JAK POLAK Z KOMUNISTĄ

Mało kto zauważył, że hasło wywieszane na bramach strajkujących w sierpniu zakładów pracy, a i później powtarzane w licznych oświadczeniach przeróżnych niezależnych gremiów: "Nie ma wolności bez Solidarności" jest tyle pojemne co i bałamutne. Wolności bowiem przybędzie nam niewiele od relegalizacji rozwiązanego niegdyś związku zawodowego, a już z pewnością nie przybędzie jej nam wcale od zakulisowych rozmów przewodniczącego tegoż związku z ministrem spraw wewnętrznych – trzeba dodać – tym samym, który siedem lat temu współorganizował grudniowy zamach stanu. Wałęsa, i jego doradcy, nie po raz pierwszy zapomnieli o podstawowej prawdzie, że ludzie, którzy stoją po przeciwnej stronie barykady są komunistami, a przynajmniej należą do komunistycznego establishmentu. Co z kolei z góry przesądza o tym jaką politykę prowadzą. A prowadzą ją niezmiennie od 40 lat i jak dotąd zawsze była ona sprzeczna z polskim interesem narodowym. Trudno zatem zrozumieć dlaczego niektórzy uważają, że akurat obecnie tak nie jest i nierzadko z entuzjazmem wypowiadają się o tzw. "porozumieniu narodowym". Porozumienie z kim? Z władzą, która objęła rządy w drodze sfałszowanych wyborów, w atmosferze terroru i strachu, przy poparciu obcego mocarstwa na dodatek tradycyjnie już dążącego do zdobycia dominacji w Polsce? Z władzą, która nie raz łamała dane społeczeństwu obietnice, i która niejednokrotnie opór tego społeczeństwa tłumiła siłą. Trzeba jasno powiedzieć, z tą władzą porozumienia być nie może. Ani przy "okrągłym stole", ani takiego jaki zawarto w formule tzw. "paktu antykryzysowego". Bowiem kompromis z komunistami, jaki by on nie był, oznaczałby, że się z tą władzą godzimy, i że de facto ją uznajemy.

Dziś nie wolno nam popełnić tego błędu i ślepo zawierzyć komunistom. Dziś, bardziej niż kiedykolwiek potrzebne jest jasne postawienie sprawy. Ta władza, nie jest władzą legalną i w żadnym wypadku nie można dać jej podstaw by za taką się uważała, i co ważniejsze, za taką uchodziła w oczach świata. Nie łudźmy się, w dobie międzynarodowego odprężenia Zachód czeka by Polacy porozumieli się z komunistami. Oczekują tego porozumienia by uspokoić swoje sumienie, tak jak czynili to wielokrotnie. Choćby z tego względu nie można wchodzić z władzą komunistyczną w absolutnie żadne układy. Toteż nie zajmujmy się jałowymi dywagacjami wokół "paktu antykryzysowego" lecz twórzmy, zamiast niego już dziś "pakt antykomunistyczny", gdyż jedynym, skutecznym lekarstwem na usunięcie trapiących nasz kraj bolączek jest obalenie komunizmu, a nie jego uwierzytelnianie. Nie zastępujmy więc słowa "niepodległość" słowem "pluralizm". Nie rezygnujmy z idei Samorządnej Rzeczypospolitej na rzecz idei "okrągłego stołu". Swoboda wypowiedzi i zrzeszania się kontrolowane jednak przez komunistów nie zastąpią prawdziwej walki politycznej, w prawdziwie pluralistycznym społeczeństwie. A kompromis z komunistami ideę Samorządnej Rzeczypospolitej tylko oddala.

W sporze o wielkie sprawy padają wielkie słowa. Musi więc też paść i słowo zdrada. Niektórzy politycy stoją od niej o krok. Czy próg zdrady przekroczą trudno dziś powiedzieć. Tym bardziej, że szermowanie takimi pojęciami jak kompromis, realizm, pojednanie narodowe wprowadza jedynie chaos i mąci prawdziwy obraz. Wbrew pozorom za parawanem słów można wiele ukryć. Smutne, że można też ukryć zdradę. Deklaracje wierności ideałom Sierpnia są tylko deklaracjami. Jako takie niewiele znaczą, gdyż wkrótce mogą być zdezaktualizowane przez kolejne oświadczenia. Papier jest cierpliwy. Czekamy więc na czyny, gdyż tylko one mogą być jakąkolwiek miarą rzeczy.

Jaruzelski dekretując w grudniu 1981 roku stan wojenny tłumaczył się "mniejszym złem". Przez większe zło rozumiał on dalszy proces upodmiotowiania i uobywatelniania się społeczeństwa. Na szczęście proces ten zahamowali komuniści tylko w niewielkim stopniu. Dziś Lech Wałęsa, wraz z doradcami, prowadzą politykę "mniejszego dobra". Za cenę legalizacji "Solidarności" gotowi są, w imieniu społeczeństwa, zrezygnować z aspiracji ogólnonarodowych, czyli niewątpliwie dobra większego. Większym dobrem w tym wypadku jest suwerenność narodu i państwa. Kompromis z komunistami przy "okrągłym stole" – powtarzam to ponownie – wizję tej suwerenności skutecznie zażegnuje na – Bóg jeden wie – ile kolejnych lat. Ci, którzy tego nie rozumieją, lub nie chcą rozumieć, niebezpiecznie zbliżają się do progu zdrady, której nie potrafią zasłonić nawet najpieczołowiciej dobierane słowa.

Dobrze by było, gdyby Lech Wałęsa w nadchodzącej rundzie rozgrywek z komunistami zachował twarz. Jest symbolem, potrzebnym symbolem. Czy jest jeszcze politykiem rozumiejącym społeczne pragnienia, a za takiego go uważałem, przekonamy się prawdopodobnie w ciągu najbliższych tygodni.

Kuba Odtruwacz

Głos Poznańskich Liberałów 1988-1989