6. NOWE SZATY EUROPEJCZYKÓW

„EUROPEJCZYCY ROKU”

_________________________________________________________________

Barbara SPINELLI

Nowe szaty Europejczyków

Uwolnienie się od przeszłości i jak najszybszy powrót do Europy; w umysłach byłych dysydentów, którzy rządzą bądź wywierają wpływ na losy Polski, Czechosłowacji czy Węgier, jest to dziś imperatyw moralny numer jeden, jest to konieczność natychmiastowa, jest to hasło zjednujące sobie wszystkich. Wszelako nie jest jasne w pełni co ci byli dysydenci rozumieją pod terminem Europa. Jest to częstokroć coś niejasnego, coś dwuznacznego. Terminu tego używa się przeciwko innym dysydentom, w imię tejże Europy broni się pewnego status quo, który inni pragnęliby odmienić, a godny szacunku sztandar nie zawsze powiewa nad godnym szacunku zachowaniem. Tak właśnie dzieje się ostatnimi dniami w Polsce, gdzie trwa zacięta batalia między ludźmi Michnika i Mazowieckiego a ludźmi Wałęsy. Aż do wczoraj Wałęsa był znakomitym Europejczykiem, o którego względy wszyscy się ubiegali. Teraz sprzeciwił się stanowisku Dworu, oskarżając go o opieszałość w zrywaniu z komunizmem i o to, że zachowuje się jak monopartia, że nie jest już tak europejski jak uprzednio. A więc jest sojusznikiem reakcji, elementem destabilizującym, być może nawet wspólnikiem antysemitów. Przymiotnik „europejski”, używany zresztą nie zawsze właściwie, służy do oddzielania ludzi prorządowych od ludzi antyrządowych, polityków, których można pokazać na Zachodzie, od tych, z którymi uczynić tego nie można, aspiracji cywilizacyjnych od aspiracji „wstecznych”; Europa staje się wtedy nie tyle portem, do którego się zmierza, ile raczej narzędziem do uciszania, pretekstem do wymigiwania się od obrachunków z przeszłością. Człowiek jest Europejczykiem, jeżeli akceptuje kalekie demokracje Wschodu wynegocjowane z komunistami. Jest Europejczykiem, jeżeli wzdraga się przed normalną walką polityczną i woli doskonałą harmonię początkową. Jest Europejczykiem jeśli jego celem jest „żyć współczesnością”, jakąkolwiek ona jest, a nie starociami narodowych namiętności, jakie odradzają się wszędzie w formach najrozmaitszych, niegodnych bądź podniosłych, niezrównoważonych bądź normalnych.

Nowi Europejczycy stanowią specyficzną rasę, często napotykaną na Wschodzie. Zrzucili szaty antykomunistyczne, jako że obecnie wyczuwają, iż dużo bardziej zatrważające niebezpieczeństwo jawi się po stronie prawej. Głoszą zgon komunizmu lecz, o dziwo, wzdrygają się przed ograniczeniem władzy komunizmu dotąd silnej w administracji, w przedsiębiorstwach, w policji, w wojsku. Ostatnio wolą krytykować raczej stalinizm niż komunizm: pierwszy z całą pewnością wyrządził wiele zła, podczas gdy jeśli chodzi o ten drugi, to na dobrą sprawę nikt nie wie dobrze, czym jest. Dużo bardziej jadowita jest natomiast trująca trawa nacjonalizmu pleniąca się znacznie bujniej od czasu wysadzenia w powietrze pokrywy totalitarnej. To tam zagnieździli się prawdziwi antyeuropejczycy. Należy podjąć przeciw nim nieubłaganą krucjatę, bo to oni i jedynie oni odpowiadają za wielopostaciowe zmartwychwstanie antysemityzmu – tej jak się zdaje nieuleczalnej choroby Europy Środkowej, tej istnej skazy genetycznej powodującej nieodzowność partii osłaniających, partii paternalistycznych. Tego widma, jakie powraca, by krążyć po ziemiach postkomunizmu.

Ktokolwiek przyjeżdża częściej do Europy Wschodniej ten wie, że alarm wzniecany przez Nowych Europejczyków jest jak najbardziej usprawiedliwiony. Ze antysemityzm nie jest wymysłem lecz jest rzeczywistą chorobą, niecnie wypływającą na powierzchnię nawet tam, gdzie Żyda prawie nie uświadczyć, jak np. w Polsce, jako że Żydzi zostali tam naprzód unicestwieni przez nazistów, a potem wyrzuceni definitywnie przez reżim komunistyczny.

