18. Nie trzeba głośno mówić: Inne spojrzenie

NIE TRZEBA GŁOŚNO MÓWIĆ

________________________________________________________________

Dzięki działaczom opolskiego oddziału LDP"N" nasza redakcja otrzymała materiały, których znaczenia nie może przecenić historyk najnowszych dziejów Polski zajmujący się zagadnieniami antysemityzmu. Dokumentami tymi, których autentyczność nie ulega wątpliwości, są relacje naocznych świadków aktów terroru ze strony władz wobec Żydów bezpośrednio po pogromie kieleckim w dniu 4 lipca 1946 roku. Centralny Komitet Żydów Polskich przesłał je władzom Polskiego Stronnictwa Ludowego, w wyniku czego przechowały się do naszych czasów.

Rzucają one nowe światło na zachowania i postawy antysemickie tłumaczone dotychczas chęcią skompromitowania, zwłaszcza w kontekście przeprowadzonego kilka dni wcześniej referendum, żywiołów niepodległościowych przez przypisanie odpowiedzialności za pogrom "andersowcom" i "winowcom". Służyła temu między innymi bierna postawa wojska i milicji podczas zajść. Oto jednak okazuje się, że same władze c z y n n i e uczestniczyły w planowych i zorganizowanych działaniach eksterminacyjnych wobec Żydów czy też ludzi za Żydów uważanych. Nie jest przy tym jasne, czy działania te obejmowały łatwych do identyfikacji Żydów ortodoksyjnych, czy zasymilowanych. W przeciwieństwie bowiem do tradycyjnego schematu antysemityzmu, zagrożenie dla komunistycznej wizji świata stanowili ci, którzy pragnęli zachować swoją odrębność religijną, kulturową i społeczną, a nie ci, którzy zamierzali "wyjść z getta" i roztopić się w kolektywistycznej rodzinie "ludzi sowieckich". Jedno wydaje się być pewne ów typowy dla ustrojów totalitarnych mechanizm związania z państwem funkcjonariuszy aparatu dokonanymi zbrodniami.

Sekretariat Naczelny Polskiego Stronnictwa Ludowego otrzymał w dniu 2 VIII 1946 list od Centralnego Komitetu Żydów Polskich, który poniżej podajemy:

INNe SPOJRZENIE

Warszawa, dn. 26 lipca 1946 r.

CENTRALNY KOMITET ŻYDÓW POLSKICH

L. dz. 7183/46/JT/mk

Do

Polskiego Stronnictwa Ludowego

Przy niniejszym przesyłamy materiał, dotyczący bezpieczeństwa ludności żydowskiej w Polsce, z prośbą o nadanie sprawom właściwego biegu.

/-/M.Zonszajn /-/P.Zelicki Członek Prezydium Generalny Sekretarz

PROTOKÓŁ

Staje Grunglas Rachela, zamieszkała we Wrocławiu, ulica Odrzańska 24, lat 18, córka Mojżesza i Małki, repatryjantka z ZSRR, legitymująca się kartą ewakuacyjną nr 162 z maja 1946 r., wystawioną przez pełnomocnika Polskiej Delegacji w mieście Saratow, zarejestrowana dnia 24.03.1946 pod L. 15691/111 w Purze, punkt etapowy we Wrocławiu. Pouczona o obowiązku zeznawania prawdy zeznaje:

"W dniu 4.7.1946 r. znajdowałam się w pociągu pospiesznym, zdążającym z Wrocławia do Kielc. Koło godziny 1.30 po południu ok. 40 km od Kielc zauważyłam na stacji, której nazwa nie jest mi znana, osobnika w mundurze wojskowym, który na zapytanie pasażera jadącego wraz ze mną w tym samym przedziale, dlaczego strzelają, odpowiedział "Strzelamy Żydów". Do pociągu wszedł na tej stacji jakiś osobnik w cywilu i opowiadał, że w pociągu są poszukiwania za Żydami, wzywał pasażerów, aby rozpoznawali jadących pociągiem Żydów i wydali ich na stacji. Gdy pociąg następnie ruszył, jeden z pasażerów zawiadomił resztę, że 2 Żydów z pociągu zostało zastrzelonych. Trupy tych Żydów widziałam, jak leżały na stacji. Następnie pociąg zajechał do Kielc, a gdy wyszłam z dworca kolejowego na miasto, zauważyłam grupy osobników ubranych w mundury wojskowe i noszących karabiny, które to grupy poszukiwały osoby wyglądające na Żydów. Do jednego osobnika doszli w mojej obecności, zażądali od niego dokumentu, gdy zaprzeczył, że jest Żydem, a gdy następnie stwierdzili ten fakt, zaczęli go bić po twarzy i głowie, następnie zaciągnęli go na bok, gdzie usłyszałam strzał.

