5. INNA POLITYKA - CZY POLACY MOGĄ BYĆ NORMALNI ?

INNA POLITYKA

____________________________________________________________________________

Tomasz MORAWSKI

Czy Polacy mogą być normalni?

Jesteśmy świadkami prowadzonych obecnie ożywionych sporów politycznych. W ferworze dyskusji i polemik wszyscy powołują się na społeczne poparcie swych programów. Gdyby uwierzyć w to zupełnie bezdyskusyjnie, okazałoby się, że prawie każdy, kto decyduje się na wystąpienie na polskiej scenie politycznej, ma za sobą przytłaczającą większość społeczeństwa.

Moim zdaniem są to jedynie pobożne życzenia a nie rzeczywistość. Albowiem, żeby móc powoływać się na społeczne poparcie, należałoby odpowiedzieć sobie przede wszystkim na jedno zasadnicze pytanie: jakie naprawdę jest polskie społeczeństwo roku 1990? Do tej pory praktycznie nikt nie próbował odpowiedzieć na tak sformułowane pytanie. Szczerze powiedziawszy, bez poważnych badań socjologicznych będzie to praktycznie niemożliwe. Można jednak pokusić się i teraz o (siłą rzeczy dosyć powierzchowne) zastanowienie się nad kondycją (przede wszystkim polityczną) Polaków.

w normalnym kraju tego typu zadania realizują w dużej mierze ośrodki badania opinii publicznej. Na podstawie wyników ich badań można sformułować wnioski pozwalające dość dobrze ocenić stan świadomości własnych obywateli. Niestety u nas tego typu ośrodki absolutnie nie spełniają swojej roli. Różnego rodzaju OBOP-y i CBOS-y działają w ten sposób, by wyniki ich badań były korzystne dla aktualnej władzy. Tak było za rządów komunistów, tak jest i obecnie. Wszelkie prowadzone przez nie sondaże opinii publicznej mają to do siebie, że trudno jednoznacznie zarzucić im błąd. Istnieją jednak sytuacje, w których ich wyniki są w jakiś sposób sprawdzalne – są te wybory. I oto tak w przypadku wyborów zeszłorocznych, jak i tegorocznych sondaże przedwyborcze, korzystne dla rządzących ekip, okazywały się zupełnie nie trafione. Czy były to tylko błędy w sztuce czy też świadome zafałszowania, nie jest istotne. Ważne jest bowiem, że wymienione instytucje stawia to raczej w niekorzystnym świetle, każąc bardzo krytycznie podchodzić do pozostałych wyników ich badań.

Skoro więc nie możemy się oprzeć na jakichkolwiek badaniach pozostają nam tylko przypuszczenia i formułowanie wniosków w oparciu o własne spostrzeżenia. W praktyce niniejszy artykuł może być tylko próbą refleksji autora nad stanem świadomości politycznej Polaków.

Szczególnie interesuje mnie zagadnienie czy nasze społeczeństwo jest gotowe z pełną świadomością poprzeć prawicową orientację polityczną, a także kapitalistyczne przemiany w polskiej gospodarce.

Zastanawiając się nad stanem świadomości politycznej polskiego społeczeństwa nie sposób pominąć faktu, iż została ona ukształtowana w określonych, wysoce niekorzystnych warunkach historycznych. Gdy w krajach, które dzisiaj zaliczamy do zachodnich demokracji, w XIX i XX wieku trwał proces tworzenia się demokratycznych systemów rządzenia i kapitalistycznej gospodarki, w Polsce sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Opóźnienia, które odziedziczyliśmy po zaborcach (nie wszędzie zresztą jednakowego) nie zdołała w pełni nadrobić II Rzeczpospolita. Jednak prawdziwą klęskę przyniosło opanowanie Polski przez Związek Sowiecki i wprowadzenie w niej rządów komunistycznych. Zniszczenie jakichkolwiek form demokracji, obalenie dotychczasowych zasad własności i totalny wpływ państwa na społeczeństwo nie mogły nie wywrzeć na nie wysoce niekorzystnego wpływu.

