszelkich przewidywań znaczny czynnik niepewności, a dalsza ewolucja spraw władzy będzie silnie zależeć od tego, jak długo się uda utrzymać powszechny stan spokoju tych, co myślą, że coś mają i tych, co myślą, że coś im się należy w sytuacji, kiedy dla jednych i drugich pozostają już tylko słowa otuchy.

KONKLUZJE

Optymiści twierdzą, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów, pesymiści natomiast boją się, że to prawda.

James Branch Cabell

Uzyskany obraz jest dość szokujący i zupełnie niezgodny z doktryną trójpodziału: prawo układane przez akwizytorów, interpretowane przez ludzi o mentalności loży, wykonywane przez agresywne typy o mentalności półświatka, finanse w rękach chciwych paranoików... Pewnej pociechy mogliby dostarczać autorytatywni i sprawni umysłowo nauczyciele, gdyby nie skutek ich wychowania, jakim jest jakość pozostałych elit.

Największym zasięgiem, największą siłą i najdłuższym horyzontem działania dysponują władze prywatne lub oligarchiczne, raczej mało zależne od reszty świata, i już posiadające centra globalne. Z kolei najniższe motywacje i najmniej godne uznania postawy charakteryzowałyby oficjalne władze państwowe.

Nie znaczy to oczywiście, że nie ma we władzach państwowych osób z poczuciem nieegoistycznej misji i rozwiniętą świadomością dobra wspólnego, tyle że taka postawa raczej nie podlega selekcji, a jeśli – to negatywnej. Jest to zresztą jakoś zrozumiałe: póki czas spokojny i syty, mało kto tęskni za mężami stanu.

Sytuacja jest niezadowalająca i nawet upokarzająca dla osób przywiązanych do idei demokracji: z jednej strony dyskretna, lecz dominująca pozycja władz nieoficjalnych, z natury prywatnych i słabo kontrolowanych przez państwa, natomiast łatwo na nie wpływających; z drugiej strony negatywna selekcja do władz państwowych i coraz niższa ich jakość, brak długoterminowego planu czy choćby zdolności skutecznego rozumowania w horyzoncie większym niż kilkuletni i szerszym niż regionalny...

Rosnąca monetaryzacja i komercjalizacja życia społecznego stwarzają rosnące pole władzy finansowej, w które wchodzi pieniądz, substytuujący zrywane więzi społeczne. Podobnie poszerza się pole władzy duchowej dzięki nowym mediom i nowym technikom manipulacji. Siła tych władz jest teraz większa niż kiedykolwiek i może jeszcze rosnąć, choć już nie tak wiele, bo granice wytycza skończoność naszych umysłów i ograniczoność czasu: nie można panować nad więcej niż 100% myśli i zmonetaryzować więcej niż 100% relacji społecznych.

Władze państwowe z kolei słabną i stają się coraz bardziej dysfunkcjonalne, a ich podmiotowość w ogóle stała się dyskusyjna. Zależność polityków od mediów i finansów jest wielka i dużo już większa być nie może. Wygląda to na raczej stabilny układ dominacji władz prywatnych, w ramach którego oczywiście występuje jakaś konkurencja, ale i tendencje monopolistyczne, które będą stopniowo zmniejszać liczbę centrów władzy.

Sprawowanie władzy poprzez kredyt, informację i rozrywkę jest łatwe do zniesienia i nawet przeoczenia, dlatego fasada państwa oświeceniowego wygląda wciąż świeżo. Praw człowieka też nie trzeba reinterpretować, bo w końcu zniewolony ekonomicznie i umysłowo obywatel może pozostawać w jakimś sensie wolnym człowiekiem: kandydować gdzieś, za czymś głosować, cieszyć się gwarancjami różnych swobód i jakimiś prawami.

W sytuacjach kryzysowych władze państwowe mogą zyskiwać jakąś podmiotowość i nawet niezależność od innych władz. Tyle tylko, że musiałyby mieć jakiś pomysł, co z taką niespodziewaną wolnością zrobić, jakiś projekt reform na przykład. Projekt taki musiałby wychodzić od nowej definicji człowieka i społeczeństwa, być może z wpisaniem w nią czegoś w rodzaju ostracyzmu lub raczej mechanizmu przykrawania nadmiernej władzy pojedynczego człowieka, również finansowej i duchowej. To już jednak wymagałoby budowy nowej utopii, pewnie gdzieś z dala od cywilizacyjnych centrów i chyba nieprędko.

W krótkiej perspektywie nie bardzo widać alternatywę. Jedyne nadzieje na zmiany powstaną w sytuacji załamania się obecnego systemu. Nie można jednak liczyć na pozytywny kierunek przemian bez pojawienia się jakichś ważnych idei w obszarze wpływów duchowych. Idee te, aby mieć siłę do przełamania konsumenckich instynktów, zapewne musiałyby operować w sferze wartości, najlepiej religijnych, gdyż takie propagują się najszerzej i sięgają najgłębiej.

W końcu jednak, skoro władza państwowa czy ogólniej polityczna jest – jak ustaliliśmy wcześniej – brzydka, zła, niefunkcjonalna i nieprzyzwoicie kosztowna, to czemu ją chronić przed rynkiem? Czy dążenie do jej zniesienia nie powinno być naturalnym celem każdego roztropnego człowieka?

Zawsze problemem będzie jakaś utylizacja ludzi władzy oraz znalezienie dla nich jakiejś formy odszkodowania za utratę władzy, takiego wykupienia się przez społeczeństwo. Wydaje się, że jedno i drugie najlepiej rozwiązać przez prywatyzację, czyli podzielenie między ludzi władzy całego mienia publicznego, co zresztą już robią sami, ale skrycie i powoli. Innym problemem pozostanie prewencja przeciwko tworzeniu się władz, bo ich własne skłonności do samozagłady są trochę za wolne i za kosztowne. Jakaś jednak policja musi i tak pozostać, więc można jej przydać odpowiednie funkcje kontrolne. Radzą sobie z tym małpy, to i ludzie mogliby spróbować, prawda?

Jeżeli obecne tendencje utrzymają się, a tak się stanie, jeśli wkrótce nie pojawią się nowe przełomowe idee lub nie runie system finansów światowych, to w zglobalizowanym świecie powinny zanikać trójdzielne władze, kurcząc się stopniowo i marginalizując, trochę podobnie jak wcześniej europejskie dwory monarsze w tych krajach, w których ich po dziś dzień nie zlikwidowano. Fasada oczywiście może pozostać, i formalnie ludzkość może mieć parlament, sądy i rząd, tyle że to nie one będą rządzić. Może to i dobrze?

(Powyższy tekst stanowi skrót książki „O naturze władz” wydanej w 2004 r. przez wydawnictwo AKCES, ISBN 83-87520-52-7). Patrz też Biblioteka abcnet.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010