A JEŚLI TO BYŁ ZAMACH?

Rozważania, czy pod Smoleńskiem doszło do katastrofy lotniczej, czy też zamachu, są o tyle bezcelowe, iż nie uzyskamy w przewidywalnej przyszłości żadnych dowodów na rzecz konkretnej tezy. To rosyjskie służby decydują, co będziemy wiedzieli i do jakich danych uzyskamy dostęp. Mogą więc prowadzić z nami grę operacyjną na własnych warunkach, a do tego poprzez szeroką agenturę wpływu i orientację prorosyjską dowolnie kształtować opinię publiczną, neutralizować ludzi dla siebie niewygodnych, dezinformować i wprowadzać chaos informacyjny. Mogą także prowadzić walkę między sobą, manipulując nami za pośrednictwem fałszywych informacji ujawnianych przez osoby godne zaufania bądź prawdziwych podawanych przez podejrzane źródła. Pamiętajmy, że internet jest w Rosji pod ścisłą kontrolą FSB.

Dopuszczenie Polaków do rosyjskiego śledztwa na rosyjskim terytorium nic nie zmienia, gdyż, po pierwsze, nikt nie lubi spotkać się z białoruskim TIR-em, a po drugie, to nie będzie ani polskie, ani międzynarodowe śledztwo, tylko nadal rosyjskie. Równie dobrze moglibyśmy poprzestać na zadowoleniu się stwierdzeniami znanego z prawdomówności Putina, nasi dziennikarze i eksperci przecież wiedzą, że władze na Kremlu nigdy nie kłamią, skoro same ich o tym zapewniły. Gdybyśmy pomyśleli inaczej, moglibyśmy narazić na szwank nowe stosunki Tusko-Putinowskie, które dostały tak pozytywnego przyspieszenia na grobie Lecha Kaczyńskiego. A już na pewno wywołalibyśmy niezadowolenie marszałka Komorowskiego, a przecież nikt chyba nie chce sprawić przykrości osobie wytypowanej dla nas przez „Gazetę Wyborczą”, „Tageszeitung” i media rosyjskie na przyszłego prezydenta, z którego nareszcie wszyscy poza Polakami będą zadowoleni.

W naszej strefie robimy, co chcemy

Podnoszony często argument, iż miejsce katastrofy na terenie Rosji jest tak dla niej niekorzystne, iż wyklucza zamach, jest nielogiczny. Na swoim terenie służby rosyjskie całkowicie kontrolują sytuację. Odebranie katastrofy przez społeczność międzynarodową zależy od działania mediów, a w tej sferze w Rosji są one jedynie instrumentem władzy, a poza nią działa nie tylko silna agentura rosyjska, ale przede wszystkim orientacja prorosyjska i gospodarcza wspólnota interesów. Wystarczy jako przykład wymienić politykę prowadzoną przez premiera Włoch Berlusconiego.

Propagandowa wygrana, nawet sprawy katyńskiej, na forum międzynarodowym jest bardzo łatwa. Oto Putin przedstawia się jako liberalniejszy od Miedwiediewa, na którego ostatnio stawiała Unia i prezydent Obama i demonstracyjnie odcina się od stalinizmu. Premier Rosji staje się znów ulubionym demokratą jak w roku 2000, gdy mordował Czeczenię.

Zastanówmy się jedynie, czy gdybyśmy rzeczywiście mieli do czynienia z zamachem, powstała po nim sytuacja byłaby korzystna dla Rosji, czy wręcz przeciwnie, Moskwa by na niej jedynie straciła. Sądzę, że kwestię tę trzeba rozpatrywać na pięciu poziomach, co jest o tyle trudne, iż na każdym z nich nie występują ci sami gracze.

