9. Imperium: Potrzeba autentycznego zwycięstwa.

IMPERIUM

_________________________________________________________________

W dniach od 12 do 15 listopada 1990 r. przebywali w Polsce przedstawiciele KONGRESU ESTONII (Eesti Kongress) panowie Trivimi Velliste, Kalle Jurgenson oraz Andres Ammas. Celem ich wizyty było przedstawienie politykom polskim sytuacji politycznej w Estonii, zwłaszcza zaś wyjaśnienie wzajemnego stosunku uprawnień i poparcia społecznego Kongresu Estonii i Rady Najwyższej.

Drugim celem tej wizyty było zainteresowanie polskiego świata polityki dla walki Estonii o pełną niepodległość od Sowietów. Ze zrozumiałych względów zależało im szczególnie na spotkaniu oficjalnych osobistości polityki polskiej. Niestety, ani rząd RP, ani Sejm czy Senat nie wykazał zainteresowania tą wizytą raz jeszcze potwierdzając, że oficjalna polityka zagraniczna Polski nie kieruje się w najmniejszym nawet stopniu antysowietyzmem. Wątpliwy do powód do chwały. Nie trzeba chyba specjalnie tłumaczyć, że to właśnie teraz, w chwili gdy kraje nadbałtyckie potrzebują pomocy, choćby tylko symbolicznej - decyduje się przyszłość naszych wzajemnych stosunków na najbliższe i na dalsze lata.

Poniżej przedstawiamy naszym Czytelnikom zapis rozmowy jaką z kongresmenami estońskimi przeprowadzili Jacek Laskowski i Piotr Majchrzak.

POTRZEBA AUTENTYCZNEGO ZWYCIĘSTWA

P.: Jak moglibyście Panowie zaprezentować polskiemu Czytelnikowi Kongres Estonii - instytucję, która nie jest zbyt szeroko znana w naszym kraju?

O.: Sprawą zasadniczą, od której należałoby zacząć jest nasze stanowisko, iż okupacja Litwy, Łotwy i Estonii w roku 1940 dokonała się z pogwałceniem suwerenności i konstytucji tych państw. Wynika stąd, że w Estonii legalnie obowiązuje nadal konstytucja roku 1938 i ona też określa zasady obywatelstwa naszego państwa. To ostatnie jest szczególnie ważne z tego względu, że w krajach naszych mieszka na stałe wielu obywateli sowieckich. Na Łotwie ich liczba sięga nawet 40% całej populacji. Natomiast wśród obywateli estońskich liczba Rosjan jest znikoma - to ci, którzy mieszkali w Estonii przed wojną. Otóż właśnie na zasadzie obywatelstwa estońskiego wyłoniony został 24 lutego tego roku Kongres Estoński.

Było to wydarzenie bezprecedensowe w tym sensie, że nigdzie dotąd nie sięgnięto po taką metodę walki o wolność. Jest to droga czysto konstytucyjna, pokojowa, pozbawiona zbrojnych wstrząsów, a przecież pomimo to absolutnie bezkompromisowa. Wszystko sprowadza się do pytania o sposób działania w warunkach okupacji. Podczas okupacji są tylko dwie możliwości: albo rozpocząć walkę partyzancką i usunąć okupanta siłą albo zmierzać do tego samego celu środkami nacisku moralnego, prawnego, odwołując się do siły moralnej swoich obywateli, do opinii społecznej świata a w szczególności Zachodu, odwołując się wreszcie w jakimś stopniu także do sumienia okupantów. Metoda ta stanowi skuteczną formę nacisku na wszystkich: na Zachód, na Wschód, a także na własne społeczeństwo.

