6. Thatcheryzm żyje !

THATCHERYZM ŻYJE!

Euforia wrogów p. Thatcher w W. Brytanii, na kontynencie oraz w Polsce nie trwała długo. Jej następcą został wychowanek i protegowany pani premier, ten którego sama wyznaczyła na następcę - John Major.

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie zmarnuje on osiągnięć p. Thatcher - która wyleczyła "chorego człowieka Europy", jakim stała się Wielka Brytania po długim okresie rządów labourzystowskich, spowodowała, że Brytania może znów nazywać się Wielką, nadała swemu krajowi dynamizm i wiarę w siebie a przede wszystkim zadała śmiertelny cios socjalizmowi, przeprowadzając w wielu dziedzinach strukturalne, nieodwracalne zmiany.

Jej następca nie jest ani ugodowcem ani propagatorem trzeciej drogi (podobnych konserwatystów określa się w Zjednoczonym Królestwie słowem wet) ani przedstawicielem starej torysowskiej arystokracji i jej klienteli, którego zachowawczość prowadziłaby do wyłącznie defensywnej postawy wobec socjalizmu. Przeciwnie, jest on dzieckiem thatcheryzmu, osobiście wyszukanym przez panią premier spośród niższych kręgów administracji i energicznym propagatorem nowoczesnego, "ludowego" kapitalizmu.

Zapewne nie dysponuje osobowością i żelazną wolą p. Thatcher, jednego z najwybitniejszych polityków naszego stulecia. Jest natomiast w odróżnieniu od przywódcy labourzystów N. Kinnocka "człowiekiem jutra".

Z naszego punktu widzenia ważne jest to, że wykazuje on niedwuznaczną chęć stania się sojusznikiem nie-lewicowego rządu polskiego w staraniach o Europę zjednoczoną, ale nie pod socjalistyczną, ujednolicającą batutą super-biurokracji brukselskiej, lecz Europę suwerennych narodów europejskich zachowujących swe tradycje, wartości i specyfikę.

Tymczasem w artykule w "Rzeczpospolitej" Dawid Warszawski przedstawia trudności czekające nas na drodze włączania się do różnych instytucji europejskich. Niewątpliwie musimy najpierw przezwyciężyć wiele fobii i stereotypów, nie mówiąc już o zmianie przepisów i ustaw. Z dwoma stwierdzeniami Autora nie sposób się jednak zgodzić.

Pisze on: "Wejście Polski do NATO skłóciłoby nas na stałe z naszymi wschodnimi sąsiadami z republik postsowieckich, które i tak nerwowo reagują na wszelkie, z reguły urojone przejawy polskiej "mocarstwowości". Wydaje się, że wręcz przeciwnie, reakcje owe uspokoiły się, a analogia ze stosunkiem Polski do Niemiec narzuca się sama.

Sprawa ta niewątpliwie długo jeszcze pozostanie całkiem nierealna, ale by nie stała się nierealna na zawsze należy o niej przynajmniej zacząć myśleć. Nie byłoby przecież tym razem mowy o "egzotycznych sojuszach", uspokoiłyby się z kolei polskie obawy - zachodnie i wschodnie. A rozwój sytuacji w Sowietach jest taki, iż być może coś co dziś wydać się może nierealną mrzonką, jutro stanie się realną możliwością.

Podejrzewam, że p. Warszawski po prostu nie lubi Sojuszu Altantyckiego. Natomiast w przypadku przy- stąpienia do EWG publicysta "Rzeczpospolitej", wymienia obok innych przeszkód, konieczność rezygnacji z naszych wartości oraz politycznej i kulturowej odrębności. Wydaje się, że i w tym przypadku p. Warszawski bierze swe sympatie (w tym przypadku do tzw. globalizmu) i antypatie za rzeczywistość.

Niedawno minister irlandzki przypomniał nam o roli i znaczeniu mniejszych i słabszych krajów we Wspólnocie Europejskiej. W organizacji tej obowiązuje zasada consensusu, a o rezygnacji z wartości i specyfiki narodowej nie ma, przynajmniej na razie, mowy. Przeciwnie, w całym świecie, nawet w wielkich krajach federacyjnych, jak Stany Zjednoczone i Kanada, wartości te i samoidentyfikacja narodowa, również wśród mniejszości etnicznych, przeżywają renesans.

Niewątpliwie toczy się batalia o przyszłość Europy. Nie wiadomo wszakże wcale, czy nadzieje p. Warszawskiego na super-scentralizowaną, zbiurokratyzowaną i socjalistyczną Europę, w której Bruksela dominowałaby absolutnie i we wszystkim np. nad Izbą Gmin ziszczą się. Na całym kontynencie powstają grupy i stowarzyszenia nawiązujące do wizji p. Thatcher, która wypływała bynajmniej nie z pobudek ciasnonacjonalistycznych.

Mam szczerą nadzieję, marzenia Warszawskiego nie będą zrealizowane, a Europa nie zostanie totalnie zglajszachtowana lecz zjednoczona na zupełnie innych zasadach.

Do najbardziej reakcyjnych opinii wysuniętych w ostatnim czasie należy teza WybGazety o "dwóch Polskach". Kiedyś mówiono o "dwóch Angliach" - tej biedaków i tej bogaczy, posiadaczy.

Dokładnie na tym samym polega definicja Gazety broniącej klasy posiadaczy - tym razem posiadaczy semi-monopolu na słowo, i wpływy na Zachodzie oraz całkowitego, zdaniem kół zbliżonych do tego propagandowego organu, na mądrość - odpowiedzialność i tzw. dojrzałość.

Jest paradoksem, że akurat w tym samym czasie nowy konserwatywny premier Wielkiej Brytanii mówi o potrzebie i działaniach na rzecz likwidacji wszelkich różnic klasowych (W. Brytania jest tym szczególnym krajem zachodnim, gdzie z uwagi na jego tradycjonalizm, podobne podziały mają jeszcze sens), polska lewica w obawie przed utratą swego stanu posiadania przestrzega przed "drugą Polską". Jest to jeszcze jeden przykład na to, że całkowicie wyjałowiona intelektualnie lewica jest dziś w stanie bronić jedynie zastanego status quo.

JACEK KWIECIŃSKI

Autor publikacji
Orientacja na prawo 1986-1992