7. Co piszą inni: PRZYSZŁOŚĆ RPA (Francis Fukuyama)

CO PISZĄ INNI

Francis Fukuyama

PrzyszłoŚĆ RPA

Drugiego lutego 1990 r. prezydent RPA F. W. de Klerk ogłosił zwolnienie z więzienia Nelsona Mandeli i zalegalizowanie działalności Afrykańskiego Kongresu Narodowego (African National Congress - ANC), które to wydarzenie zwieńczyło rok cudów politycznych na świecie. W lipcu, pod koniec toczącego się posiedzenia parlamentu, zostały odwołane główne zasady prawne apartheidu - The Population Registration Act, The Land Act i The Group Area Act[1]. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, jednocześnie na wspólnej konferencji wszystkich partii rozpoczną się negocjacje na temat nowej konstytucji, która nada prawa obywatelskie czarnym i doprowadzi w ciągu kilku lat do wolnych wyborów.

W chwili gdy de Klerk wystąpił ze swoim historycznym oświadczeniem, mur berliński leżał w gruzach od trzech miesięcy, a antykomunistyczne rewolucje w Czechosłowacji i Rumunii miały zaledwie kilka tygodni. Fala demokratycznej rewolucji zalała komunistyczny świat od Lipska po Moskwę i Pekin, podobnie jak miało to miejsce w niektórych krajach Europy Południowej w latach 70. i w Ameryce Łacińskiej w następnym dziesięcioleciu. Czy można uznać to za przykład prawidłowości historycznej, która głosi nieuchronność demokracji nawet w tak zróżnicowanych kulturowo częściach świata?

Sam de Klerk podkreślił związek między uwolnieniem Mandeli a wydarzeniami we wschodniej Europie, kiedy wyjaśnił, że "rok 1989 przejdzie do historii jako rok zagłady stalinowskiego komunizmu", która "osłabi organizacje poprzednio wspierane przez centrale komunistyczne". O ile wydarzenia we wschodniej Europie niewątpliwie ułatwiły de Klerkowi zrobienie tego kroku, jego wypowiedź daje okazję do postawienia pytania: jakie siły społeczne popchnęły zarówno RPA jak i były świat komunistyczny na drogę przemian i czy siły te są w ogóle porównywalne? Przede wszystkim istnieje wiele oczywistych różnic między sytuacją w Afryce Południowej a sytuacją byłego bloku komunistycznego, które mogłyby sugerować, że oba zjawiska nie mają ze sobą żadnego związku. Afryka Południowa posiada trzy rzeczy, do których gwałtownie dąży teraz były świat komunistyczny: funkcjonującą gospodarkę rynkową, tradycje demokratyczne jakkolwiek dotyczące tylko białych i w przeszłości przez nich nadużywane oraz strukturę społeczną - wyżej rozwiniętą wśród białych, ale także formującą się wśród czarnych. Z drugiej jednak strony, większość krajów postkomunistycznych ma jedną przewagę nad RPA: niemal powszechne odrzucenie przez elity i szerokie masy społeczne starego systemu socjalistycznego i zgodę co do potrzeby zastąpienia go systemem demokratycznym opartym na zasadach wolnego rynku według wzorców zachodnich. Wiatr pieriestrojki, tak silny we wschodniej Europie, nie dotarł do brzegów Południowej Afryki i według Joe Slovo, szefa Komunistycznej Partii Afryki Południowej (South African Communist Party - SACP), problemy Związku Sowieckiego są raczej "błędem pilota" niż konstrukcji samolotu i kierunku lotu. Europa Wschodnia, która właśnie przebrnęła socjalistyczny okres swej historii i teraz gotowa jest budować kapitalizm, jest zarówno "w tyle" za Afryką Południową, jak i pod wieloma względami ją wyprzedza.

URBANIZACJA

Fakt, że obecnie większość białych mieszkańców Afryki Południowej popiera zrównanie wszystkich obywateli wobec prawa, jest skutkiem potęgi idei liberalnych i demokratycznych. Apartheid bazował na konsekwentnej, lecz zdecydowanie nieliberalnej ideologii podziałów rasowych, których źródła mają po części charakter religijny, a po części pseudonaukowy. Afrykanerzy długo zmagali się ze sprzecznościami tej doktryny, czego przejawem były mierne rezultaty wysiłków Kościoła reformowanego, który usiłował pogodzić apartheid z chrześcijańską wiarą w równość wszystkich ludzi. Fakt, że ideologia rasistowska nie zyskała aprobaty na świecie, odegrał znaczącą rolę w kształtowaniu politycznej świadomości Afrykanerów. Upadek komunizmu natomiast wyeliminował socjalizm jako dopuszczalną alternatywę ustrojową dla większości białych społeczeństw.

Trendy ideologiczne i intelektualne nie zawierają same w sobie wszystkich przyczyn klęski apartheidu, jak również nie wystarczają do wyjaśnienia globalnego kryzysu, w który popadały autorytarne reżimy, lewicowe i prawicowe, w ostatnich dziesięcioleciach, jak np. frankistowska Hiszpania, Korea Południowa Chuna czy Związek Sowiecki w czasach Breżniewa. Podłożem rozwoju ideologicznego stało się zjawisko, które możemy nazwać logiką nowoczesnego rozwoju ekonomicznego.(...)

Powody, dla których rozwój ekonomiczny powinien prowadzić do demokracji, są skomplikowane i uwarunkowane wieloma czynnikami. Wykształcenie wprowadza ludzi w świat idei i ideologii poszukujących politycznej legitymizacji władzy. O ile ideologie te w połowie naszego stulecia były przeważnie socjalistyczne, o tyle później stały się liberalne i demokratyczne. Wykształcenie i wzrost statusu społecznego i ekonomicznego przede wszystkim powoduje większą świadomość rangi jednostki i jej godności, a to czyni ludzi nieszczęśliwymi w autorytarnych systemach politycznych negujących ich prawo do wolności i samodzielności. A więc edukacja prowadzi do przekonania, że jedynym systemem politycznym dającym człowiekowi racjonalne poczucie godności jest współczesna liberalna demokracja.

Rozwój ekonomiczny nie prowadzi do demokracji (czy pełnego zaufania do wolnego rynku) w sposób nieuchronny i automatyczny. Konieczna jest interwencja polityczna i ideologiczna: przywódcy muszą rządzić mądrze, publicyści dostarczać argumentów, a społeczeństwo musi zacząć przyswajać koncepcje legitymizacji władzy. Nie ulega wątpliwości, że zmiany ekonomiczne stwarzają sprzyjające warunki dla rozwoju idei liberalno-demokratycznych. Społeczeństwa z dominacją klasy średniej, o dużej liczbie osób z wyższym wykształceniem i wysoko kwalifikowanych mieszkańców miast (od lat osiemdziesiątych zwanych yuppies), mają po prostu inny typ politycznego myślenia niż niewykształceni drobni posiadacze w społeczeństwach o strukturze rolniczej. W systemie autorytarnym istnieje możliwość łatwiejszego zmobilizowania mas w armię czy różnego rodzaju szwadrony śmierci, co przez yuppies jest nie do przyjęcia.

