NIERZĄD SOLIDARNOŚCI

Parę miesięcy temu, wówczas kiedy opowiadałem się za całkowitym bojkotem wyborów do peerelowskiego parlamentu, byłem przekonany, że nie ma takich okoliczności, które mogłyby chociaż w małym stopniu usprawiedliwiać współuczestnictwo w komunistycznej mistyfikacji. Nie tylko ja wskazywałem na groźbę uwiarygodnienia systemu z założenia totalitarnego poprzez stworzenie pozorów, że rządzą nim demokratyczne prawidła. Niestety ówczesne przewidywania stają się powoli coraz bardziej realną rzeczywistością.

Wybór gen. Jaruzelskiego na prezydenta de facto głosami posłów z Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego sprawił, że formuła użyta przez A. Michnika "wasz prezydent" straciła sens. Tym samym i drugi jej człon – "nasz premier" – stał się nieaktualny. Mimo, że został nim nie Kiszczak a Mazowiecki. W powszechnym odczuciu sytuacja wcale nie uległa jakiejś radykalnej odmianie, tak jak chce się to nam dziś wmówić, a wydarzenia, którymi niektórzy się ekscytują są najprawdopodobniej krótkotrwałą koncesją ze strony komunistów nie zaś rzeczywistą demokracją, do której dążymy, czy choćby jej zalążkiem. Tymczasem proces legitymizacji komunistycznego systemu i przy okazji osobistości go reprezentujących (vide: wybór prezydenta) trwa czyniąc straszliwe spustoszenia w świadomości społecznej. Oto marszałek, wybranego w niby wolnych wyborach, Senatu, prof. Stelmachowski bierze udział komunistycznych uroczystościach z okazji komunistycznego święta 22 lipca. Indagowany w tej sprawie prof. Geremek swym ciepłym i pełnym wyrozumiałości głosem stwierdził, że święto to jest przecież świętem konstytucyjnym. Jednak jak to się ma do w parę dni później obchodzonej rocznicy Powstania Warszawskiego i udziału prof. Stelmachowskiego w niezależnych uroczystościach na Powązkach tego nam nie powiedział. Mnie się wydaje, że udział marszałka senatu w jednej z tych uroczystości był dalece niestosowny. Tylko w której? A skoro już prof. Geremek powołuje się na konstytucję to ciekaw jestem w jaki sposób przyczynia się on dajmy na to do "organizowania gospodarki planowej, opierając się na przedsiębiorstwach stanowiących własność społeczną", czy też "ograniczania, wypierania i likwidowania (podkreślenie moje) klas społecznych żyjących z wyzysku robotników i chłopów" (art.3 i 4 konstytucji PRL)?

Zresztą ostatnio nie tylko profesorowie zaczęli się utożsamiać z komunistycznym prawem (czytaj bezprawiem). Niedawno przez solidarnościową prasę przetoczyła się dyskusja, czy parlamentarna opozycja ma brać odpowiedzialność za uliczne demonstracje i ewentualnie ochraniać tych, których ludowa, a od paru dni również obywatelska sprawiedliwość przyłapie np. na rzucaniu butelek z benzyną w rozjuszone swą bezkarnością ZOMO. Konkluzja owej dyskusji: konstruktywna opozycja od takich incydentów się odcina i zrobi wszystko aby winni takich czynów byli osądzeni przez znane przecież ze swej niezawisłości sądy. Tych, którzy do takich wniosków doszli pytam co takiego ostatnio zaszło, że np. czynny opór stawiany policji w grudniu 81 przez górników z kopalni "Wujek" był usprawiedliwiony a czynny opór stawiany policji przez manifestantów np. na ulicach Krakowa w kwietniu br. był godnym pożałowania przejawem zaślepienia i braku odpowiedzialności. Jeśli ktoś mi odpowie, że oba te wydarzenia dzieli epoka mierzona choćby tym, że dziś w parlamencie zasiadają solidarnościowi posłowie poradzę mu aby popukał się w czoło. Bo skoro tak, to czym prędzej musimy zrewidować nasz stosunek np. do wydarzeń grudniowych na Wybrzeżu, gdyż w ówczesnym sejmie a.d. 1970 istniała taka enklawa niezależności jak koło poselskie "Znak", do którego należał m.in. również obecny solidarnościowy premier Tadeusz Mazowiecki. A, że dziś opozycyjnych posłów jest nieco więcej... Nie sądzę jednak aby to miało jakieś większe znaczenie. Dlatego też nadal darzę sympatią chłopców, którzy próbują stawić czoła zomowcom, a moja niechęć do bezpieki nie ustaje, choć niektórzy twierdzą, że to anachronizm.

