AGENTURA WPŁYWU

Około 2 i pół tysiąca lat wstecz, legendarny chiński strateg i teoretyk działań wojennych Sun Tzu zalecał w swej Sztuce Wojny werbowanie agentury wewnątrz aparatu państwowego przeciwnika drogą korumpowania „ludzi zajmujących stanowiska we władzach”.1

Kilka lat po II wojnie światowej generalny sekretarz Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii, Harry Pollitt apelował na wiecu lewicujących studentów uniwersytetu w Cambridge, by nie zapisywali się do partii, ale „pracowali ciężko, uzyskiwali dobre stopnie, dołączali do rządzącej elity i wewnątrz niej służyli naszej, komunistycznej, sprawie”.2

Na przełomie XX i XXI wieku dyrektor FBI Louis J. Freeh uważał, że przez całe stulecia armie najeżdżały obce ziemie, by zdobywać nowe terytoria i podporządkowywać sobie ich mieszkańców. „Obecnie przeciwnik ma nieco inny charakter, ale mimo to, jest wyjątkowo niebezpieczny. Jest to bowiem wróg wewnętrzny”.3

W dobie galopującego obiegu informacji i coraz bardziej skoncentrowanych mediów, których możliwości techniczne dają nie tylko globalny zasięg, ale także możliwość jednoczesnego oddziaływania na różne grupy językowe, walka o międzynarodową supremację nabiera nowego wymiaru. W konfrontacji „sczepionych w starciu rozumów” decydującego znaczenia nabiera „destrukcyjna umysłowość” oraz „pogarda dla dotychczasowych reguł gry”.4 Naga fizyczna przemoc ustępuje coraz częściej miejsca zafałszowanej informacji i manipulacyjnej perswazji. Michaił Gorbaczow pisał w wydanej w 1987 roku książce Pierestrojka, że konfrontacja nuklearna nie jest dobrym środkiem osiągnięcia celów Moskwy. Niesie bowiem katastrofalne zniszczenia, a korzyść ze zdobycia radioaktywnych ruin jest raczej wątpliwa.

W zasadzie nie ma w tej konstatacji niczego nowego. Sun Tzu oceniał, że szczytem umiejętności wodza jest podporządkowanie sobie wrogiej armii bez walki, a najwyższą kategorią zmagań jest „atakowanie planów przeciwnika”. Paraliżowanie jego zamiarów, zanim nabiorą bardziej skrystalizowanego charakteru i staną się realnym zagrożeniem.5

Chcąc jednak likwidować „kiełkujące” niebezpieczeństwo lub rodzącą się wolę oporu, trzeba o nich wiedzieć. Dlatego agentura informująca, co dzieje sie wewnątrz przeciwnego obozu jest tak wartościowa, a już wręcz bezcenna jest agentura wpływu, która umożliwia oddziaływanie na przeciwnika już we wczesnej fazie procesów tworzenia planów i podejmowania decyzji.

W procesie podejmowania decyzji w warunkach kryzysowych istotne są bowiem trzy podstawowe elementy:

* wiedza o rzeczywistym potencjale i możliwościach własnego kraju,
* podobna wiedza o potencjale i możliwościach przeciwnika oraz
* wiedza o obrazie, jaki przeciwnik wyrobił sobie o naszym kraju.

Obraz ten jest czynnikiem niesłychanie istotnym, gdyż stanowi podstawowy punkt odniesienia w podejmowaniu decyzji. Zadaniem agentury wpływu jest kształtowanie tego obrazu, zgodnie nie tyle z rzeczywistością, co z intencjami mocodawcy.

Modelowy agent wpływu, to Grima „Smoczy Język” z tolkienowskiej trylogii „Władca Pierścieni”. Doradca króla, który szeptał mu do ucha, „zatruwał myśli, mroził serce, osłabiał ciało, inni zaś widzieli to, lecz nic nie mogli zrobić, bo ten gad opanował” królewską wolę.6

Znacznie mniej barwna definicja amerykańska określa agenta wpływu jako osobę wykorzystywaną do dyskretnego urabiania opinii polityków, dziennikarzy i grup nacisku w kierunku przychylnym zamiarom i celom obcego państwa.7

Inna amerykańska definicja za agenta wpływu uważa osobę, która subtelnie i zręcznie wykorzystuje swoje stanowisko, możliwości, władzę i wiarygodność do promowania interesów obcego mocarstwa w sposób uniemożliwiający zdemaskowanie tego mocarstwa.8

Agentura wpływu należy do najskuteczniejszych i najtrudniejszych do wykrycia sposobów informacyjnego oddziaływania na przeciwnika. Agent wpływu postrzegany jest w swoim środowisku i społeczeństwie jako lojalny obywatel, który prywatnie i/bądź publicznie głosi swoje poglądy. Fakt, że są one zbieżne z linią polityczną i zabiegami propagandowymi obcego mocarstwa, oceniany jest zazwyczaj jako zbieg okoliczności nie wart głębszej analizy, natomiast szkody wyrządzone przez agenta wpływu są potencjalnie ogromne, zwłaszcza, jeśli jest on wysokim urzędnikiem państwowym lub uznanym autorytetem.

Do zadań agentury wpływu należy sterowanie władzami i opinią publiczną atakowanego kraju, poprzez rozpowszechnianie odpowiednio dobranych informacji, dezinformacji, pojednawczych i/lub alarmistycznych opinii i argumentów, oraz chwytliwych sloganów i słów wytrychów zastępujących wiarygodną ocenę faktów. Agentura wpływu ma sterować opiniami środowiska w którym się obraca. Zadanie to wypełnia posługując się „technikami zarządzania postrzeganiem”, co w mniej politycznie poprawnych słowach można określić, jako atrakcyjnie podane, ordynarne fałszowanie rzeczywistości.

Działalność agentury wpływu jest najskuteczniejsza w społecznościach rozchwianych i zdemoralizowanych, gdyż społeczności zwarte, o ustabilizowanym porządku etycznym oraz jasnych i przestrzeganych normach moralnych mają „wbudowany” odruchowy system samoobrony przed wrogim podszeptem. Rozumiał to szef wywiadu wojskowego japońskiej Armii Kwantuńskiej, generał brygady Doihara Kenji, który opracował w latach dwudziestych ubiegłego stulecia plan „rozmiękczenia” i opanowania kolejno Mandżurii, a później północnych Chin. Program „rozmiękczania” zasadzał się na potajemnym tworzeniu moralnej pustyni drogą spisków i zabójstw politycznych oraz korumpowania regionalnych urzędników chińskich. Doihara grał na wszelkich ludzkich słabościach i niezaspokojonych ambicjach, podsuwał narkotyki, organizował domy publiczne dla wpływowych polityków, płacił łapówki. Program okazał się skuteczny. Na początku lat trzydziestych Japończycy bez większych wysiłków opanowali Mandżurię, a kiedy pod koniec dekady przywódca chińskich narodowców generał Czang Kai-szek zwołał radę wojenną, to wśród czterech obecnych był jeden agent Doihary!

