6. IMPERIUM: Przeobrazić Rosję...?

IMPERIUM

________________________________________________________________

ELENA BALZAMO

PRZEOBRAZIĆ ROSJĘ...?

Słowo do Wielkorusów Jeszcze na początku stulecia nasz wielki myśliciel polityczny S. Krzyżanowski przewidział: "Rdzenna Rosja nie dysponuje potencjałem kulturalnym i moralnym wystarczającym do asymilacji wszystkich peryferii. To tylko osłabia rosyjskie narodowe jądro".

A przecież było to powiedziane w bogatym, kwitnącym kraju i przed wymordowaniem milionów Rosjan, i to nie na ślepo lecz przede wszystkim rosyjskich elit. Dziś brzmi to z tysiąckrotną mocą: nie mamy sił na peryferie, ani ekonomicznych ani duchowych. Nie mamy sił na imperium! I nie jest nam ono potrzebne, niech czym prędzej jego brzemię spadnie z naszych barków, ogłupia nas ono, osłabia i przyspiesza nasz upadek.

Z przerażeniem obserwuję, jak odżywająca rosyjska świadomość narodowa w znacznej mierze nie może się wyzwolić z wielkomocarstwowego myślenia, z imperialnego zaćmienia, przejęła od komunistów nigdy nie istniejący "sowiecki patriotyzm" i dumna jest z tej "wielkiej sowieckiej ojczyzny", która w latach Ilicza drugiego wysysała z nas ostatnie soki na ogromne, nikomu nie potrzebne zbrojenia, zhańbiła nas, przedstawiając światu jako okrutnego, nienasyconego zdobywcę, podczas kiedy kolana już uginały się pod nami ze słabości. To najgroźniejsze skrzywienie naszej świadomości: "Ale za to jesteśmy wielkim krajem, wszyscy się z nami liczą ". To właśnie jest bezgraniczne poparcie komunizmu.

Musimy bezwarunkowo wybrać między imperium niszczącym przede wszystkim nas samych, a duchowym i fizycznym ocaleniem naszego własnego narodu.

ALEKSANDER SOŁŻENICYN, "Jak urządzić na nowo Rosję?"

Oto już po raz drugi Aleksander Sołżenicyn publikuje projekt ocalenia swego kraju. W 1974 ogłosił "List do przywódców sowieckich", a dziś - po 16 latach - powraca do tego samego tematu w "Jak urządzić na nowo Rosję", zarysie reformy ZSRS. Myśl polityczna Sołżenicyna zasługuje na uwagę, chociażby dlatego, że jest ona wyjątkowa z uwagi na jej ciągłość w czasie. Dziś w ZSRS teorie polityczne mnożą się niczym grzyby po deszczu, ale niemal wszystkie one są owocem pieriestrojki; powstały dopiero wczoraj, a jutro odejdą zapewne w zapomnienie. Głos Sołżenicyna ma zupełnie inny zasięg, pod warunkiem, że się go uważnie wysłucha.

"Nie bierzcie udziału w kłamstwie - mówił Sołżenicyn a zobaczycie, że władza oparta na przemocy sama się i rozpadnie". Tym razem proroctwo się spełniło. Wraz z załamaniem się ideologii, władza słabnie, chwieje się i w każdej chwili grozi jej upadek. I co dalej?

Dalej nastąpiło coś, czego Sołżenicyn chyba nie przewidywał pisząc to zdanie, ale co później stało się osią jego rozważań: czym zastąpić rozpadającą się władzę? Jak wypełnić próżnię? Jest to myśl przewodnia "Czerwonego Koła", w którym autor wykazuje, że katastrofa 1917 miała jedną tylko przyczynę - osłabienie władzy, tzn. przyczynę natury politycznej, a nie gospodarczej czy społecznej, jak to się zwykle sądzi.

