ANTYKOMUNIZM I LINIA FRONTU

Robert Pawłowski w artykule zatytułowanym. "Front Antykomunistyczny" (zob. 40 nr OnP i 10/11 nr GPL) przywołuje koncepcję utworzenia "... szerszej reprezentacji ugrupowań niepodległościowych i/(czyli) antykomunistycznych, odrzucających tzw. realia PRL-owskie i negujących zasadność wchodzenia z reżimem w układy i porozumienia". Godzi się przy tym zauważyć, że o ile z wielu ważkich powodów, zaprezentowanych wcześniej skrótowo pod powyżej wskazanym tytułem, propozycja taka zasługują na szczególnie gorące poparcie, o tyle istotne wątpliwości wywołują rzeczywiste możliwości jej realizacji.

Szczególne obawy budzić musi nieograniczona wręcz dowolność użytkowania dla własnych potrzeb wyświechtanych dziś sloganów niepodległości i antykomunizmu. Wbrew pozorom posługiwanie się nimi bynajmniej nie przekreśla możliwości równoczesnego "wchodzenia a reżimem w układy i porozumienia", tym bardziej politycznej, a pewnie bywa, że i osobiście –wewnętrznej, akceptacji tzw. realiów. Komitet Obywatelski "Solidarności" stanął do wyborów, co zresztą nie jest dla nikogo tajemnicą, pod hasłem demokracji i niepodległości. Podobne stanowisko zajęła Konfederacja Polski Niepodległej, która w swoim programie wyborczym do komunistycznego sejmu zdołała pomieścić idee walki z komunizmem i niepodległości.

Nie ulega chyba wątpliwości, że interesy Frontu Antykomunistycznego z takim stanem rzeczy nie dadzą się pogodzić. Któż bowiem zapewni, że Konfederacja na przykład, doskonała w swoim antykomunizmie wspomożycielka komunistycznej władzy, nie będzie rościć w przyszłości pretensji, gdy reformistyczna polityka dobrodusznych komunistów przejdzie już do historii, do odgrywania niechby nawet podrzędnej roli w ruchu antykomunistycznym. Owszem będzie, i to co więcej, jak najbardziej szczerze, wiarygodnie i bezkompromisowo. Niebezpieczeństwa, jakie z tego stanu rzeczy wynika nie należy bagatelizować.

Celem nadrzędnym postulowanego Frontu jest zniesienie, obalenie komunizmu. Cel taki wyklucza prowadzenie jakichkolwiek układów z przeciwnikiem, zawieranie porozumień, dochodzenie do consensusu, a nawet walkę, opartą jednak w tym wypadku na prawomocnych podstawach socjalistycznej demokracji.

Komunizm jest, jak wiadomo, ustrojem totalitarnym, co, zdaje się nie podlega obecnie dyskusji. Prostym przeciwieństwem totalitaryzmu jest ustrój oparty na zasadach parlamentarnej demokracji. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z rządami monopolistycznej partii, w drugim władzą dysponuje parlament. W naszej obecnej sytuacji mamy więc do wyboru dwie możliwości. Albo uznamy komunizm za nieistniejący i wówczas, całym już sercem, będziemy mogli optować za programem konstruktywnych przemian. Bądź też zajmiemy stanowisko przeciwne, warunkujące konieczność bezkompromisowej walki. Rzecz jasna, jest to jedynie teoretyczny punkt widzenia.

Komuniści, jak to zwykle z nimi bywa, przedłożyli zdrowy rozsądek nad wybujałą wyobraźnię. Komunizm był zły, jest coraz gorszy, a w przyszłości, kto wie, stanie się być może nawet nie do zniesienia. Aby więc nonoptymistyczną przyszłość skutecznie ubezwłasnowolnić, należy dyskretnie wymazać pojęcie komunizmu z obszaru społecznej świadomości. Nieprzypadkowo w najnowszej edycji "Krótkiego kursu historii ZSRR", "Pierestrojce i nowym myśleniu" Gorbaczowa, pojęcie to praktycznie nie występuje, premier Rakowski powątpiewa wręcz w jego istnienie, a nie do końca oficjalny organ komunistów "Rzeczpospolita" wyraża jedynie obawę, czy powiedzie się próba "odrodzenia nawyków obywatelskiego myślenia i działania". O kierowniczej roli partii rzecz jasna ani słowa.

