8. Inżynierowie dusz: LIST DO PRZYJACIELA

INŻYNIEROWIE DUSZ

___________________________________________________________________________

List do Przyjaciela

Mój Drogi! Dzięki za listy i pozdrowienia. Piszesz o wielu sprawach, tak w sensie ogólniejszej problematyki, jak i pewnych, stale powracających pytań i zagadnień. Aby ustosunkować się do tego, trzeba to jakoś uporządkować i usystematyzować, z tym że - jak już widzę - bliskie Ci są sprawy pogranicza: filozofia i religia, filozofia i mistyka, filozofia i matematyka, filozofia a polityka. Nie we wszystkich tych kwestiach mogę się wypowiedzieć, także i dlatego, że brak mi kompetencji, ale spróbuję zająć stanowisko wobec tych, które i mnie są jakoś bliskie. Przede wszystkim, uwyraźnię podobieństwa i różnice stanowisk, chociaż - spodziewam się - będą to jakieś generalizacje i uproszczenia.

Po pierwsze: wydaje mi się, że Twoje poglądy na politykę, zagadnienia społeczne, rolę Kościoła w Polsce (i nie tylko w Polsce) są w znacznym stopniu nie tyle wynikiem rzetelnych przemyśleń, doświadczeń i mądrych opracowań, co wynikają z utożsamiania się z określoną opcją ideologiczną, światopoglądową. Socjolodzy mówią, że stereotyp to wynik postaw emocjonalnych, a nie poznawczych, a w poglądach na np. rolę autorytetu Kościoła w Polsce, ja takie myślenie stereotypowe u Ciebie obserwuję. Skoro jesteśmy przy tym temacie. Uważam, iż myślenie takie ma swoją tak europejską, jak i polską tradycję. Ta pierwsza wywodzi się z ideałów Rewolucji Francuskiej, ustrojów demokratycznych i jest wynikiem kryzysu tych idei i wartości, które przez blisko dwa tysiąclecia określały toż sam ość kultury europejskiej. Początki tego kryzysu widać już w późnym średniowieczu (prace S. Świeżawskiego, Maritaina, Bierdiajewa, Huizingi Jesień średniowiecza). Idee te to: jedność etyki i polityki, prymat osoby nad rzeczą i polityką, organiczna koncepcja państwa, idea Unitas Christianorum. Zauważ: były walk; krzyżowców i całej Europy z Saracenami i muzułmanami, ale Europa nie "zaraziła" się islamem. Jej tożsamość była bowiem jasna, trwała. W Zatoce Perskiej starły się nie tylko bronie i elektronika, lecz idee i postawy duchowe. Mimo powodzenia operacji "Pustynna Tarcza" dotychczas wygrywa w tej walce islam. We Francji masowo drukuje się książki popularyzujące wiarę Proroka, nierzadkie są konwersje na islam, tak jak niemal cała Europa stroi się w sowieckie piórka a la Sierp i Młot. Moja znajoma wróciła z występów muzycznych po Europie, widziała to na własne oczy. Psychoza: same Sasze, Laryssy, itd. Aby zrobić karierę muzyczną, trzeba mieć nazwisko rosyjskie i być Żydem emigrantem. To oczywiście żart, chodzi o to, że Stary Kontynent nie ma dziś transcendentnego i osobowego normatywu swoich idei i wartości. Co to jest Europa dziś? EWG? Idee demokratyczne, tolerancja i liberalizm? To wszystko są abstrakcje, które "wiszą" w powietrzu. Poczytaj choćby krytykę "liberalizmu" u Maxa Stirmera (w wyborze Filozofia egzystencjonalna Kołakowskiego i Pomiana). Ale może i tak lepiej. Św. Tomasz w traktacie De regno (O władzy) pisze za Arystotelesem, że najlepszym ustrojem jest I monarchia (tak