Na takiej zatem jednoznacznej zasadzie prawnej oparliśmy naszą wielomiesięczną walkę przeciwko sowieckiej infrastrukturze - także w okresie Frontu Narodowego, który w znacznej mierze opierał się na uczuciach patriotycznych, a jednocześnie gromadził wielu aktywistów, którzy poprzednio posiadali znaczącą pozycję: komunistów, inteligentów itp. Z początku wielu intelektualistów uważało tę naszą drogę za interesującą wprawdzie ale utopijną - ze względu na brak środków dla jej realizacji, infrastruktury itd. Rozpoczynając kampanię wyborów do Kongresu Estońskiego wezwaliśmy do tworzenia komitetów lokalnych, które miałyby przygotować elekcję. Odezwę tę wielu uznało za nierealis- tyczną i szaleńczą. Dziś ci sami ludzie uznają Kongres i sądzą zapewne, że nigdy nie uważali inaczej.

W taki oto sposób udało się nam 24 lutego tr przeprowadzić bardzo udane wybory, w których wzięło udział 80% uprawnionych do głosowania obywateli estońskich wówczas też nastąpił psychologiczny przełom. Niemałą rolę odegrał w tym fakt, że przy wyborach do Kongresu posługiwaliśmy się tym samym aparatem, który obsługiwał wybory do Rady Najwyższej - gwarantowało to profesjonalną technikę. Gdyby nie ta okoliczność, komuniści mogliby stawiać większy opór lub choćby tylko

podważać rangę wyborów i sam status Kongresu. Natomiast jeżeli w "oficjalnych" warunkach, przy świetle kamer TV i w obecności konsula USA 80% Estończyków dokonało wyboru, to musiało to stanowić absolut- ny przełom polityczny.

W związku z tym wytworzyła się zresztą bardzo ciekawa sytuacja. Trzy tygodnie po wyłonieniu Kongresu odbywały się wybory do Rady Najwyż- szej. Niektórzy z nas - np. ja - nawoływali do niebrania w nich udziału, wychodząc z założenia, że po takim sukcesie nie ma to najmniejszego sensu i że trzeba oprzeć się na strukturach Kongresu. Było już jednak za późno a poza tym wiele ugrupowań lewicowych uznało, że Moskwa nie pójdzie na to, dążąc do utrzymania swojej infrastruktury i systemu administracyjnego, którego częścią jest Rada Najwyższa. Można było oczywiście spodziewać się, że Rada w większości i tak podejmować

będzie takie same decyzje jak Kongres - wszak znaleźć się w niej mieli

ludzie wyłonieni przez te same środowiska. Różnica sprowadzała się do tego, że w wyborach do Rady Najwyższej biorą udział obywatele sowieccy, a więc np. także żołnierze armii okupacyjnej. Stąd w Radzie zasiada 4 oficerów sowieckich. My w każdym razie uważamy, że Rada Najwyższa nie ma konstytucyjnego prawa podejmować decyzji w imieniu państwa estońskiego. Musieliśmy pójść na taki kompromis - nie mieliśmy realnej możliwości wyrzucenia Rady Najwyższej na śmietnik historii, ponieważ zbyt wielu polityków estońskich obawiało się otwartego konfliktu z Moskwą. Niektórzy z tych, co chcieli robić kariery ociągali się z kandydowaniem do Kongresu, twierdząc, że to jakiś humbug, niepoważ- na impreza i że prawdziwy parlamentarzysta powinien się ubiegać o miejsce w Radzie Najwyższej. Kiedy ich wybrano, otrzymują po 600 rubli miesięcznie i nadal uznają Radę Najwyższą za parlament.