Przemianę drobnego posiadacza w yuppie można prześledzić na przykładzie Afrykanerów w Afryce Południowej w ciągu ubiegłego czterdziestolecia. Zalegalizowanie działalności ANC nie zachwiało bazą polityczną rządzącej Partii Narodowej, a poparcie białych obywateli dla de Klerka jest wyższe, niż było wtedy, gdy obejmował swój urząd. Oznacza to, że zaskakujące poczynania prezydenta są jednak odbiciem nastrojów jego zwolenników.

Wszystko to jest ważne dla zrozumienia ekstremalnego zacofania poglądów społecznych Afrykanerów po dojściu do władzy Partii Narodowej w 1948 i początków systemu apartheidu. Afrykanerzy tradycyjnie byli farmerami i w 1936 r. na wsi mieszkało 41 % ludności. Okres suszy w latach 30. spowodował migrację farmerów do miast. Byli słabo wykształceni, wielu z nich było analfabetami; w 1948 r. 1/5 białych sklasyfikowana była jako "biała biedota".(...) Podejmowali pracę w wyraźnym poczuciu niższości społecznej wobec anglojęzycznych mieszkańców Afryki Południowej, którzy pokonali ich w wojnie i całkowicie zdominowali życie ekonomiczne kraju.

Przejęcie władzy w 1948 r. Afrykanerzy wykorzystali do podniesienia swojego statusu społecznego. Większość ANC i lewicy południowoafrykańskiej potępia kapitalizm jako nieszczęście apartheidu, a jak na ironię działalność ekonomiczna Afrykanerów w niektórych formach była bliska socjalizmu. Jak w wielu rozwijających się państwach, w Afryce Południowej rząd tworzył i kontrolował wiele przedsięwzięć przemysłowych nie tylko takich jak, koleje i komunikacja, ale również przemysł stalowy, energetykę, przemysł zbrojeniowy i inne. Rozwijała się administracja państwowa i wszystkie inne instytucje sektora publicznego, dając zatrudnienie bezrobotnym i słabo wykształconym Afrykanerom. W wyniku tego 1/3 Afrykanerów jest dzisiaj urzędnikami państwowymi. Państwowe przedsiębiorstwa nie były zbyt wydajne, a zatrudnianie w nich Afrykanerów odbywało się kosztem zwolnień czarnych i Koloderów. Gospodarka RPA mogłaby być dzisiaj znacznie silniejsza, gdyby nie tego rodzaju interwencje ekonomiczne państwa. Przyniosły one jednak duże korzyści Afrykanerom, którzy w latach 80. osiągnęli status wykwalifikowanych, osiadłych w miastach pracowników nieznacznie różniących się pod względem wykształcenia i zawodu od swoich odpowiedników w państwach Zachodnich. W 1977 r. tylko 8% Afrykanerów mieszkało na wsi, 27% było zatrudnionych jako wykwalifikowani robotnicy w przemyśle (blue-collars), a 65% osiągnęło status menedżerów i specjalistów (white-collars). Oddziaływanie międzynarodowej kultury politycznej okazało się tak silne, że napływ idei legalizmu politycznego nie dał się pogodzić z zasadami apartheidu.

Afrykanerzy podróżowali na Zachód, z którym czuli się związani, mimo że byli od niego odcięci przez kilka wieków. Zmiany statusu społecznego i politycznego prowadziły Afrykanerów do zerwania z bezwładem ekonomicznym jak i z apartheidem, a idee wolnego rynku stały się opłacalną wartością.

Sama zmiana statusu społeczno-ekonomicznego Afrykanerów nie doprowadziłaby do upadku apartheidu, gdyby nie równoległy proces urbanizacji czarnych mieszkańców Afryki Południowej. Tak jak Afrykanerzy przed wojną, po wojnie czarni rozpoczęli wzmożoną migrację do miast w poszukiwaniu zatrudnienia w rozwijającym się przemyśle. Koncepcja wypracowana w latach 50. za rządów H. F. Verwoerda okazała się sprzeczna sama w sobie: budowa nowoczesnej gospodarki industrialnej przy pomocy czarnych robotników przyspieszyła, wbrew zamierzeniom apartheidu, proces ich urbanizacji. Żaden komunistyczny aparatczyk nie wyjaśnił koncepcji tak sprzecznej z fundamentalnymi prawami ekonomii. Apartheidowa administracja udawała, że czarni pracujący w zakładach Toyoty czy przy produkcji syntetycznych paliw w Durbanie czy Johannesburgu, są w rzeczywistości mieszkańcami prowincji.

Apartheid daleki był od czystego kapitalizmu, poważnie ingerując w rynek pracy i podważając podstawowe zasady własności prywatnej. Rezerwował kwalifikowaną pracę dla białych i, odmawiając czarnym równego dostępu do szkół i mieszkań, uniemożliwiał im zdobywanie kwalifikacji. Powstrzymywał czarnych od zakładania prywatnych przedsiębiorstw przez uwikłanie ich w sieć drobnych zakazów i zarządzeń. Tak jak w innych krajach o rozbudowanym sektorze państwowym i zdławionym wolnym rynku (Związek Sowiecki, Brazylia czy Peru) w Afryce Południowej skutecznie stłumiono przedsiębiorczość wśród ubogich obywateli, co spowodowało przechodzenie ich do nielegalnych sektorów gospodarki.

W RPA np., podobnie jak w Peru, jedną z konsekwencji takich działań było pojawienie się nie rejestrowanego transportu publicznego. Do lat 80. czarnym uniemożliwiało się legalne posiadanie domów w miastach, eliminując jeden z najważniejszych czynników psychologicznych w stabilnym społeczeństwie burżuazyjnym.

W latach 80. stał się jasny absurd wysiłków hamujących proces urbanizacji czarnych mieszkańców RPA, widoczny choćby w rozległych czarnych przedmieściach oblepiających każde większe miasto Afryki Południowej. Około 18 milionów czarnych było aresztowanych między rokiem 1916 a 1986 na mocy passes laws[2], które ograniczały czasowo pobyt czarnych w miastach i warunkowały go zgodą białego pracodawcy. O ile w 1970 r. tylko 29% czarnych żyło w miastach, to w 1990 było ich już 55%. Realia te skłoniły de Klerka do stwierdzenia w 1987 r.: "Polityka Partii Narodowej wobec czarnych początkowo miała na celu zmuszenie ich do powrotu do ich miejsc urodzenia. Niemniej jednak wszelkie próby powstrzymania napływu czarnej ludności do miast nie powiodły się. Nie pozwala nam to dłużej się oszukiwać. Ekonomia wymaga stałej obecności milionów czarnych robotników w miastach. Są w Afryce Południowej czarni, którzy żyją całe życie z dala od swoich stron rodzinnych, i oni, i ich dzieci pozostaną tutaj. (...) Nie mogą pozostawać dalej w tym kraju bez politycznej reprezentacji".

