11. Imperium: Głosy z Litwy - Jeszcze nie jest za późno

IMPERIUM

_____________________________________________________________________

GŁOSY Z LITWY

JESZCZE NIE JEST ZA PÓŹNO (Rusne Sabliauskaite)

Naoczny krach socjalizmu w Sowietach "obozie socjalistycznym" oraz głęboki kryzys ekonomiczny uwarunkował gorbaczowowską politykę pierestrojki, która w istocie jest tylko dymną zasłoną, jedynym sposobem ratowania zmruszałego systemu. Pseudoreformami i rzekomą liberalizacją systemu Gorbaczow próbuje przeciągnąć na swoją stronę kraje Zachodu i uwiarygodnić działania komunistów. Trzeba przyznać, że nie bez sukcesów. Uruchomiono dla tego celu ogromną machinę propagandową, sieć KGB i GRU omotała nie tylko strefę sowiecką lecz i cały świat, od Tokio do Nowego Jorku.

Jednym z elementów kremlowskiego scenariusza jest działalność narodowych ruchów obozu socjalistycznego i republik sowieckich. Nie można wątpić, że wszystkie przebiegające w Sowietach procesy są zaplanowane i wyreżyserowane w Moskwie. Litwa, jakby nie było to przykre, też nie jest tu wyjątkiem. Rzekoma wrogość Kremla wobec konkretnych wydarzeń w krajach bałtyckich, nie jest czym innym, jak kulisami, które skrywają prawdziwy sens spektaklu. To jeszcze jeden chytry sposób na ukrycie zasadniczego celu, a jednocześnie demonstracja siły.

Wcześniej czy później spektakl, który rozpoczął się hasłami pieriestroiki, osiągnie kulminację w rokowaniach Moskwy z krajami bałtyckimi. Rozwiązaniem, według scenariusza, winno być "oddzielnienie się" republik od ZSRS (faktycznie nie przerywające okupacji). "Wolne" republiki nawiązawszy stosunki gospodarcze z Zachodem, pozostaną dojną krową, tylko teraz lepiej odkarmione, dawać będą więcej i tłustego mleka. Już uzgadniane są umowy z sowieckimi republikami, tworzone wspólnie przedsiębiorstwa. Potem, co oczywiste, niemała część dochodów przypadnie Moskwie.

Rzekome reformy są dla Sowietów podwójnie korzystne, jako że pod pretekstem przebiegającego procesu demokratyzacji, już teraz skutecznie wysysają oni Zachód, który nawet się nie domyśla, że swoimi dewizami płaci za to, że wzmocnieni komuniści, zasmakowawszy w Zachodzie, "zjedzą" go. Niewiarygodna jest rezygnacja Moskwy ze strategii światowego zwycięstwa komunizmu. Zmieniła się tylko taktyka. Pięknie przedstawia się w tym kontekście plan "wspólnego europejskiego domu". Próbując przez 70 lat połknąć kapitalizm komunistyczne monstrum, jak się wydaje, zrozumiało, że korzystniej będzie przechwytywać dobra pasożytując. Zachowanie się Zachodu wskazuje, że Sowieci będą przyjęci do "dziesiątki". Cóż znaczy przyszły Niemiecki wkład do dziurawej sowieckiej sakiewki!

Z podziwem można obserwować, jak komuniści manipulują wydarzeniami i sytuacją wewnątrz imperium. Szczególnie skutecznie zostali "pobudzeni" nasi naiwni politycy, którzy entuzjastycznie rzucili się do tworzenia partii. Czy nie wydaje się dziwne, że w obecności tak potężnej armii i aparatu KGB tworzy się "wielopartyjny" system z tak niecierpiącymi przez komunistów partiami prawicowymi? Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest dosyć prosta. Na początku, komuniści jakby nie przeszkadzali samoistnemu biegowi wydarzeń. Poczekali, aż ci najbardziej niebezpieczni zorganizują się w partie i ruchy polityczne, by potem wykorzystać je do swoich celów. Szeregi partii dosyć szybko zapełniły się nowymi członkami. Jedne z nich zostały podzielone i rozłożone od środka, w innych niepodległościowych stali się nic nie znaczącą mniejszością. Jeżeli jakiś naiwny próbował coś zmienić, starczyło sposobów, by go unieszkodliwić; np. oskarżając go o sprzeniewierzenie się programowi partii, czy złamanie statutu, a często i o współpracę z KGB.