Sowietyzacja polskiego społeczeństwa jest smutnym faktem. Pytanie tylko, jak głęboki jest ten proces i jak duża część Polaków mu uległa. Wydaje się, że w większym lub mniejszym stopniu wszyscy jesteśmy skażeni komunizmem. Nie da się tak łatwo wymazać 45 lat naszej historii. Każdy kto chce wywierać wpływ na polską rzeczywistość polityczną musi być tego świadom. Jesteśmy dumni z tego, że tak niepokornie znosiliśmy komunistyczne panowanie. I słusznie naród polski może się szczycić swą niejednokrotnie prezentowaną postawą, której ostatecznym wynikiem była dotkliwa (choć niestety nie całkowita) porażka komunistów. Wielu z nas, w tym także wielu polityków, skłonnych jest do popadnięcia wskutek tego w niebezpieczne samozadowolenie. Ma to swoje korzenie nie tylko w okresie naszej powojennej rzeczywistości. W dużej mierze bowiem jest to wynik polskiego mesjanizmu, narodzonego w XIX wieku. Ciągle jesteśmy więźniami mitu o prawach należnych nam z samego tytułu cierpień poniesionych przez naród polski na przestrzeni ostatnich 200 lat. Stąd między innymi tak liczne próby zainteresowania polskiego społeczeństwa tzw. trzecią drogą czy narodowym systemem ekonomicznym. Oczywiście tego typu wizje mają również inne podłoże (o czym będzie mowa) – ale za jedną z ich głównych przyczyn uważam zrodzony w latach niewoli ideał Polski – Mesjasza narodów.

Nie sprzyja to, tak nieodzownemu dla rzeczywistego zerwania z komunizmem, procesowi analizowania błędów popełnionych w przeszłości i szukania autentycznych i realnych dróg dogonienia Europy.

Jak już wspomniałem (mimo że zapewne wielu z czytających ten tekst poczuje się tym zarzutem urażonych) w pewien sposób prawie wszyscy zostaliśmy skażeni komunizmem. Problem w tym, jak szybko uda nam się przeprowadzić „kurację odkażającą”. Żeby jednak do niej doszło musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak głębokie piętno wywarł na nas komunizm i jak dalece nasze społeczeństwo zasługuje na miano zsowietyzowanego?

Wpływ komunizmu na nasze życie i naszą świadomość był ogromny. Trudno właściwie znaleźć dziedzinę polskiej rzeczywistości, która pozostałaby od niego wolna. 45 lat niszczenia w Polsce tradycyjnych wartości, uznawanych w wolnym świecie za podstawę cywilizacji, doprowadziło do sytuacji, w której staliśmy się w jakimś sensie społeczeństwem chorym. Komunizm dokonał spustoszeń we wszystkich sferach naszego życia, jednak najboleśniej dotknął naszej świadomości. Odcięci (w większości) od zachodnich cywilizacji i idei, karmieni propagandową papką i zewsząd atakowani poprzez trudności dnia codziennego, nieświadomie poczęliśmy ulegać wpływom sowietyzacji. Wielu Polaków, czując niechęć do komunizmu, nauczyło się jednocześnie doskonale w nim żyć. Niejednokrotnie wynikało to z chęci ułożenia sobie życia na jakim takim poziomie. Wielu ludziom wydawało się, że znakomicie „ustawiając” się i „kombinując” skutecznie bronią się przed „peerelowskim bagnem”. W rzeczywistości jednak, była to zwykła iluzja pozwalająca zachować im dobre samopoczucie.

Jednak tak naprawdę to w mniejszym lub większym stopniu bagno, które – jak wyobrażali sobie – skutecznie zwalczają, wciągało ich, deformując przede wszystkim ich mentalność. Chory moloch, jakim była PRL, ze szczególnie chorą gospodarką; potrafił złamać wielu spośród tych, którym zdawało się, iż są od niego sprytniejsi. Owoce tego stanu zbieramy dzisiaj. Część społeczeństwa instynktownie boi się wszelkich zmian, lękając się, że przyniosą one pogorszenie ich dotychczasowej pozycji. Ktoś, kto większość swego życia przeżył w systemie opartym na fałszu i pozorach i kto stracił wiele energii, by się w nim adaptować na teraz ogromne trudności z zerwaniem z dotychczasowymi przyzwyczajeniami. Nie myślę tu wcale o ludziach organizacyjnie związanych ze starym reżimem, myślę o tych, którzy byliby zapewne szczerze zdziwieni gdyby im postawić zarzut, że formalnie wspierając przemiany, w praktyce wcale ich nie pragną. To spośród nich rekrutuje się duża część tych, którzy najbardziej pragną tzw. spokoju społecznego, a na których tak często powołuje się premier Mazowiecki.