Pomimo prawnych i kulturowych barier czarni umocnili się ekonomicznie na długo przed oficjalnym końcem apartheidu. Zdobyli kwalifikacje, osiągnęli formalnie zakazane im pozycje i w końcu lat 70. zdobyli prawo tworzenia własnych legalnych związków zawodowych. Logika rozwoju ekonomicznego rozsadziła apartheid przez dwa równoległe procesy przemian społecznych - wykształcenie się klasy średniej białych specjalistów i klasy czarnego proletariatu w miastach.

Sytuacja prawie 30 milionów czarnych mieszkańców Afryki Południowej, będących o krok od zdobycia praw politycznych, jest podobna do sytuacji Afrykanerów w 1948 r. - także świeżo osiadłych w miastach, nie wykształconych i rozgoryczonych odsunięciem od uczestnictwa w życiu politycznym kraju. przyszły kształt południowoafrykańskiej demokracji będzie zależeć od tego, czy czarni przejdą podobną ewolucję socjalno-ekonomiczną. Afrykanerzy potrzebowali 40 lat na dojście do demokracji, lecz czarni mieszkańcy RPA przechodzą ten proces z pewnymi obciążeniami, od których była wolna biała społeczność. Obciążenia te ujawniają się obecnie w zjawisku narastającej fali przemocy na przedmieściach południowoafrykańskich miast.

PRZEMOC NA PRZEDMIEŚCIACH

Narastanie gwałtu, które nastąpiło po oświadczeniu de Klerka z 2 lutego 1990 r., jest bezprecedensowe w historii Afryki Południowej. Tylko w ciągu pięciu pierwszych miesięcy 1991 r. blisko 1000 osób zostało zabitych w rozruchach politycznych, podczas gdy w osławionej masakrze w Sharpeville w 1960 zginęło 69 osób. Ostatnie nasilenie przemocy ogranicza się do wystąpień czarnych przeciwko czarnym.(...) Skutki rozruchów dotykają najbiedniejszych zabijanych z absolutnie błahych przyczyn.(...) Różne ugrupowania polityczne zajmują się wytykaniem sobie odpowiedzialności za tę sytuację - ANC wini zarówno policję, jak i dowodzoną przez Mangosuthu Buthelezi zuluską Partię Wolności - Inkatha. Jednakże wina wydaje się leżeć po obu stronach. Oczywiście Buthelezi ma powody do niezadowolenia z powodu traktowania ANC przez rząd jako jedynej, politycznej reprezentacji czarnych w miastach, podczas gdy pomijana Inkatha może być równie niebezpieczna i agresywna. Istnieje również silny element rywalizacji etnicznej od momentu, ~ kiedy większość wśród przywódców ANC uzyskali przedstawiciele plemienia Khosa. Inkatha uważając swój wkład w walkę z apartheidem za równorzędny, ocenia policję jako niewiarygodną, a przede wszystkim nieskuteczną w przeciwdziałaniu przemocy kwitnącej na przedmieściach.(...)

Z kolei ANC oskarża rząd o celowe podsycanie rozruchów, co ma na celu udowodnienie, że perspektywa rządów czarnych jest groźna i bezsensowna. Argumenty tego rodzaju mogłyby być używane przez Partię Konserwatywną, ale rząd jest raczej zgodny w przedstawianiu swoich partnerów w negocjacjach jako umiarkowanych.

W rzeczywistości rozruchy są odbiciem o wiele poważniejszych problemów społecznych, za które Afryka Południowa będzie musiała płacić jeszcze przez wiele lat. Na przedmieściach metropolii powstała cała generacja młodzieży, przeważnie chłopców i młodych mężczyzn między 14 a 25 rokiem życia, którzy porzucili naukę, wymknęli się spod kontroli i opieki rodziców, są praktycznie analfabetami bez żadnego zawodu, bez perspektyw zatrudnienia i awansu. Podłożem tego zjawiska są warunki ekonomiczne - przez ostatnie dziesięć lat poziom zatrudnienia i dochód na głowę najbiedniejszych czarnych regularnie się obniżał. Reżim apartheidu przyczynił się do tego w znacznym stopniu niszcząc strukturę rodziny przez rozłączanie ich z rodzinami czarnych zatrudnionych w miastach. Sporą część winy ponosi także ANC, który w minionych dekadach preferował "walkę zbrojną" pod hasłami w rodzaju "najpierw wyzwolenie, potem wykształcenie" i dążył do podkopania autorytetu legalnych władz lokalnych, co w rezultacie uczyniło przedmieścia obszarami bezprawia. Przez szukanie ideologicznego usprawiedliwienia dla tego, co jest w końcu tylko zjawiskiem kryminalnym, ANC wykreował monstrum, które już wymknęło się spod kontroli, i z którym będzie musiał sam walczyć w przeszłości, kiedy obejmie władzę. Spotkania Mandeli z Buthelezim nie rozwiążą tego problemu. Nie zaradzą temu również dymisje ministra obrony Magnusa Malana i ministra spraw wewnętrznych Adriaana Vloka, które były wynikiem ultimatum ANC i ich warunkiem kontynuowania negocjacji z rządem.

DEMOKRATYZACJA

W początkowym okresie rządząca Partia Narodowa ściśle kontrolowała program rokowań z ANG. Obiekcje de Klerka były zrozumiałe: nie chciał budować nowego społeczeństwa, dopóki istniejące instytucje społeczne, włączając obecny system praw konstytucyjnych i gospodarki wolnorynkowej, nie obejmą wszystkich obywateli. Rząd widzi proces ten w trzech etapach, z których każdy jest pokonaniem kolejnej przeszkody na drodze do pełnej demokracji: pierwszym, trwającym teraz, etapem jest okres negocjacji, dalej opracowanie nowej konstytucji, wreszcie przyszła polityka nowego rządu wybranego według zasad nowej konstytucji.

W warunkach obecnego kryzysu związanego z rozruchami de Klerk i Mandela są zgodni co do pierwszorzędnego znaczenia zwołania konferencji wszystkich partii, której początek planuje się na lato tego roku. Konferencja ta może określić warunki powołania zgromadzenia konstytucyjnego lub sama przekształci się w takie zgromadzenie. Partia Narodowa, ANG, SACP, Inkatha i różne małe partie zgłosiły gotowość uczestniczenia w konferencji, ale Partia Konserwatywna (Conservative Party - CP) reprezentująca białych zwolenników apartheidu oraz dwie organizacje murzyńskie - Kongres Panafrykański (Pan-Africanist Congress - PAC) i Organizacja Ludu Azanii (The Azanian People's Organization - AZAPO) oświadczyły, że zbojkotują konferencję.

