10. CNN PRZECIW IZRAELOWI (Andrea Levin, tłum. Łukasz Starzewski)

CNN przeciwko Izraelowi

Telewidzowie wykazujący jakąkolwiek znajomość historii konfliktu arabsko-izraelskiego zdążyli się już przyzwyczaić do fałszywie go interpretujących reportaży i wypaczających komentarzy, które stwarzają wrażenie, że Izrael jest zarówno gnębicielem Bogu ducha winnych Arabów, jak i głównym przeciwnikiem pokoju w regionie jeżeli nie na świecie, a także - nie nasyconym i aroganckim odbiorcą bezprecedensowej hojności Stanów Zjednoczonych. Ale nawet najbardziej do- świadczonych widzów zaszokował program The Israeli Connection, który ukazał się 20 kwietnia 1991 r. w sieci telewizyjnej CNN i był następnie wielokrotnie powtarzany.

Ten program, wyprodukowany przez specjalny zespól redakcyjny CNN i trwający blisko pól godziny, miał rzekomo prze- analizować "nadzwyczajne stosunki" między Stanami Zjednoczonymi a Izraelem, począwszy od 1948 r. W rzeczywistości - przedstawił wszystkie zagadnienia z punktu widzenia arabskiej propagandy.

. Głównym tematem programu jest "napięcie" pomiędzy USA a Izraelem, uznane za rezultat wzrastającej dezaprobaty Stanów Zjednoczonych wobec porzucenia przez Izrael drogi rozwiązań pokojowych, represji wobec Palestyńczyków oraz wygórowanych pretensji finansowych. Na początku programu reporter CNN Mark Feldstein (który razem z Kathy Slobogin był autorem scenariusza) mówi widzom: "Aż do tej pory USA i Izrael utrzymywały swój niezwykły sojusz. Izrael dostawał miliardy dolarów pomocy i wywierał wpływ na prezydenta i kongresmanów, czym nie mógłby się pochwalić żaden inny naród świata. Wojna w Zatoce Perskiej przeciwko wspólnemu wrogowi jeszcze bardziej zbliżyła do siebie te dwa kraje. Ale teraz wróg się ukorzył, pojawiły się natomiast problemy, które poprzednio były nie do pomyślenia. Czy Stany Zjednoczone, ze swoimi nowymi stosunkami z niektórym i państwami arabskimi, mogą dłużej tolerować twardą linię polityki Izraela w poszukiwaniu pokoju? Czy dotychczasowe stosunki z Izraelem wciąż odpowiadają amerykańskim interesom?"

Uderzająca jest niczym nie zmącona wrogość redaktorów programu, objawiona już w tym otwierającym całość komentarzu. "Twarda linia Izraela w poszukiwaniu pokoju" nie jest tezą, której autentyczności autorzy The Israeli Connection powinni dopiero dowieść. Jest stwierdzeniem, które ma stanowić rzeczywiste podłoże dla następujących później wywiadów, a "twardość" rozumiana jest jako postawa negatywna i karygodna. Informacji o miliardach dolarów otrzymanych przez Izrael nie towarzyszy ani uwaga o pilnych potrzebach bezpieczeństwa, skłaniających do próśb o pomoc, ani wiadomość o korzyściach, jakie odnosi Ameryka z posiadania w Izraelu sojusznika i przyjaciela, korzyściach potwierdzonych przez wielu polityków i wojskowych amerykańskich. Nie ma również mowy o bez- kompromisowym odrzuceniu państwa Izrael przez Arabów.

Zarówno na początku, jak i pod koniec programu tylko i wyłącznie Izrael jest obciążany odpowiedzialnością za brak postępu w rokowaniach pokojowych, za niestabilność regionu i za wystawienie na szwank przyjaźni USA: "Wojna w Zatoce Perskiej zakończyła się, ale wciąż trwa inny stary konflikt. Nadzwyczajne stosunki USA z Izraelem przetrwały 43 lata, ale jak długo będą jeszcze możliwe - zależy tylko od woli Izraela. Wojna dokonała czegoś, czego Izrael dotychczas uporczywie odmawiał: zmiany status quo. Dopóki to nie nastąpi, wojna w zatoce może być tylko preludium do następnej".