Elita przywódcza "Solidarności" prezentuje pod tym względem większe przywiązanie do tradycji. Komunizm istnieje, owszem, ale nie jest znowu aż tak bardzo komunistyczny. Praktycznie rzecz ujmując jest to komunizm niekomunistyczny, komunizm demokratyczny, a więc leninowski. Należy zrobić wszystko, aby dopomóc reformatorskim siłom w partii. Jaruzelski to dzisiaj zupełnie inny człowiek, patriota. Gorbaczow robi co może. Kompromis i pojednanie. Demokracja i socjalizm. Socjalizm i niepodległość. Piłsudski-Wałęsa.

Konfederacja Polski Niepodległej stanęła do wyborów ze względów taktycznych. W przekonaniu jej przywódców, partia polityczna, jeśli chce uzyskać prawo dla własnego istnienia, musi odgrywać aktywną rolę w życiu politycznym. Do tej pory totalitaryści spod znaku PZPR-u udaremniali wszelkie próby prowadzenie jawnej, legalnej działalności. Obecne, w 35 % demokratyczne wybory przynoszą nam dziejową szansę wypłynięcia na powierzchnię. KPN będzie działać legalnie, konstruktywnie, z poczuciem obowiązku i odpowiedzialności. Będzie walczyć z komunizmem. To nic, że władza chce nas oszukać, pognębić, sprofanować nasze idee. Najważniejsze dzisiaj jest jasne spojrzenie, rzeczywisty układ sił, realizm przede wszystkim.

Utworzenie istotnie demokratycznych instytucji w łonie systemu totalitarnego jest rzecz jasna niemożliwe, nie powinno to jednak przysłaniać stanu faktycznego, który świadczy dowodnie o możliwości przeprowadzenia głębokich strukturalnych zmian. Nie sposób obalić komunizmu siłą, nie można go również zreformować, jedynie działanie w ramach konstytucyjnej praworządności przynieść może realny efekt.

Szczególnie bolesny jest bez wątpienia nadal problem wiarygodności komunistycznej władzy. Sprzeczne wypowiedzi, domniemania i konkluzje wyrastają jak grzyby po deszczu. Jak bowiem pogodzie triumfalnie obnoszone hasła zgody i pojednania narodowego, nieuchronności procesów demokratyzacyjnych, z jednoczesnym permanentnym brakiem ufności w szczerość intencji komunistów oraz wciąż funkcjonującym jeszcze w opinii społecznej etosem sprzeciwu, walki i opozycyjności. Recepta jest jedna, stała i wypróbowana. Należy po raz nie wiadomo już który przekonać społeczeństwo, że tym razem TO już na pewno, bo innego wyjścia nie ma, no i w końcu TAMTO nie leży już przecież w niczyim interesie. Należy więc wykorzystać te środki, które, jak na to wskazuje cała podkomunistyczna przeszłość, każdorazowo były najniedościglejszym motorem dziejowego postępu, skutecznie paraliżując społeczne aspiracje.

