5. Imperium: JEDEN DZIEŃ W GRUZJI - KORESPONDENCJA JADWIGI CHMIELOWSKIEJ

IMPERIUM

_____________________________________________________

Korespondencja Jadwigi CHMIELOWSKIEJ

JEDEN DZIEŃ W GRUZJI
Piękny pogodny dzień – w Gruzji już wiosna w pełni. 20 kwietnia wraz z gruzińskimi przyjaciółmi wyruszyłam do Cchinwali.

Południowa Osetia – termin i autonomia zostały wymyślone przez Lenina. Osetyjczycy jak i Ormianie, i Azerowie osiedlali się w Gruzji głównie w poszukiwaniu pracy. Duża fala emigracji osetyjskiej przybyła w XIX w., po zniesieniu w Gruzji pańszczyzny w 1864 roku. Obecnie mieszka tu 160 tys. Osetyjczyów, w tym 50 tys. w tzw. Jużnoj Osetii, 500 tys. Ormian, 360 tys. Azerów.

W 1920 r., gdy Gruzja walczyła z agresją turecką, bolszewicy wywołali zamieszki we wsi Roki zamieszkanej przez Osetyjczyków. Usiłowali wzniecić powstanie antygruzińskie. Ordżonikidze, obok Berii i Stalina czołowy gruziński komunista, zorganizował w marcu 1920 r. fikcyjny rząd tzw. Jużnoj Osetii. Wieś Roki ogłosiła przyłączenie Płd. Osetii do ZSRS. Gruzińskiej armii udało się jednak opanować sytuację. W 1921 r. bolszewicy powtórzyli scenariusz prowokacji. Tym razem posłużyli się Azerami, którzy wezwali na pomoc krasnoarmiejców. 11 Armia pod dowództwem Ordżonikidze w 1921 r. położyła kres trzyletniej niepodległości Gruzji. Lenin i Ordżonikidze dotrzymali przyrzeczenia danego Osetyjczykom w zamian za antygruzińskie powstanie. W 1924 r. część ziemi gruzińskiej pod nazwą Osetia Płd. otrzymała autonomię i 1 mln rubli na oczyszczenie ziemi z Gruzinów, co odbyło się głównie przez wymordowanie w niektórych przypadkach całych wsi.

Bomba z opóźnionym zapłonem zawsze może przydać się sowieckiej władzy. Minęło 70 lat i znów Kreml gra kartą osetyjską. Autonomiczna obłast (województwo) ogłosiła się Republiką Autonomiczną i zażądała wyłączenia z Gruzji i przyłączenia do ZSRS. Do wybuchu konfliktu przyczyniła się również polityka okrągłego stołu i Zwiada Gamsachurdii. W tak ciężkiej dla Gruzji sytuacji politycznej błędem było cofanie autonomii obłasti i wypowiedź samego Z. Gamsachurdii na wiecu (wg oświadczenia uczestników mityngu) w Cchinwali: „Tak was urządzimy, że przez góry uciekniecie do Osetii”.

W Płn. Osetii w broń zaopatrywali się zarówno Osetyjczycy, jak i Gruzini. Dopóki teren kontrolowali Mhedroni (tj. do jesieni 1990 r.), którzy rozbrajali bojówki osetyjskie i gruzińskie, konfiskowali całe transporty broni na granicy z Płn. Osetią, dopóty sytuacja była mniej więcej stabilna. Po wkroczeniu gruzińskiej gwardii i uzbrojonych oddziałów gruzińskich „bojowników” Mhedroni wycofali się z cchinwalskiej obłastii w obawie przed prowokacją ze strony Gamsachurdii. W lutym br. 67 osób z Organizacji Mhedroni zostało aresztowanych, łącznie z przywódcą Dżabą Joseliani. Dziś na drodze do Cchinwali stoi sowiecki BTR (samochód opancerzony).

Przed płytami betonowymi na drodze zostawiliśmy samochód i żołnierzom przy BTR zgłosiliśmy chęć przejścia linii demarkacyjnej. Młody Polak z Litwy na wieść, że przyjechała Polka, szybko podszedł do mnie. Mundur khaki, zielone i różnokolorowe cętki, zdradza formację. Do końca służby zostało naszemu rodakowi jeszcze pół roku. Unikał rozmowy o tym, co się tu dzieje. Nawet na pytanie, czy ciężka służba, odpowiedział „normalna”, tylko gorzko się uśmiechnął. Pytał o Wilno, o Polskę. Przez chwilę mógł oderwać się od koszmarnej rzeczywistości, od munduru, BTR... Mógł mówić w rodzinnym języku, tu, tysiące mil od domu, na linii frontu.

Przed budynkiem posterunku gruzińskiej milicji, ok. 100 m przed sowieckim BTR, kilkuset Gruzinów dniem i nocą oczekuje na informacje o bliskich. 8 wsi gruzińskich jest odciętych od świata od trzech miesięcy. Wielu zakładników po prostu zamordowano. Były przypadki spalenia żywcem nawet w samej Cchinwali.

