BIEDA W POLSCE

„Nie ma solidarności bez miłości” Jan Paweł II w Polsce 09.06.1999r.

Bieda nie jest popularnym tematem w polskich mediach. O poważnym problemie, który dotyczy wielu grup społecznych w kraju powszechnie się nie słyszy.

Skoro w tzw. mainstreamie nie pisze się, lub pisze mało, to pozornie nie ma problemu. Tym bardziej jeśli dziennikarzom zechce się czasem utrwalać stereotyp biedaka-nieroba, który najczęściej podobno sam jest sobie winny, że znajduje się w tak nieciekawej sytuacji.
Na temat tego, że pracownicy w większości zakładów pracy byli i są niemiłosiernie wykorzystywani, nisko opłacani, że zdarza się, że łamane są podstawowe prawa pracownicze i stosowany mobbing oraz że może to być ogólniejszy problem społeczny jakoś specjalnie głośno nie słychać w codziennej prasie i TV.

Trochę wstyd, że dopiero ktoś z zewnątrz musi Polakom powiedzieć na jak dużą skalę panuje w Polsce bieda i z czego przede wszystkim wynika. Problem istnieje przecież i nawarstwia się już od wielu lat.

Raport Unii Europejskiej jest co najmniej niepokojący – Polska jest jednym z najbiedniejszy krajów w Unii.

13% dorosłych mimo tego, że mają stałe zatrudnienie, jest zagrożonych biedą, podobnie jak 22% dzieci.
19% dorosłych i 26% dzieci egzystuje na granicy ubóstwa, co daje nam jedno z pierwszych miejsc w Europie.
Według Komisji Europejskiej istnieje w Polsce zjawisko "wykluczenia" ze społeczeństwa.
Dotyczy to ludzi, którzy żyją w nędzy lub pracując zarabiają jedynie na podstawowe potrzeby. Brakuje im w budżecie środków na wydatki związane z kulturą, sztuką czy rozrywką . Niepokojące jest również to, że bieda w Polsce w większym stopniu wynika z bardzo niskich pensji niż z bezrobocia.
Istnieje duże zagrożenie zjawiskiem, że bieda zacznie się robić zjawiskiem wtórnym - z rodziców przechodzić będzie na dzieci – z pokolenia na pokolenie.

Zbyt duży procent Polaków pracując uczciwie w naszym kraju, do dziś egzystuje na granicy przeżycia - za pensję kupują jedzenie i robią opłaty i to wszystko na co ich w wolnej Polsce stać.

Szkoda, że dopiero przy okazji raportu UE mówi się na ten temat głośno w mediach, ponieważ Polska zajęła pod tym względem niechlubne miejsce w rankingu wszystkich państw europejskich.

W debacie publicznej brakuje również miejsca na jeszcze jedną sprawę - podsumowanie okresu reform realizowanych po 89 roku i uczciwego określenia ceny, za jaką zostały przeprowadzone.

W świetle danych na temat wysokości wynagrodzeń w Polsce rodzi się pytanie - jak ludzie, m.in. pracownicy sfery budżetowej, robotnicy i mali przedsiębiorcy byli traktowani przez wiele lat we własnym kraju. Czy nie potraktowano ich jak "mięso armatnie" napędzające gospodarkę, a na słodkie owoce reform gospodarczych kazano czekać i tak to życie "w poczekalni" dla większości z nich trwa do chwili obecnej? Jest wielce prawdopodobne, że w końcu nie doczekawszy „wykończą się” na cienkiej emeryturze. Mieli solidarnie wziąć na siebie ciężar przemian transformacji ustrojowej, tylko że z tym ciężarem zostawiono ich samym sobie na ostatnim miejscu w peletonie biegnących po godne życie.
Jak te ciężary tak naprawdę zostały rozłożone i czy za wielu „przedsiębiorczym inaczej” nie udało się na cudzej biedzie zwyczajnie dorobić?

W końcu, kiedy otwarto granice innych państw dla pracowników z Polski, kto młodszy spakował walizki i wyjechał pracować zagranicę by być w innym kraju godziwie wynagrodzonym i sprawiedliwiej potraktowanym.

Dlaczego dopiero UE zabiera głos w tak ważnej sprawie i wystawia jakże gorzkie dla polskich rządów świadectwo?

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010