W praktyce zatem sytuacja wygląda następująco: pod względem teoretycznym i prawnym wszystko jest jasne - jedynie Kongres ma prawo występować w imieniu państwa estońskiego i prawo to uznała nawet na swym pierwszym posiedzeniu Rada Najwyższa. Faktycznie natomiast posiadamy dwa parlamenty, dwie struktury, jakby dwie izby powołane na zupełnie innych warunkach. Jest to zjawisko typowe dla okresu przejściowego, w jakim się znajdujemy, próbując przechodzić od komunistycznego systemu okupacyjnego do realnej niepodległości. I nie- stety nie ma innego wyjścia jak tylko ten mechanizm. Z drugiej strony, w takiej sytuacji przy braku jednolitego prawa mogą wynikać - i wynikają - problemy koordynacji i inne trudności polityczne - choćby na poziomie rywalizacji personalnej. Przejawiło się to np. w momencie formowania rządu, kiedy to lider Frontu Narodowego p. Saavisaar doszedł nagle do wniosku, że powinien on współpracować tylko z Radą Najwyższą z pominięciem Kongresu. Był to wielki błąd strategiczny, który kosztował tego polityka utratę wiarygodności.

J_'--~ '- -- - ..n

P.: Jakie siły polityczne wchodzą w skład Kongresu Estońskiego i w jakiej perspektywie widzą one sprawę niepodległości Estonii?

O.: Obecnie działa u nas kilkanaście partii politycznych, przy czym proces ich formowania się trwa jeszcze i niewykluczone, że mniejsze z nich będą łączyć się w większe ugrupowania. Postaram się wymienić główne partie, poczynając od lewicy.

Na skrajnej lewicy znajduje się partia komunistyczna. Nie uważamy jej za organizację estońską, ponieważ została ona powołana do życia przez obce państwo i jako taka jest po prostu zagraniczną agenturą. Wyrazem tego stało się wykluczenie jej z udziału w tzw. okrągłym stole, jaki odbył się u nas kilka tygodni temu. Zastrzec trzeba, że nie miało to nic wspólnego z okrągłym stołem w takim rozumieniu, w jakim pojęcie to funkcjonuje w Polsce. Był to okrągły stół wszystkich partii politycznych - bez udziału komunistów. Okazało się zresztą, że było to wielce pożyteczne wydarzenie. Dotąd bowiem Front Narodowy i kręgi rządowe prowadziły propagandę mającą przekonać ludzi, że głównym problemem Estonii jest mnogość zwalczających się wzajemnie partii politycznych. Tymczasem nagle okazało się, że wszystkie te partie mogą razem uSiąść za wspólnym stołem. Wprowadziło to propagandystów rządowych w nie- małe zakłopotanie - pozostało im tylko pisać o przewrotnym makiaweliz- mie partii, które chętnie potopiłyby się wzajemnie w łyżce wody, ale dla niepoznaki siadają razem do rozmów. Dodajmy, że w ramach porozumie- nia okrągłego stołu ustaliliśmy zasady, których przedstawiciele po- szczególnych partii występują co tydzień w programie TV, oceniając bieżące problemy polityczne.

Wracajmy jednak do politycznego spectrum. Najbardziej lewicową z partii jest socjaldemokracja. Wcześniej działały u nas 4 partie socjal- demokratyczne. Teraz połączły się one i działa jedno takie ugrupowanie, posiadające dobre kontakty w międzynarodówce socjalistycznej. Ich delegacja była też ostatnio na konferencji socjalistycznej w Nowym Jorku. Jest to dość dobrze zorganizowana partia lewicowa, której wielu człon- ków i przywódców wyszło ze środowisk Frontu Narodowego.

Następne w kolejności znajdują się partie agrarystyczna i liberal- no-demokratyczna. Obie one uważają się za ugrupowania centrowe, ale w istocie prezentują raczej orientację lewicową. Tak naprawdę nikt poza socjaldemokratami nie chce przyznawać się do lewicowości, niemal wszyscy natomiast mianują się centrystami. W partii liberalno-demo- kratycznej znalazło się wielu intelektualistów- pisarzy, malarzy, jednym słowem, ludzi powszechnie znanych. Dokładniej jednak o obliczu tej partii trudno coś powiedzieć.

