DOKTRYNA GORBACZOWA

"The Economist", 15 lipca 1989 r.

W sytuacji, gdy polska spieszy ku kolejnemu, już nie całkowicie komunistycznemu etapowi swego istnienia, a Węgry znajdują się niezbyt daleko w tyle, kwestia teoretyczna stała się nagle pilnym problemem praktycznym: czy europejscy sojusznicy Związku Sowieckiego mogą głosować za nie-komuizmem i to bez ponoszenia konsekwencji? Więc jak to jest: mogą czy nie?

Gdy w 1956 r. spróbowały Węgry, pojawiły się sowieckie czołgi. Kiedy komunistyczna partia Czechosłowacji w 1968 usiłowała jedynie dać socjalizmowi "ludzką twarz" – znosząc cenzurę i planując dopuszczenie rywalizujących partii – wjechali nie tylko Rosjanie, ale i wschodni Niemcy, Polacy i inni. Później, za pomocą tego co Zachód nazwał doktryną Breżniewa, Rosja uzasadniała swoje postępowanie roszcząc sobie prawo do interweniowania:

"wówczas gdy wewnętrzne i zewnętrzne siły wrogie socjalizmowi starają się skierować rozwój jakiegoś socjalistycznego kraju ku przywróceniu reżimu kapitalistycznego, gdy socjalizm w tym kraju i cała społeczność socjalistyczna jest zagrożona..."

Doktryna Gorbaczowa w stosunku do Europy Wschodniej wydaje się być całkowicie odmienna. Niektórzy z jego ludzi wyraźnie woleliby, by Stalin nigdy tego obszaru ale wymyślił. A interwencja to ostatnia rzecz której pragną. Zniszczyło by to życzliwość, jaką Gorbaczow zyskał na Zachodzie i może zniszczyć pierestrojkę w samym Związku Sowieckim. Nadal jednak istnieje pytanie: jak dalece mogą się posunąć sprawy w Europie Wschodniej bez wywołania reakcji?

Niewątpliwie dalej niż w roku 1968. Choć Gorbaczow przewiduje dla Rosji ściśle jednopartyjną przyszłość, patrzył bez mrugnięcia okiem jak zarówno w Polsce i na Węgrzech rozpoczął się proces, w wyniku którego albo w jednym, albo w obu krajach mogą nastać rządy nie-komunistyczne.

Naciskany o zdefiniowanie granicy tolerancji, w wystąpieniach publicznych Gorbaczow zachowuje się irytująco niczym wyrocznia delficka. Od dawna przyjmuje, że nie istnieje wszech-obowiązujący model socjalizmu. Ale zezwolenie by sojusznicy wybrali własne odmiany nie oznacza, że wolno im w ogóle z tego interesu zrezygnować. Przemawiając w Radzie Europy 7 lipca w Strasbourgu Gorbaczow powiedział:

"Porządek społeczny i polityczny w tym czy innym kraju zmieniał się w przeszłości i może się zmienić w przyszłości. Ale zmiana ta jest wyłączną sprawą ludzi, tego kraju i ich wyborem, Jakakolwiek ingerencja w sprawy wewnętrzne i jakiekolwiek próby ograniczenia suwerenności państw, zarówno przyjaciół i sojuszników jak i innych, są niedopuszczalne".

Jest to jak na razie najdalej posunięte odrzucenie doktryny Breżniewa, jakie uczynił publicznie. Ale przed tym samym audytorium oświadczył, że próby "obalenia" socjalizmu mogą wywołać "konfrontację". Wcześniej mówił wyraźnie o potrzebie uznania istniejącej w Europie "rzeczywistości", przypuszczalnie mając na myśli granice własnego obozu.

Prywatnie Rosjanie są mniej wstrzemięźliwi. Wydaje się, że od początku rozmów z Solidarnością komuniści polscy otrzymali polecenie osiągnięcia takiego porozumienia, jakie tylko możliwe, pod warunkiem, że nie wpłynie to na radzieckie wojskowe linie komunikacyjne w Polsce (co przypuszczalnie oznacza, że Polska musi pozostać w Pakcie Warszawskim) oraz, że partia zachowa jakiś wpływ na władzę (jaki – jest obecnie przedmiotem negocjacji). Zaś wcześniej w tym roku Gorbaczow miał powiedzieć Karoly Groszowi na Węgrzech, iż jeśli istnieje taka potrzeba to może się zwrócić do Zachodu o pomoc gospodarczą, a także z Zachodem handlować, ale że ma to robić to bez ostentacji, bez kontrrewolucyjnej gadaniny, która by mogła wywołać reakcję.

Ze strony bardziej twardogłowych wschodnich Niemców, Czechów i Rumunów, którzy obserwują wydarzenia w Polsce i na Węgrzech z obrzydzeniem graniczącym z paniką słychać już surowe oskarżenia o "rewizjonizm" i "kontrrewolucję". W dawnych czasach czołgi byłyby już dawno na miejscu. Reformy jednak trwają, i nikt naprawdę nie wie, jak daleko wolno im sięgnąć. Dowód na doktrynę Gorbaczowa, jeśli coś takiego istnieje, jeszcze przed nami.

dla GPL-u tłumaczył T.

Od redakcji

Zamieszczony powyżej redakcyjny tekst "The Economist" z 15 lipca b,r. ma jedną wadę, mianowicie nie daje odpowiedzi na dość trafnie postawione pytanie. Zatem pokuśmy się o idą my. Alain Besancon twierdzi., że Sowieci znają tylko dwa rodzaje polityki, komunizm wojenny w okresie ofensywy i NEP stosowany jako strategia defensywna, będąca w istocie rzeczy okresem przygotowań do nowego etapu ekspansji. Jako, że obecny kryzys komunistycznego systemu jest z dotychczasowych najgłębszym, to również i obecna polityka NEP-u musi być daleko bardziej dalej idąca niż poprzednie. Czy zatem doktryna Gorbaczowa w stosunku do państw Układu Warszawskiego istnieje? Zapewne tak. Określa ją interes sowieckiego imperium. Gdy zostanie on zagrożony wówczas gdy tylko to będzie możliwe interwencja stanie się nieuchronna. Obecnie jednak interes ZSRR polega na popieraniu w krajach bloku sowieckiego polityki pierestrojki lub jej regionalnych (polskiej i węgierskiej) mutacji. Taka jest potrzeba chwili. Jak długo będzie to trwało, trudno powiedzieć. Jedno jest jednak pewne. Okres ten winny zniewolone narody maksymalnie wykorzystać dla budowy swej wolności i niezawisłości. Być może w którymś momencie zostanie przekroczony próg powyżej którego żadna sowiecka interwencja ani jawna ani ukryta nie będzie już możliwa, a pytania o doktrynę mogącą ograniczać prawo jakiegoś narodu do samostanowienia będą, przynajmniej w tej części świata, już nieaktualne.

Głos Poznańskich Liberałów 1988-1989