Nasuwająca się analogia wobec goniułkowskiego socjalizmu z ludzką twarzą, ufnego gierkowskiego "pomożecie", czy wreszcie dojrzałego, a la Jaruzelski patriotyzmu, wyrażonego wprowadzeniem stanu wojennego, nie jest działem przypadku. Jest natomiast wykwitem, charakterystycznego dla podkomunistycznej rzeczywistości, duchowego serwilizmu, wyrażonego wewnętrzną akceptacją obowiązujących norm prawnych i etycznych. Jedynie w takim kontekście dobre intencje i szczere wysiłki konstruktywnych naprawiaczy komunizmu nabierają cech rzeczywistej wiarygodności. Nie należy bowiem pod płaszczykiem tendencji wobec komunizmu pojednawczych dopatrywać się istotnie wolnościowych wartości ideowych. Obecna postawa elity przywódczej "Solidarności" nie jest niczym nowym w historii politycznej totalitaryzm. W przeszłości określano ją zazwyczaj mianem politycznego wishful thinking, paputniczestwa, ugłaskiwania itp.

W pełnej mierze dotyczy to również Konfederacji Polski Niepodległej, która, choć zapewne reprezentuje odmienne aspiracje polityczne, niemniej prowadzi analogiczną do "Solidarności" grę polityczną. zmierzając nieuchronnie, niezależnie od dobrych czy złych intencji, di skutecznego podtrzymania komunistycznej władzy.

Nie należy przy tym traktować obecnych działań politycznych konstruktywnej opozycji jako jeszcze jednego, alternatywnego sposobu prowadzenia walki. Stwierdzenie to nie wynika bynajmniej z obawy przed konkurencyjnością ich koncepcji politycznej. Różnorodność nurtów politycznych, powiązanych choćby tylko wspólnym celem, jest, owszem, w każdej rzeczywistości. politycznej niezwykle cenna i pożądana. W tym jednak konkretnym przypadku sytuacja jest zgoła odmienna.

Realny antykomunizm opiera się na jednej, podstawowej w podkomunistycznej rzeczywistości zasadzie, określonej istnieniem systemu totalitarnego, komunistycznego. Cała dotychczasowa praktyka wewnątrzsystemowa wskazuje, że jest to zasada jak najbardziej trafna Komunizm istnieje, i jest to fakt społeczny i polityczny o najzupełniej niebanalnym znaczeniu. Szczególnie przejrzyście uwidacznia się to w tych momentach historycznych, gdy, co być może paradoksalne, komunizm odchodzi wypadkowo cień wielkiej, do narodowego pojednania wiodącej, polityki. Wkracza bowiem wówczas na arenę dziejów systemu, w triumfie chwały i sławy, formacja, w równej jak komunizm mierze wobec antykomunizmu wroga, której zasadniczym zadaniem jest odwrócenie uwagi społeczeństwa od rzeczywiście istotnego zagrożenia. Komunizm działa więc wówczas na dwóch szczelnie oddzielonych od siebie płaszczyznach: politycznej i propagandowej. Jako zagrożenie pozornie zanikające wzbudza lęk przed ostatecznym aktem zemsty-agresji. Jako iluzoryczna antyteza totalitaryzmu, wyrażona działaniem formacji ugodowej, skutecznie przekracza barierę świadomościową istnienia wszechogarniającego systemu, unikając tym samym podstawowego dla siebie zagrożenia – antykomunizmu,

Stąd podejmowane obecnie działania tzw. konstruktywnej opozycji, dążącej do pełnej ugody z komunistami, a nawet zmierzającej do utrzymania dotychczasowego zakresu ich władzy (wałęsowskie – obecna władza jest nam niezbędna) stoją w jaskrawej sprzeczności z interesami formacji antykomunistyczne j (Frontu Antykomunistycznego).

