13. Nasze lektury: DEZINFORMACJA - ORĘŻ WOJNY (Mirosław Filipiak)

NASE LEKTURY

________________________________________________________________

Mirosław Filipiak

DEZINFORMACJA – ORĘŻ WOJNY

VLADIMIR VOLKOFF jest znanym i cenionym na Zachodzie pisarzem, zafascynowanym możliwościami i metodami manipulowania opinią publiczną, a tym samym wpływania na proces przekształceń mentalności jednostek i całych grup ludzkich. Szczególny rozgłos przyniosła mu wyróżniona nagrodą Akademii Francuskiej, tłumaczona już na język polski, powieść Montaż, w której, podobnie jak w ca/ej swej twórczości, łączy zajmującą fabułę z kliniczną niemal analizą mechanizmów manipulacji psychologicznych.

Dezinformacja – oręż wojny zajmuje w dotychczasowym dorobku literackim Volkoffa wyjątkową pozycję z dwóch powodów. Po pierwsze, antologia kilkunastu tekstów wybitnych teoretyków i praktyków wojny psychologicznej stanowi w istocie paranaukowy wykład z teorii dezinformacji. Po drugie, ideą przewodnią książki jest, poprzez odpowiedni dobór materiału i komentarz, ukazanie celów, metod i środków wpływania na opinię publiczną w taki sposób, by umożliwić czytelnikowi ich zidentyfikowanie i obronę przed zalewem wiadomości będących produktem manipulacji. Takie podejście do problemu jest konsekwencją aktualnej sytuacji panującej w świecie zachodnim, a szczególnie w Stanach Zjednoczonych, które po dziś dzień ignorują dezinformację jako formę agresji, nie dostrzegając jednocześnie zagrożeń płynących z działalności różnych sił politycznych i służb specjalnych obcych państw, realizujących starą maksymę chińskiego „ojca” wojny psychologicznej, Sun Tze: „Największą umiejętnością w sztuce wojennej jest podporządkowanie sobie nieprzyjaciela bez walki”.

Tymczasem, zdaniem Volkoffa, właśnie państwa demokratyczne są najbardziej narażone na skutki dezinformacji. Są bowiem pozbawione możliwości ofensywnego działania. Przyczyna tego tkwi w demokratycznym systemie sprawowania władzy. Zmiana rządu pociąga za sobą zmianę celów politycznych, a co za tym idzie, zmianę celów stawianych dezinformacji. I tak na przykład w Wielkiej Brytanii labourzyści zawsze będą kładli nacisk na inne problemy aniżeli konserwatyści, podważając tym samym podstawową zasadę obowiązującą przy prowadzeniu operacji dezinformacyjnych – długofalowość. Aby móc skutecznie manipulować opinią publiczną warunkiem sine qua non jest ciągłość działań. Potwierdzają to choćby doświadczenia francuskich oficerów, którzy podczas wojny algierskiej wyobrażali sobie, że ich akcje psychologiczne odniosą pozytywny skutek już po kilku tygodniach.

Drugą przyczyną, dla której trudno poważnie traktować zachodnią dezinformację, jest kryterium prawdy, nie prawdy absolutnej, ale własnej, pozwalającej podzielić świat na „nas” i „innych”. Ustalenie takiego kryterium jest konieczne, gdyż kraj dezinformujący mimo wyznaczenia sobie konkretnych celów naraża się przy szeroko prowadzonej wojnie psychologicznej na „samodezinformację”, a nawet na „zakażenie” całego świata. W państwach demokratycznych określenie takiego kryterium jest niemożliwe, ponieważ każdy obywatel może wierzyć, w co chce. W totalitaryzmie – to kryterium stanowi jądro doktryny, światopogląd naukowy będący miernikiem prawdziwości idei i obrazów.

I wreszcie – powodzenie dezinformacji zapewnia współdziałanie celu (ważne jest zatem rozpoznanie środowiska) oraz prowadzenie jej za pomocą mass mediów, głównego przekaźnika czy narzędzia tego rodzaju operacji we współczesnym świecie. Nieskrępowane politycznie zachodnie środki masowego przekazu kształtują obraz rzeczywistości „podsuwając” swojemu społeczeństwu niejako gotową wizję do zaakceptowania. A może to ma być wizja świadomie, czy też nie, zdeformowana i z tego względu obywatel zmuszony jest do samodzielnej oceny zdarzeń, faktów i zjawisk. Aby móc to uczynić i uzyskać wiarygodny obraz, każdy członek społeczności powinien zdać sobie sprawę z samego faktu istnienia dezinformacji. To właśnie według Volkoffa jest zasadniczy środek obrony przed jej negatywnymi skutkami. Tylko eliminacja fałszywych wiadomości poprzez ich weryfikację (ale bez popadania w skrajności) umożliwia stworzenie prawdziwego lub choćby maksymalnie zbliżonego do prawdziwego obrazu rzeczywistości.