Zwołanie konferencji w tej sytuacji jest dyskusyjne. ANC i inne ugrupowania, jeszcze bardziej lewicowe, twierdzą, że należy niezwłocznie sformować rząd tymczasowy i przeprowadzić powszechne wybory do zgromadzenia konstytucyjnego. Rząd odrzuca tę propozycję obawiając się, że o ile konferencja jest w stanie wypracować możliwy do przyjęcia przez wszystkich kompromis, o tyle zgromadzenie konstytucyjne wyłonione w powszechnych wyborach może opracować konstytucję według własnego uznania, bazując na zasadzie zwykłej większości. Rząd uważa również, nie bez racji, że zgromadzenie to może w krótkim czasie uniezależnić się i zacząć działać jak zgromadzenie jakobińskie podważając autorytet rządu w krytycznym okresie przejściowym. W tej sytuacji nowa konstytucja zredagowana przez konferencję wszystkich partii powinna być poddana powszechnemu referendum i tylko wtedy będą możliwe wolne wybory zgodne z zasadami zawartymi w nowej ustawie. Kalkulacje idą w tym kierunku, że negocjacje dotyczące konstytucji osiągną punkt, w którym partie przeciwne temu rozwiązaniu nie będą miały innego wyjścia niż włączenie się w prace nad nową ustawą.

Tworzenie nowej konstytucji jest procesem powolnym. Rząd musi spełnić swoje obietnice uwolnienia wszystkich więźniów politycznych, zezwolenia na powrót uchodźcom i likwidacji pozostałości legislacyjnych apartheidu, co powinno nastąpić w lipcu 1991 r. Zasadniczy wpływ na tok negocjacji będzie miał proces rozszerzania wpływów politycznych ANC. Liderzy ANC zaskoczeni, jak wszyscy, oświadczeniem de Klerka z 2 lutego 1990, mieli zrozumiałe trudności w przekształcaniu swojej organizacji, której przywódcy przebywali w więzieniach lub na wygnaniu, w masową partię polityczną zdolną do rządzenia krajem tak skomplikowanym jak RPA. Długo trwało również odchodzenie od roli organizacji walczącej i przezwyciężanie frakcyjności. Kongres ANG, który miał wybrać nowe kierownictwo, wyznaczony na grudzień ubiegłego roku, musiał być przełożony do lata ze względu na walkę toczącą się w szeregach partii i nawet po kongresie nie jest pewne, czy organizacja będzie jednomyślna.

NOWA KONSTYfUCJA

Zakładając, że konferencja wszystkich partii dojdzie szczęśliwie do skutku w ciągu kilku najbliższych miesięcy, następnym problemem będzie z pewnością praca nad tekstem nowej konstytucji. Jej założenia zarówno ze strony rządowej, jak i ANC stale się zmieniają i, jeśli nawet przyjąć, że udało się wypracować wspólne zarysy, nadal istnieją przynajmniej dwa punkty sporne. Pierwszy dotyczy charakteru praw. Partia Narodowa początkowo optowała za sformułowaniami konstytucyjnymi mającymi wyraźne odniesienia do praw opartych o zasady rasizmu występującymi w obecnie obowiązującej konstytucji. Wobec gwałtownej krytyki tego stanowiska partia twierdzi obecnie, że może osiągnąć taki sam cel przez spis praw zawierający ogólne prawo do stowarzyszania się. ANC i SACP, z drugiej strony, są za włączeniem drugo- i trzeciorzędnych praw - prawa do mieszkania, zatrudnienia, opieki lekarskiej itp. - wzorowanych na zapisach w konstytucjach państw byłego bloku sowieckiego. Kłopotliwa jest również postawa ANC wobec praw samych w sobie. Prawa polityczne według nich powinny być podporządkowane celom nadrzędnym oraz przysługiwać tylko tym, którzy walczyli przeciwko apartheidowi. Rzecznik ANC uchylił się od odpowiedzi na pytanie - czy wolność prasy ma być całkowita? - być może będzie to pierwsze prawo zniesione w imię "walki z rasizmem".

Drugi obszar kontrowersji to sprawa federalizmu. Partia Narodowa, podobnie jak wielu anglojęzycznych liberałów, preferuje model państwa całkowicie zdecentralizowanego wzorowany na Stanach Zjednoczonych czy Niemczech, w którym duża część decyzji i odpowiedzialności przekazana jest władzom stanowym i lokalnym. Jest to wyrazem politycznej kalkulacji, która zakłada, że konserwatywni Afrykanerzy poprą nową konstytucję, jeśli zagwarantuje im ona pewną autonomię w takich sprawach jak szkolnictwo czy ochrona ich kultury. Twierdzi się również, że czarna społeczność daleka jest od jednolitości i koncepcja federalizmu będzie najodpowiedniejsza dla kraju, w którym jest aż 10 języków podstawowych. ANC jednak obstaje za silnym, jednolitym państwem, co wynika z ich skłonności do socjalizmu: silne państwo będzie niezbędne dla rekonstrukcji społeczeństwa według koncepcji ANC, do aktywnego "zwalczania rasizmu" i powstrzymania powrotu "plemienności". Pomysł, że rasizm może być najskuteczniej zwalczany przez słaby rząd i mocny system praw indywidualnych, który chroni ludzi przed dyskryminacją, wydaje się być nie do końca zrozumiały.

Rozbieżności wydają się tak duże, że sama redakcja nowej konstytucji może okazać się wcale nie największą trudnością wśród zadań, przed którymi stanie RPA. Rząd i ANC osiągnęli już znaczny stopień porozumienia co do systemu konstytucyjnego: ANC zgadza się na dwuizbowy parlament i wybory na podstawie proporcjonalnej reprezentacji. Rzeczywistym problemem jednak jest nie tyle konstytucja, lecz to, co stanie się po dojściu do władzy rządu, który powstanie na jej zasadach. Jak stwierdził pewien dyplomata, Afryka pełna jest wspaniałych konstytucji, które nie są warte papieru, na którym je spisano.

PO UCHWALENIU NOWKJ KONSTYTUCJI

Partia Narodowa nie traktuje przygotowywanej konstytucji jako kroku samobójczego, lecz raczej jako przygotowanie do stania się potężną siłą polityczną w następnym stuleciu. Przypuszcza, że ANC nie będzie w stanie opanować kraju po wyborach, i jeśli nawet nie będzie zmuszony do koalicji z NP, zdolny będzie do wetowania ustaw niezgodnych z interesem jego wyborców.

