6. Za granicą: "WIELKA SERBIA" (Tomasz Morawski)

ZA GRANICĄ

____________________________________________________________________________

TOMASZ MORAWSKI

"Wielka Serbia"

Gdy w majowym numerze Onp Łukasz Starzewski w "Pożegnaniu Jugosławii" zastanawiał się, czy istnieją jeszcze jakiekolwiek szanse na uratowanie tegoż państwa, niewiele osób zdawało sobie zapewne sprawę, że późniejsze wypadki w Jugosławii przybiorą tak gwałtowny obrót. Sytuacja w federacji zmieniła się od tego czasu diametralnie, ewoluując w kierunku całkowitego jej rozpadu. Formalnie w myśl prawa międzynarodowego Jugosławia jeszcze istnieje, praktycznie jednak tego państwa właściwie już nie ma. Pozostały jedynie poszczególne republiki rozgrywające swą samodzielną politykę i zupełnie sparaliżowane instytucje centralne nie mające już istotnego wpływu na dalszy rozwój wydarzeń. Jedyną strukturą centralną, która ma jeszcze przemożny wpływ na przebieg wypadków w Jugosławii, jest armia. Jednak nie tylko nie jest ona w żaden sposób siłą integrującą Jugosławię, ale wręcz przeciwnie jak i resztki pozostałych organów federacyjnych) przez swoje zupełne pod- porządkowanie Serbii stała się czynnikiem w bardzo istotny sposób wpływającym na całkowitą dezintegrację państwa.

"Kocioł bałkański" co najmniej od stu lat budził zawsze w Europie obawy. Obawiano się, że spory narodowościowe między młodymi organizmami państwowymi w tej części Europy mogą wpłynąć na destabilizację całości kontynentu. Najbardziej dobitnym przykładem potwierdzającym tę tezę był rok 1914. Wtedy jako jeden z głównych aktorów spektaklu wystąpiła Serbia. Wynik I wojny światowej był dla Serbów bardzo korzystny, a jednocześnie stwarzał pewne nadzieje, iż przynajmniej pod częścią "kotła" nikt nie będzie już podkładał ognia. Taką szansę widziano w powstałym po I wojnie królestwie Serbów, Chorwatów i Słoweńców. Jak złudne były to marzenia, okazało się bardzo szybko. Już okres międzywojenny udowodnił, że państwo, w którym na równych prawach mogłyby funkcjonować narody o tak odmiennych religiach i tradycjach, nie ma praktycznie racji bytu. Dominacja Serbów (najliczniejszych i posiadających najdłuższe tradycje państwowe) stała się faktem. II wojna wykopała między Serbami a Chorwatami ogromną przepaść, a wzajemne okrucieństwa do tej pory są jednym z głównych źródeł konfliktu.

Komunistyczna Jugosławia tylko pozornie była wolna od waśni narodowych. Federacyjne państwo w rzeczywistości zdominowane było przez Serbów, lecz gdzieś podskórnie istniały konflikty, których nagły wybuch mógł rozsadzić Jugosławię. I tak też się stało. Wzajemne animozje przybierały od pewnego czasu na sile, aż wreszcie w momencie ogłoszenia przez Słowenię i Chorwację niepodległości weszły w fazę wojny. Tym samym "kocioł bałkański" znów zaczął wrzeć. Europa poczuła się po raz kolejny zagrożona zbyt dobrze pamiętając wydarzenia w tym rejonie sprzed 80 lat. Oczywiście analogia między tamtym okresem a obecnym jest dość naciągana i trudno się raczej obawiać w wyniku wydarzeń w Jugosławii ogólnoeuropejskiego konfliktu. Jednak istnieją pewne podobieństwa, a największym z nich jest główna rola Serbii. Z tym że jeśli wtedy była ona siłą, która pośrednio doprowadziła do upadku w Europie wielu zmurszałych struktur państwowych, tak teraz w imię swych własnych interesów broni ona struktury równie zmurszałej jak i tamte. Broni jej zresztą tylko w pewnym sensie, jako że chce zachować jej terytorium i swą dominującą w niej pozycję, natomiast sama idea pozostawania w związku federacyjnym z innymi narodami pozostaje jej już zupełnie obca.