Vladimir Volkoff wychodzi naprzeciw czytelnikowi wskazując w swojej książce podstawowe metody działań dezinformacyjnych. Toteż rozpoczyna swój „wykład” od przytoczenia starych, niezmiennych, „świętych” maksym i zasad prowadzenia wojny psychologicznej, wypracowanych ponad 2500 lat temu przez mistrza sztuki wojennej, Sun Tze (poprawna polska pisownia). Ich bujny rozkwit nastąpił w XX wieku, szczególnie za sprawą komunizmu i faszyzmu. Obie te formacje ideologiczne miały swoich mistrzów w tej dziedzinie, a cytowany przez Volkoffa, Serge Tchakhotine, stał się genialnym twórcą nowego rodzaju działań dywersyjnych, wykorzystujących do swych celów osiągnięcia psychologii eksperymentalnej. Wprawdzie – jak słusznie zauważa Volkoff – jego „nauka manipulowania tłumem”, zbudowana na podstawie teorii odruchów warunkowych Pawłowa, mocno się już zestarzała, ale pewne jej elementy można dostrzec i dzisiaj. Weźmy na przykład pod uwagę symbolizm (tak istotny u Tchakhotine’a), a łatwo zauważyć, że obecnie znak graficzny, mający oddziaływać na podświadomość odgrywa w propagandzie coraz mniejszą rolę, skutecznie zastępowany przez obraz filmowy, z pozoru bardziej wiarygodny, a jakże często odpowiednio preparowany dla określonych celów politycznych.

Dezinformacja jest doktryną – podkreśla Volkoff – nie zaś techniką manipulowania opinią publiczną. Autor stara się więc umiejscowić ją na tle innych broni z arsenału, jakim dysponują siły prowadzące wojnę psychologiczną. Omawiając prace Sun Tze, Tchakhotine’a, Seftona Delmera („wynalazcy” tzw. czarnej, czyli tajnej propagandy) i Pierre Norda wskazuje na współzależności i cechy wyodrębniające dezinformację od takich form agresji psychologicznej jak podstęp, biała Uawna) i czarna propaganda czy intoksykacja (wprowadzanie w błąd). Jednocześnie przytacza przykłady działań w wymienionych dziedzinach operacji specjalnych, będące zarazem największymi sukcesami ich inicjatorów. W tym kontekście powtarza za Michałem Hellerem, że: „Sztuka dezinformacji dała znakomity dowód swej skuteczności w 1979 roku, kiedy to Zachód z największą łatwością zaakceptował ideę, że bomba neutronowa, której Związek Sowiecki jeszcze nie posiadał, spowoduje zagładę ludzkości i jest bronią imperialistyczną”. Ale tak wielkie sukcesy dezinformacji były możliwe dzięki stałemu udoskonaleniu tego oręża wojny. Toteż autor wiele miejsca poświęca genezie, historii, etymologii, specyfice, rozwojowi teoretycznemu i osiągnięciom praktycznym sowieckiej dezinformacji, która stała się podstawowym środkiem „militarnym” w – jak to określił P. Nord – „wojnie zastępczej”, będącej kontynuacją zmagań komunizmu z wolnym światem. Zdaniem twórcy teorii „rewolucji woluntarystycznej”, Rogera Mucchiellego (omawianej tu przez V.V.), jest to wojna niekonwencjonalna, wykraczająca poza normy prawa międzynarodowego i wojennego, wojna totalna dążąca do osiągnięcia swych celów poza ramami wypracowanych przez jurystów reguł prawnych, wojna, w której sowiecka dieza święci triumfy, gdyż czerpie „swe soki żywotne z postawy Zachodu, który po otrzymaniu impulsu z Moskwy dezinformuje się już sam”. W tej wojnie, jak już wspomnieliśmy wyżej, obywatel demokratycznego kraju pozostawiony jest „sam sobie”. Skuteczną defensywę może mu zapewnić nie tylko poznanie stosowanych metod, ale właściwe sklasyfikowanie rozpoznanych wcześniej narzędzi tej bezkrwawej napaści. Volkoff wyróżnia cztery podstawowe grupy czasopism i audycji, przyjmując jako punkt wyjścia cele, jakim poszczególne media mogą służyć oraz grupy społeczne ewentualnie pozostające w strefie zainteresowań dezinformatora. Mogą one stanowić tzw. grupy kluczowe (np. zawodowe, środowiskowe) mające strategiczne znaczenie dla całego planu destabilizacji państwa przeciwnika. Grupy te, podobnie jak jednostka, stają się niejednokrotnie „rezonatorem”, czyli nośnikiem danych podsuwanych przez inspiratora całej operacji. Na ogól „rezonator” nie jest świadom roli, jaką przyszło mu spełniać, nie wie, że jest trybikiem w machinie, która, dzięki niemu i jemu podobnym, toczy się sama. Zupełnie tak samo jak kulka położona na najmniejszej choćby pochyłości. Ale zdarza się, że doskonale zdaje sobie sprawę ze swej działalności. Pod wpływem jednak nacisku zewnętrznego decyduje się na włączenie do akcji, wybierając tzw. mniejsze zło. Niezależnie od intencji „rezonator” zawsze spełnia rolę dezinformatora. Klasycznym przykładem „funkcjonowania” w charakterze „rezonatora” jest sprawa jednego z korespondentów „Le Monde” relacjonującego w swoich artykułach „poczynania” Czerwonych Khmerów w Kambodży (ten fragment Dezinformacji był publikowany w „Onp”). ÓW dziennikarz nadał swoim doniesieniom taki wydźwięk, że bez cienia wątpliwości można zaliczyć wyniosły „Le Monde” do grona mass mediów dezinformujących. W rezultacie korespondent osiągnął „obiektywizm pozorny” – przyjmując rozróżnienie Michela Legris – całkowicie ignorując „obiektywizm w zamierzeniu”, który jest esencją etyki zawodowej dziennikarza.

