9. Refleksje: O IRRACJONALNYCH RACJONALISTACH (Zbigniew Byrski)

Usunięcie skutku nie usuwa przyczyny. Odwrotnie, usunięcie przyczyny usuwa skutek. Trzeba tylko odnaleźć przyczynę, co przeważnie jest uciążliwe, bo rzadko kiedy jest jedna. Przeważnie bywa ich wiele. Wyodrębnić można czasem tylko przyczynę sprawczą, ale i to bywa niełatwe.

Jednym ze skutków komunistycznych rządów był fasadowy parlament z pozorowanym procesem demokracji. W Polsce nie dlatego zapanował komunizm, że uchwalił go oszukańczy parlament, ale odwrotnie. Udająca parlament instytucja powołana była przez komunistów będących już u władzy. Dlatego likwidacja skutku w postaci fałszywego parlamentu i zastąpienie go innym, nie usunie przyczyny, czyli komunistycznej ekonomii. Podobnie jak usunięcie objawów choroby nie usuwa choroby. Tego rodzaju terapia nazywa się leczeniem objawowym i nie jest wcale żadną terapią, tylko tłumieniem symptomów. Wiedzą o tym lekarze. Tu nasuwa się pytanie: skoro zastąpienie w Polsce fałszywego parlamentu – prawdziwym, tj. reprezentującym ponoć wolę ludności, nie wpłynie na przemodelowanie polskiej ekonomii, to dlaczego władze zastosowały oszukańcze praktyki wyborcze, blokując w wyborach udział niepożądanych ugrupowań i kandydatów? Przypuszczalne wytłumaczenie jest takie, że w tym wypadku nie chodziło wcale o obronę starego modelu gospodarczego, którego losy rozstrzygną się i tak poza parlamentem. W grę wchodziły interesy mafijne nowej nomenklatury rządowej o genealogii różnorakiej – niekoniecznie komunistycznej. Nowa rządząca elita pragnie zachować władzę i pieniądze. Zwłaszcza pieniądze. Władza bez bogactwa, a przynajmniej zamożności, traci wszelki urok. Widzimy to na Wschodzie, Zachodzie, Północy i Południu. W dyktaturach Trzeciego Świata i tzw. demokratycznym kapitalizmie. Ci, którzy są u władzy, grabią majątek narodowy, mając zawsze na ustach dobro narodu. Świństwo musi być posmarowane miodem, żeby publiczność łatwiej je przełknęła.

Uwagi o relacji między przyczyną a skutkiem dotyczą wielu innych spraw w stosunkach międzyludzkich. Podobny błąd czynili ateiści, którzy zwalczali religię. Ponieważ ludzie religijni wierzyli w Boga, w wyniku czego chodzili do kościoła, będący u władzy komuniści utrudniali praktykowanie religii, a tam gdzie mogli, zamykali kościoły, a nawet zamieniali je na ateistyczne muzea. Nic nie pomogło. Ludzie nadal się modlili i chodzili do kościołów, a gdy ich nie było, modlili się w prywatnych miejscach kultu. Zabiegi komunistów niczego w efekcie nie zmieniły, ponieważ ci, którzy chcieli usunąć objawy religijności, nie starali się dojść przyczyny. Przyczyna religijności jest immanentna, ponieważ ludzie potrzebują Boga. Póki taka potrzeba istnieje, a nic nie wskazuje na to, by miała ustąpić, wierzący będą wierzyć i żadna perswazja nie pomoże. Argumenty racjonalne, stosowane wobec ludzi religijnych można przyrównać do spożywania mleka przy pomocy widelca. Jeszcze gorszy efekt powodują prześladowania. Im bardziej wierzących się prześladuje, tym bardziej umacnia się ich w wierze, zaś Kościół, oficjalny strażnik religii katolickiej, w okresie prześladowań stawał się potęgą nie do zwalczenia.

Żydzi przez swoje talenty i umiejętności adaptacyjne odgrywają zupełnie wyjątkową rolę w dziejach. Z tej przyczyny bywają czasem podziwiani, ale częściej nie lubiani, a często nienawidzeni. Jest to następstwem albo zachowania się niektórych Żydów, albo ksenofobii nie-Żydów. W tym wypadku postępowanie jednostek bywa uogólniane na cały naród.

Skutki antysemityzmu w przeszłości doprowadziły do wyniszczenia 1/3 Żydów na świecie. Ponieważ wielu wpływowych Żydów chciało swój naród przed podobną tragedią w przyszłości uchronić, zamiast sięgnąć do genealogii antysemityzmu, żeby przez likwidację przyczyn starać się go wyplenić, uczynili dwie bardzo złe rzeczy:

1) Stworzyli własne państwo typu teokratycznego. Nie wiadomo dlaczego, ponieważ większość Żydów na świecie nie jest religijna. Państwo to jest dla Żydów przyczyną nowych konfliktów z innymi narodami i wzrostu antysemityzmu w postaci antysyjonizmu.

2) Niektórzy z polityków starają się zakazać szerzenia antysemityzmu, przedstawiając go jako objaw ksenofobii, zasługującej na surowsze potępienie niż inne nienawiści rasowe czy narodowościowe.

Takie stanowisko, które wyróżnia antysemityzm jako szczególnie barbarzyński, nie przyczynia się wcale do zmniejszenia ani zaniku antysemityzmu. Tak jak wiele innych zakazów ignorujących związki przyczynowo-skutkowe, ten również chybia celu. Wielu polityków sądzi, że nie ma antysemityzmu, który by nie groził w przyszłości tragicznymi dla Żydów skutkami. Innymi słowy, że nie ma antysemityzmu z „ludzką twarzą”, czyli takiego, który by nie doprowadzał w dalszych konsekwencjach do aktów gwałtu. Tego typu, jak sądzą, może być rusofobia, germanofobia, polakofobia, ale nie żydofobia. Myślę, że jest to błąd, zaś organizowanie publicznych demonstracji przeciwko antysemityzmowi, jak to miało miejsce w Nowym Jorku z okazji wizyty prymasa Józefa Glempa, irytowało wielu ludzi i było dowodem niebywałej głupoty inicjatorów.

Większość ludzi na świecie nie tylko że nie pochwala jakiejkolwiek ksenofobii, ale ją potępia. Jeśli nawet czuje niechęć wobec „obcych”, nie przyzna się do niej. Drastyczne zakazy mogą spowodować tylko to, że ksenofobia „wyjdzie z podziemia” i zamanifestuje się jawnie głoszoną nienawiścią, co w rezultacie doprowadzi do gwałtów.

Dlatego myślę, że potrzebna jest wzajemna tolerancja nie tylko ras i narodów, ale również wyrozumiałość dla ich fobii i niechęci.

Jeśli ktoś traktuje wszelkiego typu ksenofobie jako bomby z opóźnionym zapłonem, które prędzej czy później muszą eksplodować, myli się. Nie muszą. Ale głupie zarządzenia władz, które liczą na to, że emocje można utrzymać w ryzach za pomocą aktów prawnoadministracyjnych, mogą odegrać rolę detonatora.

Nowy Jork, 27 X 1991 r.

Orientacja na prawo 1986-1992