Chiński establishment był tak spenetrowany przez sieć Doihary, że w ciągu pierwszych 6 lat wojny japońsko-chińskiej za współpracę z Japończykami rozstrzelano więcej wysokich oficerów armii Czang Kai-szeka niż za wszelkie inne przestępstwa razem wzięte. Tylko w 1938 roku rozstrzelano za udowodnioną współpracę z Doiharą 8 dowódców dywizji armii narodowej.9

Na okres moralnego rozprzężenia i rozbicia tradycyjnych więzi społecznych po I wojnie światowej przypadają też szczególnie intensywne działania sowieckie. Lenin, Bucharin i Dzierżyński twórczo zaadaptowali doświadczenia carskiej Ochrany zapisane w archiwach przejętych przez CzeKa.

Pionierem tworzenia sieci agentury wpływu był Piotr Iwanowicz Raczkowski, szef Zagranicznej Agentury Ochrany w Paryżu w latach 1885-1902. Opłacał on sowicie i regularnie francuskich żurnalistów, piszących na zlecenie i umieszczających we francuskich czasopismach pochlebne artykuły o rodzinie carskiej oraz sytuacji wewnętrznej i gospodarczej Rosji. Raczkowski subsydiował też (lub wręcz kupił) specjalistyczne periodyki Revue Russe i Le Courier Franco-Russe poświęcone problematyce stosunków w Europie Środkowo-Wschodniej. Założył również (przez podstawionych agentów wpływu) organizację o nazwie Ligue pour le Salut de la Patrie Russe, która według dzisiejszego nazewnictwa była „niezależną, pozarządową formacją obywatelską”. Jej zadaniem było formowanie we francuskich elitach pozytywnych opinii dla carskiej Rosji.10

Zagranicznaja Agientura miała na francuskim rynku prasowym swoistego konkurenta w osobie Artura Raffałowicza, paryskiego przedstawiciela rosyjskiego ministerstwa finansów. Nie szczędził on wysiłków i pieniędzy, żeby francuskie sfery gospodarcze i opiniotwórcze były przekonane o świetnej sytuacji gospodarczej Rosji, gdzie warto inwestować i której opłaca się udzielać kredytu. Na początku XX wieku Raffałowicz miał w kieszeni wszystkie liczące się gazety francuskie z wyjątkiem socjalistycznej (później komunistycznej) L’Humanité. Kiedy wiosną 1905 roku porażki w wojnie rosyjsko-japońskiej oraz nieudana rewolucja podważyły zaufanie francuskich inwestorów, Raffałowicz wydawał miesięcznie na korumpowanie dziennikarzy ponad 200 tysięcy franków. Doraźnie łapówki nie odwróciły decyzji wstrzymania, w marcu 1905 roku, rokowań w sprawie kolejnej francuskiej pożyczki dla Moskwy, ale na dłuższą metę okazały się skuteczne. Do 1914 roku 25 procent francuskich inwestycji zagranicznych ulokowanych było w Rosji, a tylko 9 procent we francuskich koloniach i terytoriach zamorskich.11

Z doświadczeń Ochrany korzystała od swoich pierwszych dni CzeKa subsydiując dziesiątkami tysięcy funtów ukazujący się w Wielkiej Brytanii socjalistyczny dziennik Daily Herald12, który „odpłacił się” w 1920 roku medialnym patronatem nad zorganizowanym przez skomunizowany związek zawodowy dokerów bojkotem transportów broni i amunicji dla gromiących Armię Czerwoną wojsk polskich.

Głównym jednak narzędziem międzynarodowego oddziaływania bolszewików był utworzony w marcu 1919 roku Komintern, zwany też Trzecią Międzynarodówką. Brytyjski delegat na II zjazd Kominternu określił zadanie tej organizacji jako wpajanie przekonania, że „komunistyczna Rosja jest nie tyle źródłem nauki, co miejscem najświętszym ze świętych, przed którym należy paść na twarz, jak wierny muzułmanin modlący się w Mekkce”.13

Komintern posiadał oddziały w różnych krajach, a zadaniem każdego z nich było tworzenie i mobilizowanie lokalnej agentury wywiadowczej i agentury wpływu, przy czym niektóre sieci agenturalne działaly oddzielnie, inne zazębiały się i przenikały.

W straszliwym okresie kolektywizacji rolnictwa, „rozkułaczania” i wymuszonego głodu, który pochłonął miliony ofiar, rolę szczególnie haniebnej agentury wpływu odegrali czołowi zachodni intelektualiści, politycy i dziennikarze, którzy „bezwstydnie przyczyniali się do tragedii naiwnie lub z rozmysłem wychwalając ‘wspaniały’ eksperyment sowiecki i przekazując wypaczone, złudne lub fałszywe świadectwa katastrofy”.14

Kiedy na Ukrainie i Północnym Kaukazie umierający z głodu nie mieli siły grzebać zmarłych i notowano liczne przypadki ludożerstwa, wybitne autorytety Zachodu przekonywały opinię publiczną, że najstraszliwszy głód we współczesnej historii jest wytworem antysowieckiej propagandy. Irlandzki dramaturg i myśliciel George Bernard Shaw zapewniał: „nie widziałem w Rosji ani jednej niedożywionej osoby: młodej lub dorosłej”, francuski polityk, dwukrotny premier, Edouard Herriot kategorycznie zaprzeczał „kłamstwom burżuazyjnej prasy, która twierdziła, że w Związku Sowieckim panuje głód”. Moskiewski korespondent dziennika New York Times Walter Duranty, który za swe reportaże z Rosji otrzymał w 1932 roku nagrodę Pulitzera, z pozycji świadka wydarzeń przekonywał, że „każde doniesienie o głodzie w Rosji jest przesadą lub złośliwą propagandą”. Brytyjscy piewcy socjalizmu, Beatrice i Sidney Webb strofowali ukraińskich chłopów za „podkradanie ziaren z kłosów”, co w ich opinii było „bezwstydną kradzieżą kolektywnej własności”.15 Pod batutą autorytetów chór apologetów robotniczo-chłopskiej władzy był tak liczny i hałaśliwy, że zagłuszał skutecznie głosy prawdy i rozsądku, narzucając jedynie słuszną interpretację wydarzeń i politycznie poprawny obraz sytuacji wewnętrznej w Związku Sowieckim.

