***

* * *

Węgry zostały członkiem stowarzyszonym struktur cywilnych NATO. Czecho-Słowacja i Bułgaria (!) zadeklarowały rozważenie sprawy przystąpienia do NATO, po likwidacji Układu Warszawskiego. Likwidację tę gotowe są przyspieszyć w razie dalszej obstrukcji sowieckiej. Węgry i Czecho-Słowacja podpisały pakt wojskowy. W pokrewnej dziedzinie Czecho-Słowacja jednostronnie zerwała umowę (z ub. roku) z KGB, odmawiając tej instytucji prawa do działalności na swym terytorium. Co ciekawe, wszelkie informacje tego typu są praktycznie ignorowane, bądź spychane na ostatnie miejsce przez polskie media. Nie bez przyczyny. Umocniony jeszcze na swej pozycji min. Skubiszewski poucza specjalistów na wykładzie w Londynie: "Ani państwa sąsiednie, ani państwa sojuszu atlantyckiego nie powinny czynić czegokolwiek, co by wzmagało niepokój lub wręcz obawy władz sowieckich". Min. Skubiszewski postępował i postępuje według tej zgranej, przegranej, błędnej, fałszywej, kontrproduktywnej zasady. Polityka ministra wmanewrowała Polskę na pozycję tego kraju Układu, który Sowieci mogą bezkarnie lekceważyć. Minister jest odpowiedzialny za rozmyślną rezygnację z wystąpienia o wycofanie Armii Czerwonej wraz z Węgrami, Czechami i Słowakami, mimo iż wówczas Sowieci wyrażali tego gotowość. Rząd polski stwierdzał wtedy, że w naszym przypadku możliwe to będzie tylko w ramach realizacji procesu "ogólnoeuropejskiego bezpieczeństwa". T. Mazowiecki realizując swą dewizę upartej powolności deklarował, że, owszem, my też kiedyś o to wystąpimy, ale "nie tak ostentacyjnie jak niektóre inne kraje".

Minister Skubiszewski kontynuuje swą politykę tchórzliwej ultra-ostroźności, politykę szkodliwą dla polskiej racji stanu. Warto uświadomić sobie, że nawet wystąpienie Polski z Układu Warszawskiego, czy też jego likwidacja, nie załatwi sprawy - nadal pozostaniemy w niebezpiecznym zawieszeniu i izolacji.

W chwili, gdy piszemy te słowa toczy się IV tura negocjacji na temat wojsk sowieckich w Polsce. Tutejsi "fachowcy" z góry stwierdzili, że nie możemy przecież blokować wyjścia Armii Czerwonej z Niemiec oraz że będziemy "elastyczni" w kwestii terminu definitywnego opuszczenia przez nią Polski. J. Ziółkowski uznał, że mimo wszystko rzecz cała idzie "krok za krokiem w dobrym kierunku". Min. Kołodziejczyk, zgodnie ze swą sylwetką ideową, propagując sowiecką tezę o roli Armii Czerwonej w Polsce, zauważył, że rola ta "jako łącznika z jednostkami radzieckimi w byłej NRD dobiega końca". Dobiega, jak wiadomo, w 1995 roku.

Wszystko to dobrze wróżyło rokowaniom. I rzeczywiście - Sowieci zaproponowali 1994 rok, podkreślając wspomnianą "rolę". Być może ustąpią o parę miesięcy.

Spece, którzy opanowali wszelkie stanowiska decyzyjne w sprawach polityki zagranicznej (nominacja J. Ziółkowskiego stanowiła tu ostatni gwóźdź do trumny) twierdzą, że usztywnienie Sowietów wobec Polski wynika wyłącznie ze zmiany sytuacji w Moskwie. Wydaje się jednak, iż wynika ono także z braku zmiany sytuacji w Polsce. Sowieci zręcznie kultywują utrwalania tego stanu, ogłaszając np. krytyczne artykuły na temat polityki Warszawy. Wywołuje to wśród "speców" popłoch i zgrozę.

Przed spotkaniem w Wyszehradzie Gorbaczow, najwyraźniej zaniepokojony postawą Czech-Słowacji i Węgier, zastosował zręczne kroki wyprzedzające, zapowiadając ewentualne rozwiązanie struktur wojskowych Układu. Chodzi mu oczywiście przede wszystkim o u t r z y m a n i e s t r u k t u r p o l i t y c z n y c h, co jest dla Sowietów niezwykle istotne i co spotyka się z dużym zrozumieniem min. Skubiszewskiego. Mówi również o utrzymaniu jakiejś formy integracji i dwustronnych układach "obronnych" (wojskowych). Prasa polska nazwała te plany Końcem Układu Warszawskiego!!!

