4. W stronę rynku: ZUS WALCZY O ŻYCIE (Jacek B. Bińkowski)

W STRONĘ RYNKU

____________________________________________________________________

Jacek B. BIŃKOWSKI

ZUS WALCZY O ŻYCIE
„Projekt systemu dodatkowych ubezpieczeń emerytalno-rentowych” autorstwa panów Wojciecha Topińskiego (dyrektor ZUS) i Mariana Wiśniewskiego, pomimo licznych zalet, nie może jednak stanowić podstawy do rozpoczęcia reformy polskich ubezpieczeń społecznych. Zakłada, że prywatne ubezpieczenia społeczne objęłyby w zasadzie tylko osoby zarabiające powyżej 120% średniej płacy i tylko tę część wynagrodzeń, która wykracza ponad owe 120%. Zakład Ubezpieczeń Społecznych nadal byłby gestorem prawie całości funduszu emerytalno-rentowego. Pozostawienie obecnej zasady wypłat większości emerytur z bieżących składek (podatku celowego na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych) doprowadzi do konieczności dalszego zwiększania już i tak niebezpiecznie wysokiego opodatkowania płac. Nastąpi jedynie odsunięcie w czasie bankructwa obecnego systemu. Już obecnie dotacje budżetowe dla ZUS są równe całości wydatków budżetu na szkolnictwo. ZUS stanowi więc zbędny balast budżetowy i powinien zostać zlikwidowany jeśli miałby zostać wprowadzony jednolity system prywatnych ubezpieczeń społecznych typu chilijskiego) lub sprywatyzowany jeśli zostanie wprowadzony system dwustopniowy). W omawianym projekcie zakłada się, że pozostanie w ręku państwa instytucja odpowiedzialna za przepływ środków: składki-emerytury. ZUS walczy oto, by jak najwięcej pozostało z ustroju socjalistycznego.

Reforma według ZUS dotyczyłaby zaledwie części funduszów emerytalnych i objęłaby ok. 24% ogółu pracujących (lub 8,5% ogółu wynagrodzeń przy zachowaniu takich samych proporcji podatku emerytalnego – składki na FUS) i przymusowych oszczędności na dodatkowe ubezpieczenia. Ilość ta nie stanowi masy krytycznej – nie pozwoli jeszcze na efektywne działanie na rynku kapitałowym, w znikomym stopniu wspierając procesy prywatyzacyjne. Polski rynek kapitałowy już w tej chwili jest niebywale wygłodzony i chłonny, a złudzenie jego niewielkiej pojemności wynika ze zniechęcająco wysokiego, wręcz zdzierczego oprocentowania kredytów w walucie krajowej. O popycie na kredyty może świadczyć choćby fakt, że wielokrotnie niżej oprocentowane kredyty w walutach wymienialnych są pozyskiwane przez prywatnych przedsiębiorców z tak egzotycznych krajów jak: Cypr, Nowa Zelandia, Malezja i Republika Południowej Afryki. Autorzy projektu zbyt arbitralnie założyli, że tempo prywatyzacji polskiej gospodarki będzie niewielkie. Jednak należy się liczyć z gwałtownym przyspieszeniem odpaństwowienia naszej gospodarki po wyborach parlamentarnych, w których zapewne odniosą zwycięstwo siły zdecydowanie antysocjalistyczne. W tej sytuacji musi zaistnieć stałe źródło jak największego zasilania w kapitał wewnętrzny. Prywatyzacja będzie grą pozorów, jeśli nie będzie mieć charakteru kapitałowego. Darmowe rozdawnictwo akcji może być przeprowadzone tylko na mikroskopijną skalę (najlepiej niech zostanie zaniechane). Inwestowanie ze środków zgromadzonych na kontach emerytalnych umożliwi przyspieszenie prywatyzacji przez wykup akcji denacjonalizowanych przedsiębiorstw, a co za tym idzie – wzrost ich efektywności. Dlatego system prywatnych ubezpieczeń społecznych musi objąć wszystkich zatrudnionych oraz być poddany większym obciążeniom w związku z likwidacją starego systemu, niż stało się to w roku 1980 w Chile.

Proponowana przez ZUS reforma byłaby reformą ekskluzywną, praktycznie wykluczającą z dobrodziejstw systemu tych pracowników, którzy zarabiają poniżej 120% średniej płacy. Posunięcia dyskryminacyjne w gospodarce nigdy jeszcze nie przyniosły dobrych skutków na polu społecznym, zawsze stanowiąc pożywkę dla tzw. walki klasowej (w tym przypadku będzie to konflikt pomiędzy klasą dodatkowo ubezpieczonych a klasą zarabiających mniej niż owe 120% średniej płacy, w zasadzie skazanych na wypłaty emerytur z bieżących składek; podłożem konfliktu będzie „poczucie krzywdy”, czyli najzwyklejsza zawiść).

Autorzy projektu zbyt optymistycznie założyli, że Polska jest krajem wysoko rozwiniętym. To miłe, lecz niestety nieprawdziwe. Dlatego wprowadzenie dwustopniowego modelu ubezpieczeń społecznych, podobnego do zachodnioeuropejskich, nie jest najlepszym rozwiązaniem. Na marnotrawienie potencjalnego kapitału mogą pozwolić sobie tylko kraje odczuwające przesyt bogactwem. Ponadto należy przyciągnąć jak największą ilość kapitału obcego przez prywatne przedsiębiorstwa administrujące funduszami emerytalnymi. Taki kapitał jest niepodatny na trendy odpływowe i nie niesie ze sobą żadnych zagrożeń (o ile zostaną nałożone, niewielkie zresztą, ograniczenia podobne do przyjętych w Chile).

Omawiany projekt nie mówi nic o finansowaniu takich form ubezpieczeń społecznych jak: opieka zdrowotna, zasiłki rodzinne i dla bezrobotnych itd. Autorzy projektu, ograniczając się do systemu emerytalno-rentowego, milcząco zakładają utrzymanie obecnego sposobu finansowania ubezpieczeń pobocznych, co jest niedopuszczalne, gdyż stanowi zbyt duże obciążenie budżetu państwa.

Powyższe uwagi krytyczne nie mogą być traktowane jako całkowita dyskredytacja proponowanego przez panów Topińskiego i Wiśniewskiego systemu. Dyskredytuję jedynie jego zbędne ograniczenia, spowodowane dbałością o interesy pracowników ZUS, a nie o interes całego narodu. „Projekt systemu...” jest wręcz podręcznikowym przykładem, jak bronią się grupy interesów specjalnych, typowe dla ustroju złodziejskiego (czyli socjalizmu), żerujące na społeczeństwie.

Jacek B. Bińkowski

Najkrótsza praktyczna definicja liberalizmu: obrona interesów jednostki i narodu przed zakusami grup specjalnych interesów (czyli klas).

Autor publikacji
Orientacja na prawo 1986-1992