Komunizm poczynił wiele szkód w każdej dziedzinie naszego życia. Wprawdzie nie udało mu się osiągnąć najważniejszego celu – nie stworzył z Polaków narodu biernych niewolników, to jednak jego ślady można dostrzec wszędzie, poczynając od kultury a kończąc na moralności. Wszystkie sfery działalności ludzkiej dotknięte przez komunizm są równie ważne, pragnąłbym jednak skupić się na dwóch dziedzinach, w których dokonane spustoszenia mają szczególne znacznie dzisiaj, gdy próbujemy zmierzać ku normalności.

Moim zdaniem są to szkody poczynione w ekonomicznej i politycznej świadomości Polaków. Prawie wszyscy deklarują chęć powrotu do gospodarki rynkowej, ale jeśli baczniej przyjrzeć się naszemu społeczeństwu to okazuje się, że u pewnej jego części mówienie o zwrocie do kapitalizmu jest czysto deklarytywne. W dużej mierze jest to wynikiem przyzwyczajenia pewnej (jak dużej – na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć) grupy naszego społeczeństwa do życia w socjalistycznym systemie gospodarczym. Stąd tak duże obawy przed powszechną prywatyzacją czy niewyobrażanie sobie funkcjonowania gospodarki bez szerokich zabezpieczeń socjalnych zapewnianych przez państwo. Wielu domorosłych specjalistów od ekonomii zgadza się na kapitalizm ale taki, w którym sektor państwowy będzie tak duży a wpływ państwa na całą gospodarkę tak wszechwładny, że z kapitalizmem będzie to miało niewiele wspólnego. Zbyt często słyszy się głosy typu: prywatyzacja? tak, handlu, drobnych usług, ale nie wielkiego przemysłu czy komunikacji. Także, broń Boże, nie ruszać „niezaprzeczalnych zdobyczy świata pracy” a więc bezpłatnej służby zdrowia czy oświaty. Tego typu poglądy są faktem i nie można ich nie dostrzegać. Podstawowym zadaniem wszystkich sił pragnących faktycznego przekształcenia Polski w kraj kapitalistyczny jest przekonanie tych, którzy się kapitalizmu boją, że nie mają racji. Bo z czego głównie biorą się tego typu obawy? Po prostu ze zwykłej niewiedzy. Ludzie, którzy całe swe życie przekonywani byli, że kapitalizm jest ustrojem złym i nieludzkim, siłą rzeczy często podświadomie coś z tych kłamstw przyjmowali za prawdę. Na szczęście nie wszyscy i dlatego tylko jest teraz o czym mówić. Brak podstawowej wiedzy o funkcjonowaniu gospodarki rynkowej powodował tworzenie i uleganie szkodliwym mitom i schematom. Jedyne wyjście, to uprzytomnienie społeczeństwu, na czym rzeczywiście polega kapitalizm i korzyści z niego płynące. Powinien być ten proces połączony z praktycznym wprowadzaniem gospodarki rynkowej, co pozwoliłoby stworzyć Polsce podstawy do wyjścia z kryzysu (a nic tak nie przekonuje nieufnych jak widok sukcesów).

Niestety sytuacja nie wygląda tak, jak byśmy sobie życzyli. Rząd i środowiska tworzące jego zaplecze bez przekonania i niezbyt energicznie posuwają się w kierunku prawdziwej gospodarki rynkowej. Szczególnie razi brak jakichkolwiek kroków przekształcających system własności w polskiej gospodarce. W bardzo małym stopniu prowadzi się politykę informacyjną mającą na celu uświadomienie całemu społeczeństwu konieczności zmian. Można odnieść wrażenie, że rządowi tak naprawdę nie zależy na autentycznym i możliwie jak najszybszym wprowadzeniu w Polsce kapitalistycznego modelu gospodarki. Bo przecież koniecznych, konkretnych posunięć nie zastąpią puste słowa i deklaracje bez pokrycia. W tej atmosferze doskonale czują się ci, którzy wykorzystując społeczną nieświadomość propagują wspominane już przeze mnie różnego rodzaju populistyczne projekty w rodzaju polskiej „trzeciej drogi” w gospodarce czyli kolejnego eksperymentu, których już chyba byłoby dosyć. W ten sposób nigdy nie dogonimy Europy i kto – wpajając społeczeństwu podobne poglądy, godzi się z tym, bierze na siebie olbrzymią odpowiedzialność za poczynione szkody.