Program CNN pomija zatem odmowę uznania przez państwa arabskie prawa Izraela do istnienia (z jedynym wyjątkiem Egiptu), pomija arabskie poparcie dla terroryzmu skierowanego przeciw Izraelowi, pomija wszystkie wezwania do negocjacji ze strony państwa żydowskiego oraz próby zmiany status quo przed 1967 r., pomija wreszcie skwapliwość, z jaką Izrael przystał na zmianę status quo, kiedy prezydent Egiptu Anwar Sadat zaoferował pokój.

Twierdząc, że Izrael ponosi całość winy, CNN odwołuje się do starego i żałosnego wzorca propagandowego, według którego nawet przybycie do Palestyny Mandatowej Żydów ocalałych z Holocaustu jest traktowane jako prowokacja: Izrael musiał walczyć, by prze- żyć, atakowany przez Arabów żyjących tu od wieków i rozgniewanych nowo przybywającą falą Żydów.

Jest to wyjątkowo podstępne wypaczenie prawdy historycznej. W momencie swych narodzin Izrael został zaatakowany nie przez Arabów żyjących w nowo powstałym państwie, lecz przez armie sześciu państw: Syrii, Egiptu, Jordanii, Iraku, Libanu i Arabii Saudyjskiej. Co więcej, pojawia się tu pojęcie wywłaszczenia Arabów ze swych pradawnych ziem przez Żydów. Autorzy programu nie powiedzieli, że Żydzi żyli na tych terenach od ponad 3 tys. lat, a w Jerozolimie - jak to wykazy- wały wszystkie spisy w ostatnich stuleciach - stanowili względną lub przeważającą większość mieszkańców.

Feldstein nie informuje widzów, że licz- ba arabskiej ludności zmniejszała się tu stale pod rządami imperium Otomańskiego. Nie wyjaśnia, że wielki napływ Arabów, a także innych muzułmanów ze wszystkich stron imperium, na te ziemie miał miejsce później, pod koniec XIX i na początku XX wieku. Przemilcza, że napływ ten w dużej mierze był spowodowany wzrostem gospodarczym i innymi dogodnymi warunkami stworzonymi przez syjonizm.

Feldstein popiera tezę o winie Izraela i błędnie omawia następstwa wojny sześciodniowej w 1967 r.: "Była jeszcze jedna gorzka spuścizna zwycięstwa Izraela - los Palestyńczyków żyjących na zajętych ziemiach: Zachodnim Brzegu Jordanu, strefie Gazy i Wzgórzach Golan. Izraelska okupacja stała się pierwszą rysą na amerykańskich zobowiązaniach moralnych wobec Izraela".

Nie informując słuchaczy, że wojna sześciodniowa wybuchła z powodu agresywnych posunięć militarnych państw arabskich, kt9rym towarzyszyły groźby "zepchnięcia Żydów do morza", Feldstein zakłada, że okupacja była "błędem moralnym" oraz źródłem konfliktu Izraela ze Stanami Zjednoczonymi. Sugeruje również, że Żydzi dysponowali opłacalną alternatywą. W rzeczywistości zaś USA uznały okupację tych terytoriów za reakcję obronną ze strony Izraela i zaakceptowały stanowisko, przyjęte przez rezolucję ONZ nr 242, że Izrael powinien je zatrzymać aż do czasu, gdy Arabowie będą gotowi do zawarcia pokoju.

Sprawa układu z Camp David jest kolejnym przekłamaniem, którego dopuścili się reporterzy CNN. Feldstein mówi: "W 1978 r. prezydent Jimmy Carter przełamał w końcu impas arabsko-izraelski. Układ z Camp David przyniósł pokój pomiędzy Izraelem a Egiptem. Zawierał on również obietnicę postępu w sprawie autonomii dla Palestyńczyków. Koszt układu dla USA wynosił: 3 miliardy dolarów premii dla Izraela, 2 miliardy - dla Egiptu. Camp David do dziś pozostaje ostatnim większym przełomem w zabiegach o pokój na Bliskim Wschodzie. Obietnica postępu w sprawie palestyńskiej nigdy nie została jednak spełniona, a napięcie między USA a Izraelem nie osłabło".

