9. Za granicą: POŻEGNANIE Z JUGOSŁAWIĄ (Łukasz Starzewski)

ZA GRANICĄ

________________________________________________________________
Łukasz STARZEWSKI

POŻEGNANIE Z JUGOSŁAWIĄ
Częściowe wyzwolenie krajów Europy Wschodniej od komunizmu, panującego w tym regionie przez blisko pół wieku, ujawniło ich zacofanie społeczne, gospodarcze i polityczne. Droga powrotna do gospodarki rynkowej, na jaką wkroczyły już Polska, Węgry i Czecho-Słowacja, z pewnością będzie długa i pełna wyrzeczeń. Pod pewnym względem Polacy znajdują się w najlepszej sytuacji. Nie będą bowiem stały nam na przeszkodzie konflikty narodowościowe, które – przytłumione przez mający je rzekomo rozwiązać komunizm – ze zdwojoną siłą wybuchły we wszystkich pozostałych państwach „drugiej Europy”.

Problemy narodowościowe mają dwojaki charakter. Mogą dotyczyć mniejszości mieszkających poza swoim państwem. Najbardziej znany przykład stanowią Węgrzy, których blisko jedna trzecia mieszka w Rumunii, Czecho-Słowacji i Jugosławii. Jakkolwiek uciążliwa byłaby taka sytuacja dla świadomości narodowej, nie jest ona zaporą dla transformacji ustrojowej i gospodarczej Węgier. O wiele bardziej niebezpieczne są jednak konflikty w państwach, w których żadna narodowość nie stanowi bezwzględnej większości. Nie zaspokojone aspiracje poszczególnych społeczności tworzą nie gasnące zarzewie niepokoju i z biegiem czasu mogą doprowadzić do rozsadzenia organizmu państwa. Stosunkowo najbliższa tej ostateczności wydaje się dzisiejsza Jugosławia.

Aby lepiej poznać przyczyny, dla których kwestionuje się sens istnienia Jugosławii, a także by zdać sobie sprawę z nielicznych elementów integrujących, należy się bliżej przypatrzyć przeszłości i współczesności państwa południowych Słowian.

Cień przeszłości Historia Jugosławii jest stosunkowo niedługa. Korzeniami sięga ona wydarzeń związanych z rozpadem monarchii austro-węgierskiej pod koniec I wojny światowej, kiedy 1 grudnia 1918 roku grupa serbskich, chorwackich i słoweńskich polityków postanowiła powołać do życia nowe państwo. Jego utworzeniu towarzyszyły nadzieje, przejawiające się w nazwie – Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców, na równorzędną pozycję wszystkich narodów. Rzeczywistość szybko jednak zniweczyła naiwne złudzenia polityków i społeczeństw.

Skala trudności, jakie piętrzyły się przed politycznym i narodowościowym eksperymentem o nazwie Jugosławia była niemała. Po raz pierwszy w dziejach scalono w jeden organizm obszary pozostające dotychczas pod wpływem całkowicie odmiennych kultur i cywilizacji. Zamożna, rozwinięta przemysłowo Słowenia, będąca od stuleci krajem koronnym Austrii, miała od tej pory stać się częścią państwa, którego inny element składowy – rolnicza i uboga Serbia – od X wieku podlegał wpływom cywilizacji bizantyjskiej, wraz z jej prawosławną religią i państwowotwórczą ideologią. Z kolei katolicka Chorwacja od XI wieku stanowiła jeden z diamentów Korony Św. Stefana, a do odrodzenia narodowego Chorwatów w połowie XIX wieku walnie przyczynił się opór przeciwko madziaryzacji. Wszystkie trzy kraje ożywiały inne systemy wartości, różne były sympatie i animozje polityczne. Wszędzie jednak do głosu dochodziły młode i w większym lub mniejszym stopniu pozbawione dotychczas możliwości swobodnego działania nacjonalizmy. One też wycisnęły najważniejsze piętno na obliczu kraju.

