2. Zamiast świątecznej laurki (Tomasz Morawski)

ROCZNICA

________________________________________________________________

TOMASZ MORAWSKI

ZAMIAST ŚWIĄTECZNEJ LAURKI

Minęło właśnie dziesięć lat od Sierpnia 1980 roku. Rocznicę tę obchodzono jak na nasze obecne warunki wyjątkowo hucznie. Organizowano więc różnego rodzaju mniej lub bardziej udane igrzyska sportowe i spotkania w historycznych już miejscach. W ten sposób rocznica dni sierpniowych stała się jakby oficjalnym świętem "Solidarności". Tylko, że jak na święto, nastroje w sierpniu roku 1990 były mało świąteczne. Bowiem, żeby świętować trzeba znaleźć powody zachęcające do tego, a takich jako żywo zbyt wielu obecnie nie mamy. Ciągle więc nie widać oznak społecznej radości, które gdyby rację mieli ci, którzy publicznie przekonują nas o zwycięstwie, suwerenności i własnym domu, byłyby chyba mimo zmęczenia na pewno dostrzegalne. Autentycznej satysfakcji z osiągniętego sukcesu nie zastąpią więc wspominkowe imprezy, na które zresztą coraz mniej ludzi ma ochotę.

Jeśli więc nie świętem, to czymże może być dla nas dziesiąta rocznica Sierpnia? Przede wszystkim powinna ona stać się okazją do refleksji i próby odpowiedzenia sobie na pytanie czym był rok 1980 dla Polaków i czy w dziesięć lat później może on być zjawiskiem inspirującym do nowych działań?

Większość ugrupowań zaliczanych do niedawna do opozycji (obecnie już tylko część tkwi w niej dalej) przyznaje się do solidarnościowego rodowodu. Afiszowanie się "sierpniową" inspiracją i przywiązaniem do etosu "Solidarności" stało się w Polsce jedną z głównych metod (czasem nieomalże jedyną) walki politycznej. Hasło "Sierpień" i "Solidarność" jest (obecnie może w trochę mniejszym stopniu, niż jeszcze parę miesięcy temu) gwarantem osiągnięcia sukcesu politycznego. Stąd też wiele ugrupowań starało się o wsparcie swej nazwy magicznym słowem, zaczynającym się na "S". Toczą się również zacięte spory oto kto jest rzeczywistym spadkobiercą sierpniowych ideałów, a kto zasługuje jedynie na miano uzurpatora.

W tej sytuacji bardzo trudno jest rzeczowo dyskutować nad sierpniowymi rodowodami. Niewątpliwie jedno pozostaje niezaprzeczalnym faktem: wszystkie ugrupowania polityczne wywodzące się z opozycji antykomunistycznej mają prawo do uważania się za spadkobierców Sierpnia i tej "Solidarności", która powstała w wyniku gdańskiego protestu. Kaźdy, kto przyłożył swoją rękę do walki z ustrojem totalitarnym. może powiedzieć, iż początek swej drogi (chyba, że ktoś działał aktywnie w opozycji już wcześniej) znalazł w roku 1980. Albowiem najgłębszy sens sierpniowego protestu to obudzenie w ludziach ducha aktywnej walki z komunizmem. Sierpień położył kres społecznej bierności będącej w rzeczywistości przyzwoleniem na funkcjonowanie w Polsce systemu komunistycznego. Wcześniej istniały nieliczne środowiska aktywnie buntujące się przeciw takiemu stanowi rzeczy. Większość, jeżeli nawet nie utożsamiała się z ustrojem PRL, nie dostrzegała nic nagannego w swoim milczeniu lub praktycznym wspieraniu komunistów poprzez swój oportunizm polegający na uczestniczeniu w różnego rodzaju strukturach wspierających reżim. Rok 1980 położył kres takiemu układowi. Od tej pory stało się jasne, że duża część społeczeństwa ma komunizmu dość, a co najważniejsze zaczęła głośno o tym mówić.