Przechodząc do centrum napotykamy pozostałości Frontu Narodowe- go, które zajmują miejsce w Radzie Najwyższej i które określają się jako Centrowa Partia Narodu. Jest to ugrupowanie bliskie socjaldemokratom czy liberałom, a to dlatego, że ludzie tej partii pozostają w bardzo ścisłych kontaktach osobistych z socjaldemokratami czy liberałami. Przyjaciels- kie związki odgrywają tu bardzo dużą rolę.

Wśród centroprawicy wymienić trzeba najpierw partie chrześcijańskie. Ja np. jestem sekretarzem dIs zagranicznych Związku Chrześcijańs- ko-Demokratycznego. Oprócz niego działa też Partia Chrześcijańs- ko-Demokratyczna. Mamy nadzieję, że nasze ugrupowania chadeckie zmierzać będą ku połączeniu tak, by powstała jedna silna partia chrześcijańsko-demokratyczna. Wśród ugrupowań prawicowych wymie- nić też trzeba Estońską Partię Konserwatywną i Partię Republikańską.

Poza tym spectrum sytuuje się jeszcze bardzo silna partia - Estońska

Partia Niepodległości. Powstała ona wcześniej niż pozostałe ugrupowa- nia, bo w okresie monopolu komunistów.W jej programie dominuje orientacja niepodległościowa i antykomunizm. Co się natomiast tyczy konkretnego światopoglądu, podejścia do zagadnień ekonomicznych czy społecznych, to trudno określić tę partię jako prawicową czy centrową. Mieściłaby się ona ogólnie w ramach centroprawicy, ale wyznaczyć jej dokładne miejsce jest bardzo trudno. Spotkać w niej bowiem można także ludzi lewicy zorientowanych wszelako na walkę o niepodległość i an- tykomunizm.

."

W przyszłości można spodziewać się, że niektóre partie prawicowe zjednoczą się, tak że prawe skrzydło znacznie się wzmocni. Są też u nas duże szanse na zwycięstwo prawicowej ideologii, filozofii politycznej, co wynika stąd, że naród estoński jest jeszcze bardziej antykomunistyczny i antysowiecki niż naród polski. Dlatego też idee socjalistyczne nigdy nie cieszyły się u nas dużą popularnością. Estończycy są urodzonymi indywidualistami i ideologia kolektywistyczna zdecydowanie ;ch mierzi.

P.: Jak wymienione przez Panów partie odnoszą się do kwestii niepodległości? Jak widzą metody i horyzont czasowy jej odzyskania?

O.: W podejścIu do kwestii niepodległości różnice zarysowują się już na przykładzie stosunku do Rady Najwyższej. Niektóre partie uważają, że w walce o niepodległość należy wykorzystywać przede wszystkim Radę Najwyższą; inne - np. większość - że podstawą jest tu Kongres Estoński a Rada Najwyższa o tyle tylko o ile jej infrastruktura może być użyteczna w kontaktach z Moskwą do czasu uzyskania niepodległości i rozpisania wyborów do Sejmu Estońskiego - parlamentu przewidziane- go konstytucją 1938 roku. Tu znowu dotykamy kwestii obowiązywania tej konstytucji pogwałconej wskutek przestępczego porozumienia Hit- ler-Stalin. W każdym razie z czysto teoretycznego punktu widzenia wszystko jest jasne i wszystkie partie uznają niepodległościowy punkt widzenia. Różnice pojawiają się w kwestiach taktycznych, choĆ znów - praktycznie wszystkie partie zgadzają się co do tego, że trzeba przygotowywać się do wyborów do Sejmu, który uchwali nową konstytu- cję - nie możemy przecież długo działaĆ w oparciu o tę z roku 1938.

P.: Na Zachodzie często słyszy się o rozpadzie sowieckiego imperium. Panuje opinia, że prędzej czy póżniej przynajmniej część wchodzących w jego skład krajów wybije się na niepodległość. Czy generalnie zgadzacie się Panowie z takim poglądem, a jeżeli tak to jak oceniacie swoje miejsce w przebiegu tych procesów rozpadu?