Elektorat jednak szybko się zmienia, ostatnio NP umożliwia zapisywanie się w jej szeregi ludziom wszystkich ras. Jak było wspomniane, poparcie dla Partii Narodowej wśród białych wyborców jest znacznie silniejsze, nawet wśród tych, którzy sprzeciwiając się demontażowi apartheidu opuścili szeregi NP przed lutym 1990 r.

Nacjonaliści spodziewają się głosów większości Hindusów i wielu Koloredów i wierzą, że w przyszłych wolnych wyborach znaczna liczba czarnych - szczególnie tych, którzy są posiadaczami i weszli do niższej middle class - może głosować za byłą partią apartheidu. Czy takie przemiany nastąpią, czas pokaże. W świecie komunistycznym, komunistom, którzy podjęli dzieło przemian społecznych - reformatorom - tym wszystkim Pozsgayom, Modrowom i Gorbaczowom - nie okazano zbyt wielkiej wdzięczności za ich wysiłki, kiedy demokratyzacja zaczęła się na serio. Partia Narodowa reprezentuje jednak zwartą grupę etniczną o jasno określonych interesach, i bez względu na warunki, pozostanie głównym graczem politycznym w postapartheidowej RPA.

Spośród czarnych organizacji politycznych oczywiście przetrwa Inkatha, ponieważ również reprezentuje największą, choć niekoniecznie jednorodną, południowoafrykańską wspólnotę etniczną. Zlekceważenie Inkathy przez ANC drogo go kosztowało. Przywódca Inkathy Buthelezi zawsze był ulubieńcem amerykańskich konserwatystów, ponieważ konsekwentnie popierał gospodarkę wolnorynkową i pluralizm polityczny. Jednakże nieuzasadniona jest nadzieja wielu białych, że Buthelezi okaże się przedstawicielem czarnej części społeczeństwa. Chociaż Inkatha próbowała przedstawić się jako organizacja ogólnonarodowa i szczyciła się członkostwem pewnej liczby białych i czarnych nie-Zulusów, nadal postrzegana jest głównie jako organizacja zuluska. Buthelezi utrzymuje linię nowoczesną i umiarkowaną, ale socjologiczną bazą jego siły są bardzo tradycyjne formy władzy wiejskiej (plemiennej?), co nie ma racji bytu w rzeczywiście nowoczesnym państwie. Prawdziwość zaangażowania Inkathy zarówno w wolny rynek jak i w pluralizm polityczny nie jest wyraźna.

Dlatego też ANC i jego bliski sojusznik SACP zajmują silną pozycję jako druga odmienna ważna partia czarnych. Nelson Mandela zdobył nadzwyczajny autorytet moralny w świecie ze względu na znoszenie z godnością 27 lat więzienia. Niezależnie od sposobu traktowania go przez Partię Narodową w przeszłości Mandela wolny jest od goryczy żądzy odwetu. Jego ideologiczna elastyczność i chęć do współpracy z de Klerkiem wzbudziła wśród wielu białych ufność, że możliwe jest pokojowe przejście do rządów większości.

Mandela jednak nie reprezentuje całości ANC i, jeśli wiele proponowanych przez tę organizację ustaw wejdzie w obecnej formie, będzie klęską zarówno dla czarnych, jak i białych mieszkańców Afryki Południowej. Mandela niewątpliwie zostanie wybrany na przywódcę ANC na czerwcowym kongresie partii, ale będzie się toczyła walka o zastąpienie go na stanowisku między stosunkowo umiarkowanymi działaczami, jak choćby Thabo Mbeke a skrajną lewicą Chrisa Hani, który przewodzi militarystycznemu skrzydłu partii.

Lewica ANC związana jest silnie z Komunistyczną Partią Afryki Południowej, wielu wyższych działaczy, takich jak Joe Slovo, Chris Hani i Ronnie Kasrils, jest w obu partiach. Partia Komunistyczna utrwaliła swoją pozycję "kompetentnej połowy ANC", jak nazwał to pewien obserwator, charakteryzując się sprawnością organizacyjną, silnym aparatem oraz kontrolą centralnej administracji i władz wykonawczych ANC. Zinstytucjonalizowanie się ANC w partię polityczną będzie w dużej mierze zasługą komunistów, którzy znajdują się w jego szeregach.

SACP została nazwana przez pewnego liberalnego wydawcę z Johannesburga "ostatnią partią komunistyczną na świecie", lecz musi chyba podzil3lić to miano z partiami z Hawany i Phenianu. Pieriestrojka miała niewielki wpływ na południowoafrykańskich komunistów, którzy czują się zdradzeni przez swoich dawnych przyjaciół ze Związku Sowieckiego i wschodnich Niemiec, oraz lekko zirytowani faktem, że wydarzenia w Europie Wschodniej są wodą na młyn "antykomunistycznej propagandy" części liberałów i świata biznesu. Teraz Slovo deklaruje wiarę w demokrację wielopartyjną, lecz można podejrzewać go o chęć kontynuowania zasad leninizmu choćby na podstawie faktu, że jego partia, podobnie jak ANC, nie demokratyzuje się wewnętrznie i w dalszym ciągu jej działalność okryta jest mgłą tajemnicy. Niezmienne pozostaje przekonanie Slovo, że socjalizmu, który wszędzie poniósł klęskę, będzie nareszcie prawidłowo zbudowany w Afryce Południowej. Inni komuniści twierdzą, że lekcja ostatnich doświadczeń sowieckich wskazuje, że powinni brać za wzór raczej Trockiego niż Stalina. Oficjalna doktryna partii komunistycznej ciągle zaleca utrzymywanie dystansu wobec ANC i jego potencjalnych "drobnomieszczańskich" skłonności. Gdyby Nelson Mandela został kiedyś wybrany na prezydenta RPA, mógłby być potraktowany przez ekstremistów komunistycznych w podobny sposób jak Kierenski przez bolszewików.

Pomimo niepokornej natury SACP pucz w stylu bolszewickim i narzucenie twardego systemu policyjnego nie jest głównym zagrożeniem z ich strony dla przyszłości Afryki Południowej. Większa część białych komunistów przychyla się do tego rodzaju doktryny rewolucyjnej, lecz wydaje się nieprawdo podobne, że rząd czarnej większości ostatecznie uzyska władzę tylko po to, by być usunięty przez mniejszościowy biały rząd komunistyczny. Prawdziwym niebezpieczeństwem są kłamliwe teorie ekonomiczne głoszone przez południowoafrykańskich komunistów, których w przyszłości będą bronić bliscy sojusznicy rządzącego ANC. Będą konsekwentnie optować za silną kontrolą życia ekonomicznego przez państwo i drastycznie radykalnymi formami wtórnego podziału dochodu narodowego. Ich dojście do władzy nie jest prawdopodobne, ale to nie oznacza, że nie będą próbowali; przejście Portugalii do demokracji w latach 1974-76 było nieporównanie trudniejsze niż w sąsiedniej Hiszpanii, z powodu prób przechwycenia władzy przez Partię Komunistyczną Alvaro Cunhala.