Serbowie od początku postrzegali nowe państwo jako „Wielką Serbię”, w której mogliby, a także powinni, odgrywać rolę przewodnią. Wychodzili oni z założenia, że Serbia – kraj niepodległy od 1878 roku – wykształciła wzorce prawnopaństwowe możliwe do adaptacji w Jugosławii. Dlatego też system ustrojowy oraz instytucje administracyjne stały się instrumentem serbskiej dominacji. Widomym jej znakiem stała się również serbska dynastia Karadżordżewiczów, której członek, Aleksander I, został głową Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców. Nowy podział terytorialny państwa celowo zacierał jednorodny charakter poszczególnych prowincji, system polityczny zaś cechował się daleko posuniętym centralizmem.

Chorwaci i Słoweńcy, pełni poczucia zawodu i upokorzenia ze strony niżej według nich stojących cywilizacyjnie Serbów, podjęli walkę o równouprawnienie polityczne i narodowe, która najpierw przybrała postać zmagań o uzyskanie autonomii, a z czasem przekształciła się w dążenie do oderwania od „serbskiej” Jugosławii. Dzieje tego konfliktu są wypełnione zamachami chorwackich ekstremistów (między innymi na króla Aleksandra I), krwawo tłumionymi przez Serbów manifestacjami Chorwatów, fałszowanymi wyborami – stałym napięciem politycznym uniemożliwiającym normalne funkcjonowanie państwa.

W miarę upływu czasu stanowiska głównych antagonistów zaostrzały się. W roku 1929 wprowadzono nową, unifikującą nazwę Jugosławii, rozwiązano parlament, powstały rządy dyktatorskie. Represyjność aparatu państwowego wzrosła do tego stopnia, że Chorwaci pragnęli już tylko jednego – utworzenia oddzielnego państwa. Nawet przyznanie Chorwacji autonomii w roku 1938 nie zaspokoiło rozbudzonych przez serbski ucisk niepodległościowych dążeń narodu chorwackiego.

Nagromadzona nienawiść ujawniła się ze szczególnym natężeniem podczas II wojny światowej. Wśród Chorwatów do największego znaczenia doszli wówczas „ustaszowcy” Ante Pavelica, będący zwolennikami radykalnego rozwiązania problemów narodowościowych. W 1941 roku, po powołaniu Niezależnego Państwa Chorwackiego (pozostającego w sojuszu z Trzecią Rzeszą, która na króla nowego państwa narzuciła marionetkowego księcia Spoleto) rozpoczęli oni planową eksterminację Serbów mieszkających na obszarze Chorwacji. Serbska partyzantka komunistyczna pod wodzą Josipa Broz Tity nie pozostawała dłużna chorwackim nacjonalistom. Krew setek tysięcy ludzi pogłębiła całkowitą już przepaść między dwoma, mówiącymi wszakże jednym językiem, narodami.

W wyniku zmiennych kolei wojny oraz wyrachowanej gry zachodnich aliantów najsilniejszym ugrupowaniem okazali się w 1945 roku komunistyczni partyzanci. Opanowali oni całą Jugosławię i po raz drugi nadali jej charakter „Wielkiej Serbii”. Osobę Tity, z pochodzenia Chorwata, umiejętnie wykreowano na „ojca narodu” stojącego ponad wszelkimi podziałami. Podczas jego dyktatury aspiracje narodowe były jednak zdecydowanie tłumione w imię kształtowania nowego narodu „jugosłowiańskiego”. Z chwilą jego śmierci w roku 1980 na obrazie kraju pojawiły się rysy, które obecnie przybierają formę głębokich, rozszerzających się pęknięć.