jak jeden sternik na okręcie i jeden cel, aby okręt dopłynął). Ale też jest ona ustrojem nadzwyczaj niebezpiecznym, bo jej przeciwieństwem jest tyrania (władza w ręku jednego). Czyli, aby to była prawdziwa monarchia, muszą rządzić - mówiąc słowami Platona - filozofowie. A to jest utopia. Więc mamy inne formy niższe, do których Europa spadała przez wieki, zatrzymując się ... na demokracji. Niżej jest już tylko ochlokracja - rządy tłumu. Jest więc czym się chwalić? To jest postęp? Rzeczywisty postęp jest tylko duchowy, osobowy - każdy jest jego funkcją, także w dziedzinie ustroju społecznego i polityki. A więc sprawa postawiona na głowie. W takim systemie ginie też podmiotowość, są przestępstwa, nie ma winnych, jest redukcja osoby. Ale też buduje się system ochrony praw dla obywateli. Prawo, aparat jego egzekucji. W pewnym sensie epifenomenem tyranii jest totalitaryzm (ale o tym nie będę pisał). Chcę tylko powiedzieć, że w obrębie tej demokratycznej linii zrodziły się takie idee jak humanizm, antropocentryzm, tolerancja itd., a placet na nie i certyfikat mają te grupy i ci ludzie, którzy sytuują się po stronie świeckiej idei człowieka. W Polsce taki certyfikat ma tzw. lewica. Doprawdy ma się takie wrażenie, czytając niektóre ich "bzdety", jakby wszystko, co dobre, ważne i wartościowe w tym kraju było zasługą niewierzących albo wierzących poza Kościołem, potępionych, zbuntowanych (por. B. Cywiński Rodowody niepokornych, A. Michnik Kościół, lewica, dialog). Michnik, w swej książce, niby "credo" powtarza co chwilę z namaszczeniem, że Kościół "podpierał trony", niszczył "postęp", był zawsze po stronie silniejszych, wspierał reżimy itd. Czy jest to prawdą? Zastanów się... Czy Kościół to tylko hierarchia? Inkwizycja? Przecież takie tezy nie są godne nawet pole- miki. To już ideologia, a nie nauka. Kościół szanuje naukę, wydał największych uczonych, chociaż nieraz ich prześladował (Bruno, Kopernik, św. Jan od Krzyża, św. Tomasz). Ale nawet jeśli tak, to fakt ten (konflikty) pokazuje wyższość bezwzględną osoby nad instytucją, a Kościół jak trwa II tysiąclecia, zawsze to głosi, inaczej przestaje być Kościołem. Tomasz z Akwinu miłuje rozum jako najwyższy dar Boży, ale nie ma u niego porewolucyjnej i poodrodzeniowej hipertrofii rozumu. Można o tym poczytać choćby u Maritaina w Trzech reformatorach (Luter-Kartezjusz-Rousseau). Tomasz w 75 kwestii Summy, odpowiadając na pytanie ("quaestio"): "czy człowiek należy do tego samego gatunku co Anioł", nie tylko odrzuca tezy filozofów pogańskich (także Arabów), ale ukazuje to, co potem zrobił Kartezjusz. Maritain mówi o angelizacji umysłu u Kartezjusza. Pal już licho spory o źródła poznania, o realizm poznania itd... chodzi o to, że tu jest naruszona hierarchia i porządek. Potem Apoteoza rozumu i Mistycyzm rozumu (Le Bon) w Rewolucji 1789 roku i głowy monarchów spadające do kosza z kwiatami, w państwie Wolności, Równości i Braterstwa... To jest braterstwo we krwi, a wolności w niewoli ducha i bezgranicznym despotyzmie. Nie ma winnych? Winni są wrogowie Rewolucji i ludu. Dziś był chemik Lavoisier (wyrwany wprost z laboratorium), jutro trybun ludu - Danton.