Wirtuozem organizowania sowieckiej agentury wpływu w Europie Zachodniej był Willi Münzenberg, jeden z założycieli Komunistycznej Partii Niemiec i przywódca Młodzieżowej Międzynarodówki Komunistycznej. Za jego przykładem lokalne oddziały Kominternu zakładały liczne agendy, które Münzenberg nazwał cynicznie „klubami niewiniątek”. W latach wojny z Polską i później, miały one oddziaływać na świadomość elit polityczno-kulturalnych poszczególnych krajów. „Musimy...mieć w ręku artystów i profesorów, wykorzystać teatry i kina, by szerzyć za granicą doktrynę, iż Rosja gotowa jest poświęcić wszystko, aby utrzymać pokój na świecie” – zalecał Münzenberg. Natomiast ekspert w prowadzeniu destrukcyjnych akcji propagandowych, członek Komitetu Wykonawczego Kominternu Karl Radek (Karol Sobelsohn) instruował towarzyszy, że działalność inspirowanych przez Komintern organizacji, stowarzyszeń i klubów winna być wymierzona w kraje, „w których nie jesteśmy wystarczająco silni”.16

Münzenberg dysponował olbrzymimi sumami, które wykorzystywał do bardziej lub mniej skrytego manipulowania wydawnictwami, redakcjami gazet lub wytwórniami filmowymi, co przysporzyło mu przydomek „czerwonego milionera”, korespondujący znakomicie z jego upodobaniem do komfortowego życia w kapitalistycznym luksusie.

Największym osiągnięciem Münzenberga było utworzenie w 1933 roku w Paryżu Światowego Komitetu Pomocy Ofiarom Niemieckiego Faszyzmu. Z pozoru była to niezależna, pozarządowa i ponadpartyjna organizacja filantropijna. Przewodniczącym międzynarodowego zarządu był lord Marley, członek brytyjskiej Izby Lordów, a prezesem Albert Einstein. W rzeczywistości jednak paryski sekretariat Komitetu zarządzany był „przez czysto komunistyczną klikę, kierowaną przez Münzenberga i nadzorowaną przez Komintern”.17

Światowy Komitet Pomocy Ofiarom Niemieckiego Faszyzmu patronował wydanej w 1933 roku Brunatnej księdze hitlerowskiego terroru i spalenia Reichstagu, uważanej obecnie za „najskuteczniejszą publikację propagandową w historii Kominternu”.18 Jej okładkę zmanipulowano bardzo zgrabnie. Albert Einstein ze zdumieniem stwierdził: „moje nazwisko zostało wydrukowane w angielskim i francuskim wydaniu w takim miejscu, że wyglądało, jakbym to ja napisał tę książkę. To nieprawda. Nie napisałem w niej ani słowa”.19 Chociaż treść książki była daleka od wiarygodności, a cytowane w niej dokumenty zdemaskowano jako fałszerstwa, to jednak w lewicujących salonach Europy traktowano ją jak „biblię antyfaszystowskiej krucjaty” i szybko przetłumaczono „na ponad 20 języków, od japońskiego po jiddysz”.20

Brunatna księga przysporzyła sowieckim służbom wywiadowczym więcej kandydatów do werbunku niż jakakolwiek inna publikacja, nie wykluczając serii 3 artykułów o Fuenfergruppen, czyli pięcioosobowych grupach konspiracyjnych, w które zorganizowali się ponoć niemieccy komuniści walczący z narodowosocjalistycznymi władzami III Rzeszy. Artykuły te opublikował New Statesman, czołowy tygodnik brytyjskiej lewicy. Ich autorem był Siemion Nikołajewicz Rostowski, nielegał OGPU (następcy CzeKa, a poprzednika NKWD), który pracował w Londynie jako dziennikarz pod fałszywym nazwiskiem Ernsta Henri.

Brunatna księga oraz opowieści o Fuenfergruppen rozpalały wyobraźnię młodych ludzi studiujących na najlepszych uniwersytetach brytyjskich. Publikacje takie odpowiadały aktualnej taktyce OGPU, gdzie wykrystalizował się specjalny pion, którego zadaniem było wywieranie wpływu na decyzje innych krajów poprzez zaufane osoby uplasowane na wysokich szczeblach struktur państwowych. W odpowiedniej chwili ludzie ci mieli przechylać szalę na korzyść Kremla. Początkowo próbowano wprowadzać własnych oficerów do politycznego establishmentu innych krajów, plasować ich w strukturach rządowych i pomagać w uzyskaniu awansu. Nie szczędzono nakładów, by zapewnić im odpowiedni status społeczny i pokryć koszty wystawnego życia towarzyskiego. Rezultaty były jednak mizerne. Dopiero na poczatku lat 30-tych ubiegłego stulecia jeden z szefów wywiadu zagranicznego OGPU zaproponował, żeby wprowadzanie własnych oficerów kadrowych do obcego establishmentu zastąpić werbowaniem dzieci lokalnych polityków, urzędników państwowych, wpływowych osobistości, autorytetów akademickich, itp. Dzieciom z elity jest bowiem stosunkowo łatwo otrzymać stanowisko w aparacie państwowym, a ich szybki awans nie wzbudza zbytniego zainteresowania.

Rozpoczęta w latach 30-tych, przez wszystkie sowieckie rezydentury na Zachodzie, energiczna kampania werbunkowa młodych ludzi z wpływowych rodzin przyniosła świetne wyniki. Struktury państwowe Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec zostały głęboko spenetrowane przez ludzi, wykształconych na najlepszych uczelniach, których zwabiono do „rewolucyjnego podziemia” mamiąc heroiczną walką z faszyzmem i uczestnictwem w budowie lepszego świata.

W Wielkiej Brytanii najbardziej znanym rezultatem kampanii była „piatiorka z Cambridge”, czyli Kim Philby, Guy Burgess, Anthony Blunt, Donald Maclean oraz John Cairncross. Nie byli oni jedynymi, głęboko zakamuflowanymi agentami Kremla. Co jakiś czas historycy demaskują kolejną osobę o znanym nazwisku, a wielu agentów nadal nie jest zidentyfikowanych.

Podobnie w Stanach Zjednoczonych. W końcu 1944 roku, dwa miesiące po nominacji na sekretarza stanu, Edward Stettinius wyjechał wraz z prezydentem Franklinem Delano Rooseveltem do Jałty na konferencję Wielkiej Trójki, gdzie miano omawiać przyszły kształt tworzonej Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz układ sił i granic w Europie Środkowej. Stettinius był świetnym businessmanem i zaufanym Roosevelta, ale miał raczej mierne pojęcie o polityce międzynarodowej. Zabrał więc ze sobą, jako doradcę Algera Hissa, uznanego eksperta Departamentu Stanu, który podpowiadał w Jałcie szefowi i prezydentowi jak powinna funcjonować ONZ oraz kto powinien kontrolować powojenną Polskę i co zrobić z Niemcami. Rzecz w tym, że Alger Hiss był agentem sowieckim, co wyszło na jaw po wojnie. W 1950 roku Hiss został skazany na 5 lat więzienia. Skutki jego wpływu na amerykańskich polityków najwyższego szczebla odczuwamy nad Wisłą do dzisiaj.