Ośrodki władzy
Na spory narodowościowe współczesnej Jugosławii nakładają się dzisiaj konflikty polityczne o zasadniczym charakterze. W federacyjnym państwie, składającym się z sześciu republik związkowych (Chorwacja, Serbia, Słowenia, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, Macedonia) oraz dwóch okręgów autonomicznych (Kosowo i Wojwodina wchodzące w skład Serbii), funkcjonują obecnie dwa przeciwstawne systemy polityczne. Obok siebie istnieją rozpadająca się komunistyczna dyktatura oraz umacniająca się demokracja parlamentarna.

Najwcześniej, w 1990 roku, w wyniku wolnych wyborów, nastąpił rozkład struktur komunistycznych w Słowenii i Chorwacji. Władzę w tych najbardziej zbliżonych do Zachodu republikach objęły ugrupowania centroprawicowe. Słowenią rządzi koalicja liberalno-chrześcijańsko-demokratyczna, Chorwacją zaś – Chorwacka Wspólnota Demokratyczna odwołująca się do tradycji nacjonalistycznych. Demontaż komunizmu w tych republikach jest już praktycznie zakończony.

Również wybory w Bośni i Hercegowinie wygrały partie nacjonalistyczne, stanowiące polityczne reprezentacje wymieszanej w tej republice ludności muzułmańskiej, serbskiej i chorwackiej. Podobnie wygląda sytuacja w Macedonii, gdzie ugrupowania nacjonalistyczne musiały jednak utworzyć koalicję z siłami lewicowymi.

Komunistom udało się zachować pełnię władzy jedynie w Serbii i Czarnogórze, gdzie nadal istnieje Związek Komunistów, który wciąż kontroluje aparat administracyjny. Nawet jednak prezydent Serbii Slobodan Miloszević, umiejętnie schlebiający wielkoserbskim sentymentom, przesłonił swój komunizm figowym listkiem populistycznego nacjonalizmu. Postkomunistycznej Socjalistycznej Partii Serbii zapewniło to niemal 70% miejsc w lokalnym parlamencie.

Tak wielkie zróżnicowanie polityczne spowodowało paraliż władzy federalnej. Niezdolność najwyższego organu władzy wykonawczej, Prezydium Jugosławii, do podejmowania i realizowania decyzji politycznych ujawniła się ze zdwojoną mocą po marcowych demonstracjach serbskiej opozycji na ulicach Belgradu. Posiedzenia tego gremium są bojkotowane przez przedstawicieli czterech republik i okręgów autonomicznych. Również parlament federalny jest pozbawiony jakiegokolwiek znaczenia politycznego, gdyż nadal zasiadają w nim ubezwłasnowolnieni mianowańcy, a nie wiarygodni przedstawiciele społeczeństwa, co upodabnia go do polskiego Sejmu.

Jedyną siłę zdecydowanie opowiadającą się za „ideą jugosłowiańską” stanowi armia. Jest ona zainteresowana utrzymaniem dotychczasowego stanu rzeczy z dwóch co najmniej powodów. Jej korpus oficerski jest bowiem zdominowany przez Serbów, w dodatku nadal wyznających komunistyczny system wartości. Uniemożliwia to odegranie przez nią roli „bezstronnego rozjemcy” w konfliktach narodowościowo-politycznych. Możliwość odwołania się przez Belgrad do siły zbrojnej jest w związku z tym wysoce prawdopodobna. Władze Serbii są jednak świadome, że jej użycie sprawi, że dalsze współżycie Serbów, Chorwatów i innych narodowości stanie się zupełnie niemożliwe.

Federacja, konfederacja, niezależne państwa?
Przyszłość wspólnego organizmu państwowego południowych Słowian staje zatem pod znakiem zapytania. Nastąpił całkowity krach kilkudziesięcioletnich wysiłków władz centralnych, mających na celu stworzenie nowego narodu „jugosłowiańskiego”. Przywiązanie poszczególnych narodowości i mniejszości etnicznych do tradycyjnych wartości narodowych wydaje się dziś silniejsze niż kiedykolwiek.