Inny doskonały przykład - lutowe wybory. Moment był wybrany fenomenalnie. Umiejętnie pompowane przez środki masowego przekazu porcje polityki, wiszący nad głową lęk przed siłą militarną Moskwy, upadek gospodarki i jednocześnie dobrzy, jakby nowonarodzeni komuniści, nie żałujący swojego zdrowia w walce o realną niepodległość, słowem, zupełne pomieszanie - najlepsza okazja, by przemycić swoich. Przy okazji wybranych zostało wielu radykałów. I nie przypadkowo. Nie będąc w parlamencie, w którym teraz stanowią mniejszość, ludzie tacy mogliby stać się realną siłą, zdolną skierować działalność parlamentu w niekorzystnym dla komunistów kierunku. Teraz zaś są zupełnie nieszkodliwi. Rezultat: opozycji nie ma, rząd jest neokomunistyczny, parlamentem trzęsą różne "lewicowe siły". Niewyczerpana Liga Wolności wciąż rzuca kłody pod koła komunistycznego wozu, ale jest tak prześladowana i kompromitowana, że nie ma realnych wpływów w społeczeństwie litewskim. Wątpię, czy tworząca się Partia ,,11 marca" cokolwiek zmieni, jako że i ją zapewne czeka los innych partii.

Sytuacja jest złożona i wyjście znaleźć trudno. Pojawia się realna groźba, że komunistom uda się wprowadzić swoje plany w życie, zmienić republiki nadbałtyckie w moskiewskich wasali. Jeżeli nie chcemy stracić tego, co ostało się przed komunistycznym buldożerem, musimy trzeźwo ocenić sytuację. Trzeba w końcu z rozumieć, że ufając dobrym chęciom komunistów sami kopiemy sobie grób. Dlatego szczególnie potrzebne jest zdecydowanie narodu. Musimy wszelkimi możliwymi sposobami walczyć o wolność, o prawdziwą, nie papierową niepodległość. Przypomnijmy sobie, jak jeszcze przed rokiem A. Terleckas zapraszał naród do masowych strajków głodowych. Czy nie byłby to elektryczny szok, zdolny wstrząsnąć zastygłymi sumieniami polityków świata i zmusić ich w końcu do zastanowienia?

Kiełbaski i komuniści (Egidius Meilunas)

Zmieniają się czasy, zmieniają się i nasze słowa. jeszcze niedawno potępialiśmy wszelkie burżuazyjne wymysły, a dziś sami głośno powtarzamy: parlament, opozycja, kapitał, denacjonalizacja ... ,,(prywatyzacja)".

Poznajemy też i słowa, do tej pory, być może, nie wszystkim znajome. Oto na przykład salami. Nie śpieszcie szukać tego hasła na stronach Radzieckiej Litewskiej Encyklopedii - na pewno nie znajdziecie. Zapytajcie lepiej jakiegoś znajomego (eks) nomenklaturszczyka, on powie na pewno, jeżeli nie przyjaźnicie się z "byłymi", spójrzcie do francuskiego "Petit Larousse'a". Jest tam napisane: gruba, sucha kiełbasa z dobrze zmielonego mięsa. Jednak salami ma jeszcze jedno znaczenie, które- go miłośnicy kiełbas nie znają. Wyobraźcie sobie: kiełbasę kroicie na cienkie plasterki i zjadacie. Jasne jest, że kiełbasa znika.

Podobnie stało się z prawicowo nastawionymi partiami w okupowanej przez Sowietów Wschodniej Europie. Prawicowa opozycja, zdecydowany przeciwnik socjalizmu, presją, szantażem i prowokacją została z początku podzielona ("pokrojona"), po czym włączona do kierowanych przez komunistów "frontów ludowych" i "koalicji" ("zjedzona"). W ten sposób już w 1948 roku nie było w Europie wschodniej opozycji przeciw komunizmowi. Pewien dowcipny sowietolog nazwał ów mechanizm rozprawy z prawicą "techniką salami"

Po kilku dziesięcioleciach okazało się, że komunizm usiłował połknąć duży kęs i udławił się. Nóż historii zwrócił się przeciwko rzeźnikowi. Opozycja oprzytomniała, a partie komunistyczne wszędzie sypią się w drzazgi. Litwa nie jest tu wyjątkiem. Prawda, rozwijający się u nas proces ma swoje miejscowe zabarwienie. Prawica, która znikła w latach czterdziestych budzi się gwałtownie, a komuniści rozkładają się w ulubionym step by step tempie.