Stwierdzenie to nie dotyczy zresztą wyłącznie chwili obecnej. Przeważające w znacznej mierze obecne tendencje polityczne, lansowane przez rzeczników narodowego porozumienia, nie są bowiem niczym niezwykłym w podkomunistycznej rzeczywistości. Przeciwnie. Obok bezsprzecznie podstawowego elementu tej rzeczywistości – komunizmu, wypełniają treścią te obszary życia społecznego i politycznego, które, dzięki faktycznej swojej niezależności, zostały przez komunizm uznane za szczególnie niebezpieczne. Tak więc formacja ugodowa, niezależnie od aktualnej temperatury politycznej, a nie tylko w tzw. przełomowych momentach historycznych, odgrywa nieustannie trudną do przecenienia rolę. W ciężkich czasach szalejącego komunizmu wojennego ogniskuje wokół siebie całokształt niezależnego życia kulturalnego, społecznego, politycznego, stwarza iluzję oporu, bezkompromisowości i walki. Nieustannie poszerza zakres własnych wpływów w społeczeństwie, stwarza mit jedności, artykułuje potrzeba jak najściślejszej konsolidacji wokół własnego programu. Z największą starannością usiłuje zatrzeć przejawy własnej wobec komunizmu ugodowości i chęci pojednania.

Nadchodzi wreszcie moment, gdy otwiera się przed tą formacją dziejowa szansa zreformowania, uczłowieczenia komunizmu. Koniunkturalny układ sił przynosi jej wówczas kluczową pozycję polityczną. Władza, lansując koncepcję głębokich przemian strukturalnych, potrzebuje wiarygodnego wobec opinii społecznej współwykonawcy swojej polityki.

Społeczeństwo w obawie przed konsekwencjami podnoszonych coraz głośniej radykalnych haseł antytotalitarnych, chętnie upatruje w pacyfistycznych, wyważonych, i do tego nie pozbawionych wolnościowej iluminacji koncepcjach reformatorskich, szansy na realizację choćby najskromniejszych aspiracji, mając jednocześnie nadzieję na uchronienie własnej skóry. Formacja ugodowa zdaje sobie przy tym doskonale sprawę z atrakcyjności własnych koncepcji społecznych, politycznych, czy nawet gospodarczych. Zdaje sobie również sprawę, że niezależnie od ostatecznych (a właściwiej chyba przejściowych), efektów własnej działalności, zawsze, dopóki istnieć będzie społeczne zapotrzebowanie na imaginację nadzieji i stabilizacji, stanowić będzie niezmiernie pożądany element życia politycznego, w pełni przy tym konkurencyjny zarówno wobec opcji antykomunistycznej jak i totalitarnej władzy.

Jak się wydaje, jest to bardzo istotny motyw, pomocny przy zarysowaniu filozofii politycznej tej formacji. Przekonanie o trwałej wartości nurtu reformatorskiego, niezależnie od osiąganych rezultatów, przysłania skutecznie cały szereg wątpliwości politycznych i etycznych, współtworząc jednocześnie aksjomat nieomylności reprezentowanych koncepcji. Taki stan rzeczy implikuje podstawową dla totalitarnych interesów wartość, wyrażającą się w nieuchronności permanentnie cyklicznych nawrotów idei i koncepcji reformatorskich, konstruktywnych, organicznych, serwilistycznych itp.

I znowu sytuacja obecna nie stanowi pod tym względem wyjątku. Owszem, dokonujące się obecnie, zarówno w kraju jak i w całym bloku komunistycznym "przemiany" imponować mogą, jak to zazwyczaj przy podobnych okazjach bywa, swoim rozmachem, szczerością, a pewnie także i rozsądnym umiarem. Nader optymistyczne prognozy, domniemania i kalkulacje, i wreszcie jakże optymistyczna atmosfera związana z obecną sytuacją, wszystko to razem powoduje lawinowy przyrost ufności we własne, ugodowe siły i możliwości. Nie należy jednak sądzić, że nadymane do niebotycznych wielkości sukcesy formacji ugodowej, mogą w konsekwencji przysłonić jej racjonalne spojrzenie na podkomunistyczną rzeczywistość. Jej przywódcy zdają sobie bowiem doskonale sprawę z koniunkturalności i płytkości obecnej sytuacji politycznej. Wiedzą również, że ich reformatorskie wysiłki przekroczą wreszcie kiedyś barierę dopuszczalnych w systemie zmian. Nie zamierzają jednak poszukiwać alternatywnych rozwiązań politycznych. O ich postawie decyduje nadal głębokie przekonanie o wartości własnych koncepcji. Gdy wreszcie władza zdecyduje się na zerwanie z fikcją tendencji reformatorskich, to przekonanie nie straci bynajmniej nic ze swojej aktualności. Taka była reakcja formacji ugodowej po 13 grudnia 1981, taka będzie ich reakcja również w przyszłości.