Może starczy tych wywodów. Jedno jest faktem, typ argumentacji Michnika i ludzi jemu podobnych to nie nauka, to nie Prawda, to ideologia, to stereotyp. Nic więcej. Jako takie, mnie to nie interesuje. Ale, Drogi, ja takie argumentacje co pewien czas, spotykam u Ciebie. Piszesz o upadku autorytetu Kościoła, o ideologizacji szkoły z powodu religii, o "antysemityzmie" itd. Mój Drogi, to już spór nie na argumenty, lecz resentymenty. Owszem, bardzo odpowiada mi tu myśl Brzozowskiego. Czytałeś Legendę Młodej Polski, zwłaszcza rozdział "Polska zdziecinniała"? Tak, błędem jest, że czytają w szkole tylko Tetmajera, a nie czyta się Brzozowskiego. Tylko weźmy jeszcze pod uwagę, że u Brzozowskiego - przy jego emocjonalizmie - tezy te są wynikiem rzetelnej, własnej, samodzielnej pracy myślowej. Potem przeżuwają je inni, rozmaici "postępowcy", liberałowie, lewicowcy. Bzdura. Poczytaj choćby Listy Brzozowskiego, wydane przez M. Srokę. On jest poza i ponad tym. To jest uwłaszczanie idei, a potem bezpłciowa pańszczyzna i intelektualne rentierstwo. Dlatego gdy czytam dziś stwierdzenie ludzi, którzy chcą bronić demokracji i praw człowieka w Polsce, mówię: "dziękuję, obronię się sam". Włoski, prosty ksiądz, który spowiadał Brzozowskiego (umarł we Włoszech), wychodząc powiedział: "na kolana, tam umiera święty". Pomyślisz sobie, że to znowu pacyfikacja, Kościół chce mieć jeszcze jednego w swoim poczcie. Myśl, co chcesz, ale Newman, którego Grammar of assent (Logika wiary) Brzozowski tłumaczył, dodał piękny wstęp i wydał pt. Przyświadczenia wiary, pisał, iż Kościół to "definicja człowieka", a człowiek bez Kościoła jest niepojętą zagadką. Może jest po prostu niczym...? Chrystus wiedział, co robi.

Jako czytelnik, i to pilny, książek Kołakowskiego, powinieneś być bardziej odporny na takie manipulacje. Zauważ, iż tzw. inteligencja jest szczególnie podatna na specyficzny rodzaj demagogii i manipulacji. Wystarczy napisać "tolerancja", "humanizm", "obrona praw człowieka", "postęp" i już mamy zastępy porąbanych i pokręconych męczenników tej wiary. Czy trudno o przykłady: weźmy doktorków, którzy się kręcili przy Hitlerze (Goebbels) - a może lepiej z innej strony, bo podałem zły przykład. Weźmy R. Rollanda, który pisał peany na cześć Sowietów, Sartre'a, który sprzeciwiał się upowszechnianiu prawdy o GUŁAGACH, bo to mogło osłabić wiarę francuskich robotników w idee komunizmu. A tylu innych? A po wojnie w Polsce M. Jastrun na Zjeździe Pisarzy w Szczecinie (1949 r.), potem inni pisarze, humaniści. Coś z tego jest w ostatnio wydanym Dzienniku Jastruna. Gdy w ub. roku w październiku wziąłem do ręki gazetę i przeczytałem deklarację ideową ROAD, parsknąłem śmiechem. Peleton, który otwiera Wajda, a potem co krok, to cieńsze nazwisko. Na szczęście, oprócz ludzi inteligentnych, w tym kraju są jeszcze mądrzy.

Chociaż obcy mi jest imperializm "tomistyczny" a la Krąpiec, Gogacz i Świeżawski, KUL i ATK, to, o czym mówię, jest w artykułach Świeżawskiego, np. w: Filozofia chrześcijańska jako poszukiwanie Prawdy i jej kontemplacja (Znak 1981/3).

