DOKĄD ZMIERZA Lech Wałęsa?

... ona (PZPR) ma największe szanse przedstawić społeczeństwu najlepszy program. Ja nie mówię tego z sentymentu. Ale przecież ona ma 45 lat przygotowania kadrowego, doświadczenia, błędy swoje też zna. Jeśli rozliczy błędy, przedstawi program to czy to się Wałęsie podoba, czy nie, społeczeństwo wybierze praktyczny program. A jest szansa, bo naprawdę partia ma kadry. Ale jak będzie tupać nogami, tylko protestować, to tym sposobem przegra.

Niełatwo jest naszkicować sylwetkę polityczną Lecha Wałęsy. Zbyt wiele chyba sprzeczności ukrywa się pod tą postacią. Od wyrzuconego z pracy, młodego robotnika do animatora reform ustrojowych pod komunistycznymi auspicjami niewątpliwie droga wiedzie pokrętna. Jedyne chyba, co bezsprzecznie nie może ulegać wątpliwości to zadziwiająca popularność przewodniczącego. Mit Lecha Wałęsy.

W jaki sposób powstał? Gdzie i kiedy się narodził? Kto był tego mitu głównym inspiratorem.? Tego rodzaju detektywistycznych pytań można by łatwością namnożyć więcej. Wątpliwe jednak, aby którekolwiek z nich znalazło, po tylu latach i tylu dramatycznych wydarzeniach, swoją odpowiedź.

Wszyscy dobrze pamiętają krępawego nieco faceta z charakterystycznymi sumiastymi wąsami, podpisującego sierpniowe porozumienie okropnie wielkim i tandetnym długopisem. Tak wyglądała pierwsza fotografia z politycznego albumu przewodniczącego. Takich obrazów później pojawiało się znacznie więcej, a prezentowana na nich postać stopniowo choć nieodwołalnie ewoluowała. Kierunek tej ewolucji był od początku ściśle określony. Nieobliczalnego buntownika należało przekwalifikować na świadomego swojej cywilizacyjnej roli politycznego przywódcę. Przede wszystkim więc umiar i ogłada, tolerancja i zrozumienie, kompromis i pojednanie. Aż do wybuchu stanu wojennego sytuacja nie była najlepsza. Wymagał nieprzerwanie lawirowania pomiędzy nieustępliwą władzą i nieprzejednanym społeczeństwem. Dopiero stan wojenny przyniósł pewne rozwiązanie.

Uzyskana po krótkim internowaniu pozycja mimowolnego trubadura wolności mogła w niczym nie mogła przypominać przeszłej, podłej sytuacji lawiranta. Dzięki Bogu komuniści zrobili nareszcie takie świństwo, na które nawet on, Wałęsa, poczuł się zmuszony zareagować.

Ale początkowa egzaltacja nie trwała długo. Szybko zrozumiano, że sytuacja, prędzej czy później, będzie musiała wrócić do normy. Pokojowy Nobel, niczym zrządzenie opatrzności, ugruntował przekonanie o pacyfistycznej misji dziejowej Lecha Wałęsy.

Polityczny kierunek przewodniczącego w 1989 roku nie stanowi żadnej tajemnicy. Pewne dyskusje wzbudzać jedynie może jego obecna pozycja w społeczeństwie. Wałęsa – symbol nie jest bowiem postacią ocenianą w sposób jednoznaczny.

Obok znacznego grona wielbicieli i adoratorów trafiają się też, od czasu do czasu, zajadli przeciwnicy. Wolną przestrzeń wypełnia, jak zwykle, wielka masa zobojętniałej na wszystko publiczności. Od jakiegoś czasu daje się wyraźnie zauważyć znaczne zagęszczenie atmosfery, otaczającej swojego rodzaju wojnę plebiscytową – wałęsowcy kontra przeciwnicy.

Zwolennicy starają się pozyskać możliwie najcięższego gatunku autorytety. Ostatnio dano nam wyraźnie odczuć entuzjazm panów Miłosza i Wajdy. Obaj panowie nie zadeklarowali się jeszcze, jak dotąd, jako zwolennicy przywrócenia monarchii, niemniej wyczuć można w ich wypowiedziach wyraźną. nostalgię do kultu jednostki. Potrzeba silnej osobowości jest, jak widać, bardzo silnie zakorzeniona w rodzimej tradycji politycznej.