Przerażony Sołżenicyn dostrzega w obecnej sytuacji widmo 1917 roku: "I oto w wirze manifestacji i mnożących się partii nie dostrzegamy nawet, że przywdzialiśmy wyświechtane szatki lutego, tych ośmiu feralnych miesięcy tysiąc dziewięćset siedemnastego. Niektórzy jednak to dostrzegli i wołają z zachwytem w swym zaślepieniu: Nowa rewolucja lutowa!". Jego studia nad historią Rosji każą mu widzieć ogrom niebezpieczeństwa, pragnie mu więc zapobiec w swym nowym projekcie, co tłumaczy jego zawartość. W przeciwieństwie do "Listu do przywódców", tym razem gros uwagi poświęca autor reformie politycznej i administracyjnej.

W swym "Liście" Sołżenicyn pisał, że pierwszym warunkiem powodzenia pieriestrojki jest odrzucenie ideologii marksistowskiej. Dopiero realizacja tego warunku pozwoli zreorganizować gospodarkę narodową zgodnie z zasadą: samoograniczenia. Co za tym idzie, najwięcej miejsca w "Liście" zajmują problemy gospodarcze (i społeczne, które się z nimi wiążą). Autor mówi o powrocie do ziemi, o konieczności "nacentrowania" geograficznego kraju (znana teza o przesunięciu osi ciężkości na północny Wschód), decentralizacji gospodarki, ograniczenia wielkości przedsiębiorstw itp. Czytelnik "Sierpnia 14" rozpozna ten program bez trudu, to program Stołypina. Droga, na którą Rosja wkroczyła na początku XX wieku. I ta właśnie ewolucja została brutalnie przerwana w 1917.

Sołżenicyn pobieżnie tylko porusza zagadnienia polityczne. Zmuszały go do tego reguły gry. Jego "List" był adresowany do przywódców komunistycznych, a więc nie mógł się szerzej rozwodzić nad zagadnieniami władzy. Problem polityki został więc zepchnięty na dalszy plan. Problem imperium załatwiony w czterech linijkach, w notce: "Oczywiście takie przemieszczenie środka ciężkości (na północny Wschód - przypis autora) zmusi nas wcześniej czy później do wycofania się z Europy Wschodniej. Podobnie nie ma mowy o utrzymaniu siłą któregokolwiek z na- rodów peryferyjnych."

Tymczasem, to ten właśnie temat - imperium - otwiera tekst z 1990 "Jak urządzić na nowo Rosję". W ten sposób hierarchia ważności została od- wrócona. Wobec rozpadu imperium Sołżenicyn rozpoczyna od kwestii narodowościowych. Lektura ośmiu stron temu poświęconych wskazuje, że w tej kwestii jego stanowisko niczym się nie różni od zajętego w czterech wierszach "Listu do przywódców". Tym razem jednak Sołżenicyn poświęca dużo uwagi "technicznej" stronie problemu, wiedząc doskonale, że to jest kwestia najbardziej delikatna. Nie zważając na to, że może ściągnąć na swą głowę gromy ze strony nierosyjskich narodów słowiańskich imperium, powtarza to, z czym nigdy się nie krył: uważa mianowicie Rosjan, Ukraińców i Białorusinów za jeden naród, który powinien tworzyć jedno państwo, zapewniając jednak poszanowanie odrębności każdego z jego elementów składowych. Rozłam między Ukrainą a Rosją jest - zdaniem Sołżenicyna - rezultatem nieodpowiedzialnych i zbrodniczych działań nacjonalistów. Można się z nim zgadzać lub nie, zależnie od tego, jaką definicję "narodu" się przyjmie. Jednak, tak czy inaczej, nigdy nie udało się rozwiązać konfliktu narodowościowego za pomocą najsłuszniejszych nawet definicji.

Po omówieniu kwestii likwidacji imperium i określeniu granic geograficznych nowej Rosji, Sołżenicyn przechodzi do zasadniczego tematu: organizacji politycznej kraju, innymi słowy - problemu porządku.