Powtarzam: Ty jako czytelnik i znawca pism Kołakowskiego, a także jako zwolennik racjonalizmu, krytyk irracjonalizmu i fideizmu, powinieneś wziąć to sobie szczególnie pod rozwagę. Na koniec tej kwestii: o ile wiele bliższe mi były Twoje refleksje zapłodnione lekturą Kołakowskiego, gdy porównywałeś katolicyzm z protestantyzmem i rozważałeś samą ideę i historię Kościoła, niż to, co ostatnio czytuję w Twoich listach. A o czym - wyżej. Skoro już jesteśmy przy polityce. Głosowałem na Wałęsę i uważam, że zrobiłem zgodnie z moim sumieniem i rozumem. Krótko: bardzo to mnie wiele kosztowało psychicznie. Podział w "Solidarności" przeżyłem bardzo boleśnie, jako niemal własną klęskę, chociaż w NSZZ nigdy nie byłem. Wiedziałem bowiem, że to nie podział "Solidarności", ale w samej Polsce. Ściślej, upadek pewnej wartości i idei. Ale idee i wartości to nie muzeum, żyją swoim życiem) mają swoją dialektykę, rodzą się i umierają. Takie jest prawo Życia. O ile z początku słuchałem Turowicza, potem po namyśle zrozumiałem Wałęsę, dlaczego: "na górze wojna, to pokój na dole". O tym, co o nas pomyśli Europa, nie myślałem poważnie, bo teatrzyki dla Europy to już robiliśmy i zawsze dostawaliśmy za to po głowie. Gorbaczow też ostatnio zrobił takie przedstawienie. To jest bardziej funda- mentalna kwestia (my a Europa) i o tym nie będę teraz pisał.

Jedno: chcieliśmy wejść do Europy tyłem, a wchodzi się głową. Chcieliśmy pokazać "fasadę", a "tyły" - jak to u nas - zakryć (S. Barańczak, Fasada i tyły). To wbrew logice i za to Mazowiecki dostał łupnia. Szkoda mi go, stracił samodzielność myślenia. Trzeba zrobić porządek z "podwórkiem" (gdzie często mydliny, obierki od ziemniaków, drewniany wychodek), a potem pchać się do salonów dyplomatycznych. Pewna kobiecina (7 klas) po II turze wyborów powiedziała, że do wyborów już nie pójdzie, bo z kim? Z elektrykiem do Europy? Tymiński to nie tylko lekcja demokracji, to prawda. Tymiński to "nasz człowiek", to psychoanaliza naszej jaźni. To symbol, który wskazuje na 1/4 duszy Polaka. Mazowiecki załatwiał wyjazdy do Europy bez wiz, a po co? Aby odsłaniać jeszcze bardziej nasze żebractwo? Nasze polskie Dziady? Tego wieczoru gdy przegrał, osiwiała "Solidarność", postarzała się o całe dziesięciolecie. Misja jej się skończyła, skończył się etos inteligencki. Polskiego świętego - dra Judyma i wielu innych. Nie wszyscy zrozumieli, ale tym, którzy nie chcieli tego zrozumieć i przyjąć do wiadomości, pozostało jedno: stanąć przed siłą faktu. Faktem był Tymiński, był i jest nadal. Wałęsa o tym wie i liczy się z tym. Na czasy i sytuację, którą mamy, tak krajową, jak globalną to dobry prezydent (może nawet bardzo dobry). Na inne czasy - jak mówił Tischner w „Przeglądzie Kulturalnym” (chyba to czytałeś) - "dobry" będzie inny. Może taki, jak Mazowiecki.