Ci ostatni wychodzą widocznie z założenia, że skoro jest "nasz premier" – przy czym uparcie obstaje Michnik – to również nasz musi być MSW mimo, że jego szefem jest nadal gen. Kiszczak (nasz on już jest, czy jeszcze nie, bo przyznaję, że się w tym gubię) i nie zanosi się na to aby uległo to. zmianie. A właśnie, nad tą sprawą chciałem się chwilę zatrzymać, bo mnie ona bulwersuje. Lech Wałęsa niby propozycję "wielkiej koalicji" wraz z PZPR odrzucił, a dziś mowa jest już o sześciu ministerialnych tekach dla komunistów w rządzie Mazowieckiego. Więc jak to jest? Jestże to koalicja czy jedynie gwarancja dla ZSRR, że nagle nie wystąpimy z Układu Warszawskiego i RWPG. Prezydent plus jedna trzecia rządu w rękach PZPR to bardzo dużo jak na gwarancje interesów sowieckich i rodzimej partii komunistycznej w Polsce. Mnie się ciągle wydaje, że tu nadal nic się nie zmienia, a komunizm czuje się całkiem dobrze i dzięki pomocy opozycji ma zupełnie niezłe perspektywy na przyszłość, zwłaszcza jeśli chodzi o zachodnie kredyty, które, tak jak to już niejednokrotnie bywało, zostaną przeznaczona na ratowanie komunizmu w Polsce, a nie budowę demokracji i dobrobytu (te dwie rzeczy jak wiadomo chodzą ze sobą w parze). Tylko czy o to właśnie nam szło przez ostatnie osiem lat?

Chyba, że przyjdzie nam skonstatować, że nasze cele i aspiracje są różne, że my wierzymy w możliwość wybicia się Polski na niepodległość w niedalekiej już perspektywie, a wy taką możliwość odrzucacie i wolicie zająć się tym, jak się najlepiej w komunistycznym więzieniu urządzić i jak podzielić równo ten niedostatek i biedę, które są jedynym efektem czterdziestoletniego panowania komunistycznego systemu. Bo co ja mam sobie myśleć, gdy czytam w "Tygodniku Powszechnym" (nr 31 z 30 lipca br.). takie oto słowa Jerzego Turowicza: "Na pewno należy się starać, by ona reprezentatywność dla środowisk opozycyjnych wobec socjalizmu realizmu jeszcze bardziej poszerzyć (mowa o komitetach obywatelskich), pozostawiając na zewnątrz tylko te, niezbyt zresztą liczne, ugrupowania, które odrzucają drogę ewolucyjnej zmiany systemu i które hałaśliwymi, nierozsądnymi i nieodpowiedzialnymi manifestacjami wyrządzają tylko szkodę uruchomionemu procesowi demokratyzacji, dla którego – jak na razie – nie ma żadnej alternatywy". Więc jeśli jest tak, że jest wam bardziej po drodze z komunistami niż z nami, to przyjdzie nam powiedzieć, że to jest jednak mimo wszystko "wasz rząd" i "wasz premier", i że wasze poważanie odmiennych poglądów i szacunek dla demokracji sięga tak daleko jak to jest wam wygodne. Baczcie abyście powoli nie zaprzeczyli własnym ideałom i nie odcięli od korzeni, z których wyrośliście. Tak się już dzieje.

W grudniu 1970 roku płonęły komitety. Nie chciałbym aby w przyszłości płonęły zarządy regionów.

Kuba Odtruwacz

Głos Poznańskich Liberałów 1988-1989