Na poziomie międzynarodowym ewentualny zamach, o którym Amerykanie musieliby dowiedzieć się dzięki satelitom, oznaczałby wysłanie sygnału: nasza strefa wpływów pokrywa się z dawną sowiecką i jeśli ekipa Obamy chce mieć w nas partnerów, musi uznać nasze aspiracje. W naszej strefie robimy, co chcemy. Jesteśmy równym (na razie) wam mocarstwem. Takie podejście jest logiczne. Po ostatniej rezygnacji USA z przewagi wojskowej w broni niekonwencjonalnej w wyniku podpisania upokarzającego porozumienia zastępującego START 2, natychmiast obwołanego przez rosyjską agenturę „zwycięstwem Zachodu i rozsądku”, rzeczą naturalną ze strony rosyjskiej jest eskalacja żądań. Rosjanie zatrzymają się, gdy napotkają opór. Na razie go nie ma, a więc Ameryka będzie cofała się nadal aż do opamiętania. Ale kiedy i po zapłaceniu jakich kosztów przez jego ofiary nastąpi refleksja, tego nie wiemy. Rosja wspomagając fundamentalistów, może jednocześnie mnożyć żądania w zamian za obietnicę współpracy przeciwko nim. Stawką jest cała Azja Zachodnia, przy której Polska nie ma żadnego znaczenia.

Sojusz pragmatyków

Kolejny poziom to partnerstwo rosyjsko-niemieckie. Z punktu widzenia interesów Centrum po opanowaniu sytuacji na Ukrainie należało całkowicie zwasalizować Polskę. W wypadku Ukrainy agentura wykonała ogromną pracę, by przekonać wszystkich, że prezydent Janukowycz jest całkowicie niezależny od Rosji. Co ciekawe, tego typu „informacje” deus ex machina pojawiły się jednocześnie na całym świecie. Oczywiście był to tylko przypadek i doskonała praca żądnych prawdy dziennikarzy.

Hipotetyczny zamach byłby postawieniem Niemcom ultimatum. Polska nie będzie kondominium. Robimy tu, co chcemy, a jeśli mamy być partnerami, możemy co najwyżej wziąć pod uwagę wasze interesy. Wybierajcie. Dotychczasowa postawa Niemiec oznacza, iż te warunki zostałyby przyjęte. W dalszej perspektywie może to prowadzić do prób wyprowadzenia z RFN wojsk amerykańskich i wytyczenia wyraźnych granic wpływów niemieckich w Europie postkomunistycznej.

Rozszerzeniem tej płaszczyzny byłby jasny znak dany starej Unii. Jesteśmy partnerami, wy zajmujecie się sobą, a nowi członkowie Unii pozostają naszymi wasalami. Ostatecznie mógłby ukształtować się model współpracy niemiecko-rosyjskiej, w którym Niemcy rządzą w Unii, a Rosja na obszarze dawnego bloku sowieckiego przy jednoczesnej eliminacji USA z Europy. W ten sposób w Europie powstałby tandem rosyjsko-niemiecki. A ewentualny zamach lub nawet katastrofa przedstawiana nieoficjalnie jako zamach miałaby złamać wolę oporu i wymusić uznanie nowego modelu.

Co dałoby Rosji pozbawienie PiS kierownictwa? Przypomnijmy, że lecieć miał również Jarosław Kaczyński, a gdyby do tego doszło, nastąpiłby natychmiastowy rozpad partii. Przecież, prawdę powiedziawszy proces kolonizacji PiS przez ludzi związanych z obozem przeciwnika lub tzw. pragmatyków, czyli działaczy gotowych na każde ustępstwo w zamian za posadę, synekurę i święty spokój od prokuratorów, sądów i Czerskiej, był już bardzo zaawansowany. W wypadku przegranych wyborów doszłoby do jego szybkiej finalizacji. To właśnie pomysł takiego rozwiązania – sojuszu pragmatyków – na kilka dni przed katastrofą puszczono jako balon próbny.

Nie znamy tylko dwu rzeczy zasadniczych: jakie były wyniki prawdziwych sondaży i jaka jest sytuacja gospodarcza, tzn. kiedy nastąpi załamanie złotówki, której kurs jest sztucznie utrzymywany poprzez zwiększanie zadłużenia celem pokrywania stale rosnącego deficytu. Złotówka musi w końcu odczuć obciążenia zadłużeniem i deficytem.

A co za tym idzie, nie wiemy, czy z wyborami prezydenckimi można było czekać do października. W wypadku udanego procesu kolonizacji PiS lub jego rozpadu wybory parlamentarne w 2011 r. już nie byłyby niebezpieczne. To kwestia, kto będzie prezydentem, stanowiła klucz do opanowania sytuacji politycznej w Polsce.