Na zjeździe KPL, po oddzieleniu się z trzaskiem "konserwatystów", wydawało się, że widzimy nowe zjawisko: "salami przeciw komunistom". Jest jednak jedno "ale", naszym komunistom nie grozi zjedzenie. Pamiętam, jak swego czasu komuniści gwałtownie reagowali na przyjacielską radę obecnego parlamentarzysty P. Vaitekunasa w tygodniku "Gimtasis Krasztas": "rozłożyć się i zniknąć". To "rozłożenie się" chyba niezbyt ich rozsierdziło. Przecież już wcześniej stary wyjadacz A. Czekuolis mówił, że Litwie potrzebne są (!) przynajmniej trzy partie komunistyczne. Toteż ciągle jeszcze jednej brakuje. Poczuli się zaś znieważeni, oczywiście, "zniknięciem".

I to poważnie znieważeni. Jak móg1 fizyk P. Vaitekunas zapomnieć o prawie zachowania materii: materia znikąd się nie pojawia i nigdzie nie znika. No, może jakieś elementarne cząstki mogą zniknąć (wszystkie tajemnice nauki nie są jeszcze odkryte), jednak komuniści na pewno nie. A przecież trwalsze od praw fizycznych jest niepisane prawo historii: nikt z własnej woli władzy się nie wyrzeka i dawanych przez posiadanie tej władzy profitów nikomu nie oddaje. Pierwszą część tego prawidła dobrze ilustruje komunistyczna histeria po 11 marca oraz powtarzające się wypowiedzi liderów KPL o słabnących lecz nie straconych "pozycjach" i o przygotowaniach aktywu do nowych wyborów (czytajcie przyjaciele "Prawdę"!). A jeżeli mówimy o majątku, wszystko jest jasne: KPL niczego, poza swoimi archiwami, Litwie "nie podarowała" "no, może jeszcze Katedrę, którą, jak sądzę, komuniści uważali za swoją własność"), a i te nieszczęsne archiwa przywłaszczył sobie Burokieviczius, Ogólnie rzecz biorąc sytuacja KPL (KPZR) jest łatwiejsza niż KPL (niezależnej), ponieważ pierwsza publicznie deklaruje konieczność przejęcia władzy i posiada środki, by bronić "swojego" majątku,.

A tu wciąż jeszcze podnoszą się głosy domagające się delegalizacji partii komunistycznej i nacjonalizacji jej majątku. Trzeba przyznać, że komuniści znaleźli genialny sposób na wybrnięcie z błota, odcinając się od starych grzechów i odpowiedzialności, a jednocześnie pozwalając się nacjonalizować, ponieważ nieuchronnie zbliża się końcowy etap "rozkładu" - zwyczajny-nadzwyczajny zjazd KPL, Gleba jest już przygotowana. W parlamencie mamy kilka zamaskowanych komunistycznych frakcji, zapewne narodzą się i analogiczne partie - "Wolnych demokratów (liberałów) i "demokratów lewicowych (socjalistów), a może od razu i jakiś "sojusz". I natychmiast wszystkim będzie dobrze, Nie będzie komunistów, nie będą potrzebni i antykomuniści. Jakże obciążać "wolnych demokratów" pokutą za grzechy Snieczkusa czy Griszkevicziusa! Jeżeli znajdzie się jakiś "anty", będzie mógł sobie walczyć z innymi, "obcymi", a "swoich" trzeba będzie zostawić w spokoju. I majątkiem komunistów nie trzeba się będzie martwić - podzieli się (już podzielono?) pięknie i cicho, to, co nie zmieściło się "na platformie".

Nawiasem mówiąc, komuniści mają od kogo się uczyć. Kierowany przez A. Macaitisa komsomoł już się przebudował, Był LKJS - teraz jest "Forum Młodzieży Litwy" i firmy turystyczne, rozrywkowe, handlowe. Była "Komsomolska Prawda" - jest zamknięta spółka akcyjna "Lietuvos Rytas". Prawda, komsomolcy nie podzielili się stacją radiową M1: jedni wspierani przez policję wtargnęli do budynku, drudzy słali w eter desperackie "SOS". Lepiej by było, gdyby tym razem komuniści nie pobili się o służbowe "Wołgi", bo znowu przyjdzie wzywać desant.