Nie będę tu przypominał, jak doszło do sytuacji, w której 25 czerwca br. Słowenia i Chorwacja ogłosiły niepodległość. Proces emancypacji obu republik stał się nieodwracalny i, moim zdaniem, jedyną szansą na spacyfikowanie konfliktu była zgoda wszystkich na odłączenie się tych państw od Jugosławii i nadanie temu faktowi pewnych norm cywilizacyjnych. Nie mogli tego zrozumieć jednak Serbowie. 25 czerwca stał się dla nich policzkiem wymierzonym w poczucie ich własnej wyższości wobec innych narodów Jugosławii. To, co tkwiło w nich praktycznie zawsze, tym razem objawiło się z siłą zwielokrotnioną. "Wielka Serbia" - oto co tak naprawdę interesuje większą część Serbów. Obojętne właściwie, czy nazywa się to Serbią, czy Jugosławią, ważne, by w rzeczywistości wszystkie inne narody zamieszkujące te ziemie pozostawały pod przemożnym wpływem Serbów.

Nie ma się co łudzić, że Chorwaci są barankami. Ich uczucia w stosunku do Serbów są podobne, jak Serbów do nich. Dlatego właśnie zdanie sobie sprawy, że dłuższe trwanie obu tych narodów w jednym państwie jest niemożliwe i bardzo szybko doprowadzi nie tylko do rozpadu tegoż państwa, ale i do konfliktu, który przyniesie tylko śmierć i zniszczenie - było jedyną szansą na pokój. Jednak tradycyjna nienawiść Serbów do Chorwatów, przerodzona w nacjonalistyczną histerię, nie pozwoliła dostrzec im tego bezspornego faktu. Serbowie postawili na siłę (i to także w stosunku do Słoweńców), tylko że ta brutalna siła nie tylko nie uratuje Jugosławii, ale również nie doprowadzi do szybkiego i całkowitego podporządkowania sobie Chorwatów i Słoweńców.

Serbia szykowała się do wojny od dawna (tak zresztą jak i Chorwacja). Przytłaczająca większość sił politycznych istniejących w tym kraju swą siłę opierała na rozbudzaniu uczuć nacjonalistycznych. Doskonale wykorzystali to komuniści, którzy pod zmienionym szyldem Socjaldemokratycznej Partii Serbii, wygrali wybory do lokalnego parlamentu, mocno akcentując swój nacjonalizm. I przywódca komunistów Slobodan Miloszević i przywódca opozycyjnego Serbskiego Ruchu Odnowy Vuk Draszković nie ukrywali swych marzeń o Wielkiej Serbii. Praktycznie wszystkie liczące się serbskie siły polityczne zdecydowane były i są na wojnę, i jest to na dobrą sprawę ich jedyna recepta na rozwiązanie sytuacji.

Jeśli przed wybuchem wojny sytuacja polityczna w Serbii, a i w całej Jugosławii, była dość jasna, tzn. wiadomo było, kto nią rządzi i kto odgrywa w niej dominującą rolę, to obecnie nie jest to już tak klarowne. Dotychczasowi główni bohaterowie dramatu zeszli jakby na dalszy plan. Zupełnymi figurantami są już zapewne tak premier Jugosławii Ante Marković, jak i jej prezydent Stipe Mesić. Obaj oni, jak się zdaje, nie mają już większego wpływu na przebieg wydarzeń. Jaki jest z kolei wpływ na nie najbardziej znanych dotychczas polityków serbskich, na dobrą sprawę nie wiadomo. Miloszevic prowadził wprawdzie różnorakie rozmowy polityczne (m.in. z prezydentem Chorwacji Tudjmanem), ale czy ma rzeczywistą możliwość ingerencji w sprawy armii, tego nikt nie wie. Serbią rządzi wojsko, a konkretnie komunistyczna kadra oficerska, która jest jedyną zwartą siłą w kraju, a która jest żywotnie zainteresowana utrzymaniem jak największej władzy w rękach Serbii. Nie ma tu znaczenia, że niektórzy jej dowódcy są z pochodzenia np. Chorwatami. To Serbia przez długie lata dawała im moc, w zamian wiążąc ich ze sobą. Dla swych komunistycznych idei (myślę, że nie ma co lekceważyć tego motywu ich postępowania) sprzęgniętych z serbskim szowinizmem wyrosłym u nich na bazie własnego wynarodowienia, są oni gotowi strzelać do swych rodaków. Nikt zapewne nie potrafi powiedzieć, jakie są wzajemne powiązania między armią, partią Miloszevica czy innymi serbskimi ugrupowaniami politycznymi. W zasadzie jednak nie jest istotne, czy rządzą generałowie Iladijević, Adżić, czy ktoś, kto nimi steruje. Ważny jest końcowy rezultat, a ten jest jednoznaczny. Jest nim wciągnięcie Serbii w wojnę, której ostatecznego rozwiązania nie sposób na razie przewidzieć.