17 jest większe od 18

Na Onecie można było przeczytać ok. dwu tygodni temu, iż prezydent Kaczyński z 18 proc. poparcia „goni” marszałka Komorowskiego z 17 proc. W ten sposób dzięki osiągnięciom matematyki tuskowej mogliśmy się dowiedzieć, iż 17 jest większe od 18. „Dziennikarz”, który to wymyślił, jest niewątpliwie przedstawicielem leninowskiej szkoły matematyki i w ten sposób zadał słuszny kłam matematyce burżuazyjnej. Dla nas wniosek jest jednak taki, że skoro oficjalnie ogłoszono stosunek preferencji wyborczych 18 do 17, to w rzeczywistości musiało być dla Marszałka o wiele gorzej. Musiał to być dzwonek alarmowy. Pośpiech mógł być jednak równie dobrze wywołany czynnikami pozapolskimi.

Dlaczego jednak Polska, opanowana całkowicie przez PO i stojące za nią środowiska byłej komunistycznej bezpieki, o czym mówili sami jej przedstawiciele, oraz agenturę marzącą o zniszczeniu IPN, miałaby być rozwiązaniem korzystniejszym dla Centrum niż Polska rozrywana wewnętrznymi sporami i niestabilna?

Premier Tusk już zdążył poinformować nas: „wyginiecie jak dinozaury”. Uważam, że oznacza to, iż jest on przekonany, że politycy uważający, iż Polska może mieć jakieś własne interesy, bronić ich, być w jakimkolwiek stopniu niezależna od Rosji i Niemiec, już nie mówiąc o prowadzeniu, o zgrozo, własnej polityki i dążąca do likwidacji decydującego wpływu na życie wewnętrzne dawnych służb, mafii i agentury, to po prostu „dinozaury”. To polityka XIX-wieczna, nieaktualna, bezsensowna, niemożliwa do prowadzenia we współczesnych warunkach i śmieszna przez swoją staromodność. Właśnie tak myślące kierownictwo Polski jest idealne dla realizowania interesów Rosji.

Katastrofa lub zamach ucharakteryzowany na wypadek mógłby posłużyć do przedstawienia jako wkroczenie pojednania rosyjsko-polskiego w fazę finalną pod hasłem „kochajmy się”. Tym bardziej że spontaniczna reakcja Rosjan, zwykłych ludzi, jest godna podziwu i imponująca swoją szczerością. Na tle tego pojednania nikt nie zauważyłby, jak społeczeństwo polskie akceptuje ciche, ale pełne i ostateczne podporządkowanie Polski właśnie Rosji, zamiast dotychczasowego tandemu rosyjsko-niemieckiego. Przy bliższej analizie koszty ewentualnej operacji okazują się więc jedynie jej zaletami.

Ze starej agentury na nową

Dwa elementy obecnej sytuacji wydają się niezwykle niepokojące. Kontratak agentury i orientacji prorosyjskiej, która rozpoczęła zwalczanie hipotezy zamachu, zanim ta jeszcze została w pełni sformułowana, a następnie zastosowała wobec niej całkowite embargo. Wskazuje to na wielki strach i działanie zaplanowane oraz koordynowane. Dodatkowo akcja PO na wszystkich frontach przeciwko ludziom związanym z PiS już w trzy godziny po katastrofie wskazuje na niezwykłą u Polaków sprawność organizacyjną lub przygotowanie. Nie chodzi tylko o BBN, Bank Narodowy czy IPN, ale także o nominacje całego nowego dowództwa armii.

Ale dlaczego zginęli ludzie SLD? Czy w przypadku omawianej hipotezy, zostaliby po prostu poświęceni?

Na zmiany w byłym bloku sowieckim należy patrzeć globalnie. Tu nic nie dzieje się w jednym kraju, gdyż centrum wpływów nadal znajduje się w Moskwie. Tej pępowiny nie odcięto i nie chciano odciąć, mimo rozmaitych zabiegów symbolicznych. Jedni nie mieli dość woli i siły, inni odwagi, a jeszcze innych łączyła z Centrum wspólnota interesów, i to po większej części nowych. Ostatecznie przecież większość obywateli wybiera przyszłość, chce mieć autostrady, a sowieckich agentów uważa za patriotów albo potrzebnych profesjonalistów, gdyż jak wiadomo Rosja nie ma żadnych interesów w Polsce ani powodów, by nam szkodzić.