Główną wadą ANC, jako przyszłej partii rządzącej, jest jego niezmienne przywiązanie do socjalizmu. Większa część ich poglądów ekonomicznych, podobnie jak w przypadku komunistów, jest skostnieniem kilku dziesięcioleci. To, co dzisiaj ulega zmiękczeniu to niekoniecznie doktrynerski marksizm, ale raczej fabianizm powojennej Brytanii czy nawet odmiana doktryny Keynesa z lat 50. odzwierciedlona w sloganie "rozwój przez wtórny podział dochodu". Podstawą takiego myślenia nie jest wiedza ekonomiczna, lecz raczej racje moralne i przekonanie o niesprawiedliwości podziału dóbr, całkiem zresztą zrozumiałe w przypadku Afryki Południowej. ANC ignoruje liberalną rewolucję ekonomiczną dokonującą się teraz w Europie Wschodniej i Ameryce Łacińskiej, która głosząc zasadę, że dochód musi być wytwarzany, zanim zostanie wtórnie podzielony, sprzyja prywatyzacji i liberalizacji polityki rynkowej. Podczas gdy w Meksyku, Brazyli i Argentynie pilnie wyprzedaje się państwowe zakłady i negocjuje umowy o wolnym handlu, ANC niewzruszenie protestuje przeciwko przyszłej prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, które uważa za rodzime dziedzictwo i dojne krowy polityki zatrudnieniowej rządu czarnej większości.

Poglądy polityczne ANC są również nieco kontrowersyjne. Choć ANC przysięga, że dąży do pluralizmu, zarazem wierzy, że w przyszłości będzie jedyną partią polityczną, a pluralizm w ich ujęciu nie jest niczym więcej jak tolerowaniem kilku małych partii działających w cieniu ANC. Wśród działaczy ANC panuje sztywny kurs myśli leninowskiej, przejawiający się w pragnieniu podporządkowania wszystkich dziedzin życia społecznego kierownictwu ANC. Większość rozruchów w miastach w ostatnich latach jest rezultatem agresywnej polityki tej partii. ANC próbuje związać ze swoim programem wszystkie czarne organizacje polityczne i nie tylko, i używa metod zastraszania w przypadku nieuzyskania ich zgody. Powoduje to napięcia między ANC a jego byłymi sojusznikami. Przez wiele lat czarna organizacja związkowa COSATU i jej poprzednicy walczyli przeciwko apartheidowi razem z ANC. Dzisiaj, niezależnie od upadku apartheidu i rysującej się na horyzoncie perspektywy rządów ANC, nie jest wcale oczywiste, że interesy ANC będą zbieżne z interesami COSATU. Jest to być może przyczyna, dla której w przeszłości związki zawodowe dystansowały się od ANC zabraniając swoim liderom zasiadania w komitetach wykonawczych organizacji politycznych. Nie spotykało się to z akceptacją ze strony ANC, który chciałby widzieć związki jako swoje skrzydło.

Istnieje jeszcze kwestia stosunku ANC do praworządności. Bezpodstawne, oczywiście, są nadzieje, że czarni będą przestrzegać konstytucji i systemu prawnego, które przez tyle lat zwrócone były przeciwko nim, ANC zaś długo uprawiało politykę podważającą szacunek dla prawa organizując bojkot opłat za czynsze i energię, "publiczne procesy" kolaborantów, tolerując, a nawet zachęcając do "naszyjnikowania", atakując lokalnych urzędników itp. Kiedy jednak stanęli wobec perspektywy przejęcia władzy, taki stosunek do prawa będzie musiał szybko się zmienić, jeżeli nie chce się doprowadzić do degeneracji i totalnej anarchii (obszary podmiejskie są na najlepszej drodze), bądź do powstania jeszcze jednego państwa dyktatorskiego w Afryce. Niestety, zachowanie Winnie Mandeli i wielu jej zwolenników w ANC, ich próby napiętnowania wydanego na nich wyroku sądu, jako decyzji czysto politycznej, nie służy budowie zaufania w tej kwestii.

Przyszłość pokaże, do jakiego stopnia zmienią się leninowskie instynkty ANC w sprawach ekonomii i polityki oraz stosunek partii do perspektywy władzy. Przez ostatnie pięć lat ANC przeszedł długą drogę w swoich założeniach programowych. Obecnie jego przedstawiciele utrzymują ostrożnie, że nie chcą staromodnej nacjonalizacji przemysłu i twierdzą, że ich celem jest "ekonomia mieszana" ze zdrowym sektorem prywatnym. Ostatnie dokumenty ANC wzywają rząd do przeznaczenia 35% zamiast obecnych 27% dochodu narodowego jako zabezpieczenia na wypadek wysokiej inflacji. (...)

Rozruchy na przedmieściach, przy całym swoim okrucieństwie, mogą mieć zbawienny wpływ na ANC, wymuszając zgodę na wprowadzenie pewnego stopnia pluralizmu. ANC rozczarował się oczekując gwałtownego napływu członków do swoich szeregów; obecnie oficjalnie jest ich tylko 300 tysięcy. Wzrasta przekonanie, że czarna społeczność jest zbyt liczna i zbyt podzielona, aby mogła być kontrolowana przez jedną centralną partię.

TRZY SCENARIUSZE

W opracowywaniu scenariuszy przyszłości Afryki Południowej po dojściu do władzy nowego rządu, wybranego w wolnych wyborach, mogą być przydatne analogie. Pierwszy scenariusz, najbardziej optymistyczny to scenariusz niemiecki - rozwinięta część kraju w sposób pokojowy wchłania część mniej rozwiniętą i znosząc okresowy spadek (stopy życiowej) ostatecznie podciąga ją do swojego poziomu. Na przeciwnym biegunie jest koszmar Libanu: obecnie trwające rozruchy na przedmieściach będą się rozszerzać i obejmą cały kraj, który będzie coraz bardziej podzielony pod względem etnicznym i rasowym, a skłócone grupy chwycą za broń. Pośrodku jest modellatynoamerykański, w którym kryzys ma podłoże nie tyle polityczne, co ekonomiczne: hiperinflacja pociąga za sobą wzrost wyczerpania społeczeństwa, co w najlepszym wypadku prowadzi do sytuacji takiej, jak w Brazylii, w gorszym zaś do takiej jak w Peru.