Otóż bowiem, mimo że cele, jakie stawiał na początku swej pieriestrojki Gorbaczow, były wyłącznie ekonomiczne, rezultaty są widoczne wyłącznie na płaszczyźnie politycznej. Sołżenicyna wcale to nie cieszy, jego zdaniem krajowi zagraża nieporządek i anarchia. Jesteśmy świadkami tego samego zjawiska, co w 1917: polityka bierze górę nad zagadnieniami społecznymi i sprawą pilną jest zahamowanie tej ewolucji. Pragnienie pisarza, aby przekonać czytelników, wyjaśnić sytuację, zapobiec katastrofie podobnej do tej z roku 1917 jest tak silne, że on, który nie lubi popisywać się erudycją, nagle przedzierzga się w mentora. Cytując na poparcie swych sądów wielkie nazwiska (od Arystotelesa, poprzez Tocqueville'a po Spenglera) usiłuje wykazać swym ziomkom (w "Liście zwracał się per "wy", teraz używa zwrotu "my"), że upajają się tym, co uważają za dobro najwyższe - wolnością polityczną, oraz groźbę i czczość gry politycznej w kraju, w którym zniszczona została wszelka świadomość polityczna i obywatelska: "Brakowało nam jej (dyscypliny politycznej - przyp. autora) już w 1917; boję się, że dziś mamy jej jeszcze mniej."

Podobna teza znalazła się już w "Liście": "Przez ostatnie półwiecze niezdolność Rosji do wkroczenia w system demokratyczny i wielopartyjny jeszcze się pogłębiła. Dziś gwałtowne wprowadzenie takiego systemu stanowiłoby tragiczną powtórkę roku 1917."

Zauważmy jednak, że w "Liście" Sołżenicyn nie atakuje demokracji; mówi tylko, że wprowadzenie demokracji wydaje mu się w tym momencie zarazem niepotrzebne i przedwczesne. O ile dzisiaj posuwa się dużo dalej, nie cofając się przed "bluźnierstwem" polegającym na zakwestionowaniu samej idei demokracji, to dzieje się tak dlatego, iż nie widzi innego sposobu, aby odwieść od niej obywateli sowieckich. W ten sposób wygłasza patetyczną mowę oskarżycielską przeciw głosowaniu powszechnemu, systemowi parlamentarnemu, systemowi wielopartyjnemu. Intencje są tu wymowniejsze niż argumentacja. Ta ostatnia nie wykracza poza tradycyjną argumentację konserwatywną. Zauważmy również, że pisarz unika mnożenia przykładów szkód, jakie niesie ze sobą demokracja we współczesnym świecie. Podaje jednak tylko kilka przykładów i zauważa w konkluzji: "Wkraczamy w demokrację w momencie, gdy nie ma się ona najlepiej". Jest to zrozumiałe: sowiecki czytelnik ma alergię na każdą krytykę Zachodu, bez względu na to, od kogo ona pochodzi. Sołżenicyn woli się więc powoływać na rosyjskich myślicieli z początków stulecia oraz myślicieli zachodnich, ograniczając się do komentowania cytatów.

A więc nie demokracja dla nowej Rosji lecz silna władza, która będzie w stanie postawić zaporę niepokojom politycznym. System taki, elastyczny w środku, ale silny na górze i na dole, ma zdaniem Sołżenicyna tę zaletę, że jest solidny, bo organiczny w tym sensie, iż nawiązuje do struktur istniejących w Rosji przed 1917.

Nawet, jeśli zgodzimy się z resztą, trudno w tym punkcie podzielić zdanie Sołżenicyna. Dlaczego to struktury władzy sprzed 1917 miałyby być bardziej organiczne dla narodu sowieckiego (czy rosyjskiego) niż system komunistyczny? Jak słusznie zauważył jeden z niemieckiego komentatorów, Sołżenicyn przeskakuje 73 lata rosyjskiej historii ogłaszając je nieorganicznymi, narzuconymi. Tymczasem bez względu na to, czy były one narzucone czy nie, były one losem trzech pokoleń i ludzie, którzy chcą się z nich otrząsnąć, nie znają niczego innego. Sołżenicyn nie ukrywa, że chciałby cofnąć się do Rosji sprzed 1917. Tymczasem w historii taki powrót do przeszłości jest niemożliwy. Oto dlaczego, czytając "Jak urządzić na nowo Rosję", odbiera się czasem ten tekst jako pobożne życzenia...