Książka Vladimira Volkoffa poświęcona jest przede wszystkim teorii dezinformacji, ale każdy wywód poparty jest tutaj przykładami, często z bardzo nieodległej przeszłości. W cytowanych fragmentach tekstów Delmera, Barrona czy Vladislava Bittmana znaleźć można opisy przeprowadzanych operacji czy sukcesów i porażek poszczególnych agentów. Antologia nie tylko odsłania tajniki działalności angielskich służb specjalnych podczas drugiej wojny światowej, Francuzów w Algierze czy KGB, ale również unaocznia zasięg i rozmach, z jakim działały „bratnie” służby, z których czechosłowacki Wydział „D” niewątpliwie wysuwał się na czołowe miejsce. Niemal sensacyjne wątki z „agenturalnego życia” najwybitniejszego sowieckiego specjalisty od diezy Victora Louisa sprawiają, iż książkę czyta się z ogromnym zainteresowaniem. Jest to lektura tym bardziej fascynująca, że przedstawiane wydarzenia, fakty i zjawiska znajdują swoje odbicie w rzeczywistości. We fragmencie zaczerpniętym z amerykańskiego bestselleru A. de Borchgrave’a i R. Mossa pt. Iceberg (tytuł orygin. – The Spike) ukazującego wizję Stanów Zjednoczonych kontynuujących – jak określił czasy Cartera Paul Johnson – „próbę samobójstwa”, można doszukać się autentycznych postaci i zdarzeń. Wymieniony tu Instytut Reform to nic innego jak Institute for Policy Studies założony przez komunistę-milionera, do dziś uchodzący za „normalną”, szacowną amerykańską instytucję posiadającą swoje wpływy w Kongresie, mediach, a za Cartera nawet w Białym Domu. Niektórzy spośród członków IPS mają możliwość bezpośredniego oddziaływania na senatorów, pełniąc funkcje tzw. asystentów-senatorów, których zadaniem jest m.in. przygotowywanie różnego rodzaju projektów, wystąpień, pytań dla przesłuchiwanych w komisjach Kongresu, etc. (we fragmencie – agent wpływu Adams). W radzie dyrektorów zasiada eks-kandydat na fotel prezydencki i główny negocjator ds. rozbrojenia Cartera – McGovern.

Wspomniane w The Spike „wykastrowanie” CIA miało miejsce w czasie nagonki postnixonowskiej, kiedy Carter mianował „liberała” szefem Agencji. W efekcie przetrzebiono kadry i do dziś CIA bazuje wyłącznie na satelitach. Warto dodać, że wymieniony w powieści dyrektor CIA, Bill Crawford – to w rzeczywistości admirał Turner, działający w istocie bardziej dla dobra Sowietów i przeciw Agencji niż w obronie interesów USA. Powszechnie znany jest jego negatywny stosunek do jakichkolwiek przesłuchań w Kongresie dotyczących działalności agentów.