W tym kontekście zrozumiała staje się słabość ugrupowań wyznających ideę „jugosłowianizmu”. Potencjalnie najsilniejszy jest Związek Sił Reformatorskich Jugosławii pod przewodnictwem premiera Ante Markovicia. Niemniej jednak, organizacja ta, opowiadająca się za nowym, zdemokratyzowanym kształtem federacji, nie uzyskała w wyborach znaczących wyników.

Konieczność utrzymania dotychczasowego federacyjnego charakteru Jugosławii głoszą przede wszystkim Serbowie. Zarówno Slobodan Miloszević, jak i przywódca opozycyjnego Serbskiego Ruchu Odnowy Vuk Draszković, wychodzą z założenia o potrzebie obrony zagrożonego narodu serbskiego. Dowodzą – i ten argument nie jest bezzasadny – że w wypadku rozpadu Jugosławii jedna trzecia Serbów znajdzie się poza granicami swego państwa, które zostanie pozbawione wpływu na ich losy. Przemieszanie terytorialne różnych narodowości sprawia, że wyznaczenie sprawiedliwej i satysfakcjonującej wszystkie strony granicy jest praktycznie niemożliwe. Vuk Draszković twierdzi nawet, że Serbów i Chorwatów nie można już rozdzielić bez wojny domowej. Zubożałego kraju nie stać natomiast na kosztowną – także z psychologicznego punktu widzenia – operację wymiany ludności. Dlatego też obaj politycy wypowiadają się przeciwko przekształceniu państwa w konfederację, tj. luźny związek suwerennych państw.

To, czemu sprzeciwiają się Serbowie, stanowi atrakcyjną perspektywę dla Chorwatów i Słoweńców. Upadek Jugosławii oznaczałby kres serbskiej dominacji, a ponadto stanowiłby punkt zwrotny dla systemów gospodarczych dwóch najbogatszych republik. Ich mieszkańcy bowiem zawsze mieli mniej lub bardziej uzasadnione przekonanie, że faktycznie utrzymują biedniejszą resztę kraju.

Ciążenie Chorwacji i Słowenii ku Zachodowi tłumaczy nie tylko ich stosunkowo wysoki, jak na warunki bałkańskie, stopień rozwoju społeczno-gospodarczego, ale także silne poczucie przynależności do zachodnioeuropejskiego kręgu kulturowego. Samodzielna „droga do Europy”, bez obciążenia ubogim i zacofanym południem kraju, na pewno stanowi dla nich silną pokusę. Dlatego też można zrozumieć odwołujące się do starych sentymentów, lecz mało realne hasła przyłączenia Słowenii do Austrii. O wiele bardziej niepokojące są jednak nastroje nostalgii za Niezależnym Państwem Chorwackim, ujawniające się w Zagrzebiu.

Nie jest łatwo określić stopień akceptacji Chorwatów dla idei utworzenia samodzielnego państwa, złożonego z wszystkich historycznych terytoriów Chorwacji. Dalmacja, Krajina i Slawonia stanowią bowiem prawdziwy konglomerat narodowości, wśród których Chorwaci nie wszędzie są bezwzględną większością. Poza tym, o ile jest niemal pewne, że okrojona i pozostawiona samej sobie Serbia nie byłaby zdolna do samodzielnego bytu państwowego, o tyle nie jest wcale oczywiste, czy taką zdolność wykazałaby Chorwacja. Jest zatem rzeczą bardzo prawdopodobną, że koegzystencja Serbów i Chorwatów w jednym państwie stanowi dla obu narodów „smutną” konieczność.

Inne ogniska napięć
Antagonizm serbsko-chorwacki, chociaż najbardziej istotny dla przyszłości Jugosławii, nie jest jedynym konfliktem narodowościowym w tym państwie.