Opierając się na doświadczeniach Światowego Komitetu Pomocy Ofiarom Niemieckiego Faszyzmu, Moskwa natychmiast po kapitulacji III Rzeszy przystąpiła do montowania jeszcze szerzej zakrojonej sieci organizacji sterujących międzynarodową opinią publiczną. Z jej inspiracji już w 1945 roku powstały Światowa Federacja Związków Zawodowych, Międzynarodowa Demokratyczna Federacja Kobiet oraz Światowa Federacja Młodzieży Demokratycznej. W 1946 roku dołączyły do nich: Międzynarodowa Organizacja Dziennikarzy, Międzynarodowa Organizacja Radia i Telewizji, Międzynarodowe Zrzeszenie Demokratycznych Prawników, Międzynarodowy Związek Studentów, Światowa Federacja Pracowników Nauki i Światowa Federacja Związków Nauczycieli. Charakter sponsorowanych przez Moskwę organizacji świadczy o głównych kierunkach działania Kremla:

* opanowanie umysłów niedoświadczonej politycznie, ale łatwo angażującej się emocjonalnie młodzieży – dwie organizacje bezpośrednio plus pośrednio nauczycielska i akademicka,
* kontrolowanie środków komunikacji społecznej – organizacja dziennikarska, radia i TV oraz pośrednio nauczycielska,
* zdobycie wpływów i informacji w świecie nauki – organizacje akademicka i nauczycielska,
* utrzymanie kontroli nad związkami zawodowymi.

Wszystkie te organizacje koncentrowały swe działanie na aktualnych lub przyszłych środowiskach opiniotwórczych, których członkowie albo już wchodzili w skład elit narodowych (prawnicy, dziennikarze, naukowcy), albo mieli znaleźć się w nich w przyszłości (studenci).21

Operacje oddziaływania na świadomość nabrały takiego impetu, że w latach 1950-tych powołano w ramach Pierwszego Zarządu Głównego KGB (wywiad zagraniczny) specjalny Departament D, który w latach 1960-tych przemianowano na Departament A (od aktiwnyje mieroprijatija – środki aktywne). Środki te nabierały wyraźnie znaczenia, bowiem w latach 1970-tych Departament A podniesiono do rangi Służby A, której etat przewidywał szefa w randze generała KGB. Stopniowo Służba A rozrosła się do pół tuzina departamentów i liczyła około 300 osób personelu. W rozsianych po świecie rezydenturach „środkami aktywnymi” zajmowali się oficerowie pionu wywiadu politycznego (pion PR), którym polecono przeznaczać co najmniej jedną czwartą czasu na działania obejmujące sterowanie świadomością społeczną. Plany takich operacji każda rezydentura KGB miała obowiązek składać moskiewskiej Centrali każdego roku w grudniu, razem z rocznym sprawozdaniem. Równolegle plan swoich zamierzeń przygotowywała Centrala. Plan Pracy Pierwszego Zarządu Głównego KGB na rok 1984 podkreślał, że głównym celem działań aktywnych będzie Watykan oraz osoba Papieża Jana Pawła II. W ocenie KGB, Watykan uważał, że „polski Kościół umacnia swą pozycję w państwie i starania te mogą być rozszerzone na inne kraje socjalistyczne”, przede wszystkim na Węgry i Jugosławię. Dla przeciwdziałania tej polityce w KGB zaplanowano „szeroko zakrojone środki aktywne”, których celem będzie zdyskredytowanie Jana Pawła II, rozbudzenie niesnasek w Kościele oraz osłabienie autorytetu Papieża.22

W oparciu o roczny Plan Pracy Pierwszego Zarządu Głównego KGB przygotowywano wytyczne dla rezydentur. Ogólne wytyczne na rok 1984 zobowiązywały rezydentury do: przeciwdziałania uzyskaniu militarnej przewagi przez USA i NATO, „pogłębiania niesnasek w łonie NATO”, stymulowania dalszego rozwoju antywojennych i antyrakietowych ruchów na Zachodzie, zachęcania tych ruchów do prowadzenia skoordynowanych i bardziej aktywnych akcji.23

Szczegółowa, ściśle tajna, instrukcja nr 733 datowana 19 grudnia 1984 zatytułowana „Praca nad Watykanem”, zobowiązywała rezydentów do „zwiększenia wysiłków” na rzecz „penetracji czołowych ośrodków katolickich na Zachodzie przy wykorzystaniu agentury oraz innych środków operacyjnych”. Celem tych działań, obok uzyskania informacji z wewnątrz Kościołą, było „przeprowadzenie zakrojonych na szeroką skalę działań aktywnych zmierzających do skłonienia czołowych osobistości Kościoła katolickiego do protestowania w obronie pokoju oraz polityki ograniczenia wyścigu zbrojeń”. Innymi słowy mówiąc, celem było zorganizowanie wewnątrz Kościoła opozycji wobec Ojca Świętego. Dla zrealizowania tych planów instrukcja zalecała rezydentom „nasilenie pracy operacyjnej z agenturą w kołach kleru kraju waszego pobytu”.

Do instrukcji nr 733 dołączona była, również ściśle tajna, ocena nr 2182/PR, w której podkreślano „osobiste anty-komunistyczne i anty-sowieckie przekonania” Jana Pawła II, który „na wszelkie sposoby stara się zmienić ustalone dawno stosunki między kościołem a państwem w krajach socjalistycznych”. Dlatego rezydenci powinni wzmóc działania aktywne, które „muszą” obejmować przede wszystkim:

- „przekazanie czołowym grupom w Kurii Rzymskiej i osobiście Janowi Pawłowi II sygnału, że próby rozszerzenia sfery działań Kościoła Katolickiego w systemie społecznym i państwowym krajów socjalistycznych są uważane przez te kraje za ingerencję w ich sprawy wewnętrzne”,

- „wykorzystanie...wszelkich istniejących niesnasek wewnętrznych na Watykanie, każdego przejawu niezadowolenia wpływowych kardynałów”,

- „inspirowanie apeli środowisk katolickich do Jana Pawła II i Kurii Rzymskie, wzywających do czynienia wysiłków na rzecz umocnienia pokoju i bezpieczeństwa międzynarodowego, powstrzymania wyścigu zbrojeń, zmniejszenia nakładów na zbrojenia i wykorzystania zaoszczędzonych funduszy na walkę z głodem i ubóstwem”,

- „przeciwdziałanie rozszerzaniu kontaktów między Watykanem a Cerkwią Prawosławną...oraz innymi kościołami chrześcijańskimi działającymi w krajach socjalistycznych”,

- „przeciwdziałanie powstaniu światowej organizacji młodych katolików”,

- „wzmacnianie negatywnych opinii wysokich osobistości katolickich wobec niektórych aspektów polityki zagranicznej Jana Pawła II oraz jego interpretacji katolicyzmu. Przede wszystkim należy wykorzystywać niezadowolenie wśród włoskich członków Kurii Rzymskiej z planowanego przez Papieża wzmocnienia swojej pozycji drogą awansowania Polaków”,

- „dyskredytowanie Jana Pawła II, jako protegowanego najbardziej reakcyjnych kół Zachodu”,

- „demaskowanie współpracy między przedstawicielami Watykanu i organizacji Kościoła Katolickiego a CIA, i służbami specjalnymi państw NATO”.

