ANTYKOMUNIZM MARNOTRAWNY

Z punktu widzenia rekwizytowe monotonii w postaci tekturowej teczki z napisem Solidarność, lansowanej w obradach przez przedstawicieli strony opozycyjnej, ze szczególną radością powitać wypada obecność w dłoniach reprezentantki "Tygodnika Mazowsze" najświeższego, jak mniemać wpada, numeru poczytnej gazety.

Obieg drugi uległ prezentacji w obiegu pierwszym. Nie wiadomo, czy nie obyło się bez ingerencji kolegium do spraw wykroczeń. Może niw. W ogólnym zamęcie strona społeczna zgłosiła chęć współpracy. Chodzi tu przede wszystkim o wprowadzenie wolnego słowa. Zapewne nieprzypadkowo, zaprzyjaźniony kolporter przewiduje koniec swojej kariery. Pluralizm pluralizmem powiada, ale on "Trybuny Ludu" kolportować nie będzie. A przecież kioski "Ruchu" nie realizują w dostatecznej mierze społecznych oczekiwań. Podczas dyskusji odgrzebany został nawet problem monopolu tytoniowego. Kilku uczestników obrad, uprzedzając konkluzję płynącą z referatu przedstawiciela ministerstwa zdrowia, manifestacyjnie zgasiło swoje papierosy. Szczęśliwie referent nie uległ prowokacji. Negocjacje mogą się jednak rozbić o sprawę dostępu do telewizji. Chodzi tu głównie o telewizor redaktora Tumanowicza - jest czarno biały. Strona społeczna jest przecież dobrej myśli - byleby przez 6 tygodni w kraju było spokojnie. Podobno sekretarz pierwszego sekretarza redaguje właśnie zarzut politycznego plagiatu.

Tymczasem przekorne społeczeństwo pozostaje pod wrażeniem syndromu Napoleona. Sto dni i Waterloo na deser. Z perspektywy św. Heleny rzeczywistość wydaje się mniej ponura. Nie bardzo wiadomo, co sądzi o tym wszystkim Janusz Onyszkiewicz. Póki co, swoje codzienne, polityczne wywody postanowił wzbogacić aktem samoprezentacji: jestem rzecznikiem prasowym "Solidarności" - wyjawił ostatnio. Ja natomiast jestem telewidzem - zareplikowałem natychmiast, Zmarszczył czoło, być może usłyszał, bo dodał rzeczowo, że rozmawiał właśnie z prezydentem Bushem. Ja nie rozmawiałem z żoną prezydenta.

Premier Rakowski natomiast rozmawiał. Szczęśliwie główne wejście do prezydenckiego pałacu zdołano już wyremontować. Na koncie Mitteranda można więc chyba odnotować kolejną porażkę. Było nie było utracił przecież kontrolę nad pałacową kuchnią. Dla Francuza nie może to być całkiem bez znaczenia.

Znaczny przyrost uczuć patriotycznych dało się ostatnio odczuć w sejmie. Przegłosowano właśnie ustawę o uświęceniu święta niepodległości, które odtąd będzie przypadać w dniu 11 listopada. To ładny gest, Szkoda jedynie, ze termin uroczystości wybrano dosyć niefortunnie. Najwidoczniej zapomniano, że rocznica wybuchu wielkiej rewolucji przypada zaledwie 4 dni wcześniej. Niełatwo będzie oba te wydarzenia połączyć w logiczną całość. Nie powinien więc chyba budzić zdziwienia oficjalny protest jaki wystosował w tej sprawie rzecznik dekoratorów witryn sklepowych. Prezes spółdzielni "Społem" zaproponował nawet wprowadzenie kalendarza juliańskiego. Niezupełnie rozsądnie. Taka propozycja może przecież zostać odczytana, jako przejaw tendencji rusyfikacyjnych.

Strona społeczna natomiast konstruktywnie odczytała inicjatywę strony sejmowej. Kolejny dzień wolny od pracy to najpewniej przejaw dobrej woli. Mniej zadowolony wydaje się jedynie poseł Bender, który niezwłocznie wyraził wolę przystąpienia do odbudowy Stronnictwa Pracy. Za tą myślą podążył również Lech Wałęsa, którego zdaniem nadmierna ilość nieuzasadnionych przerw w pracy nie wytwarza pomyślnego klimatu dla prowadzonych obecnie negocjacji.

Imponować musi odwaga, z jaką laureat pokojowej nagrody Nobla walczy nieustannie o spokój w kraju. A tymczasem pseudozwiązkowcy spod szyldu OPZZ wciąż jątrzą i podżegają robotników do strajków.

Na szczęście, są jeszcze w Polsce ludzie. odpowiedzialni.

H.

Głos Poznańskich Liberałów 1988-1989