Według Feldsteina cała zasługa przypadła Carterowi i USA, z Izraelem odnoszącym korzyści finansowe, podczas gdy jednocześnie wzrosło napięcie w stosunkach z USA wskutek odmowy Izraela na "postęp w sprawie palestyńskiej".

I znów pominięto kwestie najważniejsze. Po pierwsze - sukces Camp David zależał przede wszystkim od rezygnacji z 90 proc. egipskich terytoriów, zajętych przez Izrael podczas wojny sześciodniowej, włącznie z polami naftowymi i bazami lotniczymi (terytoria te przez wcześniejsze 20 lat służyły Egiptowi jako strefa militarna i pozycja wyjściowa do ataków na Izrael). Po drugie - tzw. premia dla Izraela miała pokryć koszty wycofania się Izraelczyków z półwyspu Synaj i przesunięcia wojsk na pustynię Negew. Mimo że USA zaoferowały pomoc bezzwrotną, premier Menachem Begin nalegał na jej spłaty przez Izrael.

Komentarz CNN pomija odrzucenie układu z Camp David przez Palestyńczyków, opuszczenie przez nich Sadata i satysfakcję, z jaką przyjęli późniejsze zamordowanie prezydenta Egiptu.

Kolejną ilustrację tezy, że sposób traktowania Palestyńczyków uczynił z Żydów "naród ciemięzców", stanowi wzmianka Feldsteina o masakrze w libańskich obozach dla uchodźców Sabra i Szatila: "Setki palestyńskich kobiet i dzieci zamordowała libańska milicja przy współ- udziale armii izraelskiej".

Ta pośpieszna ocena jest fałszywa co najmniej z dwóch powodów. Przede wszystkim, przeważającą większość zamordowanych stanowili mężczyźni (na ogólną liczbę 460 ofiar było 35 kobiet i dzieci), wśród których znajdowali się nie tylko Palestyńczycy, lecz także Libańczycy, Syryjczycy, Irańczycy, Pakistańczycy i Algierczycy. Poza tym specjalna komisja, powołana przez Żydów w celu wyjaśnienia tej zbrodni, udowodniła zaniedbania ze strony armii izraelskiej, która nie podjęła działań mogących uprzedzić rozwój wypadków i zapobie9 krwawej zemście libańskich chrześcijan na muzułmanach. Komisja nie znalazła jednak jakichkolwiek dowodów uzasadniających ciężki zarzut "współudziału" Izraelczyków w tej zbrodni.

Jeżeli Feldstein i jego współpracownicy rzeczywiście tak bardzo niepokoją się o pomyślność Palestyl'1tzyków i są zainteresowani rzetelnym przedstawianiem problemów regionu, lI1ogliby z ironią skomentować, że od tego czasu o wiele więcej Palestyńczyków i Libańczyków wymordowało się ,wzajemnie w tych samych obozach, czemu towarzyszyło tylko nieznaczne zainteresowanie światowych środków przekazu.

Do formułowania bezlitosnych oskarżeń pod adresem Izraela Feldsteina pobudzają jeszcze bardziej zaproszeni przezeń do udziału w programie eksperci.

Jeden z nich, były ambasador USA w Arabii Saudyjskiej Robert Neumann, obciąża Izrael odpowiedzialnością nie tylko za problem palestyński, lecz także za niestabilność rządów państw arabskich: "Jeżeli nic się nie zmieni, jeżeli Palestyńczycy będą popadać w coraz większą desperację, wtedy trwałość każdego rządu arabskiego - szczególnie zaś tych, które są po naszej stronie - będzie problematyczna".

Taki punkt widzenia popiera Graham Fuller, przedstawiony jako analityk od spraw Bliskiego Wschodu w Centralnej Agencji Wywiadowczej: "Im mocniej wiążemy się (bezpośrednio lub pośrednio) z bezkompromisowym stosunkiem Izraela do sprawy palestyńskiej, tym mniej skuteczna staje się nasza polityka na Bliskim Wschodzie".