Sierpień położył kres masowej grze w czerpanie różnorakich korzyści w zamian za poparcie udzielone władzy. Już wtedy - mimo że nie wszyscy zdawali sobie z tego sprawę - nie był to bunt przeciw socjalistycznym wypaczeniom, ale przeciw samej istocie komunizmu. Wprawdzie byli tacy, którzy próbowali sprowadzić ten protest na tory przemian i modyfikacji istniejącego modelu państwa, lecz tak naprawdę to wtedy właśnie stworzono podstawy do gruntownych przeobrażeń naszego kraju. Niedawno z wywiadu z Bogdanem Borusewiczem zamieszczonego w "Życiu Warszawy" dowiedziałem się, że oprócz ogólnie znanych 21 postulatów istniał i dwudziesty drugi, zgłaszany przez komitety strajkowe: aby przeprowadzić wolne wybory. Ten postulat mimo wpisania go na listę nie został przedstawiony stronie rządowej. Borusewicz tłumaczył to względami taktycznymi tzn. niemożnością jego przeforsowania. Nie chcę tu wnikać czy była to decyzja słuszna, ważne dla mnie jest, że taki postulat był już wtedy zgłaszany przez wielu strajkujących. Żądanie wolnych wyborów jest świadectwem, iż w Sierpniu narodziła się artykułowana przez wielu myśl, że poprawianie "wypaczeń socjalizmu" nie może być celem prowadzonej walki, że należy iść o wiele dalej. I to żądanie bezsprzecznie można uznać za jedną z najważniejszych wartości tamtego okresu. Późniejsze lata mimo wielu trudności i załamań nie przyniosły wykreślenia przez komunistów pragnień rozbudzonych w sierpniu, 1980 roku. Wprawdzie okazało się, że duża część ludzi spośród tych, którzy deklarowali w 1981 swe poparcie dla "Solidarności", w chwili szczególnie ciężkiej zawiodła, to jednak niemożliwym stał się już powrót do przedsierpniowej rzeczywistości. Społeczeństwo coraz bardziej uzmysławiało sobie fakt, iż komunizm musi przegrać. Jednocześnie budzić poczęła się świadomość. że opozycja wobec komunistów może mieć bardzo różnorodne oblicze ideowe. Zrazu nieśmiało, potem już coraz śmielej (szczególnie ostatnio) powstać poczęły ugrupowania o różnorakich opcjach politycznych. Wszystkie one jeżeli mieszczą się w nurcie opozycji antytotalitarnej mają prawo do uważania się za spadkobierców Sierpnia. Jest to zupełnie oczywiste i na codzień nie ma w zasadzie potrzeby się tym faktem afiszować. Chyba, że ktoś pragnie to wykorzystać do nieuczciwie prowadzonej walki politycznej.

Z takiej właśnie chęci odebrania politycznym przeciwnikom wszelkich szans, wynikały próby zawłaszczenia za wszelką cenę sceny politycznej, poprzez szermowanie hasłem jedności i skupianie wszystkich pod sztandarem "Solidarności". W tej grze głoszono odrzucenie jakichkolwiek podziałów ideowych, w zamian proponując jedynie etos "Solidarności" - pojęcie tyleż piękne, co zupełnie niekonkretne. Skupienie wszystkich pod jednym znakiem solidarnościowego ruchu obywatelskiego nie powiodło się, a nieuniknione podziały na szczęście się ujawniły. Nadal jednak trwa ostra walka o wyłączność praw do sierpniowego rodowodu.

A Sierpień tak naprawdę pozostaje już tylko wspomnieniem mogącym nas inspirować, ale niemożliwym do wykorzystania w bieżącej działalności politycznej. Należałoby się raczej głęboko zastanowić, czy droga jaką Polska przeszła przez tych dziesięć lat jest na miarę tego wielkiego przełomu jaki dokonał się w tym kraju w 1980 roku? Czy wykorzystaliśmy wszystkie szanse, jakie do tej pory się przed nami pojawiły? Pytanie jest niestety retoryczne, jako że odpowiedź może być tylko jedna. Doceniając zaistnienie w naszym kraju wielu zmian, nie można nie dostrzegać faktu, że zmiany te są jak na możliwości istniejące w obecnej sytuacji niewystarczające. Układy polityczne w rodzaju Magdalenki i "okrągłego stołu" mają niewiele wspólnego z duchem Sierpnia. To co dziesięć lat temu było punktem wyjścia do wprowadzenia jakichkolwiek zmian (myślę o rozmowach i paktach z władzą), w roku 1990 jest już czystym anachronizmem, konserwującym korzystny dla byłej władzy układ sił.

Obawiam się, by nie stało się tak, że w niedługim czasie kolejne rocznice Sierpnia będą huczniej obchodzone przez polskich i zagranicznych komunistów Jako przykład początku modelowej drogi do stworzenia systemu politycznego, w którym była opozycja gwarantuje im zachowanie większości przywilejów, a także staje się gwarantem pozostawania swego kraju w orbicie sowieckich wpływów. Żeby nie być gołosłownym przytoczę pewną informację jaką ostatnio podał PAP, a która szczerze powiem trochę mnie zdumiała: oto w Moskwie ambasador Ciosek z okazji 10 rocznicy podpisania porozumień gdańskich wyprawił okolicznościowe przyjęcie. Czyż to nie szyderstwo historii - komunistyczny ambasador w stolicy światowego komunizmu świętuje rocznicę polskiego Sierpnia? Czy aby na pewno o to chodziło tym, którzy 10 lat temu rozpoczęli swoją drogę do wolności?

Autor publikacji
Orientacja na prawo 1986-1992