KANDYDAT KOMOROWSKI

Ostatnie gry i kombinacje medialne zdają się jednoznacznie wskazywać, że kandydatem Platformy w wyborach prezydenckich zostanie Bronisław Komorowski. Świadczą o tym wypowiedzi polityków PO, propagandowe sondaże, słowa samego Komorowskiego, – ale przede wszystkim logika funkcjonowania układu, który wyniósł do władzy partię Donalda Tuska.
Jeśli zatem taka decyzja została już podjęta, muszą za nią stać ludzie, którzy Platformę wylansowali, wsparli medialnie i pozwolili wygrać wybory parlamentarne. A następnie, zażądali zapłaty. Tym samym - scenariusz zdarzeń wydaje się odpowiadać diagnozie, jaką przed niemal dwoma laty postawił Antoni Macierewicz, mówiąc o cenie jaką Platforma będzie musiała zapłacić za wyborcze wsparcie udzielone jej przez środowisko peerelowskiej bezpieki. Stwierdził, że ludzie dawnych służb, nauczeni doświadczeniem likwidacji WSI, będą odtąd dążyć do zemsty i władzy.
Z aktem zemsty, mieliśmy do czynienia natychmiast po objęciu rządów przez partię Tuska. Czystki personalne, prokuratorskie śledztwa, nagonki medialne, a przede wszystkim, zainicjowana przez Komorowskiego afera marszałkowa, są dowodem, że bezpieka nie rzucała słów na wiatr. Każdy, kto przyczynił się do likwidacji wojskowych służb, – od prezydenta, po dziennikarza został objętym medialną kampanią kłamstw, oszczerstw lub stał się bezpośrednio ofiarą represji. Była to reakcja całkowicie przewidywalna, jeśli ktoś pamięta wypowiedź Komorowskiego z kwietnia 2007 rok, iż „po zmianie władzy w Polsce trzeba będzie przyjrzeć się skutkom tego raportu. Nie tylko czy zostało złamane prawo przy jego ujawnianiu, ale także skutkom działania całego zespołu Antoniego Macierewicza i decyzji prezydenta o ujawnieniu raportu”.
Przez dwa lata, ludzie ze środowiska wojskowej bezpieki oczekiwali na pełną reaktywację swoich wpływów. Obiecującym sygnałem była decyzja rządu Tuska z 23 maja 2008 roku, dotycząca nowelizacji ustawy o weryfikacji żołnierzy b. WSI, zgodnie z którą, żołnierze nie posiadający stanowiska Komisji Weryfikacyjnej zostali przyjęci do nowych służb (SKW i SWW) bez jakiejkolwiek kontroli i bez względu na nieprawidłowości jakich dopuścili się w przeszłości.
Do rekonstrukcji pozostał ogromny obszar wpływów w służbach specjalnych, mediach i w biznesie, naruszony w procesie likwidacji WSI. Tu jednak rząd Tuska, ( a konkretnie, desygnowany przez oligarchów szef ABW) postawił na poszerzanie kompetencji cywilnej bezpieki i szybko rozpoczął budowę nowej sieci biznesowej, w której zaczęło brakować miejsca dla towarzyszy z „wojskówki”. Kolejne zdarzenie, – jakim było fiasko ustawy medialnej musiało zostać odebrane, jako niewypełnienie przedwyborczych zobowiązań wobec prywatnych, powołanych przez bezpiekę nadawców.
Z pewnością też, niemałe znaczenie w przejęciu kontroli nad służbami i gospodarką miały tzw. ustawy antyterrorystyczne, a w szczególności ustawa o zarządzaniu kryzysowym oraz planowana nowela ustawy o ochronie informacji niejawnych. Na ich podstawie, to ludzie cywilnej bezpieki otrzymali nieograniczone uprawnienia w zakresie nadzoru nad informacją niejawną, w tym certyfikatami bezpieczeństwa, a samo ABW zajęło pozycję krajowej władzy bezpieczeństwa, eliminując praktycznie wpływy służb wojskowych.
Na przeszkodzie pełnej reaktywacji układu WSI, stanęły również plany prywatyzacyjne Platformy, w których nie uwzględniono oczekiwań tego środowiska. Być może, zasób cierpliwości panów z wojskówki wyczerpał się w momencie, gdy udaremniono stoczniowo – zbrojeniowy interes z El Assirem, a kontrujący minister Grad okazał się niezatapialny.
Pojawienie się kolejnych afer z udziałem polityków Platformy i postępujący spadek notowań Donalda Tuska musiał uruchomić mechanizm ostrej rywalizacji o władzę wewnątrz PO, ale też spowodował, że doszło do konfrontacji środowisk cywilnej i wojskowej bezpieki.