Reporter CNN pozostawia te twierdzenia bez żadnej próby udowodnienia ich prawdziwości. Nie przypomina widzom, że kwestia palestyńska w żadnej mierze nie wyczerpuje listy czynników destabilizujących ten region, do których należą: autorytarne i p6łfeudalne dyktatury, wszechobecna nędza, częste przypadki łamania praw człowieka przez Arabów, katastrofalnie duży przyrost naturalny, nie- tolerancja religijna itp.

W celu wsparcia zarzutów, jakoby "przywiązanie Izraela do demokracji stało pod znakiem zapytania i że nastąpiła utrata jego poczucia moralnego", Feldstein zwraca się do Charlesa Percy, przedstawionego jako krytyka amerykańskiej polityki wobec Izraela, byłego przewodniczącego komisji spraw zagranicznych w Senacie USA. Deklaruje on: „Jak w ogóle można mówić "Dobrze, pomagajmy Izraelowi, ponieważ jest to państwo demokratyczne”, skoro nie ma demokracji dla 2 milionów Palestyńczyków pozostających pod jego władzą na terytoriach okupowanych".

Nie trzeba chyba dodawać, że Feldstein nie uzupełnia tego istotną informacją, że jakakolwiek zmiana statusu tych terytoriów wymaga - zgodnie z rezolucjami nr 242 i 338 ONZ - woli zawarcia pokoju przez państwa arabskie, a nie wyłącznie jednostronnych działań Izraela. Feldstein nie przypomina, że wprowadzenie pełni "demokracji" na tych obszarach - tzn. nadanie ich mieszkańcom wszystkich praw należnych obywatelom Izraela - mogłoby pociągnąć za sobą formalną aneksję terenów okupowanych, co z pewnością spowodowałoby sprzeciw większości Palestyńczyków i społeczności międzynarodowej, a także samych Izraelczyków.

Kolejny niepoprawny "krytyk" Izraela, prof. Stanley Hoffmann z Uniwersytetu Harvarda, także odwołuje się do kwestii moralnych. Na pytanie Feldsteina: "Dotychczas żołnierze izraelscy zabili podczas intifady ponad 700 Palestyńczyków, a tysiące zranili. Czy Izrael utracił swoje wysokie poczucie moralne?" Hoffmann odpowiada: "Obawiam się, że Izrael stał się tym, czym z pewnością nigdy nie chciał zostać - normalnym narodem. A takie narody stosują siłę dla obrony swych interesów. W długiej perspektywie okupowanie terytoriów, których ludność nie chce pozostawać pod okupacją, jest bardzo demoralizujące i moralnie niebezpieczne".

Jak i przedtem, tak i teraz oskarżenie wysunięto pod adresem Izraela jako oku- panta, który dokonuje niemoralnych wyborów, a na świadków wezwano ludzi znanych z wrogości do państwa żydowskiego. Ci sami mówcy dowodzą, że Izrael stał się politycznym obciążeniem dla Stanów Zjednoczonych z powodu swej bezkompromisowości w kwestii pokoju, a jego amerykańscy sympatycy - szczególnie skupieni w American-Israeli Public Afairs Committee (Al PAC) - szkodzą USA. George Bali, przedstawiony jako były doradca prezydenta i ostry krytyk proizraelskiego lobby, wnosi akt oskarżenia: "Są oni skuteczni w bardzo wycinkowy sposób, nie poświęcają żadnej uwagi ogólniejszym interesom Stanów Zjednoczonych (...)".

Jest prawdą, że Feldstein rozmawia w swym programie także i z sympatykami Izraela, ale - z jednym wyjątkiem - nie wolno im odpowiadać na potępiające Żydów w czambuł oskarżenia wysuwane przez Feldsteina i jego rozmówców.

Wyjątek stanowi Steven Spiegel z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, który obala oskarżenie, że Izrael jest politycznym obciążeniem dla Stanów Zjednoczonych: "Najważniejszym czynnikiem jest to, że Izrael stanowi wyspę demokracji i stabilności w niezwykle niespokojnym regionie".

Feldstein natychmiast podaje to twierdzenie w wątpliwość, czego nigdy nie czyni w reakcji na krytykę Izraela.

