GIENIERAŁ PRZEPROWADZIŁ POLSZĘ PRZEZ MORZE CZERWONE

luty 2, 2010 Kategoria Polityka, Xiaze

Gospodin Jaruzielskij eto nastojaszczij gieroj. Przy czym wymiar jego bohaterstwa czyni z niego boga miary olimpijskiej, takiego, którego nie da się opisać zwykłymi słowami (o zoologicznych inwektywach nawet nie wspominając). Niezwykłe połączenie Wallenroda, Traugutta i Mojżesza zawarte w jednej powłoce cielesnej.

O tym, że zadrapać pazurami platynowej powłoki herosa się nie da, przekonali się ostatnio inkwizytorzy, którzy usiłowali podpalić Generałowi stos pod nogami. Generał okazał się niepalny, a różne Brauny najadły się jedynie wstydu. Zresztą – jak tu jakiś z cudzoziemskim (krzyżackim?) nazwiskiem śmie się porywać z motyką na Majestat mający nazwisko kończące się na słowiańskie „-ski”?

Nasz Wojciech ma nieciekawe (obszarnicze) pochodzenie. Tym bardziej należy Go podziwiać, że tak szybko postarał się zatrzeć ten grzech. Obecnie tylko Jego wrogowie są na tyle podli, by wyciągać ten wstydliwy fakt, On sam dawno o swoich korzeniach zapomniał.

Bohaterski życiowy szlak Wojciech przetarł we wczesnej młodości, walcząc w czasie wojny z hitlerowsko-faszystowskimi gadami. Jak obliczyli pracownicy Instytutu nauk Społecznych przy KC PZPR, dzięki osobistemu zaangażowaniu Wojciecha na froncie II wojna światowa trwała krócej o 97 godzin i 19 minut. Zadajmy retoryczne pytanie – czy jakikolwiek hardy w gębie obrazoburczy krytyk może w tym względzie konkurować z naszym olimpijczykiem?

Po zakończeniu wojny Wojciech nie odwiesił pepeszy na kołek. Przeciwnie, stawał ofiarnie w pierwszym szeregu walczących z bandami UPA, biorąc na ukraińskich nacjonalistach słuszny odwet za Wołyń, którego nie zdołała (bo nie chciała) obronić Armia Krajowa, czyli bojówki reakcyjno-emigracyjnego rządu londyńskiego. O swoich sukcesach zawiadamiał na bieżąco Informację Wojskową, podpisując się na meldunkach żartobliwie „Wolski”. Jak widzimy, nawet w tych trudnych terminach zachowywał luz, dowcip i pewność siebie, w przeciwieństwie do dezertera Piłsudskiego, przez środowiska niechętne wiedzy historycznej rychtowanego na wielkiego żołnierza.

W szczęśliwych latach pięćdziesiątych Wojciech oddał się studiom i pracy naukowej, nadrabiając stracony przez lata walki czas edukacją na Wieczorowym Uniwersytecie Marksizmu i Leninizmu. Był cenionym badaczem, jego dorobek teoretyczny i praktyczny jest nie do przecenienia. Po dwóch ciężkich, pracowitych latach ukończył ten rozdział swego niezwykłego żywota z oceną bardzo dobrą, co rozumie się samo przez się.

W latach 1967-1968 Wojciech coś tam robił w armii. Mówi się o antysemityzmie, najstraszniejszym ze współczesnych grzechów ludzkości, niemniej jednowymiarowe ocenianie sławnych mężów historycznych to poważny błąd, trzeba zwracać uwagę na kontekst, okoliczności, pytać wszystkie zainteresowane strony. Jak pisze wybitny znawca tematu:

…gdy zobaczyłem dzieło Brauna, uznałem, że trzeba bronić. Nie Jaruzelskiego, ale logiki i uczciwości w prezentowaniu historii.

Generał z filmu to czyste zło w mundurze z szamerunkami. Druga strona nie jest odpytana, ba, w całym filmie nie wypowiada się nikt, kto mając krytyczny stosunek do Jaruzelskiego, odpowiedziałby na podstawowe dla historyka pytanie – dlaczego. Jakie były motywacje Jaruzelskiego? W jakich realiach działał, jakie miał pole manewru?

Oczywiście jest antysemityzm i antysemityzm. Ten drugi reprezentował Hitler i nikt przytomny nie zaprzeczy, że cytowany powyżej znawca tematu niczego podobnego na temat firera w życiu by nie napisał. Wroński Paweł to przecież osoba pryncypialna w swej konsekwencji, tak samo jak reszta redakcji.