To co zastanawia, to nie podnoszenie sprawy antysemityzmu ile raczej tendencja wrzucania wszystkich i wszystkiego do jednego worka: przedwojennych nacjonalistów i radykalnych ruchów niepodległościowych, demagogii najgorszego autoramentu i koniecznej obrony elementarnych praw ekonomicznych, antysemickich grupek i politycznej batalii Wałęsy, rasistowskiej ksenofobii i prób zbudowania na gruzach komunizmu – zwykłej tradycji prawicowej.

Nowi Europejczycy wyjaśniają nieodmiennie, iż nie istnieje już klasyczny podział na prawicę i lewicę. Ze sama idea takiego podziału wiąże się z określonym momentem historycznym i że należy ją przezwyciężyć jeżeli pragnie się wejść do nowoczesności. Jednakowoż w tego rodzaju argumentacjach jest coś co brzmi fałszywie, coś co nazbyt przypomina zaczątki komunizmu. Nie jest bowiem normalne, by ruchy prawicowe musiały popełniać samobójstwo jedynie dlatego, że lewica przeżywa bezprecedensową katastrofę. Nie jest normalne, aby demokracja stawała się synonimem harmonii bez żadnego dysonansu, by ją zrównywano z rodziną, gdzie wszystko opiera się na miłości, czy porównywano z opartym na wspólnocie Kościołem. Najlepsze tradycje Europy tkwią nie tu, znajdują się natomiast tam, gdzie otwierają się pozarodzinne przestrzenie dla konfliktów, dla polemik, dla walk i zmienności politycznych. W przeciwnym razie dochodzi do głosu pragnienie stwarzania ruchów, które w imię całego narodu roszczą sobie prawo do tworzenia dobra. Dochodzi też do głosu przekonanie, że istnieją narody genetycznie schorzałe, genetycznie antysemickie, a więc niedojrzałe do demokracji. Jest to mentalność starych reżimów, przybrana w nowe szaty, niemniej jednak nie odmieniona w swojej istocie.

Co do komunistów czy Sowietów, to zza kulis korzystają oni z tego rodzaju nieporozumień. Zarówno w Warszawie jak w Budapeszcie czy w Pradze mieliśmy możność skonstatowania, jak dalece komuniści infiltrują grupki nacjonalistyczne czy antysemickie. Jak dalece wykorzystują sowiecką obecność wojskową we wszystkich trzech krajach: obecność tymczasową w Czechosłowacji czy na Węgrzech, czy też obecność całkowicie aprobowaną przez rząd Mazowieckiego w Polsce. Eksperci od strategii powiedzą, że w obecnej rzeczywistości obecność ta ma znaczenie znikome, nie jest jednakże pewne czy i narody są tego zdania. Dla narodów wiek dorosły rozpoczyna się kiedy bezpieczeństwo ich kraju zależy od każdego obywatela, a nie od oddziałów okupacyjnych. W przeciwnym przypadku z narodów wysnuwać się będą ustawicznie nacjonalizmy dnia wczorajszego; nacjonalizmy, które przez półwiecze były niezdrową wersją zabronionego sumienia narodowego. Nacjonalizmy, które doświadczenie komunizmu jedynie rozjątrzyło i które nie są niezależne od komunizmu lecz są gniewną reakcją na jego ideologię internacjonalistyczną. Podobnie jak antysemityzm, nacjonalizm etniczny zagraża połowicznym demokracjom Wschodu. Obie te patologie wszelako nie są sobie równe, jak to się nas usiłuje przekonać. Na swoją wynaturzoną modłę nacjonalizm jest sposobem stawiania podstawowej kwestii: kwestii suwerenności, kwestii niezależności i na koniec kwestii odpowiedzialności za obecny rozkład środkowoeuropejski. A jest to rzecz, z dostrzeżeniem której Nowi Europejczycy mają częstokroć trudności. I być może właśnie z tego powodu tak dalece zależy im, by – z pomocą Europy – wymigać się przed suwerennością, której po cichu wcale nie pragną odzyskać. Antysemityzm istnieje, nacjonalizm też. Ale być może nie są to widma, jakie naprawdę napawają obawą nowe klasy przywódcze. Być może antysemityzm jest duchem czy widmem wtórnym, zaś widmem, jakie budzi największą odrazę, jest czysty i zatwardziały antykomunizm. I właśnie ten ostatni jest zwłaszcza celem ciosów. Jego niezdolność do układów, jego opór przed okrągłym stołem, jego wierność dla skądinąd trudnej Europy Montaigne’a, tej która wie, iż nie jest możliwa zgoda między odmiennymi poglądami i która właśnie na tym braku zgody buduje całą cywilizację.

Orientacja na prawo 1986-1992