Charakterystyczne jest, że Praga i Budapeszt zostały powiadomione o owych reformatorskich zamierzeniach przed Warszawą. Być może zresztą stanowisko Czechów, Słowaków i Węgrów ulegnie - przy wydatnej pomocy Polski - osłabieniu, ale warto zwrócić uwagę na kolejny przypadek cenzury. Prawie cała prasa przemilczała, a telewizja w głównych Wiadomościach z 11 lutego praktycznie sfałszowała, następną wypowiedź V. Havela o potrzebie zacieśnienia współpracy z NATO. Nie można przecież stwarzać wrażenia, że postępowanie naszych "specjalistów" nie jest, być może, najwspanialsze i jedynie możliwe. Pan Ziółkowski stwierdził wszak ostatnio, że członkiem NATO "być przecież nie możemy" - nigdy i w żadnym razie.

Podczas odbytej w tych dniach "dyskusji" na temat polityki wschodniej wysocy funkcjonariusze MSZ oraz odpowiednich Komisji i Ośrodków Parlamentarnych jasno określili polskie priorytety w tej dziedzinie. Są nimi: potrzeba ostrożności, konieczność wielkiej ostrożności, warunek "bardzo, bardzo wielkiej ostrożności" a także takt, delikatność oraz - ostrożność (wobec Sowietów). Sformułowawszy w ten sposób podstawową zasadę realizowanej przez siebie polityki, stwierdzili, że polityka owa n i e jest zbyt ostrożna.

Zauważyli również, że "resentymenty" Związku Sowieckiego właśnie wobec Polski są zrozumiałe, nieuniknione oraz "instynktowne" a także, że nie wszystko od nas zależy (czyt.: nic od nas nie zależy).

Ton wypowiedzi był dokładnie taki sam, jak w sprawie stacjonowania wojsk za czasów rządów Mazowieckiego: chodzi o sprawy techniczne, wszystko rozwiąże się samo, powoli, bez nadmiernych nacisków. J. Żiółkowski mówi w tym kontekście o "spokoju", którego zakłócenie mogłoby "wywołać pewne komplikacje". Styl myślenia obecnych kierowników polskiej polityki zagranicznej dobrze oddaje powtarzanie starego powiedzenia o "niedrażnieniu niedźwiedzia". We wspomnianej dyskusji przywołano (w kontekście wspomnienia o dawnych postulatach Kisiela) czasy breżniewowskie nawet tego nie zauważając!

W głowach naszych speców i fachowców nic się od tych czasów nie zmieniło. By umocnić się w swej postawie, którą określić można mianem "samofinlandyzacji" wyszukują oni, a raczej odgrzebują, kolejne mądrości.

"Strona sowiecka jest przeczulona na punkcie kordonu sanitarnego" - ergo wszelkie formalne związki z Węgrami, Czechami i Słowakami są wykluczone.

"Strona sowiecka jest wyczulona na słowa i gesty" - ergo tylko cicho, tylko cicho, tylko cicho, delikatnie oraz, jakżeby inaczej - ostrożnie.

W stosunkach z Sowietami jest to postawa niezwykle produktywna. A może powiedzieć wreszcie otwarcie - "strona sowiecka jest wyczulona na nieuwzględnianie przede wszystkim i ponad wszystkim jej interesów - ergo Polska nie może być niepodległa?

Wspomniana dyskusja odbywała się pod hasłem: "Czy istnieje jakiś szczególny wyróżnik realizowanej obecnie "polskiej polityki wschodniej"? Do konkluzji, że jest nim t c h ó r z o s t w o dyskutanci nie doszli. Są już jednak pewne oznaki postępu.

Inny wyższy dostojnik MSZ pyta ze smutkiem i zdziwieniem: "Czy Związek Radziecki nie docenia naszej suwerenności i naszej woli?"

Zaiste, jest to pytanie za milion dolarów. Tylko tak dalej, Panowie, a z pewnością zacznie doceniać. Na pewno zacznie.

REDAKCJA

Orientacja na prawo 1986-1992