W tym roku rozpoczęto wymianę starej agentury na nową, bardziej perspektywiczną. W tym celu w Rumunii poświęcono Iona Iliescu, ujawniając jego powiązania z GRU i KGB, a nawet udział tych służb w obaleniu, ohydnego zresztą, dyktatora Ceausescu i zainstalowania właśnie ekipy „wyniesionej przez spontaniczną rewolucję”. Taki już los niepotrzebnych agentów – muszą swoim kosztem uwierzytelnić nową agenturę.

Starzy komuniści doskonale wiedzą, jak działało NKWD I KGB. Dlatego, nawet gdyby pod Smoleńskiem wydarzyła się katastrofa, oni jej tak dla siebie nie zinterpretują, lecz zrozumieją, iż Centrum żąda od nich całkowitej rezygnacji z samodzielnej roli, posłuszeństwa i dyscypliny. Dlatego można się spodziewać szybkiej wasalizacji SLD wobec PO. Pierwszym krokiem będzie porozumienie w mediach, by natychmiast odwrócić obecny trend i zapanować nad świadomością obywateli. Musi powrócić amnezja i pogarda dla tożsamości narodowej.

Ewentualny zamach mógłby być też potężnym narzędziem dyscyplinowania wszystkich nieposłusznych, myślących o samodzielności lub nawet niezbyt sprawnych. Rozkazy muszą być wykonywane bez względu na trudności z ich realizacją. To byłby sygnał dla wszystkich, w tym także dla ludzi PO. Warto też przypomnieć, że kandydat SLD na prezydenta Jerzy Szmajdziński był zwolennikiem zakupu amerykańskich F-16.

Między Putinem a Miedwiediewem

A teraz zastanówmy się nad ostatnią, wewnątrzrosyjską płaszczyzną. W Rosji mamy do czynienia z rywalizacją dwu ośrodków władzy: premierowskiego i prezydenckiego. Jest to niezależne od woli Putina i Miedwiediewa, ponieważ w takich wypadkach decyduje ich zaplecze. To jedni lub drudzy ludzie mogą awansować i dzielić się apanażami. Dla wszystkich już nie starczy. Dlatego wydarzenie pod Smoleńskiem, jeśli nie okazałoby się katastrofą, mogło stanowić element rozgrywki między obu obozami. Gdyby zaś było katastrofą, stanie się stawką w grze między nimi. O tym już wkrótce się przekonamy.

Z punktu widzenia zaplecza byłaby to rywalizacja między GRU i KGB. Zauważmy, że lotnisko w Smoleńsku jako wojskowe znajduje się pod kontrolą GRU. Dalsze losy Plusina, jego ewentualna depresja, pięciokrotne śmiertelne postrzelenie się, a następnie rzucenie się pod TIR-a będą ważną wskazówką. Rzecz jasna służba, która wyszłaby zwycięsko z tej kombinacji, wcale nie musi byś odpowiedzialna za ewentualny zamach. Gdyby zaś to była katastrofa, przecież można za pośrednictwem przecieków sugerować zamach dokonany przez przeciwnika. Dlatego należy analizować wszystkie przecieki w kontekście rywalizacji w Moskwie i pamiętać, iż GRU, FSB i wywiad cywilny mają swoje przedłużenia w Polsce. Stąd niejeden kandydat może być popierany stamtąd, choć przez innego gracza.

Każdą operację o tej skali łatwo jest uruchomić, ale jeszcze nikomu nie udało się zachować nad nią całkowitej kontroli, mimo że służby sowieckie i rosyjskie zawsze były przekonane, że akurat im takie rzeczy się powiodą. Wystarczy przypomnieć pieriestrojkę. Dlatego o przyszłości zadecyduje kontrola nad mediami i siła przebudzenia narodowego. Czy okaże się ono jedynie krótką przerwą w śnie, czy też początkiem stawania się narodem po 50-letnim eksperymencie sowieckim i 20-letnim postkomunistycznym?

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010
Źródło
Gazeta Polska