Z tych wariantów przyszłości niewątpliwie najlepszy jest wariant niemiecki. Sami Niemcy odkrywają jednak, że wchłonięcie ich dawnych komunistycznych sąsiadów, z którymi łączy ich wspólny język, narodowość i kultura, może być o wiele kosztowniejsze i trudniejsze, niż pierwotnie przypuszczali. Szeroko rozpowszechniona była błędna koncepcja, latami pielęgnowana przez reżim apartheidu, w którą uwierzyło wielu czarnych, że Afryka Południowa jest stosunkowo bogatym krajem na poziomie światowym, tyle tylko, że podział dóbr między białych i czarnych był niewłaściwy. W rzeczywistości RPA jest krajem rozwijającym się, o średnim dochodzie narodowym, z dochodem na głowę mieszkańca na poziomie Meksyku czy Polski, a globalny dochód narodowy można porównać z Argentyną czy Indonezją. Realny wzrost gospodarczy w ostatniej dekadzie ok. 1,5-procentowy, spada wraz ze wzrostem populacji. Prawie połowa z blisko 30 milionów czarnych w RPA żyje na wsi, wielu z nich na granicy przeżycia lub nawet poniżej tej granicy, co stawia wiele obszarów przed widmem głodu, podobnie jak ma to miejsce w Mozambiku i innych częściach subsaharyjskiej Afryki. Oczywiste jest, że dochód pochodzący z pracy 5 milionów białych rolników nie wystarcza na podniesienie do standardów światowych poziomu życia tak dużej populacji, niezależnie od faktu, że umasowienie wtórnego podziału dóbr i konsekwentne podważanie praw własności ma wpływ na wydajność produkcji rolnej. Wykluczając nagły i nieprawdopodobny skok cen złota, wszelkie usiłowania wzmocnienia ekonomicznego czarnych muszą pociągnąć za sobą spadek dochodu na głowę mieszkańca.

Drugi scenariusz - perspektywa libanizacji nieustanną wojną domową między różnymi ugrupowaniami etnicznymi - jest możliwy z powodu ciągle trwających rozruchów. Los taki spotkał dwa niedawno wyzwolone z kolonializmu państwa południowej Afryki - Angolę i Mozambik, a skutki są naprawdę przerażające. Sytuacja RPA jest podobna - jej elementami są przestraszona nagłą utratą monopolu politycznego biała mniejszość, marksistowsko-leninowskie partie polityczne gotowe narzucić doktrynerskie wzorce ideologiczne, etniczne i plemienne antagonizmy nieznacznie ostatnio złagodzone potrzebą stworzenia wspólnego frontu przeciwko białym, pogarszająca się sytuacja ekonomiczna.

Mając świadomość takiego rozwoju wydarzeń, wielu białych mieszkańców Afryki Południowej wykazuje zdumiewający stopień zrównoważenia w rozważaniu perspektywy dzielenia władzy z ANC i ufność, że uda się im uniknąć politycznego staczania się charakteryzującego Angolę i Mozambik. Wiele jest ku temu powodów. Afryka Południowa posiada solidną i stosunkowo zdrową gospodarkę rynkową, w której interesy czarnych i białych nieustannie się przeplatają. Biali mają świadomość, że są najlepiej uzbrojoną i zwartą grupą w kraju i, jeśli zajdzie taka potrzeba, będą się bronić i mogą spowodować totalne, gwałtowne załamanie ekonomiczne. Także sytuacja międzynarodowa o wiele bardziej sprzyja przekształceniom pokojowym niż w latach 70., kiedy Mozambik i Angola zdobywały niepodległość. Wojny domowe w tych krajach były podsycane przez ingerencje zewnętrzne Związku Sowieckiego, Kuby, RPA i Stanów Zjednoczonych. Stosunek Sowietów do walk narodowowyzwoleńczych w południowej Afryce zmienił się diametralnie. Moskwa nie ma teraz ani chęci, ani środków, aby przekształcić czy montować front państw graniczących z RPA, które, przeciwnie, mają znaczny wkład w zdrowie ekonomiczne Afryki Południowej.

Go do wewnętrznej sytuacji politycznej wielu białych w RPA ufa, że, niezależnie od niepokojącej postawy ANC, kultura polityczna czarnych będzie elastyczna i pozbawiona fanatyzmu oraz stworzy radykałom możliwości kreowania liberalnej ekonomii i instytucji politycznych wzorowanych na Zachodzie. Wielu czarnych i białych w Afryce Południowej jest związanych z ideami chrześcijaństwa. Znaczące jest to, że mimo obiektywnych podstaw do rozgoryczenia i nienawiści istniejących w części czarnej społeczności, stosunki rasowe na co dzień są zadziwiająco dobre.

Jeśli w przyszłości Afryka Południowa nie upodobni się do Niemiec czy do Libanu i jeśli pozostanie na tyle silna ekonomicznie, aby nie zejść do poziomu afrykańskiej nędzy, będzie miała problemy podobne do problemów Ameryki Łacińskiej. RPA może przechodzić niepokoje polityczne, brak stabilności i rozruchy i trudno przewidzieć, jak mogłaby uniknąć długotrwałego kryzysu ekonomicznego. Punktem wyjścia owego kryzysu jest ewidentna potrzeba wtórnego podziału dóbr. Można powiedzieć, że w Afryce Południowej w dużo większym stopniu niż w innych rozwiniętych krajach bogaci wzbogacili się kosztem biednych i ważne jest, by tę sytuację uzdrowić.

Problem polega na tym, że próby naprawienia tych nieprawidłowości w krótkim czasie muszą być wstrzymywane, ponieważ zagrażają ruiną gospodarki i zniszczeniem klasy wytwórców i dóbr, którzy są jedyną nadzieją dla czarnej części Afryki Południowej. Będzie to powód krytyki ewolucji poglądów ekonomicznych ANC przez kilka następnych lat. ANC i SACP zasłaniają się teorią "ekonomii mieszanej", ale dokładne wymieszanie gospodarki państwowej i prywatnej może się wyrazić różnicą między "przejściowymi trudnościami" a totalną katastrofą.

Gdyby ANC usiłował dzisiaj wprowadzić w życie swój program ekonomiczny, zaczęłoby się od ogromnego wzrostu wydatków na świadczenia socjalne, których tak brakowało czarnym w czasach apartheidu. (Np. ANC proponuje przez 5 lat 58,8 mld randów [22 mld dol.] przeznaczyć na program mieszkaniowy, szkolenie zawodowe, kształcenie dorosłych, wiejską infrastrukturę itp.) ANC prezentuje naiwną wiarę w możliwości przyciągnięcia kapitału zagranicznego opartą na zbyt entuzjastycznych obietnicach zachodnich sympatyków. Liderzy ANC, podobnie jak inni na świecie, wierzą (...) w mitycznego "inwestora japońskiego" lub amerykańską fundację, która wniesie kapitał, gdy tylko "zdemokratyzuje się" gospodarka RPA. W rzeczywistości kapitał w większości musi pochodzić ze źródeł wewnętrznych - z wyższych podatków indywidualnych i zbiorowych, a także z deficytu budżetowego i wyższego wskaźnika inflacji.