Interesy serbskich komunistów, wojskowych, a także dotychczasowych opozycjonistów idealnie obecnie współgrają. Hasło "Wielkiej Serbii" pozwala tym pierwszym i drugim zachować swą dominującą pozycję, a tym ostatnim połączyć się z dotychczasowymi elitami władzy. Wszyscy zaś, podgrzewając serbski nacjonalizm do ostatecznych rozmiarów, zdobywają ogromną popularność, proponując społeczeństwu zamiast upadającej gospodarki sukcesy wojenne.

Armia federalna (a w rzeczywistości serbska) wraz z przywróconymi do życia czetnikami uosabia serbskie poczucie dumy narodowej, stając się jednocześnie jedynym realnym gwarantem siły państwa serbskiego. Dlatego też przygasły jakby gwiazdy tak Miloszevića, jak i Druszkovića, za którymi nie stoi przecież tak realna siła, jak czołgi i samoloty.

Dotychczasowy przebieg walk, przerywanych iluzorycznymi rozejmami, dał na razie odpowiedź na jedno pytanie. Jugosławia w swej dotychczasowej postaci nie ma już możliwości przetrwania. Otwarte pozostaje natomiast pytanie, jak miałaby wyglądać Wielka Serbia? Czy obejmowałaby terytorium całej Jugosławii, czy sprowadzona by została do tych republik, które nie zgłaszają chęci zerwania więzów z Belgradem, poszerzonych o tereny zamieszkane przez Serbów, a wydarte Chorwatom? Nie wiadomo, ani na co zdecydują się Serbowie, ani na jak silny opór napotkają w Chorwacji, Słowenii, a nawet Bośni, która ostatnio stała się areną kolejnego konfliktu.

Państwa europejskie i Stany Zjednoczone mogłyby odegrać w konflikcie nie- bagatelną rolę, ale brak im przede wszystkim jasnej koncepcji postępowania, jak i zdecydowania. Przede wszystkim przez długi czas starały się nie dopuścić do rozpadu Jugosławii, która na dobrą sprawę już praktycznie nie istniała. Spowodowane to było obawą przed wybuchem waśni i zdestabilizowaniu sytuacji w tym rejonie kontynentu. Jak złudne były nadzieje na wygaszenie konfliktu w ramach jedności Jugosławii, świadczą późniejsze wypadki. Gdy Słowenia i Chorwacja ogłosiły niepodległość, kiedy stały się widownią zaciętych walk, które obecnie w Chorwacji przerodziły się w regularną wojnę, politycy ze wszystkich stron świata wykazali się rzadkim brakiem konsekwencji. Ich próby mediacji z reguły kończą się niepowodzeniem, bo trudno za takowe uznać zawieszenia broni, których nikt nie przestrzega. Nie spełnia także oczekiwań konferencja między stronami konfliktu w Hadze.

Ani Serbowie, ani Chorwaci nie są nastawieni na pokój (aczkolwiek nie zapominajmy przy tym, że to Serbowie są napastnikami). Do zmiany zapatrywań mogłaby ich zmusić jedynie zdecydowana postawa świata, a tymczasem ten nie może się zdobyć nawet na jednoznaczne stanowisko. Nie uznaje niepodległości Chorwacji i Słowenii, ograniczając się jedynie do sugerowania takiej możliwości, nie jest w stanie również narzucić Serbii swej koncepcji wysłania do Jugosławii sił zbrojnych będących w stanie w realny sposób nadzorować przestrzegania wynegocjowanych rozejmów. Sprzeciw Serbii jest tu tak silny, że powoduje to, iż taka możliwość pozostaje jedynie w sferze planów. Ani EWG, ani NATO, jak również (co już powszednie) ONZ nie bardzo wiedzą, co z tym fantem zrobić, w sytuacji gdy nie wystarczy już udawać, że nic się nie widzi.

Serbii nie zależy na umiędzynarodowieniu wojny, jako że w ten sposób prze- stałaby być tą stroną w konflikcie, która dyktuje warunki. Zdecydowana interwencja Zachodu pozbawiłaby ją takiej możliwości. Jak do tej pory, to ona odnosi korzyści z takiej, a nie innej postawy Europy, w nie kontrolowany sposób zajmując coraz to nowe połacie Chorwacji, często przy tym spotykając się nawet z objawami zrozumienia na Zachodzie, który niezbyt chętnie patrzy na "lekkomyślnych" Chorwatów w imię swej niepodległości naruszających od dawna ustalony porządek rzeczy.