Gruzińscy milicjanci wylegitymowali się przede mną. Przejechali wiele kilometrów, by dowiedzieć się o los swoich bliskich kolegów z rustawskiej milicji, st. porucznika Guszaraszwili i kapitana Sogii, aresztowanych w Cchinwali. Sankcję wydał prokurator Puchajew. Prosili, bym spytała o ich los i o co są właściwie oskarżeni.

Mój przyjaciel, wynajęty oficjalnie jako tłumacz, został rozpoznany przez Osetyjczyka jako Gruzin i ostrzeżony, że w Cchinwali czeka go śmierć. Od Gruzinów oczekujących przy linii frontu dowiedziałam się, że ten Osetyjczyk wielokrotnie przekracza linię demarkacyjną przewożony przez krasnoarmiejców wraz z dziennikarzami. Sytuacja zaostrzyła się. Zostawiliśmy u kierowcy wszystkie nasze dokumenty, jedynie paszport mój i Gruzina zostawiłam w swojej torebce. Przekazałam wraz z instrukcją numer telefonu konsulatu polskiego w Kijowie na wypadek, gdybym w ciągu dwóch dni nie wróciła. Ostentacyjnie mówiłam do Gruzina po polsku. Ustaliliśmy fikcyjną sumę, za którą go wynajęłam jako tłumacza i ochronę – w razie aresztowania może się przydać. Wreszcie oczekiwany samochód przyjechał i znów „nasz” Osetyjczyk postarał się, bym ja weszła do samochodu, a mój tłumacz został z braku miejsca. Szybka decyzja – wysiadam, samochód odwiezie Amerykanina i Holendra wraz z tłumaczami i przyjedzie jeszcze raz po mnie.

Minęliśmy gazikiem wojsk wewnętrznych linię demarkacyjną, przejechaliśmy most, za nim barykady z bloków cementowych. Obok kierowcy żołnierz – Mołdawianin z utęsknieniem oczekuje na koniec służby, lecz na pytanie, czy mu ciężko, odpowiada wymijająco, tak jak spotkany wcześniej Polak.

W centrum Cchinwali tylko obecność wojska i BTR w pobliżu Komitetu KPZS, gdzie mieści się sztab, świadczy o sytuacji. W budynku Komitetu Wojewódzkiego Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego mieści się również „Adamon Nichas” – Narodowe Forum Osetyjskie. W zastępstwie przewodniczącego Alana Czoczijewa na konferencji prasowej wystąpił Koczijew. Podawał przykłady bestialstwa Gruzinów. Całą odpowiedzialnością za wydarzenia obarczył władze w Tbilisi.

Nie wiem, czemu przypisać szczególne zainteresowanie Koczijewa i pułkownika wojsk wewnętrznych nami, a nie Amerykaninem i Holendrem. Na lotnisko odwoził nas sam Koczijew. Pułkownik w wieku ok. 50 lat, wysportowany, w mundurze khaki, zaprosił do helikoptera. Omonowskim helikopterem lecieliśmy (10 dziennikarzy i 10 żołnierzy) ok. 15 min. Kilka kółek zrobiliśmy nad spaloną wsią, w której nie ocalał ani jeden dom. Tylko Kaukaz z wysokości swych szczytów spoglądał na wszystkich i wszystko z politowaniem. W dole, w wymarłej na pierwszy rzut oka wsi, wokół domów kwitły drzewa. Był to szok, kontrast. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że oto ja, Polka, po przeszło 8 latach podziemia, i mój przyjaciel Gruzin, były więzień polityczny i jedna z czołowych postaci opozycji gruzińskiej, lecimy sobie jakby nigdy nic omonowskim samolotem z ochroną wojsk KGB. Surrealizm czy po prostu Związek Sowiecki?

Wylądowaliśmy ok. 10 minut marszu od wioski. Trzech żołnierzy z przodu, trzech z tyłu i czterech po bokach, karabiny gotowe do strzału. Tak wkroczyliśmy do wsi. Niemal wszyscy mieszkańcy przybiegli nam na spotkanie. Rano wrócili do wsi, by rozpocząć prace wiosenne. Domy bez okien, wybite szyby, w niektórych wyrwane framugi, większość budynków bez dachów.

Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wioska jest przygotowana na nasze przybycie. Próbowałam nagrywać na magnetofon rozmowy z przypadkowymi mieszkańcami. Dwie kobiety zaczęły krzyczeć, że im nie wolno udzielać wywiadów, bo słabo mówią po rosyjsku. Tylko jedna kobieta i mężczyzna po pięćdziesiątce – nauczyciel – opowiadali ze szczegółami, co tu się wydarzyło. Oskarżali mieszkańców sąsiedniej wioski – Gruzinów – o rzeź. Zaniepokoiło mnie to, że kilku mieszkańców dopuszczonych do rozmowy z dziennikarzami używało słownictwa z nowomowy propagandowej: „grupy nieformałów” itp. Coraz bardziej utwierdzałam się w przeczuciu, że biorę udział w spektaklu przygotowanym przez OM ON i wojska wewnętrzne. Postanowiłam więc urządzić spontaniczny mityng. Głośno wyraziłam swoją opinię o przyczynie konfliktu, gdy oświadczyłam, że Moskwa za pośrednictwem Tbilisi urządziła tę masakrę. Moja krytyka polityków okrągłego stołu i Gamsachurdii oraz emocje zebranych, które wzięły górę, sprawiły, że sytuacja wymknęła się spod kontroli reżyserów wycieczek dla dziennikarzy. Okazało się, że wszyscy znają język rosyjski i w gruncie rzeczy orientują się, że są marionetkami. Padło nawet stwierdzenie, że to nie tylko ich tragedia, lecz gruzińska także. Podszedł do mnie starszy człowiek, około sześćdziesiątki, bardzo biednie ubrany. Mówił cicho, tak, by nikt nie słyszał: „Moja żona jest Gruzinką, dwaj jej bracia zamordowani zostali przez Osetyjczyków, dwaj moi cioteczni bracia zginęli z ręki Gruzinów, czy ja mam teraz zabić żonę, którą kocham, czy ona mnie? Ta wojna, prawdę Pani powiedziała, potrzebna jest Moskwie, nie nam. Musimy dogadać się z Gruzinami, póki nie jest za późno. Dziękuję, że Pani przyjechała. Cieszę się, że mimo rzezi są Gruzini, którzy chcą z nami rozmawiać, u nas też są tacy, co pragną zgody. Niech Bóg Pani pomoże. Pani nas rozumie. Sowieci odejdą, a my będziemy na wieki żyć obok Gruzinów. To nasza wspólna tragedia, że nie jesteśmy razem.”

Młody porucznik wojsk wewnętrznych w zielonym mundurze rozpoczął rozmowę. Gdy dowiedziałam się, że jest Ukraińcem zaczęliśmy rozmawiać w swoich rodzinnych językach, on po ukraińsku, ja po polsku. Na pożegnanie poczęstowano nas winem, serem i jabłkami. Wsiadając do helikoptera byłam pewna, że moja ocena sytuacji jeszcze sprzed przyjazdu do Osetii nie uległa zmianie. To nie Gruzini napadali na Osetyjczyków, a Osetyjczycy na Gruzinów. To Kreml przygotował scenariusz, który bezwiednie realizowany jest niemal dokładnie przez obie strony konfliktu. Zdałam sobie sprawę, jak trudno jest pokrzyżować plany całej sowieckiej machiny, która przez dziesięciolecia pracowała tylko nad tym, jak utrzymać władzę. Dla Sowietów nawet miliony ofiar są bez znaczenia.

W Cchinwali zaproponowano mi pozostanie przez kilka dni. Propozycja spotkań nieformalnych, zarówno ze strony przywódców osetyjskich, jak i wojsk wewnętrznych. Kolejny krok w kierunku rozmów w celu zakończenia konfliktu opozycja gruzińska wykonała. Teraz, niestety, jak stwierdził Koczijew, jest za wcześnie na rozpoczęcie rozmów, gdyż emocje po obu stronach mogą spowodować, że ci, którzy zaczną rozmawiać, zostaną przez obie strony okrzyknięci zdrajcami. Dzień przed naszym przyjazdem młoda Osetyjka została zastrzelona przez wojsko tuż po godzinie policyjnej, gdy z chłopakiem wracała do domu. Gdyby nie trzecia siła – nie byłoby tego konfliktu lub dawno by się zakończył. Później na rozmowy może być za późno.

Dla mojego przyjaciela Gruzina pozostanie na noc w Cchinwali było niebezpieczne. Koczijew również ostrzegał. Ja mogłam zostać, lecz wtedy mój przyjaciel nie zostawiłby mnie samej. Nie mogłam narażać jego życia, tym bardziej, że mamy zaproszenie przywódców osetyjskich i w każdej chwili możemy tam znów pojechać.

I znów prywatnym samochodem osetyjskim dojechaliśmy w pobliże BTR, pieszo przez linię demarkacyjną i dalej gruzińskim samochodem prosto do Tbilisi. Przed wjazdem do Tbilisi zostaliśmy zatrzymani przez gwardię. To rutynowa kontrola – poszukują broni. Gdy weszliśmy do mieszkania, z oddali słychać było strzały. Nad Tbilisi zapadła noc.

Tbilisi, 24.04.1991 r.

Jadwiga Chmielowska jest współpracownikiem Ośrodka Informacyjnego „Wschód”.

Autor publikacji
Orientacja na prawo 1986-1992