Czegokolwiek by Wojciech w tym okresie nie robił – faktem jest, że uczynił z naszego kochanego Wojska Polskiego niezawodną machinę wojenną, świetnie wyszkoloną, czułą na niuanse polityczne, odpowiedzialną w boju, życzliwą w kontaktach ze zdezorientowanymi przez dywersantów tubylcami. Tak, mówimy właśnie o podaniu z narażeniem własnego życia dłoni tonącemu: to właśnie nasz Wojciech ratował zdobycze ludu pracującego w Czechosłowacji. Prawdopodobnie ta lekcja wyczuliła Wojciecha na zagrożenie wewnętrzne, przekonał się naocznie czym grozi destabilizacja kraju wywołana przez szermierzy tak zwanych swobód obywatelskich. Cóż to za „swobody”, które odejmują dzieciom i karmiącym mleko od ust? Cóż to za wolność nie mieć pracy? Jak można nazywać radością braki w sklepach i wszechobecną spekulację (zwaną przewrotnie „wolnym rynkiem”)? Wojciech wyciągnął wnioski, przydały się kilkanaście miesięcy później.

Tak, wróg nie spał. Nie udało mu się w Czechosłowacji, przeniknął więc do Polski i tu rozpoczął podburzać lekkomyślnych, niedostatecznie wyrobionych politycznie robotników Wybrzeża. Trafiła jednak kosa na kamień! Doświadczenia z Czechosłowacji nie poszły na marne! Czołgi i transportery opancerzone wyjechały na ulicę, dłonie żołnierzy zacisnęły się na spustach karabinów, Janek Wiśniewski został rozgromiony przy minimalnych stratach własnych. Dzięki poświęceniu starego frontowca Polska weszła w swój Złoty Wiek, dekadę dobrobytu i powszechnego szczęścia.

Rosnące w siłę nasze państwo – siódma gospodarcza potęga świata – budziło niechęć imperialistów, tracących przez to swoje globalne zyski. Pod koniec lat 70 zebrali się w piwnicy siedziby CIA i opracowali szatański plan skłócenia Polski ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Ów perfidny plan zakładał wywołanie konfliktu zbrojnego Polski z ZSRR i zaprzepaszczenie pokojowego dorobku obu zaprzyjaźnionych państw. Wróg się znowu przeliczył! Manewr wykonany wówczas przez Wojciecha wszedł na stałe do każdego podręcznika taktyki, strategii i gry w szachy: imperialiści chcieli, by ZSRR wkroczył do Polski. Generał pozornie szedł na ich pasku, lecz w ostatniej chwili zrobił im na przekór i sam wkroczył do Polski! Tego łajdacy nie przewidzieli, a Wojciech podbił kraj bez większych trudności, ratując nas przed rozlewem krwi.

Ostatecznym dowodem na konieczność umieszczenia Wojciecha w Panteonie jeszcze za życia jest kontekst skutków decyzji, które podejmował. Znany politolog i autorytet moralny, Napieralski Grzegorz, słusznie podkreśla efekt przemarszu przez Morze Czerwone:

Skutek był taki: mamy demokratyczne przemiany w Polsce, Okrągły Stół, dialog między opozycją a rządzącymi, i dziś żyjemy w wolnej, demokratycznej Polsce. A mogło dojść do katastrofy, do wkroczenia wojsk radzieckich.

Słusznie, aczkolwiek nie do końca wyczerpująco. Jedynym zarzutem, jaki można postawić naszemu drogiemu Wojciechowi jest zarzut zbytniej ostrożności. A przecież nadarzała się w 1981 roku doskonała okazja na przeprowadzenie podwójnego blefu, na ostateczne wykiwanie imperialistów i jednoczesne zrealizowanie odwiecznego pragnienia ludzi światłych i postępowych: należało zainscenizować – zgodnie z wrażą intrygą – konflikt zbrojny Polski z ZSRR, po czym od razu się poddać. Gdyby Wojciech wykazał się w tym punkcie zwrotnym śmiałością, to dzisiaj byłby stawiany wyżej od Stalina: Stalinowi nie udało się zrobić z Polski 17 republiki, a naszemu drogiemu Wojciechowi tak!

Archiwum ABCNET 2002-2010