Jak widać Partia nie boi się "techniki krojenia kiełbasy", Przebiegający obecnie, i przyszły proces komunistycznej przebudowy przypomina kostkę Rubika. Przekręciłeś jednokolorową ściankę sześcianu w lewo, w prawo, w górę, w dół i czerwone kwadraciki rozpraszają się po wszystkich ścianach, wmieszane pomiędzy zielone, żółte, białe. Lecz nie znikają. Jeżeli tylko chcesz i znasz prawidła zabawy możesz wszystko szybko przywrócić na swoje pierwotne miejsce, a że chęć przyjdzie, wiadomo już dziś. Oto nad Litwą, powiadają, wisi widmo prawicowej dyktatury. I słyszy się szept: lewica powinna się zjednoczyć, bo w przeciwnym wypadku czeka nas obóz koncentracyjny. Póki co jest spokojnie, bo widmo dyktatury nie przeniknęło jeszcze przez zaporę sowieckich czołgów. Jednak czołgi kiedyś wyjdą, toteż jednoczyć się trzeba już dziś, Porozumieć się z KPL (KPZR), która pierwsza przewidziała niebezpieczeństwo dyktatury i według liderów KPL, aktywnie szuka zwolenników wśród bezpartyjnych robotników, A kiedy prawica zupełnie się rozszaleje, długie, niewidzialne ręce przekręcą kostkę w lewo, coraz bardziej w lewo i narodzi się jakiś "front walki z litewskim faszyzmem. A my znów zgodnie pójdziemy noga w nogę i może nikt nie przypomni sobie salami.

Tłumaczył Jacek Oporski

"NIEPODLEGŁOŚĆ JUŻ NA WIOSNĘ" - Rozmowa Z VIRGILIUSEM CZEPAITISEM

Może najpierw kilka słów o założonej przez Pana partii, o programie, celach...

Nazywa się Partią Niepodległości. Jest partią całkiem nową, nie reaktywowaną jak na Chrześcijańsko-demokratyczna, czy Socjaldemokratyczna. Partia nasza wywodzi się z Sajudisu, tworzą ją w większości jego aktywiści. Poza tym są jeszcze ludzie, którzy nie byli w Sajudisie, ponieważ wydawał się im on ruchem komunistycznym. Jest może novum naszej partii, że w statucie przyjęliśmy, iż nie mogą do niej wstępować byli komuniści. To też bardzo różni nas od innych partii.

Partia nasza jest partią typu republikańskiego. Będziemy walczyli o społeczeństwo obywatelskie, o demokrację w silnym państwie. Państwo jest dla nas bardzo ważnym elementem, może nawet równie ważnym jak demokracja. Nie może być demokracji w państwie słabym, które nie może zapewnić swoim obywatelom swobód obywatelskich, w tym oczywiście i demokracji. Tym bardziej jest to ważne tutaj, w okresie przejściowym, kiedy idziemy do totalitaryzmu do demokracji i kiedy demokracja może bardzo łatwo przerosnąć w anarchię. Przykłady mamy w wielu regionach Związku Radzieckiego, obecnie nawet w Rosji.

I może jeszcze jeden wyróżnik. My nie rozróżniamy obywateli według narodowości. Istotny jest obywatel, a nie jak się np. mówi w partii "Tautinanków" jego litewskie pochodzenie.

I oczywiście niepodległość. Realna niepodległość jest naszym głównym celem. Mamy do niej jeszcze bardzo daleko, może nawet nigdy, w związku z naszym położeniem geopolitycznym, nie dojdziemy do pełnej niepodległości. Jednak cały czas musimy myśleć o tym, żeby ta niepodległość była jak największa, żeby nasi obywatele, nasze państwo mogło w jak największym wymiarze decydować o swoich sprawach.

Jakie pan widzi szanse zbudowania społeczeństwa obywatelskiego tutaj, po 50 latach komunizmu?

Myślę, że na to będzie potrzebna co najmniej jedna generacja, to znaczy 20-25 lat, ale jakieś zalążki mogą się pojawić dosyć wcześnie. Do tego potrzebna jest prywatyzacja, całkowita zmiana układów i w przemyśle, i w rolnictwie. Póki co, mamy tylko jeden instrument - Radę Najwyższą. Naszą partię reprezentuje w parlamencie 5 deputowanych, ale stanowią oni część tworzącej się właśnie frakcji radykalnej, liczącej ok. 50 osób. Stanowią oni wiodącą siłę w parlamencie. Możemy zatem operować ustawodawstwem, stwarzać warunki do przetwarzania życia w kierunku państwa obywatelskiego, popierać własność prywatną popierać reformy, umożliwiać ludziom działanie... To, co my teraz robimy, to są próby tworzenia ram, to dopiero początek budowania państwa.

I sądzi Pan, że ludzie sami spróbują te ramy wypełnić

Słyszałem, na przykład, że pojawiła się możliwość zwrotu zabranej chłopom ziemi, ale niezbyt wielu jest chętnych do brania jej z powrotem.