Z jeden strony zatem, mieliśmy do czynienia z odbudową wpływów ludzi Departamentu I MSW – czyli kampanią Andrzeja Olechowskiego i Pawła Piskorskiego, która zaowocowała konsekwentnym zamykaniem medialnego parasola ochronnego nad Platformą; z drugiej – z kontrakcją agenturalno – oligarchicznego układu, wykorzystującego polityczne wpływy w służbach i wymiarze sprawiedliwości. Również, na dotychczasowym monolicie Platformy doszło do wyraźnego zarysowania dwóch, zwalczających się frakcji – Grzegorza Schetyny i Bronisława Komorowskiego. Moment ujawnienia afery hazardowej zbiegł się zatem z rosnącym niezadowoleniem środowiska WSI, które po dwóch latach wspierania układu rządowego postanowiło cofnąć swoje „rekomendacje”.
Wpływ na tę decyzję miało niewątpliwie zachowanie Donalda Tuska, który źle oceniając zagrożenia wynikające z afery hazardowej postawił na konserwację dotychczasowego rozdania i pozorując partyjne czystki, nie pozbawił Schetyny realnych wpływów.
Od tego momentu, możemy obserwować nasilenie krytyki medialnej oraz postępujący spadek notowań samego lidera Platformy. Nietrudno dostrzec, że wszystkie, dotychczas ujawnione szczegóły tej afery idą na konto Donalda Tuska, a zarzut przecieku z kancelarii premiera ma wagę politycznego nokautu. Media – jak zawsze dyspozycyjne wobec faktycznych decydentów, podjęły się roli wykonawcy „wyroku” i wyraźnie dążą do pozbawienia Tuska prezydenckich ambicji.
W tym obszarze, doskonale widać rzeczywisty układ sił, a ostatnim bastionem medialnej osłony zdaje się być „Gazeta Wyborcza”, publikując coraz bardziej fantastyczne wyniki sondaży .
Mamy więc do czynienia z żałosnym spektaklem „rozterek” Donalda Tuska – co w praktyce oznacza oczekiwanie na ostateczny werdykt środowisk decydujących o przyszłości Platformy, oraz z wyraźną akcją promocyjną Bronisława Komorowskiego. Do „wyciszania” Tuska zaprzęgnięto Lecha Wałęsę, a coraz liczniejsze głosy partyjnych kolegów premiera zdają się świadczyć, że pozycja Komorowskiego znacząco wzrosła i wybór wydaje się przesądzony. Natychmiast też, opublikowano użyteczne sondaże, z których wynika, że w wyścigu prezydenckim marszałek Sejmu może liczyć na 46 procentowe poparcie. Sam Komorowski skromnie przyznaje, że nie wyklucza walki o prezydenturę, tłumacząc, że to „partia stawia przed nim duże wyzwania”.
Ważnym atrybutem kandydata, wspieranego przez środowisko WSI jest akceptowalność Komorowskiego przez wyborców tzw. lewicy SLD. W praktyce oznacza to możliwość zawarcia sojuszu z komunistami i Andrzejem Olechowskim – wspieranym przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Do takiego przymierza może dojść w drugiej turze wyborów prezydenckich, gdyby naprzeciw siebie stanęli Kaczyński i Komorowski.
W perspektywie – kandydatura marszałka Sejmu może być najważniejszym elementem przyszłego porozumienia ludzi służb cywilnych i wojskowych, dającego gwarancję na dalsze trwanie układu III RP i nowy podział łupów.
Przed miesiącem Komorowski w wywiadzie dla TVN deklarował: „Chciałbym skrócić zły okres prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Okres konfliktu i braku współpracy z rządem. Ten słynny meldunek: "Panie prezesie melduję wykonanie zadania", zaciążył nad całą prezydenturą” – dodał.
Jeśli w efekcie medialnych manipulacji i bezpieczniackich gier operacyjnych, Bronisław Komorowski zostałby prezydentem Polski – dziś jeszcze można zapytać - komu złoży meldunek o wykonaniu zadania?
Za kilka miesięcy, możemy już nie móc zadać tego pytania.
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/3892/articlePage/3
http://www.money.pl/archiwum/mikrofon/artykul/komorowski;po;zmianie;wla…
http://www.rp.pl/artykul/419903.html
http://www.rp.pl/artykul/406464,414925_Rozterka__blef_czy_test_Tuska_.h…
http://fakty.interia.pl/raport/wybory-2010/news/komorowski-nie-wyklucza…

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010