W zakończeniu instrukcja podkreśla, że dla zrealizowania wymienionych zadań „należy podjąć kroki dla bardziej systematycznego wykorzystania posiadanych już źródeł agenturalnych oraz pozyskania nowych w ośrodkach i organizacjach katolickich, a przede wszystkim w Watykanie”. 24

Z biegiem lat manipulowanie świadomością stawało się coraz istotniejszym elementem sowieckiej doktryny wywiadowczej, zwłaszcza w latach 1988-1991, kiedy na Kremlu zaczęto odchodzić od koncepcji osiągnięcia przewagi militarnej na rzecz oddziaływania metodami politycznymi. Tym samym wzrosła rola agentury wpływu. Można założyć, że obecnie sytuacja niewiele się zmieniła, bowiem jak trafnie zauważył Wiktor Szejmow, były oficer KGB, który zbiegł do USA: „komunizm, to nie tylko ideologia. To także sposób myślenia, który nadal znakomicie funkcjonuje”.25

Agenturę wpływu typuje się pod kątem nie tyle możliwości wykradania tajnych dokumentów lub zbierania poufnych informacji, co rozpowszechniania odpowiednio spreparowanych wiadomości i opinii. Proces pozyskiwania agentów jest jednak zbliżony do werbowania agentury wywiadowczej. Agentów wpływu dobiera się spośród ludzi inteligentnych, ambitnych i pozbawionych skrupułów, gotowych za wszelką cenę piąć się po szczeblach kariery. W anglosaskim środowisku służb specjalnych funkcjonuje skrót MICE (myszy). Wywodzi się od słów „money” (pieniądze), „ideology” (ideologia), „compromise” (kompromitacja) oraz „ego”. Cztery najważniejsze czynniki którymi się gra przy werbowaniu agenta.26 Nieco odmienna lista funkcjonowała w pragmatyce sowieckiej. Doświadczony rezydent wywiadu zagranicznego w generalskiej randze, wykładowca moskiewskiej Centralnej Akademii Wojskowej, autor skryptu dla kursów agentury NKWD Aleksander Michajłowicz Orłow, (Lejba Lazarewicz Felbing) wymieniał następujące czynniki:

* - względy ideologiczne,
* - pieniądze, kariera lub inne motywy korzyści osobistych,
* - zaangażowanie uczuciowe,
* - upodobanie do przygód i życia pełnego emocji,
* - chęć ukrycia popełnionych przestępstw i ucieczka przed odpowiedzialnością,
* - dewiacje seksualne oraz skłonności uważane powszechnie za naganne.27

Wprawdzie Michał (Mejer) Abramowicz Trilissser, szef wywiadu zagranicznego OGPU w latach 1930-tych, głosił, że „szantaż jest szczytową sztuką zdobywania materiału wywiadowczego”28, to jednak z punktu widzenia oficera werbującego i prowadzącego, najlepszym rozwiązaniem jest rozbuchane ego, usilnie szukające uznania i pełne niespełnionych ambicji, wsparte odpowiednim zastrzykiem finansowym. Jeżeli cel werbunkowych zabiegów ma do tego jakieś perwersyjne skłonności lub jakieś grzechy przeszłości do ukrycia, to sukces jest prawie pewny. Według Orłowa dobrym środowiskiem do werbunku jest społeczność homoseksualna. Należą bowiem do niej ludzie wpływowi i jest ona wyjątkowo dyskretna. „Sowieccy oficerowie operacyjni byli zadziwieni stopniem wzajemnego zrozumienia i niekłamanej lojalności wśród homoseksualistów”.29

Jeszcze sto lat temu, obok korzyści materialnych, agentów wpływu wabiono nadaniem arystokratycznego tytułu. Służby sowieckie nęciły agentów wpływu wewnątrz „obozu państw budujących socjalizm” wizją wprowadzenia do internacjonalnej nomenklatury, natomiast obecnie zarówno służby rosyjskie jak i innych państw, obok profitów finansowych, skłaniają do współpracy obietnicą przyznania prestiżowych nagród i wprowadzeniem do „międzynarodowych salonów”. Pragmatyka wskazuje, że podatność na bodźce finansowe nie jest zależna od pozycji werbowanego w hierarchii państwowej lub społecznej. Różna jest zazwyczaj tylko wysokość jurgieltu. W przypadku osób zajmujących prominentną pozycję zawodową lub w hierachii państwowej, gratyfikacją jest najczęściej nie tyle honorarium pieniężne, co wsparcie w spełnieniu ambicji politycznych lub aspiracji osobistych.

Przykładem politycznego promowania na najwyższym szczeblu bloku sowieckiego było poufne spotkanie na Kremlu sekretarza generalnego KC KPZR Leonida Breżniewa z I sekretarzem KC Niemieckiej Socjalistycznej Partii Jedności Erichem Honeckerem oraz sekretarzem generalnym KC KPCz Gustavem Husakiem w dniu 16 maja 1981 roku. Przedstawiając ocenę sytuacji w Polsce, Erich Honecker z uznaniem wymienił I sekretarza Komitetu Warszawskiego PZPR Stanisława Kociołka, który, jego zdaniem, był „uczciwym komunistą oceniający realistycznie sytyację w kraju i wykazującym internacjonalistyczne podejście”. Kilka minut później, Honecker podkreślił, że „towarzysz Kociołek wyraźnie opowiedział się za udziałem bratnich partii” w przygotowywanym zjeździe PZPR. I zaraz potem, Kociołek to ..., Kociołek tamto ... W końcu już otwarcie Honecker zadał pytanie „kto może przejąć kierownictwo?” I szybko udzielił odpowiedzi: „towarzysz Olszowski, towarzysz Grabski, towarzysz Kociołek, towarzysz Żabiński”.30