Pewne ożywienie daje się ostatnio odczuć w kręgu zdeklarowanych przeciwników. Krytyka jest jakby bardziej konstruktywna i niewątpliwie pełniejsza. Ostatnie dwie wypowiedzi, pani Anny Walentynowicz (wywiad I. Stypika przedrukowany w 18. numerze GPL-u) oraz Andrzeja Kołodzieja (w książce A. Znamierowskiego "Zaciskanie pięści") rzucają nieco nowego światła na osobę i poczynania Lecha Wałęsy. W obu tych wypowiedziach możemy odnaleźć niekończące się pasmo zarzutów pod jego adresem. Oto kilka przykładów:

W 1980 roku Wałęsa został wysunięty po to – stwierdziła pani Walentynowicz – aby nie dopuścić do powstania "Solidarności". Rola Wałęsy w tym strajku, o którego rozpoczęciu nie był informowany, polegała na tym, że po 3 dniach strajk ten zakończył.

Według Andrzeja Kołodzieja Wałęsa przy współudziale Geremka i Mazowieckiego podpisał całą serię porozumień z reżimem, o których kierownictwo związku nic nie wiedziało: osobiste poparcie dla Jaruzelskiego w lutym 81 roku, sprawa bydgoska w marcu, sprawa więźniów politycznych itd.

Zdaniem Anny Walentynowicz, napisany podczas internowania w Arłamowie – list do gen. Kiszczaka, pod którym Wałęsa podpisał się "kapral", był wcześnie; uzgodniony z Kiszczakiem.

Nie ulega chyba wątpliwości, że od tego rodzaju zarzutów do otwartego oskarżenia o agenturalną współpracę z komunistami dzieli nas już tylko jeden krok. Nie o ten krok zresztą idzie. Zdają sobie z tego również sprawę autorzy obu wypowiedzi. Chodzi raczej o to, że po bez mała 10 latach zaczynają przemawiać nareszcie ci, którzy od samego początku mieli możliwość wniknięcia w polityczne układy na samym szczycie solidarnościowego Olimpu. Dlaczego jednak tak późno? Niewątpliwie trudno o jedną, jasną i klarowną odpowiedź. Zresztą, nie bawmy się w jałowe domniemania. Sprawa ta winna nas interesować z całkiem innego punktu widzenia.

Wałęsa przemawia, deklaruje, oświadcza. Nic, na pozór nie uległo zmianie. Rzecz w tym, że to co mówi dzisiaj przewodniczący to już nie mętne, pozbawione sensu i znaczenia zwierzenia niedouczonego bożyszcze narodu, to już nie tylko kolejce dowody wiernopoddańczej lojalności.

Zacytowany na wstępie urywek wypowiedzi Wałęsy nie jest zapewne niczym oryginalnym w zestawieniu z całym dotychczasowym bagażem złotych myśli, ofiarowywanych nam przez lata, regularnie. Niemniej rzuca chyba, w pewnym przynajmniej stopniu, cokolwiek nowe światło na koncepcję polityczną swojego autora.

Deklarowana od lat chęć pojednania z władzą już nie wystarcza. Sytuacja dojrzała, aby poddać gruntownej rewizji cały dotychczasowy stosunek do peerelowskiej rzeczywistości. Oznaczać to może istotne przewartościowanie w sferze przekonań społecznych o politycznych. Wałęsa reprezentuje przy tym całkowicie nowatorskie spojrzenie na dominującą w naszym bloku siłę polityczną. To już nie konieczność dziejowa, nie twardy, dojrzały realizm, nie obawy nawet. Wałęsa już nie mruga do nas porozumiewawczo, nie sugeruje prowizorki, tymczasowości, przyszłych patriotycznych porywów. Przeciwnie, PZPR ma dzisiaj program, kadry doświadczone, szansę największą i... tp.

Wałęsa jeszcze nie zdecydował się, jeszcze czeka. Wałęsa nie wie na pewno, czy PZPR będzie zdolna tę szansę wykorzystać. Przede wszystkim jednak wierzyć, ufać i cierpliwie czekać. Dziś toczy się walka o nowy typ pluralizmu, o model stosunków społecznych XXI wieku. Ramię w ramię z PZPR walki tej nie należy przegrać.

H.

Głos Poznańskich Liberałów 1988-1989