Następnie udałam się w Kielcach na ulicę Planty, gdzie pod nr 7 znajduje się "Kibuc", w którym miała się znajdować moja kuzynka Beila Certner. Przed budynkiem zauważyłam 2 auta ciężarowe oraz budynek otoczony wojskiem uzbrojonym w karabiny. Gdy chciałam wejść przez kordon nie zostałam wpuszczona a na zapytanie do jednego z żołnierzy co się tu dzieje, otrzymałam odpowiedź: "szukamy" lub "zabijamy" Żydów, nie macie się co tu kręcić, bo jak nie to i wy padniecie ofiarą. Żołnierze, którzy otaczali budynek kazali nam wejść do cukierni sąsiedniej, ażeby przeczekać, albowiem nie rozpoznali we mnie Żydówki i wobec tego udałam się do cukierni, gdzie na moje pytanie odpowiedzieli mi, że Żydzi zabili 12 dzieci polskich, co opowiadał chłopiec, który się z piwnicy jedyny uratował. Nadto zabili Żydzi oficera oraz dziecko jego, które znaleziono w piwnicy i dlatego Żydów wojsko również szuka i strzela. Następnie zauważyłam duży ruch na mieście i grupy wojskowych, które rozglądały się w poszukiwaniu za Żydami. Gdy udałam się na stację, by wyjechać z Kielc, zauważyłam, jak do ogonka ludzi czekających po bilety podchodziły grupy osobników umundurowanych z karabinami i gdy ktokolwiek był podejrzany, że jest Żydem, zatrzymywali go, a następnie jak to zauważyłam w dwóch wypadkach, zabierali poza obręb kasy do innego miejsca. Jednego, legitymującego się jako Polaka, któremu nie dowierzali, zaczęli bić po twarzy, ale następnie go puścili. Natomiast jednego Żyda, który stał w ogonku zabrali z kasy i przed stacją zastrzelili, co wprawdzie na oczy nie widziałam, ale słyszałam strzał i stwierdził to sąsiad, który przyszedł do kasy. Przy pomocy nieznanej mi osoby udało mi się uzyskać bilet do Krakowa, dokąd przyjechałam bez przeszkód, atoli w pociągu pasażerowie, pochwalali czyny żołnierzy, skoro okaże się, że Żydzi mordowali nie tylko dzieci w Kielcach, ale również i w Krakowie.

Po przeczytaniu podpisałam."

Grunglas Rachela

PROTOKÓŁ

Sporządzony w Wydziale Kultury i Propagandy CKŻP. Zeznania ob. Maksa Holca s. Mejlecha, urodz. 1895 w Jarosławiu. "Wczoraj 23.VII.1946 udałem się pociągiem pośpiesznym (godz. 11.55) z Lublina do Warszawy. Na dworcu w Lublinie spotkałem dwóch nieznajomych mi bliżej Żydów, którzy jechali w tym samym kierunku. Z powodu przepełnienia w pociągu nie udało nam się wejść do przedziału. Ulokowaliśmy się w korytarzu przy drzwiach. Mniej więcej o godz. 2 w nocy na stacji Łęczko czy Łęczkowice (nie przypominam sobie dokładnie nazwy) do wagonu weszło 3 osobników, ubranych w mundury milicyjne, uzbrojonych w automaty. Wagon był oświetlony, ale myśmy siedzieli w cieniu. Milicjanci otworzyli drzwi i oświetlili nas ręcznymi latarkami. Zauważywszy nas zapytali z ironią: "Mojżeszowe wyznanie, co?" Odpowiedzieliśmy twierdząco. Na to milicjanci zażądali okazania dokumentów. Wyjąłem z górnej kieszeni zaświadczenie o demobilizacji wraz z pieniędzmi (1200 zł.), które leżały w środku. Napastnicy zabrali pieniądze, pobieżnie oglądali mój dowód, a potem mi go zwrócili. Następnie zwrócili się do moich współtowarzyszy podróży, ci pokazali im swoje dokumenty. W tej chwili zauważyłem, że inni podróżni - Polacy, którzy stali obok dają mi znaki, żebym się schował za nimi. Milicjanci zajęci oglądaniem dokumentów pozostałych 2 Żydów, nie zauważyli, że powoli usuwałem się.

Zdołałem dzięki pomocy Polaków schować się w głębi wagonu. Przepychając się przez tłum słyszałem jeszcze jak zatrzymani Żydzi tłumaczyli milicjantom, że ich dokumenty są w porządku, że niedawno wrócili z Rosji. Później trochę, mniej więcej po godzinie wróciłem na swoje miejsce. Nie zastałem już tam ani wspomnianych 2 Żydów, ani ich, ani mego bagażu.

Wiem, że ci Żydzi mieszkają w Szczecinie. Mają tam swoje rodziny. Jechali na Lubelszczyznę po to, by spieniężyć swoją własność. Wieźli ze sobą gotówkę, którą uzyskali ze sprzedaży swoich majątków. Zeznałem wszystko. Protokół mi odczytano." Zeznający:

Holc Maks

Orientacja na prawo 1986-1992