Tymczasem jednak narasta nieustannie legenda opozycyjności, bohaterstwa nawet, formacji ugodowej. Lansowana wizja przyszłości stwarza w świadomości społecznej trudną do przełamania reakcję, w postaci nadziej na osiągnięcie pomyślnych rezultatów. O ewentualnej możliwości rozgromienia tendencji reformatorskich mówi się niechętnie i w sporadycznych jedynie przypadkach. Wiadomo wszak, że innej drogi wyjścia z komunizmu nie ma.

Zachowanie przeważającej części reprezentantów postawy antykomunistycznej jest paradoksalnie, w ogromnej mierze dostosowane do ogólnie panujących nastrojów. Silna presja tendencji reformatorskich uszczupla potencjał polityczny formacji antykomunistycznej. Być może decydujące w tym kontekście znaczenie ma trudna do przeceniania bariera psychiczna, przekreślająca możliwości zademonstrowania bardziej energicznego sprzeciwu, a wywołana niezwykle hałaśliwym i natarczywym naciskiem opinii społecznej, w myśl której, nieśmiałe, jak do tej pory, ataki reprezentantów antykomunizmu wymierzone w pseudopatriotyczne i pseudowolnościowe wysiłki formacji ugodowej uznane zostają jednomyślnie za przejaw narodowego zaprzaństwa. Być może pewne znaczenie należy również przypisać charakterystycznemu jeszcze do niedawna dla znacznej części środowiska opozycyjnego poczuciu grupowej więzi i solidarności, wynikającemu z mylnego przekonania o wspólnocie celów społecznych i politycznych całego tego środowiska.

Niezależnie od tego wypada sobie w końcu uświadomić, jaki jest rzeczywisty układ sił politycznych w kraju i wyciągnąć z tego konsekwentne wnioski.

Prowadzone przez formację ugodową działania proreformatorskie, podporządkowane w decydującej mierze interesom władzy, stanowią jaskrawą sprzeczność w zestawieniu z dążeniami antykomunistycznych ugrupowań politycznych. Co więcej, są tym dążeniom zdecydowanie wrogie, i stanowią dla nich obecnie poważne zagrożenie. Bez uświadomienia sobie tego podstawowego zagrożenia, urzeczywistnienie koncepcji wspólnego, antykomunistycznego frontu nie wydaje się możliwe. Nie można bowiem skutecznie prowadzić walki bez wyraźnego określenia pozycji, jaka przypaść będzie musiała w jej toku wszystkim podstawowym podmiotom politycznym. Pogląd taki nie jest jednak bynajmniej reprezentatywny dla większości ugrupowań antykomunistycznych. Przeciwnie. Nadal silne odczuwane są fikcyjne w istocie więzi ideowe i polityczne z obecnymi zwolennikami kierunku reformatorskiego. Stąd pomimo propagowanego nominalnie bojkotu zarówno wyborów jak i, w szerszym kontekście, lansowanego przez formację ugodową kierunku politycznego, cały szereg ugrupowań antykomunistycznych ogranicza się wyłącznie do zaakcentowania swojego stanowiska, rejterując przy tym niechlubnie przed ciążącym obowiązkiem sformułowania i wyartykułowania adekwatnych do obecnych realiów postulatów i konkluzji politycznych.