Operacje z wykorzystaniem agentury wpływu należą do działań strategicznych i zakrojone są na lata, a nawet dziesięciolecia, bowiem kształtowanie zbiorowej świadomości społeczeństw wymaga czasem wymarcia całego pokolenia. Skuteczność agentury wpływu zależy w dużej mierze od jej uplasowania i wiarygodności. Zarówno odpowiednie awansowanie i „przesuwanie” agenta w hierarchii, jak i budowanie jego autorytetu, wymagają czasu. Dlatego też werbownicy najczęściej działają na uniwersytetach, które tradycyjnie są miejsce ścierania się idei i rewolucyjnych koncepcji urządzenia świata. Tym bardziej, że nawet skrajne poglądy głoszone w świecie akademickim stosunkowo łatwo przesączają się do szkół, środowisk naukowych, a nawet do kościołów. Przykładami może być „teologia wyzwolenia” lub wieloletnia działalność publicystyczna anglikańskiego biskupa Southwark dr Mervyna Stockwooda, który pisywał w komunistycznym dzienniku Morning Star, a w książce The Cross and the Sickle (Krzyż i Sierp) zalecał wywłaszczenie ziemian, potępiał prywatną własność środków produkcji oraz zgadzał się z Leninem, że wcześniej, czy później wszystkie narody będą budować socjalizm.31

W Wielkiej Brytanii nie był on odosobniony. Kingsley Martin od 1930 do 1960 roku był redaktorem naczelnym New Statesman i nie zezwolił na publikację ani jednego artykułu krytykującego politykę Stalina.32 Długoletni redaktor naczelny Tribune, wpływowego pisma brytyjskiej lewicy, Michael Foot brał wcale spore sumy w gotówce od oficerów operacyjnych KGB. Zdemaskowany zapewniał, że na Tribune brałby pieniądze nawet od diabła. Foot, który na początku lat 1980-tych był liderem Partii Pracy, typowany był w Moskwie na premiera Brytyjskiej Republiki Ludowej po planowanym obaleniu monarchii.

W drugiej połowie ubiegłego stulecia, najistotniejszym agentem wpływu Moskwy „na kierunku” amerykańskim był bez wątpienia Philip Agee. Rozgoryczony usunięciem z CIA za pijaństwo i przekręty finansowe, Agee nawiązał w 1973 roku kontakt z rezydenturą KGB w Meksyku. Zaoferował takie mnóstwo informacji o CIA, że lokalny rezydent uznał go za prowokatora i wyrzucił za drzwi. Agee poszedł więc do kubańskiej Dirección General de Inteligencia, gdzie przyjęto go przychylnie. Uzyskanymi informacjami Kubańczycy podzielili się z KGB i były one tak cenne, że ówczesny naczelnik Zarządu Kontrwywiadu z wywiadu zagranicznego KGB, Oleg Kaługin wspominał: „kiedy siedząc w moim moskiewskim biurze, czytałem otrzymane raporty o wydłużającej się z dnia na dzień liście przekazywanych rewelacji, kląłem w żywy kamień oficerów, którzy odrzucili taki skarb”.33

Philip Agee był rzeczyście propagandowym skarbem. W styczniu 1975 roku opublikował wspomnienia zatytułowane Inside the Company: CIA Diary, w których zdemaskował około 250 oficerów kadrowych i agentów Agencji oraz oświadczył, że „CIA i popierane przez nią instytucje zniszczyły życie lub spowodowały śmierć milionów ludzi na świecie”. Agee nie krył, że pisał swe wspomnienia korzystając z pomocy kubańskiej DGI, a podczas pracy kontaktował się z KGB. Napisana w Londynie książka stała się bestsellerem, a tygodnik Economist zalecał, że „trzeba ją przeczytać”. Ku radości Moskwy władze brytyjskie postanowiły autora wydalić, co za dyskretnymi podszeptami KGB przekształcono w prawdziwy festiwal petycji, demonstracji i wieców protestacyjnych brytyjskiej lewicy. Równolegle KGB zorganizowało kampanię poparcia dla Philipa Agee we Włoszech oraz we Francji, Hiszpanii, Portugalii, Holandii, Finlandii, Norwegii i w Meksyku.

W 1978 roku Agee zaczął wydawać we współpracy z DGI i KGB periodyczny Covert Action Information Bulletin, którego celem – jak pisał – było demaskowanie operacji i personelu CIA. Pierwszy numer rozkolportowano w trakcie XI Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów w Hawanie latem 1978 roku. Równolegle Agee zaprezentował sygnalne egzemplarze swej nowej książki Dirty Work: The CIA in Western Europe, w której ujawnił nazwiska i życiorysy około 700 pracowników CIA. Agee zdemaskował w sumie blisko 2 tysiące kadrowych pracowników CIA, co, jak ubolewała komisja do spraw wywiadu Senatu USA, wpłynęło negatywnie na nastroje ludności obcych krajów.

Na początku lat 1980-tych rewelacje Philipa Agee spowszedniały i przestał być pupilkiem salonów europejskiej lewicy. Nieco później, zapomniano o nim również w Ameryce Łacińskiej, gdzie przez pewien czas był bożyszczem lewicującej młodzieży.34

We Francji znaczącym sowieckim agentem wpływu był Pierre-Charles Pathé, z rodziny wydawców słynnych kronik filmowych. Zwerbowano go w 1959 roku i otrzymał pseudonim Pieczerin zmieniony potem na Mason. W 1961 roku Pathé założył agencję prasową Centre d’Information Scientifique, Economique et Politique. Do 1967 roku KGB płaciło mu 6.000 franków miesięcznie, żeby publikował sprzedawany w prenumeracie biuletyn, który rozsyłany był również darmo osobom wpływowym w środowiskach politycznych, gospodarczych i medialnych. W biuletynie tym Pathé w subtelny sposób prezentował polityczną linię Kremla zgodnie z otrzymanymi wytycznymi. W 1976 roku, z finansową pomocą KGB, Pathé zaczął wydawać dwutygodnik Synthesis poświęcony stosunkom zagranicznym oraz problemom wojskowym, naukowym i gospodarczym. Liczący 8 stron biuletyn zawierał zwykle od 3 do 5 artykułów i analiz. Rozprowadzany był w prenumeracie. W okresie szczytowej popularności miał około 500 prenumeratorów, w tym 139 senatorów, 299 deputowanych, 41 dziennikarzy, 14 ambasadorów oraz zaledwie 7 osób prywatnych. Za pośrednictwem Pathé i Synthesis inspirowane przez KGB treści docierały do 70 procent składu francuskiej Izby Deputowanych oraz 47 procent składu Senatu. Do tego trzeba doliczyć działalność agenta wpływu w paryskich salonach politycznych, których drzwi były zawsze otwarte dla syna pioniera francuskiej kinematografii i krewnego ministrów oraz prezesa koncernu samochodowego Renault.35 Nic dziwnego, że Pathé pobrał w sumie od KGB prawie milion franków. Aresztowano go na gorącym uczynku odbierania honorarium i wytycznych od oficera operacyjnego paryskiej rezydentury Igora Sacharowskiego. Śledzony przez francuski kontrwywiad DST w zupełnie innej sprawie, Sacharowski doprowadził niechcący „ogon” do Pathé i 5 lipca 1979 roku stacja nasłuchowa paryskiej rezydentury KGB odebrała na częstotliwości uzywanej przez DST komunikat: „Wszyscy aktorzy są już na scenie. Zaczynamy przedstawienie”. Chwilę później Sacharowski i Pathé mieli kajdanki na rękach.36