Podobnie negatywny wpływ, jak na świadomość ekonomiczną Polaków, miał totalitaryzm komunistyczny na ich świadomość polityczną. Odrzucanie przez większość społeczeństwa komunizmu nie oznacza, że nie zbieramy teraz jego zatrutych owoców. Komuniści skutecznie zniszczyli w naszym kraju system wielopartyjny, a co za tym idzie – ze świadomości wielu ludzi wyrzucili jakiekolwiek pojęcie o politycznej różnorodności. Prawie wszyscy krytykowaliśmy komunizm, wielu z nas zwalczało go czynnie, wszem i wobec głosząc, że pragniemy powrotu do ogólnie przyjętych w cywilizowanym świecie demokratycznych norm życia politycznego. Rzeczywistość okazała się jednak o wiele bardziej skomplikowana. Kiedy, przynajmniej w teorii, komuniści przestali być w Polsce problemem numer 1, okazało się, że jest nam jeszcze bardzo daleko do tego tak ulubionego przez wszystkich pluralizmu. Postawiłbym tezę, że to właśnie w tej kwestii społeczeństwo polskie w największym stopniu uległo zsowietyzowaniu. Po prostu oduczono je różnorodności. Obowiązywały dwa schematy: jeden ten głoszony przez komunistów i drugi tworzony przez opozycję, że całe społeczeństwo w walce z reżimem musi być politycznym monolitem. Stąd ci wszyscy, którzy się z tym nie zgadzali i głosili, że poza nadrzędnym celem, jakim dla wszystkich jest obalenie komunizmu, w pozostałych zamierzeniach możemy a nawet powinniśmy się różnić, byli świadomie spychani na margines polskiej sceny politycznej.

Po części wynikało to z prowadzonej gry politycznej, w której nie było właściwie miejsca dla grup mających inne orientacje polityczne niż reprezentowane przez przywódców „Solidarności”. Niemniej jednak istotnym czynnikiem, który moim zdaniem zaważył na takim ich postępowaniu jest fakt, że swą edukację polityczną przeszli oni w Prl-u. Gdyby było inaczej, nie nastąpiłaby tak duża zgodność między niektórymi elitami politycznymi w naszym kraju a częścią społeczeństwa, która to część (zapewne nawet dość znaczna) nie dopuszcza do swej świadomości możliwości zaistnienia prawdziwej różnorodności politycznej.

Jak to wygląda w praktyce daje nam wyobrażenie obecne życie polityczne w RP. Konsekwentna polityka ograniczania sceny politycznej do tzw. ruchu obywatelskiego jest tego najlepszym przykładem. Szermując hasłem powrotu do Europy jednocześnie robi się coś, co jest tego powrotu zupełnym zaprzeczeniem. Gdy w całej demokratycznej Europie (a do takiej chyba zmierzamy) życie polityczne opiera się głównie na jego różnorodności, u nas rządowo-okapowscy politycy twierdzą, że czas rozmaitości opcji politycznych jeszcze nie nadszedł, a naszym naczelnym zadaniem jest jedność. Kiedy na świecie ciągle aktualne są różnice ideowe i podział na prawicę i lewicę nadal jest tam kultywowany, u nas niektórzy z przedstawicieli elit politycznych i intelektualnych starają się nas przekonać, że wszelkie tego typu rozróżnienia są czystym anachronizmem.