Wojna między Serbami a Chorwatami jest faktem i trudno ją nazwać wojną domową. Albowiem obu tych narodów nie łączą obecnie jakiekolwiek więzy pobratymcze. Czy ta wojna ma szansę na szybkie zakończenie? Raczej nie. Zbyt wielkie są animozje między narodami zamieszkującymi Jugosławię, aby w sposób możliwie szybki były one zdolne do zawarcia pokoju. Utrudniają to również często nie sprecyzowane granice etniczne między poszczególnymi narodami, powodując ich znaczne wymieszanie. Dotychczasowe doświadczenia uczą, że ani Serbowie nie zrezygnują z realizacji swych planów stworzenia na gruzach Jugosławii "Wielkiej Serbii", ani Chorwaci i Słoweńcy nie zrezygnują ze swych aspiracji niepodległościowych. Sytuacja jest więc patowa i chyba tylko aktywne włączenie się w ten konflikt sił międzynarodowych mogłoby położyć kres tej wojnie.

Zespół redakcyjny "ORIENTACJI NA PRAWO"

ul. Mickiewicza 66 m. 146 01-650 WARSZAWA

Wielce Szanowny Panie Redaktorze, Pozwalamy sobie przesłać na Pańskie ręce kopię naszego listu do prezydenta RP Lecha Wałęsy. Lech Wałęsa w czasie ostatniego pobytu w Brukseli poparł prawo do samostanowienia Chorwacji i Słowenii, ale jednocześnie wypowiadał się za utrzymaniem jedności Jugosławii (linia reprezentowana wówczas przez dyplomatów francuskich i amerykańskich). To stanowisko wzbudziło wśród Chorwatów żal i rozczarowanie.

Z wyrazami szacunku

Jerzy Grębski Horgen, 05.09.1991

KOMITET ODRODZENIA DEMOKRACJI W POLSCE

"SOLIDARNOŚĆ - NIEPODLEGŁOŚĆ"

KOMITEE FUR DIE WIEDERGEBURT DER DEMOKRATlE IN POLEN

"SOLIDARNOŚĆ - UNABHANG/GKEIT"

Drusbergstr. 46

CH-8810 HORGEN Postfach 86

Tel.& Fax 01/725.93.84

Pan Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Wałęsa

Belweder

WARSZAWA Polska

Szanowny Panie Prezydencie,

Poruszeni do głębi dramatem narodu chorwackiego i słoweńskiego pozwalamysobie przesłać na Pańskie ręce stanowisko naszego Komitetu w tej sprawie.

Rzeczpospolita Polska:

1. winna szybko i nieodwołalnie uznać byłe republiki jugosłowiańskie, Chorwację i Słowenię, jako niepodległe państwa;

2. wystąpić na arenie międzynarodowej w obronie wolności Chorwacji i Słowenii;

3. przyjść z pomocą humanitarną ofiarom zaborczej wojny toczonej przez Serbię;

4. opowiedzieć się za międzynarodową pomocą militarną celem zastopowania ludobójstwa.

Oto kilka przesłanek motywujących nasze stanowisko:

1. Prawo międzynarodowe do samostanowienia narodu.

W wyniku plebiscytu narodowego (19 maja 1991) rząd Republiki Chorwackiej ogłosił w dniu 29 maja 1991 r. suwerenność swojego terytorium. Proces wyzwalania się trwał od dłuższego czasu, postępował jawnie bez użycia przemocy, zakończył się 25 czerwca ogłoszeniem aktu separacji Słowenii i Chorwacji.

Prawo międzynarodowe przyznaje priorytet zasadzie rozwiązywania konfliktów bez użycia siły, jak również powierza wyłączny monopol władzy pracowitym i demokratycznym organom państwa. Prawo międzynarodowe wymaga uznania zaistniałego stanu rzeczy w Słowenii i Chorwacji ze strony politycznych sił i organizacji obecnej Jugosławii.

Prawnie dopuszczalne jest również tworzenie własnych jedno- stek policyjnych i militarnych w celu defensywnej ochrony porządku na terenie separującej się części państwa w momencie, gdy państwo centralne osiągnęło określony stopień dezintegracji.