W archiwum KGB jest też teczka wpływowego dziennikarza o pseudonimie André, który miał dostęp do francuskiego prezydenta, premiera i ministra spraw zagranicznych. Paryska rezydentura meldowała, że przy jego pomocy podsuwa czołowym politykom francuskim „tendencyjne informacje” obliczone na skłócenie Francji ze Stanami Zjednoczonymi. Długoletnim agentem sowieckich wpływów we Francji był dziennikarz obdarzony przez KGB pseudonimem Brok. Zwerbowany w 1946 roku, służył Moskwie tak długo, że miał aż 10 oficerów prowadzących. W połowie lat 1970-tych pobierał od KGB 100.000 franków rocznie.37

Bardzo wysoko postawionym, chociaż nietypowym, agentem wpływu w Republice Federalnej Niemiec był Günther Guillaume. Nietypowym, bowiem był oficerem kadrowym wschodnioniemieckiego wywiadu Hauptverwaltung Aufklärung. Wysoko postawionym, gdyż był zaufanym sekretarzem, prawą ręką kanclerza Willy Brandta. Pracował „dwukierunkowo”. W jedną stronę dostarczał HVA i za jej pośrednictwem KGB, tajne dokumenty z sekretariatu kanclerza, w drugą inspirował go zgodnie z wytycznymi Wschodniego Berlina i Moskwy.

Podobną rolę spełniał w Norwegii aresztowany w 1984 roku Arne Treholt, wpływowy polityk Partii Pracy i rzecznik prasowy ministerstwa spraw zagranicznych. Zwerbowano go w latach 1960-tych i cierpliwie czekano aż zajdzie odpowiednio wysoko. Treholt dyskretnie wspierał ludzi głoszących prosowieckie poglądy. Zwłaszcza w debacie nad zgłoszoną przez Moskwę propozycją utworzenia w Skandynawii strefy wolnej od broni jądrowej.38

Agentem Służby A w Danii był m.in. fotograf Jacob Holdt specjalizujący się w negatywnym prezentowaniu Stanów Zjednoczonych. Jego album American Pictures zawierający setki zdjęć zrobionych w slumsach zwrócił uwagę Moskwy. Holdt został zwerbowany przez Nikołaja Gribina z rezydentury w Kopenhadze, a jego album był skrycie promowany przez KGB w całej Europie.39 Operację z albumem duńskiego fotografa uznano w KGB za sukces wart specjalnej informacji dla Politbiura KC KPZR.40

Innym bardzo skutecznym agentem wpływu działającym w Danii był Jorgen Dragsdahl, komentator uważany za autorytet w sprawach bezpieczeństwa i polityki międzynarodowej. Pisywał na łamach Information, dziennika o małym nakładzie, ale dużych wpływach w duńskiej elicie władzy. Zwerbował go w połowie lat 1970-tych Stanisław Czebotok z rezydentury w Kopenhadze. W zamian za honoraria KGB duński dziennikarz ubierał w słowa i argumenty otrzymane od Czebotoka tezy zgodne z aktualnymi interesami politycznymi Moskwy. Oleg Gordiewski oceniał, że Dragsdahl był „niezwykle skuteczny” bowiem „miał talent i pisał dobrze”, a poza tym dysponował dużą wiedzą. „Prezentował czytelnikom tezy KGB w bardzo przemyślny sposób. Jego artykuły to nie były prymitywne propagandowe bzdury...czytelnicy nie byli w stanie wykryć skąd wziął koncepcje, które wbiło mu w głowę KGB.” 41

Jorgen Dragsdahl pisywał przy tym w Information bardzo przychylnie o „starym przyjacielu”, którym był Jacob Holdt, natomiast Holdt w wywiadzie dla innego dziennika Ekstra Bladet, zapewniał, że „Dragsdahl uczynił mnie sławnym”.42

W Japonii agentami sowieckich wpływów byli redaktor naczelny konserwatywnej gazety Sankei Shinbun oraz kilku czołowych polityków japońskiej Partii Socjalistycznej. Zdemaskował ich major KGB Stanisław Lewczenko z tokijskiej rezydentury, który „wybrał wolność” w 1979 roku.

Ocena skuteczności agentury wpływu jest bardzo trudna. Zdaniem Olega Gordijewskiego, rezydentury KGB miały skłonność do przypisywania swojej inspiracji niemal każdego głosu krytycznego wobec USA opublikowanego w zachodnioeuropejskich mediach. Oceniając działania agentury wpływu podczas narady wyższych oficerów KGB w lutym 1984 roku, ówczesny szef Pierwszego Zarządu Głównego KGB, Władimir Kriuczkow ograniczył się ostrożnie do stwierdzenia, że „wykonano znaczną pracę” przeciwko „militarystycznym planom administracji amerykańskiej”.43 Wyższe noty przyznali działaniom sowieckim zachodni politycy. Sponsorowaną przez KGB kampanię pacyfistyczną wymierzoną w USA i NATO, prezydent Francji Francois Mitterand skwitował smutnym stwierdzeniem „pociski są na Wschodzie, ale protesty pokojowe na Zachodzie”.44

Udana kampania była jednak łabędzim śpiewem Służby A. Pod koniec lat 1980-tych zachodnie służby i media coraz skuteczniej demaskowały sowieckie manipulacje, a powołane z inspiracji Moskwy organizacje międzynarodowe szybko traciły swą wiarygodność. W 1989 roku Światowa Rada Pokoju została zmuszona do przyznania, że 90 procent jej budżetu pochodzi z sowieckich subwencji. Rok później Władimir Kriuczkow, który w 1988 roku awansował na przewodniczącego KGB, bezradnie przyznał w rozkazie nr 107/OV, że na Zachodzie rezydentury „mają bardzo ograniczony dostęp do środków masowego przekazu”.45

Wykrycie agentury wpływu jest równie trudne, co ocena jej skuteczności. Agenci wpływu należą do osób o najściślej strzeżonej tożsamości w ewidencji służby.46 Są bowiem najczęściej postaciami publicznymi, a ich skuteczność opiera się na totalnym utajnieniu. Raz zdemaskowany agent wpływu nieodwracalnie traci swą przydatność.