Powyższe teorie znajdują niestety pewien oddźwięk w społeczeństwie. I nie ma się co temu dziwić. Działa tu bowiem podobny mechanizm jak w przypadku ekonomii. Polacy nie mieli większych szans na wykształcenie w sobie tych nawyków, które dla większości ludzi na Zachodzie są sprawą zupełnie oczywistą. Trudno w komunistycznym kraju nauczyć się, że autentyczna demokracja polega nie tylko na walce z „komuną” lecz również na codziennej walce politycznej ugrupowań o różnorakich opcjach ideowych. W części ludzi drzemie przyzwyczajenie do tego, że ktoś za nich wybierze kierunek, w którym mają podążać, zwalniając ich w ten sposób od konieczności samodzielnego określenia się. Najlepiej jeszcze, żeby to był ten sam kierunek, w którym podąża większość. Stąd już tylko krok do zmonopolizowania sceny politycznej przez jedynie słuszne ugrupowania. Przyzwyczajenia ludzkie (z których istnienia często sami zainteresowani nie zdają sobie sprawy), a także brak wyobrażenia sobie, jak powinna naprawdę wyglądać demokracja, są faktami, których nie można lekceważyć. Wszystko zależy od podejścia do tegoż zagadnienia. Jeżeli zdając sobie sprawę z nastrojów części społeczeństwa spróbujemy jej udowodnić (przekonać), że ten pluralizm, o którym wszyscy tak wiele mówią, to coś zupełnie innego niż system, jaki chwilowo obowiązuje w naszym kraju – to może być to droga, która rzeczywiście jest w stanie ułatwić nam powrót do Europy. Jeśli natomiast wykorzysta się istnienie takich nastrojów, opartych często na zwykłej dezorientacji, w celu stworzenia mechanizmów ograniczających demokrację, to będzie to przykładem prowadzenia dość perfidnej gry politycznej, która na pewno nie zapewni nam powrotu do normalności. Niestety taką grę prowadzi się, także i w tym przypadku sugerując, że Polska może stać się autorem ciekawego eksperymentu politycznego, którego zakończeniem będzie stworzenie systemu opartego na istnieniu jednego ruchu pozbawionego jasno sprecyzowanego oblicza ideowego. Żeby ten cel osiągnąć wykorzystuje się odczucia społeczne. Szeroko propaguje się hasło skupienia wszystkich wokół etosu „Solidarności”. Ludzie, którzy słabo orientują się w zawiłościach polityki (a co w dużej mierze jest wynikiem życia w ustroju, który nie tylko takowej znajomości nie wymagał, ale wręcz jej oduczał) gotowi są poprzeć takie hasło, ponieważ jest ono oparte na znanym a często i drogim im symbolu.

Idea jedności w społeczeństwie nienawykłym różnorodności ma szansę znalezienia sporego poklasku. Sprzyja temu powszechne stosowanie kolejnego mechanizmu, będącego jedną z najgorszych rzeczy odziedziczonych po PRL. Jest to brak jakiejkolwiek sensownej więzi informacyjnej pomiędzy politykami a społeczeństwem. Cała ich działalność, pozbawiona jest prawie całkowicie elementu jawności, czyli czegoś, co w cywilizowanym świecie jest zupełnie normalnym i koniecznym warunkiem prowadzenia działalności publicznej. U nas społeczeństwo odcięte od informacji, pozbawione zostaje również wpływu na postępowanie elit rządzących. Szczególnie widoczne jest to w przypadku obozu rządzącego jednak w niemniejszym stopniu dotyczy to i pozostałych ugrupowań politycznych. Ciągle jeszcze za mało w naszym życiu politycznym jawności a za dużo konspiracji. Jest to z jednej strony wynikiem wychowania i przyzwyczajeń, z drugiej zaś przekonania, że społeczeństwo jest zbyt niedojrzałe by chociaż w ten sposób mogło uczestniczyć we współdecydowaniu o losach tego kraju. Społeczeństwo rzeczywiście w dużej mierze jest niedojrzałe politycznie, ale nie jest chyba aż tak głupie jak sądzą niektórzy. Jeśliby stworzono mu warunki, dzięki którym mogłoby ono zrzucić sztywny gorset komunistycznego wychowania i myślenia, zapewne po pewnym czasie okazałoby się równie pojętne w przyswajaniu sobie demokratycznych mechanizmów jak społeczeństwa zachodnie. W przeciwnym wypadku sowietyzacja mentalności części Polaków będzie się tylko pogłębiać.

Niejawność działania, niechęć do zróżnicowania politycznego, brak zamiarów uświadomienia ludziom, jak powinna wyglądać demokracja pogłębia tylko dezorientację i rosnącą bierność społeczną. Próby odejścia od tego schematu kończą się z reguły propagandową histerią, jak chociażby przy okazji ostatniego sporu z Wałęsą w roli głównej. Część ludzi to „kupuje”, bo wszelkie spory ideowe i różnice polityczne są dla nich czymś zupełnie nieznanym.