Napięcia na tle etniczym najostrzej przejawiają się w autonomicznym okręgu Kosowo. Jesienią ubiegłego roku parlament jugosłowiański odebrał Albańczykom, stanowiącym 80% ludności w okręgu, autonomię polityczną. Spowodowało to radykalizację Albańczyków w Kosowie, którzy zbojkotowali wybory w Serbii. Na ewolucję postaw społeczności Kosowa istotny wpływ może mieć rozwój sytuacji w Albanii. Jeżeli – co w chwili obecnej wydaje się wątpliwe – do głosu w tym państwie dojdą siły demokratyczne, dalsza przynależność okręgu do Jugosławii może się stać bardzo problematyczna.

Zarówno władze Serbii, jak i opozycja wydają się mieć na sprawę Kosowa jednolity pogląd. Nie tylko Slobodan Miloszević, ale i Vuk Draszković uważają, że ten region, stanowiący kolebkę serbskiej państwowości, musi być integralną częścią Serbii bez względu na aktualne proporcje narodowościowe. Kosowo jest dla Serbów tym, czym Toledo dla Hiszpanów, Jerozolima dla Żydów – przypomina przywódca opozycji w Belgradzie. Inną znaczącą mniejszością narodową Jugosławii, zamieszkującą wchodzący w skład Serbii okręg autonomiczny Wojwodiny, są Węgrzy. Wprawdzie natężenie napięć wśród nich nie dorównuje skali Kosowa, niemniej kilkusettysięczna społeczność węgierska Nowego Sadu i okolic stanowi potencjalne zarzewie konfliktów i w obliczu ewentualnego rozpadu federacji z pewnością upomni się o powrót do macierzy.

Niezwykle skomplikowana sytuacja narodowościowa wytworzyła się w Bośni i Hercegowinie. Ponad 40% mieszkańców tej republiki to muzułmanie, uważani w Jugosławii za odrębną narodowość. Deklarują oni przywiązanie do litery i ducha Koranu, na którym powinien oprzeć się według nich prawnopaństwowy system republiki. Wzbierający w siłę fundamentalizm islamski Bośniaków rodzi obawy o „arabizację” całej republiki. Są one tym bardziej uzasadnione, że prezydent Bośni, Alija Izetbegović, złożył ostatnio wizytę w Libii na zaproszenie pułkownika Kadafiego.

Również Macedonia, w przypadku całkowitego paraliżu władzy w Belgradzie, może stanowić punkt zapalny. Ta najbiedniejsza republika była niegdyś, a może się stać znowu, obiektem zainteresowania ze strony Bułgarii i Grecji. Społeczność Macedonii nie posiada wykształconej w pełni świadomości narodowej, toteż jej samookreślenie polityczne stanowi tym większą zagadkę.

Analiza rozwoju sytuacji wewnętrznej Jugosławii nie może napawać łatwym optymizmem. Kryzys trwa już kilka lat, podczas których kraj kilkakrotnie zbliżał się do krawędzi wojny domowej. Marcowe zamieszki w Belgradzie oraz wymiana strzałów między Serbami a Chorwatami w Parku Narodowym w Plitvicach sprawiły, że perspektywa chaosu wewnętrznego wydaje się w Jugosławii bardziej realna niż kiedykolwiek. Elementów integrujących państwo południowych Słowian jest stosunkowo niewiele. W dodatku – należą one do kategorii „mniejszego zła”. Najsilniejszą kartą atutową w sporach o byt Jugosławii może być zatem tylko świadomość wszystkich jej mieszkańców, że istnienie wspólnego państwa jest warunkiem przyspieszenia marszu ku Europie. Najbliższe miesiące pokażą, czy teza ta zdobędzie sobie prawo obywatelstwa wśród Serbów, Chorwatów, Słoweńców, Bośniaków i Albańczyków, czy też pogrążą się oni w niszczącym zalewie nienawiści i przemocy.

Autor publikacji
Orientacja na prawo 1986-1992