Agenci wpływu, zwłaszcza uplasowani wysoko w hierarchii politycznej, prowadzeni są najczęściej werbalnie, drogą ustnych sugestii, bez zostawiania śladów w dokumentacji służby. Często w prowadzonej przez służbę ewidencji agentury jeden kryptonim obejmuje całą grupę lub organizację złożoną z wielu osób, których tożsamość nie jest wymieniana. Zdarza się, że anonimowi agenci wpływu ukrywani są zbiorowo pod kryptonimem konkretnej operacji i uaktywniani incydentalnie w momentach ważnych rozstrzygnięć politycznych.47 Zabiegi te sprawiają, że agentura wpływu dekonspirowana jest najczęściej przez oficerów wywiadu, którzy przeszli na drugą stronę. W rosyjskich służbach mówiono, że każdy wielki sukces wywiadowczy prowadzi do klęski.48 Im agent jest lepszy, tym bardziej narażony jest na ryzyko. Nie tylko ze strony kontrwywiadu kraju, w którym działa, ale również z uwagi na fakt, że jego wysokie notowania w Centrali zwracają uwagę lokalnych oficerów wywiadu, a zatem rośnie niebezpieczeństwo zdekonspirowania przez uciekiniera, który przejdzie na drugą stronę i wykorzysta posiadane informacje, jako swoisty „bon obiadowy”.

Wysoki stopień utajnienia tożsamości agentów wpływu sprawia, że udowodnienie im przed sądem działania na rzecz obcego państwa jest praktycznie niemożliwe. Podstawą demokracji jest bowiem prawo do głoszenia własnych poglądów. Agent wpływu nie wykrada tajemnic z sejfów i prawie nie sposób przyłapać go na „gorącym uczynku”. Najczęściej nie kontaktuje się potajemnie z oficerem prowadzącym i nie otrzymuje od niego instrukcji, zadań lub wynagrodzenia. Nie odwiedza skrzynek kontaktowych, nie zostawia nigdzie mikrofilmów lub innych materiałów wywiadowczych. Agent wpływu wyjeżdża oficjalnie na jawne seminaria lub konferencje naukowe, pobiera stypendia naukowe lub wykłada na zagranicznym uniwersytecie, zagraniczni wydawcy publikują jego książki, otrzymuje nagrody twórcze, spotyka się z politykami, ludźmi ze świata gospodarki i nauki. Zebrane „wrażenia” ubrane we „własne przemyślenia” publikuje w mediach, rozpowszechnia w „politycznych salonach”, albo podczas spotkań z politykami i decydentami własnego kraju. Formalnie nie robi nic nielegalnego. Dlatego też jedynym skazanym agentem wpływu pozostaje Pierre-Charles Pathé. Inni, przykładowo Günther Guillaume lub Arne Treholt stanęli przed sądem, ponieważ prowadzili równolegle „standardową” działalność wywiadowczą.

Ponadto, agent wpływu najczęściej działa pośrednio (to nie on podejmuje decyzje, lecz polityk, któremu on doradza!). Dlatego jest trudny do zdemaskowania i zneutralizowania, natomiast jego mocodawcom stosunkowo łatwo jest zorganizować jego obronę drogą petycji, interpelacji parlamentarnych, demonstracji poparcia ze strony znanych postaci lub medialnej akcji pod hasłem obrony uznanego autorytetu przed dyskryminacją, wpisując ją przy tym w generalną kampanię obywatelskiego sprzeciwu wobec panoszącego się „izmu”. Rodzaj tego „izmu” nie jest istotny, ważne jest, żeby ten „izm” źle się odbiorcom mediów kojarzył. A jeśli medialna wrzawa nie przynosi spodziewanych rezultatów, można zorganizować manifestację protestacyjną, której umiejętnie zainspirowani uczestnicy będą ochoczo wywrzaskiwać hasła podsunięte przez inną siatkę agentury wpływów. Liczba i struktura kombinacji w gruncie rzeczy zależy od stopnia naiwności społeczności sterowanej przez służbę i jej agentury.

Są jednak granice władzy służb wywiadowczych nad świadomością sterowanych. W skali państwa obrona świadomości obywateli przed destrukcyjnymi działaniami zewnętrznymi należy do obowiązków kontrwywiadu. Problem w tym, że służby kontrwywiadu są nadal konceptualnie nastawione na zwalczanie tradycyjnego wywiadu, a nie na neutralizację wrogiego sterowania opinią publiczną własnego kraju. Dodatkowym utrudnieniem jest konieczność poruszania się po delikatnym gruncie. Zignorowanie agentury wpływu, zachęca do dalszych działań. Zbyt gwałtowna reakcja, naraża na zarzut skłonności do zamordyzmu i tłumienia swobody wypowiedzi.

Najskuteczniejszą obroną państwa przed działaniami agentury wpływu jest cierpliwe demaskowanie każdej wykrytej manipulacji i zapewnienie obywatelom stałego dostępu do rzetelnych informacji.49 Sterowanie świadomością całych grup społecznych przy użyciu agentury wpływu wymaga czasu, co można wykorzystać dla przeciwdziałania. Odpowiedzią na sterowanie, winna być „gra w otwarte karty”, czyli maksimum prawdy podanej w sposób wyważony, bez rzucania oskarżeń lub przypinania etykiet.

Najskuteczniejszą obroną obywateli przed działaniami agentury wpływu jest zdanie sobie sprawy z faktu, że jest się obiektem manipulacji, podmiotem zewnętrznego sterowania. Kiedy naród zbliża się do niebezpiecznego punktu, z którego może już nie być odwrotu „problemem jest nie tyle ekstremistyczna mniejszość, co apatyczna większość, która zezwala by nią manewrowano, prano jej mózgi i wtłaczano ją w przekonanie, że nie ma wyjścia.”50

Brak wiary obywateli w świadomie destrukcyjne działanie agentury wpływu wynika przede wszystkim z braku wiedzy o manipulacyjnych operacjach służb specjalnych. Podstęp, pozoracja i kamuflaż kojarzą się najczęściej z militarnymi działaniami taktycznymi, a nie strategią polityczną. Z kolorami i deseniem polowego munduru, a nie z obliczonymi na wiele lat operacjami, których celem jest skłonienie przeciwnika do działania wbrew swoim interesom i własnoręcznego demontażu swoich struktur państwowych. Przerwanie procesu powolnego wymóżdżania i przyzwolenia na sterowanie sobą jest warunkiem koniecznym do przywrócenia wiary w siebie i powrót do własnej tożsamości.

dr Rafał Brzeski

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010