Jak bardzo polskie wyobrażenie pluralizmu politycznego jest ukształtowane przez lata sowietyzacji tego zapewne nikt nie wie. W związku z tym nikt chyba nie potrafi sobie opowiedzieć na pytanie, jakie kierunki ideowe mają w Polsce najwięcej zwolenników (odrzucamy oczywiście jako opcję ideową ruch obywatelski, będący w istocie przykładem braku sprecyzowanej idei). Socjalizm i lewica jako takie zostały w świadomości Polaków zbyt skompromitowane (stąd między innymi niechęć wielu polityków powszechnie uważanych za lewicowych do przyznania się do tejże orientacji), ale – jak starałem się w tym artykule zasygnalizować w świadomości części społeczeństwa tkwią elementy wywodzące się właśnie z socjalizmu. Czy ludzie, którzy odżegnują się od popierania lewicy, będą skłonni poprzeć prawicę – okaże się za jakiś czas. Przed środowiskami nowoczesnej prawicy stoi jedno podstawowe zadanie. Jest ono podobne jak w przypadku pokazania społeczeństwu czym naprawdę jest kapitalizm. Muszą one dotrzeć do ludzi ze swoimi ideami. Wielu Polaków ma bowiem o prawicy pojęcie nader mętne. Jest to truizm, ale ten fakt również wynika ze sposobu myślenia ukształtowanego w komunizmie. Jeśli zewsząd słyszało się oficjalną tezę, że prawica jest przyczyną całego światowego zła, to część ludzi takie stwierdzenie odrzucała, ale inni zupełnie podświadomie coś z tej propagandowej prawdy przejmowali. Jeżeli niektórzy nigdy nie mieli okazji zapoznać się sensowną analizą jakiegokolwiek kierunku prawicowej myśli politycznej, to trudno wymagać od nich, żeby teraz nagle potrafili jasno określić się jako zwolennicy np. liberalizmu. Jest to dla nich bowiem pojęcie zupełnie obce. Wydawać by się mogło, że teraz opóźnienia, których nie waham się określić jako cywilizacyjnych, zostaną nadrobione. Otóż nie jest to takie łatwe. Machina propagandowa z reguły znajduje się w rękach sił dalekich od sympatii dla prawicy, więc jeśli w mass mediach mówi się o prawicy, to w pejoratywnym kontekście, jako jej przedstawicieli dostrzegając jedynie narodowców. Próbuje się prawicę jako całość oskarżać o różne brzydkie cechy w rodzaju antysemityzmu. Można przyjąć, że są to elementy walki politycznej (co prawda prowadzonej w niezbyt ładnym stylu) ale, ponieważ samemu nie określa się swych sympatii i posiada się w swym ręku prawie całą propagandę, sprawia to raczej wrażenie próby dezorientowania społeczeństwa i manipulowania nim. Zwykły obywatel naszego kraju nadal ma niewielkie szanse dowiedzieć się, co to jest ten liberalizm, a o konserwatystach dowie się najwyżej, że to przeciwnicy Gorbaczowa w łonie KPZR (przez niektórych niewiadomo czemu zwani dogmatycznymi komunistami).

Społeczeństwo polskie pod żadnym względem nie jest jednolite. Nikt nie jest obecnie w stanie sprawdzić, jakie tendencje w nim dominują. Do tego potrzeba by demokratycznego systemu politycznego – a takiego na razie nam brak. W moim artykule skupiłem się głównie na tych negatywnych cechach świadomości Polaków albowiem uważam, że wiele niebezpieczeństw wynika z faktu, że tak długo żyliśmy w komunizmie. W dużej mierze można Polaków porównać do osoby chorej na schizofrenię: z jednej strony pragniemy autentycznych przemian, z drugiej tkwi w nas strach przed zmianami. Rola polityków polega na tym by przekonać tych, co się boją, że zmiany są nieodzowne. Społeczeństwo jest jakie jest i nie można go sobie zmienić. Nie można też zachęcać go do niczego siłą, jak czynili to komuniści. Należy po prostu poprzez stworzenie w Polsce normalnych, sprawdzonych w świecie systemów ekonomicznych i politycznych dać mu możność wyboru a przede wszystkim obudzić w nim aktywność. To wystarczy by Polacy potrafili żyć w normalnym świecie. Ci, którzy myślą inaczej, niech zastanowią się, o czym świadczą wyniki niedawnych wyborów samorządowych.

Orientacja na prawo 1986-1992