O.: Nasza ocena w tym względzie uległa ostatnio zmianie. Jeszcze

w ubiegłym roku podkreślaliśmy bardzo wyraźnie szczególny charakter statusu państw bałtyckich. Liczyliśmy przy tym na inteligencję ekipy Gorbaczowa. Sądziliśmy, że Gorbaczow chce uratować pierestrojkę i rzeczywiście osiągnąć coś dla ZSRS czy Rosji. Podczas wszystkich naszych spotkań z politykami zachodnimi - a mieliśmy ich wiele w ubiegłym roku - zawsze mówiliśmy. że czym prędzej Gorbaczow uzna naszą niepodległość, tym lepiej dla niego i pierestrojki, ponieważ staniemy się wówczas jego prawdziwymi sojusznikami - będziemy mogli okazaĆ mu pomoc ekonomiczną, współpracować w procesie modernizacji gospodarki - będziemy dla niego czymś na kształt np. Hongkongu. Dziś widzimy, że myślenie imperialne trzyma się w ZSRS bardzo mocno i że wszystkie nasze wezwania trafiają w próżnię. Ani Gorbaczow ze swoją drużyną. ani Jelcyn czy ktokolwiek inny nie zdecydował się na podjęcie z nami rozmów na temat warunków odzys- kania niepodległości. Na takie kompromisowe rozwiązanie byliśmy gotowi jeszcze rok temu i wiele się o tym wówczas mówiło. Dziś jednak prezentujemy już zupełnie inny pukt widzenia, zrozumieliśmy bowiem, że Kreml dobrowolnie nie zgodzi się na naszą niepodległość. Za warunek wstępny jakiegokolwiek porozumienia uważamy traktat z Tartu z roku 1920, w którym Rosja przyznaje Estonii po wieczne czasy niepodległość. Traktat ten - nigdy przez nikogo nie anulowany - zachowuje nadal swoją moc i dopóki Kreml nie uzna tego warunku o żadnym porozumieniu nie może być mowy.

Wszelkie ewentualne złudzenia rozprasza także postawa państw zachodnich. Jak dotąd Amerykanie i Anglicy zawsze mówili nam: zachowajcie spokój, nie trzęście łódką, odzyskacie przecież niepodleg- łość trzeba tylko trochę poczekać. Już wtedy twierdzieliśmy, że to nieprawda. Dziś także i oni przekonali się, że to kamuflaż i już nie apelują do nas, byśmy nie trzęśli tą łódką. A zatem dziś-to moje osobiste zdanie - nie mamy żadnej innej szansy odzyskania niepodległości jak tylko przez całkowity rozpad imperium. I dlatego gotowi jesteśmy pomagać Gruzinom, Ormianom, Azerbejdżanom czy Ukraińcom. Czym więcej niezależności na Ukrainie, tym większe prawdopodobieństwo naszego zwycięstwa. Czym większy będzie opór wobec armii okupacyjnej w Gru- zji, tym większe będą szanse na nasze zwycięstwo w krajach bałtyckich. Jeszcze rok temu byłbym dużo bardziej ostrożny i nie stawiałbym sprawy w ten sposób, ponieważ nie chcieliśmy wówczas "mieszać się w wewnęt- rzne sprawy ZSRS", wychodząc z założenia, że nigdy de iure nie byliśmy częścią Związku Sowieckiego. Dziś widzimy, że była to postawa nieetycz-