Jeszcze jedna rzecz, która wymaga rozwinięcia. Przy całym moim szacunku dla tzw. etosu "Solidarności", widziałem na własne oczy straszne bankructwo moralne ludzi, którzy robili kampanię Mazowieckiemu, bankructwo staczające się równo ze spadkiem jego autorytetu i popularności. To też coś mówi. Jest coś takiego jak pycha intelektualna, choroba elity, choroba władzy... Przeżywałem to tym boleśniej, że pewnych ludzi od Mazowieckiego (np. H. Woźniakowskiego, który - po części - położył mu kampanię), osobiście poznałem. Że drukowałem w „Więzi” i „Znaku”, że mam tam teksty i myślę nadal tam pisać. O Wałęsie powiem zdaniem Norwida: "i nie poznają się na w i e 1 k i m mali, prędzej aż zginie". Powiedzenie o "proroku", który nie ma uznania w swej ojczyźnie - już znasz. Choroba inteligenckości, podział państwo-dwór i wieś, coś, co tak przepysznie pokazał Gombro, wylazło w tym wszystkim aż na sam "wierch". A fe! Jaka my tam Europa! Fakt: na "gęby" inteligenci przegrali, że nadchodzą złe czasy (Michnik), zgadzam się, ale to wymaga osobnego komentarza. Poniekąd jestem heglistą, w każdym "tak" jest i "nie", trzeba rozumieć logikę faktów. Nie oznacza to niwelacji, sensu i wartości, lecz deziluzję. Rzetelność myślenia, życie w Prawdzie.