Wysoce symptomatyczne w tym kontekście jest na przykład stanowisko Solidarności Walczącej, najpoważniejszego, jak się wydaje, potencjalnego uczestnika Frontu Antykomunistycznego. Pomimo zdecydowanie negatywnej, nonrealistycznej i antywyborczej postawy przywódcy SW nie zamierzają jednak ingerować w skutecznie spreparowany akt patriotyczno-obywatelskiego poparcia dla kierunku "przemian". Chcąc uniknąć "przesady" i "zacietrzewienia", kierują się w tym wypadku racjami rzędu wyższego. Jednocześnie prezentują czytelnikom w swoich organach prasowych listy kandydatów niezależnych na posłów i senatorów do komunistycznego sejmu.

Jest to bodaj najbardziej jaskrawy przejaw impotencji politycznej części przynajmniej ugrupowań antykomunistycznych. Rzekoma polityczna tolerancja (jeżeli tak rozumieć chęć uniknięcia "przesady i. Zacietrzewienia"), jest w tym wypadku jedynie nieudolnym kamuflażem, parawanem skrywającym pragnienie ucieczki przed rzeczywistością. W niczym nie ratują również sytuacji mniej lub bardziej rozpaczliwe próby podtrzymania fikcyjnego sojuszu, organizowanie wspólnych manifestacji antysowieckich, ekologicznych rocznicowych. Udzielanie doraźnej, chociaż jedynie technicznej pomocy często kulejącym organizacyjnie strukturom ugodowym. Zachodzące obecnie w kraju niezwykle "głębokie" i " dynamiczne" przemiany, w kierunku ogólnospołecznej kolaboracji z komunizmem wywołują konieczność zajęcia jednoznacznego, mocno osadzonego w realiach politycznych stanowiska, wyrażającego zdecydowany sprzeciw wobec ugodowych poczynań obozu podkomunistycznej demokracji. W takim jedynie przypadku możliwa będzie dalsza eskalacja działań istotnie antykomunistycznych ugrupowań politycznych, jak również konsekwentne rozwinięcie postulowanej koncepcji organizacyjnej. Budowę frontu należy bowiem zawsze zaczynać od wyznaczenia linii przegradzającej dwie wrogie wobec siebie siły. Linia ta, mino świadomie montowanej dezinformacji, jest zawsze, w systemie komunistycznym, niezmiernie wyraźna, czytelna. Wyznacza ją bowiem nieodmiennie stosunek do panującego, wszechogarniającego totalitaryzmu. Wszystko co ugodowe, utopijno-reformatorskie, antyhumanitarne jest jednoznacznie wrogie postawie antykomunistycznej, idei wolnościowej, wartościom ogólnoludzkim. Nie jest wyrazem sprzeciwu, a pojednania. Nie wyraża bynajmniej pragnienia walki, a jedynie chęć kapitulacji. Zajmuje pozycje, świadomie czy też nie, po przeciwnej linii frontu.

Koncepcja Frontu Antykomunistycznego jest, owszem, godna największej uwagi. Nie wydaje się jednak możliwe, aby w najbliższej przyszłości powstały sprzyjające warunki dla jej urzeczywistnienia. Panujące obecnie nieomal powszechnie tendencje ugodowe, niezwykle gorąca, patriotyczna, choć samoograniczająca się atmosfera, i jednoczesny brak społecznej akceptacji dla działań wobec komunizmu "konfrontacyjnych", wszystko to nie stwarza pomyślnej koniunktury dla ściślejszej współpracy w ramach formacji antykomunistycznej. Nie wykluczone jednak, że sytuacja ta ulegnie całkowitej, radykalnej odmianie. Aby tak się jednak stało reprezentanci tej formacji muszą sobie wreszcie uświadomić zagrożenie, jakie niosą ze sobą dla nich tendencje ugodowe i reformatorskie, i wyciągnąć z tego stanu rzeczy odpowiednio wnioski. Dopiero wówczas będzie można poważnie myśleć o zrealizowaniu tej koncepcji, Dopiero wówczas będzie można wysunąć konkretne propozycje. Miejmy nadzieje, że tak się stać może, już wkrótce.

H.

Głos Poznańskich Liberałów 1988-1989