ISLANDIA ROZPACZLIWIE DO UNII. ALE CZY SŁUSZNIE ?

Przeglądałem dzisiejsze newsy na portalach internetowych i natknąłem się na artykuł o negocjacjach ws. akcesji do UE w islandzkim parlamencie, wobec których zajął przychylne stanowisko:

"Po przystąpieniu do Unii musiałaby nie tylko dzielić się swoimi łowiskami, lecz także dostosowywać się do unijnych decyzji co do wielkości połowów."

Myślę, że już chyba nikomu nie trzeba przybliżać powodów, dla których niedawno wszystkie państwa, a zwłaszcza Skandynawskie i inne posiadające dostęp do morza, zaczęły oscylować za akcesją Islandii. Zyski bezpośrednie prosto z łowisk wokół Islandii oraz zyski pośrednie związane z regulacjami ws. rybołówstwa, tym samym możliwością "dogonienia" Islandii w wielkości połowów przez inne kraje, zapewne już niedługo uzasadnione argumentami związanymi z „dbaniem o środowisko” i „równą konkurencją międzypaństwową”.

Islandia to kraj, którego zyski z eksportu to w 3/4 te pochodzące z handlu rybami. Wychodzi więc na to, iż prawdopodobnie będzie tracić najwięcej ze wszystkich członków UE w późniejszym okresie, w zamian za, de facto fikcyjną, pomoc Unii w czasie, kiedy kraj ten znajduje się na skraju bankructwa. Islandczycy może i nie będą dopłacać dużo do unijnej kasy, ponieważ posiadają niskie zyski przykładowo z podatku VAT (tylko 300 tys. obywateli), ale stracą znacząco na tym, że, tak jak już wspomniałem, inne państwa będą m.in. narzucać im regulacje i przeprowadzać połowy na swoje konto. Co ciekawe, Islandia już pożyczyła 10 mld z kasy Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Wydaje się więc, że unijna pomoc jest tu zbędna. Czyżby na Islandii nie miał kto rządzić, że obywatele tego państwa potrzebują zewnętrznego steru Brukseli i opowiadają się za prędką akcesją? Nie życzę Islandii Unii.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010
Źródło
Własna publikacja