Wszystko to ukazuje główny problem programów takich jak The Israeli Connection, którym jest "partyzancka" funkcja reportera będącego kimś pokrewnym prokuratorowi sądu kapturowego, który popiera wszystko, co przemawia na nie- korzyść oskarżonego. Komentarze Feldsteina sugerują, że podjął on celowy wysiłek uzyskania korzyści politycznych, nawet jeżeli miałoby to oznaczać podważenie profesjonalnej integralności telewizji CNN.

W istocie The Israeli Connection prezentuje już nie tylko fragmenty nieprawdziwej historii i niewsp6łmiernych zarzutów ze strony osób publicznych, lecz przede wszystkim - całkowicie spójny pejzaż fałszerstw. Zgodnie z nim Izrael cieszył się niegdyś sympatią z powodu Holocaustu, ale teraz należy to już do przeszłości. Żydów zdemaskowano bowiem jako naród moralnie upadłych okupantów, którzy najpierw wysiedlili pierwotnych mieszkańców Palestyny, a następnie rozszerzyli swoje granice na Zachodni Brzeg Jordanu, strefę Gazy, Wzgórza Golan i Wschodnią Jerozolimę. Naród ten prowadzi bezkompromisową i wyzywającą politykę wobec amerykańskich dobroczyńców. Przez swoich sympatyków dokonuje manipulacji w amerykańskim systemie politycznym. W całym tym pejzażu brakuje jednak arabskiego terroryzmu, arabskiej niezgody na samo istnienie państwa Izrael, arabskiego bojkotu, arabskiego antysemityzmu, arabskiego despotyzmu, arabskiej nietolerancji wobec społeczności niearabskich i niemuzułmańskich wewnątrz tego, co jest określane jako domena panarabska czy będą to Żydzi, Kurdowie, chrześcijanie, Druzowie, Murzyni czy Berberowie.

Ale czy to wszystko ma w ogóle znaczenie? Jak wielkie szkody dla świadomości realiów Bliskiego Wschodu wywołują u telewidzów programy w rodzaju The Israeli Connection?

Niektórzy utrzymują, że opinie amerykańskiej publiczności w gruncie rzeczy są nader wnikliwe, a ci, którzy rozumieją Bliski Wschód, potrafią rozpoznać frazesy, ogólniki, dogmaty, błędy oraz przejaskrawienia i dostrzec rzeczywiste problemy. Według takiej opinii, stały strumień wypaczonych informacji, płynący z komercyjnych i publicznych stacji telewizyjnych oraz gazet, nie ma żadnego wpływu na ludzką percepcję, jest bowiem wyrównywany odpowiednią liczbą rzetelnych wiadomości. Zasada ta ma się zatem odnosić i do Palestyńczyków, jeśli nie do Arabów w ogóle, którzy wprawdzie mogą być postrzegani z pewną dozą sympatii przez wielu Amerykanów, lecz głęboka więź tych ostatnich z Izraelem pozostaje nie naruszona.

Powyższa ocena wystarczała być może w przeszłości, w okresach mniej intensywnych i mniej zniekształcających prawdę kampanii propagandowych. Obecnie przeocza ona jednak nieunikniony kumulujący efekt dezinformacji opinii publicznej, a także sentymenty społeczne, które ostatecznie kształtują ludzkie poglądy. Co więcej, potężny efekt kumulujących się przeinaczeń środków przekazu musi być rozważany w kontekście niepokojących tendencji w innych częściach społeczeństwa. Wzrost resentymentów żydowskich w popularnych czasopismach, pismach profesjonalnych, gazetkach uniwersyteckich i innych publikacjach wzmacnia teorię o jazgocie środków przekazu.

Stowarzyszenie Zawodowych Dziennikarzy Sigma, Delta, Chi w swym Kodeksie Etycznym deklaruje: "Wierzymy w oświecenie publiczne jako zwiastuna sprawiedliwości". W tendencyjnych i zwodniczych doniesieniach programy takie, jak The Israeli Connection, rezygnując z odpowiedzialności za oświecenie publiczne, ostatecznie uniemożliwiają dążenie do sprawiedliwości także i na Bliskim Wschodzie.

Andrea Levin Tłum. Łukasz Starzewski

Commentary, lipiec 1991

Orientacja na prawo 1986-1992