Sołżenicynowski projekt przeobrażenia Rosji jest kamieniem rzuconym w i tak już mocno zmąconą wodę. Głosy krytyczne, mówiące że pisarz zbyt długo przebywa za granicą, aby właściwie ocenić sytuację, nie wydają się uzasadnione. Poczucie nierealistyczności tego projektu nie wynika z nieznajomości sytuacji, ale z faktu, że Sołżenicyn pozo- stał wierny sobie: woluntarysta w dziedzinie historii i niepoprawny humanista. Wciąż uważa, że wystarczy chcieć zmienić stan rzeczy, aby uległ on zmianie. Nie dlatego kładzie nacisk na kryzys polityczny kosztem gospodarczego, że nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji gospodarczej, ale dlatego, że wierzy w wyższość ducha nad materią. I dlatego, że - optymista - nie przyjmuje do wiadomości, iż sytuacja może być bez wyjścia.

Oczekiwany z wielką uwagą tekst Sołżenicyna zapewne rozczarował część czytelników. W ZSRS szerzy się rozpacz. Coraz więcej ludzi uważa, że nic już nie uratuje kraju, chyba tylko cud. Michał Heller słusznie zauważył, że wiara w cuda jest fundamentalną cechą człowieka sowieckiego. Oczekiwano od Sołżenicyna jakiegoś projektu cudownego ocalenia, i rozczarowano się. To prawda, że Sołżenicyn nie może zapełnić półek w moskiewskich sklepach. Zresztą i on sam - jako dobry chrześcijanin - wierzy w cuda. Ale mówi: "Zawsze czeka się, żeby sprawy załatwiły się jakoś same, tymczasem samo nic się nie załatwi".

Znowu więc społeczeństwo rosyjskie staje wobec dylematu: "Co robić?"

Za : Est et Ouest, XII 1990

TI. Anatol Arciuch

Słowo do Ukraińców i Białorusów

Naród nasz podzielił się jedynie na skutek mongolskiego najazdu i polskiej kolonizacji. To zwyczajne kłamstwo, że niemalże już od XI wieku istniał odrębny naród ukraiński, z odrębnym językiem. Wszyscy wywodzimy się z Kijowa, "skąd wzięła swój początek ziemia ruska" według Kroniki Nestora. Naród Rusi Kijowskiej stworzył Państwo Moskiewskie. Na Litwie i w Polsce Białorusini i Małorusini czuli się Rosjanami i walczyli z polonizacją i katolicyzacją. Powrót tych ziem do Rosji traktowali jako Zjednoczenie.

W Austrii w 1848 Haliczanie nazywali jeszcze swą radę narodową "Hołowna Russka Rada", ale potem w oderwanej siłą Galicji, przy poparciu austriackim wyhodowano skażony, nieautentyczny język ukraiński, naszpikowany słowami niemieckimi i polskimi i pokusę oderwania mieszkańców Rusi Karpackiej od języka rosyjskiego oraz pokusę ukraińskiego separatyzmu!

Trudno nie dzielić bólu z powodu śmiertelnej męki Ukrainy w latach sowieckiej władzy, ale to nie powód, by odcinać żywe ciało Ukrainy. Dzisiaj oddzielenie Ukrainy od Rosji oznacza cięcie przez miliony rodzin i ludzi: jakież to przemieszczenie ludności, ileż ludzi, którzy nie chcą i nie potrafią wybrać jednego lub drugiego obywatelstwa.

Oczywiście, gdyby naród ukraiński naprawdę zechciał się oddzielić, nikt nie ma prawa zatrzymywać go siłą, ale tylko miejscowa ludność może zadecydować o losie swej miejscowości, swego okręgu i każda nowopowstająca przy tym mniejszość musi mieć prawo do takiej samej wolności - dla siebie.

To wszystko, co powiedziałem, dotyczy w tej samej mierze i Białorusi, poza tym, że tam nie rozpalono ślepego separatyzmu.

ALEKSANDER SOŁŻENICYN "Jak urządzić na nowo Rosję?"

Autor publikacji
Orientacja na prawo 1986-1992