na, niemoraina, przypominająca stanowisko Mitteranda - a przecież nikt

z nas nie chce być estońskim Mitterandem. Nie możemy dłużej, niczym

Poncjusz Piłat, przyglądać się biernie walce Gruzji - musi zaistnieć

jakaś międzynarodowa solidarnośĆ. Jeśli więc dotąd nie prowadziliśmy

aktywnej polityki w Gruzji, koncentrując się na naszych kontaktach na Zachodzie, to dziś zmieniamy taktykę. Ja np. byłem niedawno w Gruzji, na Węgrzech, teraz jestem w Polsce. Chcemy ożywić naszą dyplomację na Wschodzie i w Europie Środkowej, ponieważ rozumiemy, że poparcie z tej strony może być realne i mieć większe znaczenie niż zachodnie deklaracje. Oczywiście poparcie Zachodu ma ogromne znaczenie jako tło dla naszych działań - chodzi tu w szczególności o politykę nieuznawania aneksji i okupacji naszych krajów, która ma znaczenie całkiem pod- stawowe. Rzecz jednak w tym, że kończy się ona przeważnie na dyplomatycznych deklaracjach, za którymi nie idzie silny nacisk na reżim sowiecki. Nam tymczasem potrzeba autentycznej wymiany infrastruktury, autentycznego zwycięstwa politycznego. Dlatego zwiększyliśmy swoją aktywność w granicach imperium i na jego obrzeżach tak, by doprowadzić do rozchwiania całej tej machiny.

P.: Jakiego rodzaju polityki oczekujecie w związku z tym od Polski? O.: Byliśmy dzisiaj w Ośrodku Studiów Międzynarodowych Senatu u p.

Artura Hajnicza, gdzie rozmawialiśmy na ten temat. Mówiliśmy tam, że bylibyśmy bardzo zadowoleni, gdyby władze polskie mogły zwiększyć swój nacisk dyplomatyczny na Kreml, ponieważ czym większe naciski z różnych stron, tym większe otrzymujemy wsparcie z Norwegii czy Danii. Można tu przywołać nasze dość dobre kontakty z rządem węgierskim i osobiście z p. premierem Antailem czy p. ministrem Jeszenskym, którzy dość dobrze znają nasze położenie i już okazują nam - w jakimś sensie -swoje poparcie. Podobnie większej aktywności oczekiwalibyśmy także ze strony Polski. Być może wielu Polaków po prostu nie wie, że oczekujemy takiego wsparcia. Dlatego za pierwszy krok uważamy upowszechnianie informacji o nas i naszych problemach wśród polityków polskich. Dlatego mamy nadzieję na ponowny tu przyjazd i na rozmowę z p. Skubiszewskim czy też z przedstawicielem nowego, bardziej przychylnego nam rządu.

P.: Z jakiego rodzaju reakcją spotkaliście się Panowie w Warszawie?

O.: W senackim Centrum Studiów powiedziano nam, że w obecnym układzie propozycje nasze są nierealne lub przynajmniej bardzo trudne do realizacji, ponieważ Polska sama ma poważne problemy, jak np. kwestia wyprowadzenia wojsk sowieckich. Polska jest przy tym oczywiście zainteresowana tym, by oddziały opuszczające wasz kraj nie trafiły np. do Estonii czy Łotwy, lecz by były przewiezione w głąb Rosji. A rozważany jest wariant deportacji tych wojsk drogą morską na Łotwę. Tego typu problemy trzeba poważnie dyskutować z władzami polskimi. W każdym razie z naszych rozmów wynika, że choć strona polska sprzyja naszym dążeniom, to w tych okolicznościach nie jest ona w stanie rozwijać jakiejś poważnej aktywności w tym duchu. To można zresztą zrozumieć; to kwestia czasu.

P.: A czy w samej Rosji dostrzegacie Panowie siły, na których wsparcie i pomoc możecie liczyć?