ANC będzie próbowało wykorzystać państwową administrację i przedsiębiorstwa do podniesienia zatrudnienia czarnych, w pierwszej kolejności swoich zwolenników politycznych. Koncepcje te naśladują po prostu przykład Afrykanerów po 1948, lecz ich sukces może być trudny do powtórzenia z powodu o wiele większej liczebności społeczności czarnych. Dopóki przypływ kapitału do tworzącego się czarnego biznesu nie będzie automatyczny, państwo będzie zmuszone do podtrzymywania go przez subsydiowanie kredytów i przejmowanie banków oraz interwencję w postaci pokrywania strat nierentownych zakładów państwowych, aby ochronić je przed bankructwem. Może to doprowadzić do hiperinflacji takiej jak w Brazylii, państwo będzie zmuszone wobec wypływu kapitału za granicę do ściślejszej nawet niż obecna kontroli waluty, a co za tym idzie - kontroli znacznie większej części gospodarki.

Kiedy jednak uda się powstrzymać odpływ kapitału przynajmniej na krótki czas, nie oznacza to powstrzymania odpływu kwalifikowanych kadr. Jest to największy dylemat ANC czy jakiegokolwiek przyszłego czarnego rządu. Bez względu na istniejący nieuczciwy podział własności na korzyść białych, bez względu na obraźliwy i niesprawiedliwy stosunek apartheidu wobec czarnych, perspektywy ekonomiczne Afryki Południowej będą zależały od tego, czy biali dadzą się przekonać do pozostania w postapartheidowym, demokratycznym państwie. W podobnie gorzko ironicznej sytuacji znajduje się Związek Sowiecki i Europa Wschodnia, gdzie byli działacze partyjni i komunistyczni menedżerowie stają się przedsiębiorcami i biznesmenami w urynkowiającej się gospodarce. Chociaż jest niesprawiedliwe, że ludzie, którzy prosperowali w poprzednim systemie ucisku, mogą robić dalej to samo w nowym, efekt ten jest być może nieunikniony w dającej się przewidzieć przyszłości, dopóki posiadają oni wiedzę i stosunki niezbędne do robienia biznesu.

Biali nie dadzą się namówić na pozostanie w kraju, chyba że nowy rząd podejmie kroki w celu zabezpieczenia ich praw własności, zapewni im bezpieczeństwo osobiste, utrzyma poziom szkolnictwa i opieki zdrowotnej. Jeśli te warunki nie zostaną spełnione, pierwsi, którzy wyjadą, będą przedstawiciele anglojęzycznej społeczności biznesu, którzy czują się emocjonalnie związani z Europą i mają mnóstwo alternatywnych możliwości poza Afryką Południową, Mówi się często, że Afrykanerzy pozostaną do końca, ponieważ nie mają dokąd pójść. Jest to przesada. Historia dostarcza wielu przykładów społeczności bardziej zakorzenionych na danym obszarze - jak Żydzi w Europie czy nawet Portugalczycy w Angoli i Mozambiku - które jednakże wyemigrowały uchodząc przed politycznym i ekonomicznym chaosem.

Jeżeli wszystkie przewidywania się spełnią, trudno będzie przesadzić w przewidywaniu klęsk ekonomicznych, których może spodziewać się Afryka Południowa, Reszta Afryki subsaharyjskiej cofnęła się pod względem ekonomicznym w zapierającym dech marszu większości dekady lat 80. Spadek dochodu narodowego na głowę mieszkańca w Afryce, Południowej nie będzie mniejszy niż w pozostałych krajach kontynentu: bezwzględny dochód narodowy w sześciu najgęściej zaludnionych państwach Afryki subsaharyjskiej w latach 1981-87 spadał przeciętnie o 0,8% w I skali rocznej, podczas gdy dochód na głowę j mieszkańca o ok. 4% rocznie. Miasta afrykańskie deindustrializują się, system dróg i komunikacji upada, a środowisko naturalne ulega gwałtownej degradacji. Produkcja tego obszaru zamieszkiwanego przez 450 milionów ludzi bliska jest produkcji 10-milionowej Belgii, a wiele części Afryki jest biedniejszych niż przed zdobyciem niepodległości (według Banku Światowego państwa takie jak Nigeria, Niger i liberia - przed ostatnią wojną domową - zanotowały katastrofalny spadek dochodu na głowę mieszkańca o 25% od 1980; procentowa zawartość zadłużenia Afryki w dochodzie narodowym jest wyższa niż gdziekolwiek na świecie, nie wyłączając Ameryki Łacińskiej). Niestety okazało się, że kolonializm nie był przyczyną ubóstwa Afryki, ale faktycznie przyczynił się do rozwoju kwalifikacji i infrastruktury, zaś obecny regres ekonomiczny na tym obszarze jest większy niż w czasach kolonialnych. Nie jest to usprawiedliwienie ani kolonializmu, ani apartheidu, lecz realistyczna ocena zagrożeń ekonomicznych, przed którymi stoi ten obszar Afryki. Brazylijczycy twierdzą, że ich kraj jest tak naturalnie bogaty, że mogą często zmieniać koncepcje i programy ekonomiczne, a mimo to nie głodują; Afryka Południowa niezależnie od swoich bogactw mineralnych nie ma takiego marginesu błędu.

Dobrze byłoby, gdyby Afryka Południowa po dziesięciu latach rządów czarnych mimo powtarzających się kryzysów ekonomicznych zdołała jednak utrzymać wskaźnik wzrostu. Brazylia wydaje się mieć wysoką granicę możliwości ekonomicznych, ale Peru z nieustannymi kryzysami i długotrwałą stagnacją może okazać się bardziej prawdopodobnym modelem wynikającym z obecnych planów ANC. I jeśli radykalizm ANC na temat wtórnego podziału dochodu będzie realizowany, przyszłość RPA w stylu peruwiańskim może być zaledwie przystankiem na drodze do stania się Zambią, Zimbabwe czy Tanzanią.

Francis Fukuyama Tłum. A. M.

The National lnterest, lato 91

--------------------------------------------------------------------------------

[1] The Population Registration Act - ustawa o rejestracji ludności uchwalona w 1950 r.; utworzono Centralny Rejestr Ludności, każdy obywatel po ukończeniu 16 lat otrzymywał dowód osobisty określający jego rasę; The Group Areas Act - uchwalony 1950 określający rozdział grup rasowych w terenie; The Land Act - ustawa o nabyciu dla krajowców ziemi do granicy 15 300 akrów, regulująca podział gruntów między białych i kolorowych (przyp. tłum.).

[2] Passes laws - przepisy regulujące prawa czarnych do przemieszczania się. ujednolicone dla całego kraju wprowadzonymi w 1952 r. The Native Abolition ofPasses and Coordination of Dokuments Act (przyp. tłum.).

Orientacja na prawo 1986-1992