Oczywiście ten niezwykle przyjazny i pełen zaufania do Związku Sowieckiego kurs polityki Cartera został w ogromnej mierze zatrzymany w okresie prezydentury Reagana, ale obrany i lansowany wówczas kierunek mógł okazać się fatalny w skutkach. Zaznaczyć jednak trzeba, że sprawa nie jest jeszcze przesądzona. Zachód nieustannie szuka na Kremlu „partnera pełnego dobrej woli”, przy pomocy którego będzie mógł wywierać wpływ na politykę ZSRS. Przypomnijmy. Dla ambasadora USA w Moskwie, Josepha Daviesa, takim „partnerem” był Stalin, któremu trzeba było pomagać, gdyż „jego liberalne skłonności napotkają opór Biura Politycznego”. Dziś takim nękanym przez swych „pobratymców” i potrzebującym pomocy „partnerem” jest aparatczyk Gorbaczow.

I jeszcze jedna, niezwykle ważna sprawa. Potencjalny czytelnik, sięgając po książkę Volkoffa, zada niewątpliwie pytanie: Na ile ta praca jest aktualna? Wszak Dezinformacja ukazała się na Zachodzie przed kilku laty, w całkowicie odmiennej sytuacji międzynarodowej, kiedy mocno stał jeszcze mur berliński. Odpowiadam zatem. Książka Volkoffa nie straciła nic ze swej aktualności – wręcz przeciwnie – nabrała nowej niepokojącej treści. W całym bloku wschodnim zachodzą daleko idące zmiany zarówno w sferze życia ekonomicznego jak i politycznego, ale „wizualny” rozpad Imperium Sowieckiego nie oznacza w istocie utraty jego rzeczywistych wpływów. Obserwowany obecnie swego rodzaju „kameleonizm” Sowietów służy wyłącznie wzmocnieniu państwa i realizacji konkretnych celów. Jakich? Odsyłam do scenariusza wydarzeń przedstawionego przez Zinowiewa już w 1983 roku!) w rozmowie agentów wpływu (s. 182-183).

Takiej hipotezie można jednak postawić zarzut, że skoro komuniści tracą wszędzie władzę polityczną, to nie ma mowy o wzmacnianiu przez nich państwa, a co za tym idzie, zachowaniu możliwości aktywnego działania na rzecz budowy nowej potęgi, a więc i własnej. Jest to rozumowanie słuszne tylko z pozoru. We wszystkich krajach postkomunistycznych, bardzo wyraźnie widać to w Polsce, zaczynają się krystalizować struktury władzy określane przez socjologów polityki – jeśli się nie mylę – strukturami „państwa korporacyjnego”. Jego charakterystyczną cechą jest to, że władza sprawowana jest dwutorowo. Z jednej strony mamy instytucje demokratyczne, pełniące władzę nominalną, z drugiej natomiast – siły oparte na przedsiębiorstwach i innych różnego rodzaju organizmach gospodarczych, posiadające rzeczywistą władzę ekonomiczną i wywierające bezpośredni wpływ na rząd, z pominięciem parlamentu i samorządu, co w konsekwencji prowadzi do degradacji tych ostatnich. W warunkach rynkowych mass media są oczywiście takimi właśnie „przedsiębiorstwami”. Ich dysponent ma niczym nie skrępowany wpływ na kształtowanie opinii publicznej i kreowanie wygodnych dla siebie postaw ludzkich. Wiemy już, że możliwości manipulacji są ogromne i – co gorsza – ponieważ znaczna część środków masowego przekazu znajduje się, nie tylko w Polsce, w rękach byłych komunistów, z tego rodzaju działaniami musimy się nie tylko liczyć, ale i bacznie obserwować już prowadzone (np. przez znany ilustrowany tygodnik, którego nazwy tu nie wymienię w trosce o czytelnika). Konkludując należy stwierdzić, że zachodzące przemiany w stosunkach społeczno-gospodarczych krajów byłego „bloku wschodniego” nie tylko sprzyjają, ale i dostarczają nowych, świeżych „soków” dezinformacji. W tej nowoczesnej, wyrafinowanej wojnie psychologicznej wszelka działalność powtórzmy to za Vladimirem Volkoffem: „nie polega na tym, aby dezinformowani «uwierzyli» w coś, lecz na zmodyfikowaniu ich reakcji, mimo tego, w co wierzą”.

Autor publikacji
Orientacja na prawo 1986-1992