O.: Oczywiście także i tam mamy pewne kontakty, choć struktura polityczna Rosji stale się zmienia - przypomina ona kipiący kocioł. Działa tu np. pięć partii chrześcijańskich i z niektórymi z nich utrzymuje- my kontakty. Prowadzimy też rozmowy ze znanymi politykami rosyjskimi jak np. z burmistrzem Moskwy Popowem czy burmistrzem Leningradu Sobczakiem. Rozmawialiśmy także z Jelcynem, choć tego człowieka i jego cele trudno ocenić. W każdym razie utrzymujemy te kontakty, prezentujemy siebie i nasze stanowisko, wychodząc z założenia, że jeśli sto razy powtórzymy nasze postulaty, to wreszcie zostaną one wzięte pod uwagę. To skuteczna metoda jeśli ma się znaczących przyjaciół w Mosk- wie, Leningradzie, Londynie czy Warszawie. W ten sposób nacisk stopniowo narasta aż do osiągnięcia masy krytycznej. Wówczas wszystko zależy tylko od ogólnej ewolucji sytuacji w iperium. Natomiast w tym aspekcie, jak sądzę, bardzo poważny kryzys jest nieunikniony, ponieważ spuścizna po komunizmie jest straszna, a sprzeczności na tyle duże, że nie sposób sobie wyobrazić rozwiązania tej sytuacji w drodze łagodnej ewolucji.

P.: Uprzedził Pan moje pytanie o Pańską oceną stanu sowieckiej struktury. Proszę jednak powiedzieć, czy nie sądzicie Panowie, iż kremlowskie centrum posiada nadal pewne środki - niebezpośrednie

- kontrolowania sytuacji i panowania nad imperium? Chodzi mi tu o całą gamę środków jak np. kreowanie pewnych politycznych struktur-kamuflaży, wykorzystywanie kolonistów rosyjskich czy w ogóle rozgrywanie konfliktów narodowościowych - jednym słowem o całą przebogatą sferę socjotechnicznej i politycznej aktywności KGB.

O.: Sądzę, że oczywiście będą się oni starali zachować taką kontrolę, ale to już przegrana bitwa. Być może będzie to walka bardzo kosztowna,

będzie wielki opór, wiele konfliktów. Doświadczenie pokazuje jednak, że

komuniści postępują zawsze o krok za naszymi żądaniami. Kiedy my żądamy autonomii - nie są na to przygotowani, kiedy my chcemy samostanowienia - oni proponują nam autonomię. To samo widzimy na

innych płaszczyznach: Weźmy Afganistan - "Nigdy nie wyjdziemy!" - wyszli. Europa Środkowo-Wschodnia - "Nigdy!" - wyszli. I tak

zawsze w jakiś sposób ustępują z zajmowanych pozycji. Wierzymy, że tak będzie również w naszym przypadku. Teraz rząd sowiecki będzie przygotowywać projekt nowej umowy związkowej. O takiej umowie my mówiliśmy rok temu. Wtedy powiedziano nam, że nić podobnego nie wchodzi w grę. A przecież z takim rozwiązaniem wielu - wiemy! - wiązało wówczas pewne nadzieje. Byli jeszcze wówczas tacy Estoń- czycy - przede wszystkim z kręgu Frontu Narodowego - którzy byli gotowi pójść na taki kompromis. Dziś nawet Front Narodowy na to nie pójdzie, a więc nikt na to nie pójdzie.

Jeżeli zaś mówić o konkretnych próbach zagwarantowania sobie przez Kreml kontroli nad sytuacją, to warto zwrócić uwagę na zachowanie KGB. Zamiast zwalczać dysydentów przygotowuje się ono do wyjścia. Oznacza to, że przygotowują oni struktury, które po wycofaniu się Sowietów pozostaną na miejscu i będą oddziaływać na sytuację, działając w minis- terstwach, przy wyborach itp. takie struktury -ludzie zwani po angielsku sleeper - będą czekać "uśpione" 5-10 lat do czasu, w którym okażą się potrzebne. Ale my staramy się temu przeciwdziałać, uruchamiając kontrwywiad demaskujący taką siatkę KGB.