No, to nie jest jeszcze regułą. Ustawodawstwo nie jest jeszcze wykończone. A chętnych jest bardzo dużo, tyle, że po prostu nie ma możliwości. Nie można brać ziemi gołymi rękami, brakuje technicznego wyposażenia. Stwarzać znów gospodarstwa modelu przedwojennego, to byłaby rzecz absurdalna i anachronizm.

Wróćmy jeszcze do sprawy niepodległości. Jak Pan ocenia szanse sukcesu, trwające obecnie, na razie bez rezultatu, rokowań z Moskwą?

Rezultat tych rokowań będzie dobry. Związek Radziecki nie ma innego wyjścia jak przyznanie nam niepodległości. Tylko teraz, podczas wstępnych pertraktacji oni chcą wywalczyć dla siebie najdogodniejszą pozycję. Związać nas układami, doprowadzić do sytuacji, w której Litwa formalnie otrzymałaby niepodległość, de facto pozostając w składzie Związku. Sprawą naszej delegacji jest wywalczenie takich rozwiązań, które tę zależność od Związku Radzieckiego, nieuchronną niestety, zminimalizują.

Ale dlaczego, ja z optymizmem patrzę na rezultaty tych rokowań?

Oddzielenie się Litwy, Łotwy i Estonii to jest dla Moskwy problem, który trzeba wreszcie rozwiązać. Problem, który ciąży, wywiera bardzo zły wpływ tak na wewnętrzną, jak i międzynarodową sytuację Związku Radzieckiego.

Czyli, jeżeli Litwini będą wystarczająco twardzi... Tak, to jest tylko kwestia czasu. Ja myślę, że do wiosny to już będzie uregulowane.

Jakiś czas temu rozmawiałem z jednym z działaczy związku Polaków na Litwie. On określił Pana jako "fałszywego przyjaciela Polaków". Czy mógłby Pan to jakoś skomentować? Jaki jest Pana stosunek do "polskiego problemu" na Litwie?

Ja zawsze byłem za jak najlepszymi stosunkami z Polakami. Ale ostatnio zrozumiałem, że nie można dogadać się z ludźmi, którzy nie chcą się dogadać. Dlatego trzeba cierpliwie poczekać, póki Polacy znajdą sobie takich przywódców, którzy zechcą z nami rozmawiać.

Obawiam się, że sobie nie znajdą, a przynajmniej będzie to trwało bardzo długo.

Nie, kiedy będzie niepodległość te sprawy zostaną bardzo szybko uregulowane. Już teraz zaczynają się bardzo dobre procesy. Nawet w Sołecznikach miejscowa Rada Rejonowa nie była przeciw normalnemu dniowi pracy 7 listopada - to jest bardzo dobra oznaka. Oni zaczynają rozumieć, że mieszkają na Litwie. Przywódcy już tracą na autorytecie, a to tylko początek procesu. Polacy zaczynają rozumieć, że mają swoje własne interesy.

Nomenklatura boi się, że utraci swoje ciepłe posady. Analogiczna sytuacja jest w regionach litewskich, tylko tutaj oni mają jeszcze możliwość wykorzystywania polskiego ruchu narodowego.

Tak, ale jedną sprawą jest problem polskiej nomenklatury, długo rzeczywiste polskie postulaty i obawy o pozycję Polaków w niepodległej Litwie. Czy Pan nie obawia się eskalacji wzajemnych oskarżeń i konfliktów na tym właśnie tle?

Żądania, które Polacy wysuwają są już właściwie spełnione. Ja niedawno przeczytałem tekst helsińskiej konwencji o mniejszościach. Właściwie spełniliśmy już jej wymagania i moglibyśmy ją ratyfikować. W tym roku otwarto tyle polskich szkół i przedszkoli ile nigdy nie było. Ale zawsze można mówić o pojedynczym fakcie i nie widzieć reszty.

No właśnie, o pojedynczym fakcie. Myślę, że problem leży nie tyle w ustawodawstwie, co w ludzkich nastawieniach, w realizacji prawa, a to zależeć będzie od konkretnych ludzi.

Ja całkiem rozumiem obawy Polaków. "Przedtem wszyscy żyliśmy w wielkim więzieniu narodów i wszyscy byliśmy równi. Teraz, kiedy tu będzie Litwa, sytuacja Polaków może się pogorszyć." Ale ja zawsze powtarzam, że jeśli mamy na celu budowę państwa demokratycznego, to nie możemy go budować tylko dla Litwinów.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Jacek Oporski

Redakcja nie w pełni identyfikuje się z poglądem p. Czepaitisa na temat postulatów i dążeń Polaków na Litwie.

Autor publikacji
Orientacja na prawo 1986-1992