Jeszcze jedno. Często powołujesz się na Tischnera. Mój przyjaciel, filozof, gdy w polemice ze mną nie skutkują już jego argumenty rzeczowe, powiada: "A wiesz, co ostatnio napisał (albo powiedział) Tischner...?" Ja mówię: "wiem, ale to i tak nie zmienia mego poglądu". Niedawno próbował mnie zaszachować wywiadem, jakiego Tischner udzielił „Tygodnikowi Kulturalnemu”. Wskazał miejsce, gdzie filozof z Krakowa stwierdza, iż w Polsce powstało około 1 00 partii politycznych, w tym wiele chrześcijańskich, a co jedna, to "gorsza". To niby jak: jeżeli chrześcijaństwo, to nie partia, a jeżeli partia, to nie chrześcijaństwo? To nie ma nic wspólnego z koncepcją społeczeństwa chrześcijańskiego. Znać w tym trącenie gnostycko-manichejskie. Przecież nawet augustyńskie Państwo Boże i Państwo Ziemskie nie utożsamia się z żadną strukturą widzialną, ziemską, a więc partią, ugrupowaniem itd. Taka interpretacja historiozofii Augustyna to wypaczenie jej duchowego, najistotniejszego sensu. Gdzie naprawdę przebiega granica między jednym państwem a drugim, wie jedynie sam Bóg, bo granice te przebiegają przez ludzkie umysły, serca i sumienia. Jesteśmy zawsze (i jako chrześcijanie) odpowiedzialni za "ten świat", jego oblicze i bieg. E. Gilson w swojej monografii (Wprowadzenie...) przestrzega przed takim upowszechnionym ujęciem. Tu też widać - przy okazji - przemożną omnipotencję ideologii w myśleniu i postawach ludzi naszej epoki, o czym już pisałem. Tischner jest znakomitym i oryginalnym filozofem-fenomenologiem, ale jego poglądy na rolę świeckich w Kościele, na politykę, na zadrażnienia polskie (Polak-katolik czy Żyd-mason, kwestie katolicyzmu i antysemityzmu), nie tyle, że są mało miarodajne (mętny język i argumentacja np. dot. homo sovieticus), ale wypowiadane z pozycji kogoś, kto nie utożsamia się z Misją Kościoła, komu jego los jest poniekąd obojętny. Weź na przykład pracę A. Besançona Pomieszanie języków, tam jest właśnie to zatroskanie, którego brak Tischnerowi. Autor analizuje z całą powagą dokumenty Stolicy Apostolskiej, dostrzega tajemne nici uwikłań, szuka przyczyn niskiej skuteczności działań Kościoła w czasach nazizmu czy komunizmu, ale nie ma tam - pseudosalomonowego - powtarzania Vanitas, vanitatum... Jak to nisko upadł "autorytet" Kościoła, jak nędzny jest polski katolicyzm... Świadomość Tischnera to świadomość wykorzeniona z Kościoła poniekąd. A kiedy pisze o etosie "Solidarności", to przykłada kategorie nie wprost z Polski "rodem". Właściwie, gdyby wirtualny czytelnik jego tekstów nie wiedział, iż jest to ksiądz katolicki, mógłby je wziąć za tekst jakiegoś francuskiego intelektualisty lewicowca, chociaż sam mówi o sobie, że jest nie tylko filozofem, ale i "duszpasterzem". To nie jest świadomość eklezjalna, lecz prywatna, izolowana od Prawdy Kościoła. To świadomość nie tyle świadka, co doradcy. To prywatne opinie filozofa. Nic dziwnego, że jego tezy są nieraz żywcem przejmowane i importowane przez ludzi, którzy sami uważali i uważają się za przeciwników Kościoła. Cóż więc oferuje Tischner? Może jakiś nowy, nieznany heroizm moralny, chrześcijaństwo katakumb? Kto wie, może tak będzie, ale już Tertulian - bez mała dwa tysiące lat temu, pisał, iż chrześcijanie chociaż niczym szczególnym na pozór od innych się nie wyróżniają, biorą udział w ich politycznych zgromadzeniach (ale nie dają się pożreć demonowi polityki), zajmują się handlem, gospodarką (ale zysk nie jest celem ich życia), są ludźmi odmiennymi. Są odmienieni Prawdą nie z tego świata. Św. Paweł wyraźnie mówi: "kto nie pracuje, niech nie je". Do chrześcijan, którzy wlepili gały w niebo i oczekiwali! bombastycznego obrazka Paruzji, kieruje Apostoł słowa skarcenia i przynaglenia: "czas jest bliski", lecz to nie znaczy, że jest to "czas" wpatrywania się we "własny pępek". To czas wyborów, decyzji, działania. Modlitwy i pracy. Eschatologiczny pasywizm, kontemplatywizm i abnegacja duchowa nie ma nic wspólnego z tradycją europejską, to po pierwsze, a po drugie: z katolicyzmem. Prawosławie w swoim oczekiwaniu Kościoła Apokalipsy św. Jana doprowadziło się do całkowitego upaństwowienia i ubezwłasnowolnienia Cerkwi, ponieważ Państwo jest od Boga, władza jest święta, tj. "każda władza pochodzi od Boga". Maksymalizm rosyjski (Zdziechowski) wychodzi tu na całego; jest to albo oddanie się zupełne Państwu (Cerkiew), albo - jak bywało nieraz w sektach - Państwo to Księstwo Antychrysta na ziemi. Czytałem wywiad z W. Zielińskim w „Powściągliwości i Pracy” - mówi, że coś takiego jak w Polsce, tj. Kościół jako rzecznik praw człowieka, w ZSRS jest nie do pomyślenia. Dlaczego? Dla mnie to jasne. Kościół był i jest w Rosji zawsze z Władzą, z każdą Władzą. Ci spoza Władzy i Kościoła - to męczennicy (np. Tołstoj, św. Gleb, Katarzyna Morozowa, Awwakum). Teraz rosyjska "Pamiat'" krzyczy, że to Żydzi i masoni zrobili rewolucję... A gdzie byli ci chrześcijanie, gdy niebo robiło się coraz czerwieńsze? Czekali Kościoła św. Jana? To i doczekali się! Druga sprawa: nam Polakom taki pasywizm jest obcy nie tylko z przesłanek religijnych, ale czysto filozoficznych. Weź całą polską filozofię od Cieszkowskiego, przez Krasińskiego, na Brzozowskim i Szczepanowskim kończąc. To FILOZOFIA CZYNU, działania. Taki jest sens polemiki Cieszkowskiego z Heglem, Słowackiego (w nieco innym ujęciu) z Krasińskim. "Idź i czyń...I" mówi Krasiński w Irydionie. BYĆ TO ZNACZY DZIAŁAĆ - pisał modernista ks. O. Laprune.

K.J.

Orientacja na prawo 1986-1992