P.: No właśnie, to jedna ze stron tego problemu. A patrząc szerzej: czy możecie wyobrazić sobie sytuację, w której Estonia, inne kraje bałtyckie, Gruzja staną się w sensie prawa międzynarodowego autentycznie niepodległymi państwami, a jednocześnie Sowieci dzięki neojattańs- kiemu porozumieniu z USA utrzymają nad wami pełną, choć niebezpoś- rednią, kontrolę wzmacnianą dodatkowo przetrwalnikowymi formami struktur komunistycznych?

O.: Jeżeli chodzi o takie porozumienie amerykańsko-sowieckie, to musiałaby tu występować jakaś motywacja. Kiedy Roosevelt poszedł na taki układ ze Stalinem uczynił tak dlatego, że ZSRS reprezentował wielką siłę militarną. Podobną motywacją kierowali się kolejni prezydenci z Nixonem włącznie. Dziś jesteśmy świadkami przełomu wynikającego

stąd, że Sowieci - choć dysponują jeszcze potęgą wojskową - są

relatywnie słabsi. Ich potencjałem militarnym może się oczywiście posłużyć jakiś szaleniec wywołując katastrofę - takie niebezpieczeńst- wo istnieje. Jeśli jednak podejść do sprawy politycznie - tak jak Pan to ujmuje - to dla takiego układu nie ma już przesłanek i prawdopodobieńs- two jego zawarcia jest znikome. Dla zaistnienia takiej umowy potrzeba dwóch równorzędnych partnerów. Jeżeli jeden z nich jest o tyle słabszy, to zawieranie z nim tego rodzaju porozumienia po prostu nie leży w interesie strony silniejszej. Poza tym bardzo trudno jest mi wyobrazić sobie, że Ameryka i ZSRS mogłyby porozumieć się w ten sposób np. w sprawie Polski. To niemożliwe. Nie wierzę, by coś podobnego do wielkiej katastrofy roku 1939 mogło się powtórzyć. Nie wiem oczywiście co będzie za 50 lat, ale w perspektywie 10-15 lat jest to niemożliwe.

P.: A czy nie wydaje się Panom, że wspomniana słabość ZSRS

paradoksalnie może skłaniać USA do podtrzymywania upadającego

molocha także przez takie porozumienie? O.: To akurat wiąże się ściśle ze sprawą broni jądrowej. W tym jednak względzie jakość i stan uzbrojenia sowieckiego obniżyły się drastycznie. To znacznie osłabia poczucie zagrożenia Ameryki.

Przy okazji warto jednak zwrócić uwagę na autentycznie poważny problem związany z rozkładem struktur sowieckiego imperium. Jeżeli rozkład ten połączony zostanie z ostrym kryzysem ekonomicznym i niedostatkiem żywności, to należy spodziewać się wybuchu psychozy i wzrostu agresywnych zachowań społecznych. W tej sytuacji zdemoralizowani żołnierze sprzedający swoje kałasznikowy za butelkę wódki czy wręcz zdobywający tę wódkę przy pomocy kałasznikowów mogą stanowić ogromne zagrożenie. Zagrożenie dla nas tym większe, że nie posiadamy przecież własnej armii. Wy macie własne wojsko, policję i tylko 40 tys. sowieckich wojsk, podczas gdy my, nie mając własnych sił zbrojnych, utrzymujemy 3 razy tyle - 150 tys.- wojsk sowieckich. I to traktujemy jako poważne niebezpieczeństwo związane z rozpadem struktur imperium; niebezpieczeństwo, którego zażegnanie wymagać może pomocy - np. moralnej, psychologicznej - z zewnątrz, także ze strony Polski.

P.: Dziękując Panom za rozmową pozostaje nam tylko wyrazić nadzieję, że już w niedalekiej przyszłości stosunki polsko-estońskie rozwijać się będą intensywniej i z korzyścią dla naszych państw. Życzmy sobie tego i działajmy wspólnie w tym kierunku!

Jeszcze raz dziękujemy Panom za rozmowę.

 

Autor publikacji
Orientacja na prawo 1986-1992