Od momentu dezintegracji - w wypadku Jugosławii został on już osiągnięty dawno - państwo centralne traci prawo użycia wojska dla zapobieżenia secesji wobec republiki nie uznającej się za część składową owego państwa.

2. Przesłanki historyczne. Historia państwowości Chorwacji liczy ponad tysiąc lat - w roku 925 został koronowany pierwszy król Tomisław. Od XII wieku Chorwacja była częścią składową królestwa Węgier, później habsburskich Austro-Węgier. W XVI i XVII w. Sławonia (wschodnia Chorwacja) dostała się pod panowanie osmańskie. Po pierwszej wojnie światowej Chorwacja weszła w skład Królestwa Serbsko-Chorwacko-Słoweńskiego, gdzie Serbowie odgrywali rolę narodu "państwowotwórczego". Po II wojnie światowej Chorwacja została wcielona jako jedna z republik do komunistycznej Jugosławii.

W wyniku załamania się socjalistycznej ideologii titoizmu i katastrofy gospodarczej spowodowanej sztucznym systemem samozarządzania Jugosławia uległa rozpadowi. Jest oczywiste, że brakuje zarówno istotnych historycznych czy narodowoetnicznych przesłanek, nie wspominając już o ekonomicznych, do opowiadania się za sztuczną jednością państwa jugosłowiańskiego w jego dotychczasowej formie.

Narody słoweński i chorwacki zachowały swoją odrębność przez długie wieki, dzisiaj mają prawo w wyniku demokratycznie powziętych decyzji ubiegać się o utworzenie własnych suwerennych państw.

3. Przesłanki moralne Wojna prowadzona przez komunistyczną Serbię przeciwko Chorwacji, uprzednio przeciw Słowenii, nosi cechy wojny zaborczej.

Szczególnie w ostatnich tygodniach przybrała ona przerażające rozmiary (cisną się porównania do kampanii wrześniowej 1939 r. w Polsce) - atakowana jest ludność cywilna z samolotów (bomby wielostopniowe o rażeniu do 200 m), nie oszczędzane są nawet szpitale czy konwoje sanitarne oznaczone czerwonym krzyżem. Dochodzą wiadomości o torturowaniu jeńców i ich rozstrzeliwaniu. Armia jugosłowiańska obecnie nie ukrywa nawet swego współdziałania militarnego z serbskimi grupami terrorystycznymi (Czetnicy).

Dziesiątki tysięcy uchodźców opuściły tereny objęte walkami. Europa końca XX wieku, a w tym nasz kraj, jeden z najdotkliwiej doświadczonych przez ustroje totalitarne, nie możedopuszczać do barbarzyńskich działań gwałcących wszelkie prawa międzynarodowe.

Komitet Odrodzenia Demokracji w Polsce prosi o wzięcie pod uwagę niniejszego stanowiska, które jest odbiciem opinii panującej wśród emigracji polskiej w Szwajcarii, jak i wśród innych grup uchodźców z byłych krajów tzw. bloku wschodniego. Pragniemy przypomnieć, że pozyskanie narodów tej strefy dla wspólnej walki z komunizmem o odzyskanie niepodległości oraz wyrzeczenie się

wzajemnych zadawnionych uprzedzeń było jednym z celów działania naszego Komitetu. Nasi członkowie byli też współzałożycielami

"Pro Cooperatione", Stałej Konferencji Popierania Współpracy Grup Pluralistyczno-Demokratycznych w Europie Środkowowschodniej, utworzonej w Wiedniu w 1986 r. (Vaclav Havel był członkiem "PC" i współautorem tej Deklaracji). Jedno z ówczesnych naszych haseł - niepodległość dla krajów nadbałtyckich - zyskało potwierdzenie w rozwoju obecnych wydarzeń.

Jesteśmy przekonani, że dzisiejszy nasz dezyderat przyjścia z pomocą Chorwacji i Słowenii ma tę samą siłę argumentacji, co uprzednie starania o niezawisłość innych narodów w Europie Środkowowschodniej.

Pozostajemy z wyrazami szacunku

Krzysztof Podolczyński, Maria Nowak, Jerzy Grębski

PS List tej treści pozwalamy sobie przekazać na ręce p. ministra Krzysztofa Skubiszewskiego oraz do wiadomości prasy polskiej i zagranicznej.

Horgen, 27.08.1991

Autor publikacji
Orientacja na prawo 1986-1992