1. ZAMIAST PROGNOZY PRZEDWYBORCZEJ (Jacek Laskowski)

ZAMIAST PROGNOZY PRZEDWYBORCZEJ

Sowieckie wydarzenia ostatniego miesiąca wywołały w świecie burzę emocji. Stanowią też one niewątpliwą cezurę we współczesnej historii politycznej, choć zapewne ich przełomowość leży nie tam, gdzie chcieliby ją widzieć oszołomieni komentatorzy polityczni. Ta powszechna euforia zdaje się przysłaniać aż nadto czytelny mechanizm, który bezwstydnie wyziera zza kulis sowieckiego spektaklu. A przecież bezstronnemu obserwatorowi trudno nie stwierdzić, że cały ten starannie (?) wyreżyserowany dramat rozgrywający się na kremlowskiej scenie, to nic innego jak tylko huczna inauguracja drugiego etapu pieriestrojki - etapu, na którym zrealizowane być mają te wszystkie cele, jakie od początku przyświecały polityce, której symbolicznym wyrazem jest osoba M.S. Gorbaczowa.

„Orientacja na prawo” w ciągu ostatnich lat wielokrotnie przestrzegała przed niebezpieczeństwami, jakie niesie ze sobą pieriestrojkowa koncepcja modernizacji komunizmu. Pokazywaliśmy działanie tego mechanizmu najpierw w Polsce, z kolei także w ogarniętych "Wiosną Ludów" krajach Europy Środkowowschodniej. Za oczywistą część sowieckiego scenariusza uważaliśmy również zawsze radykalną przemianę struktur imperium, włącznie z przyznaniem formalnej niepodległości niektórym krajom, zwłaszcza państwom bałtyckim. Jeżeli więc cokolwiek w sytuacji międzynarodowej stanowi dziś dla nas zaskoczenie, to tylko to tak solidarne, uporczywe udawanie, jakby zmowa wielkich tego świata święcie przekonanych, że sowiecka "rewolucja" nie jest oczywistą kontynuacją prowadzonej od co najmniej 5 lat polityki "strategicznego oszustwa"...

Jest sprawą Zachodu, jak widzi - bądź nie widzi - swój interes polityczny w kontaktach z komunizmem. Być może stolice zachodnie mogą sobie pozwolić na luksus przegrywania do Gorbaczowa (czy raczej już Jelcyna!) kolejnych partii jałtańskiego kontraktu. Sytuacja Polski jest jednak diametralnie różna. Drugi etap pieriestrojki oznacza bowiem dla naszego kraju wyraźne pogorszenie i tak dramatycznego bilansu w politycznych stosunkach z Kremlem.

Skąd tak pesymistyczna ocena tak optymistycznych, zdawałoby się, wydarzeń? Przede wszystkim stąd, że jak uczy doświadczenie, ów drugi etap pieriestrojki przyniesie ze sobą gwałtowną aktywizację polityki sowieckiej, polityki świadomej swych długofalowych celów, a przy tym zaskakującej śmiałością i głębokością manewrów. Polityki, która dotychczas nie znalazła na Zachodzie godnego siebie przeciwnika, a której Polska przeciwstawić może jedynie jałową i bezwładną postawę uosabianą - choć przecież bez prawa wyłączności! - przez kierownicze figury MSZ RP. W konfrontacji tej polityka polska kierowana (?) przez ludzi "okrągłostołowego" rozdania nie ma najmniejszych szans. Nie rozumiejąc logiki wydarzeń w Sowietach lub - co na jedno wychodzi - nie chcąc jej przeciwdziałać, nasi fachowcy od dyplomacji stają na z góry przegranej pozycji. Godzą się bowiem być elementem kolejnym - dużo ostrzejszym - stadium gry, której reguły lokują interes naszego (i nie tylko naszego) kraju na szarym końcu politycznych priorytetów. Już tylko funkcją tej zasadniczo wzmocnionej ostatnio "nieekwiwalencji" jest fakt, że instrumentarium polityczne Sowietów po ostatnich wypadkach ulega ogromnemu wzbogaceniu, podczas gdy polskie - i tak dotychczas ubogie - radykalnie topnieje.

Dobrej ilustracji wzrostu politycznych i gospodarczych możliwości Sowietów dostarczy niebawem casus niepodległych krajów bałtyckich. Myślę, że na łamach pisma, które zawsze - i bez względu na nastroje zachodnich i polskich gorbimaniaków - wspierało sprawę autentycznej niepodległości Litwy, Łotwy i Estonii, wolno dziś powiedzieć, że droga naszych przyjaciół Bałtów do takiej właśnie prawdziwej niepodległości musi jeszcze potrwać. Odświętna euforia, narodowa symbolika, a nawet granice i uznanie dyplomatyczne nie zastąpią zerwania strukturalnych - społecznych, gospodarczych, psychicznych - więzów zależności od sowieckiego centrum. A przy tym: zasadzone na pieriestrojkowej glebie drzewo wolności wydaje - przynajmniej z początku - robaczywe owoce, "Elita polityczna", która zależnemu wciąż narodowi wmawia, że odzyskał on już prawdziwą niepodległość, to - tak w Polsce czy Czecho-Słowacji, jak na Litwie czy Łotwie - nieodrodny płód i niezawodny instrument pieriestrojkowego procesu. Warto, by i z tego polskiego doświadczenia skorzystali nasi wybijający się na niepodległość bałtyjscy przyjaciele. Teraz już od nich - czas krajów Europy Środkowowschodniej powoli przemija - zależeć wszak będzie, czy np. inwestycje Zachodu w europejskim hinterlandzie staną się rozrusznikiem animującym ogromne cielsko sowieckiego molocha. Dlatego tak ważne jest, by wbrew swoim rodzimym pieriestrojkowiczom zrozumieli, że "niepodległość Bałtów" to w języku sowieckim nic innego jak "kroplówka dla komunizmu". I by zrozumiawszy, umieli temu się przeciwstawić.

I oto w takiej sytuacji - gdy opinia publiczna Zachodu zachwycona eksplozją wolności jak nigdy dotychczas podatna jest na propagandowe manipulacje Kremla, gdy ZSRS uzyskuje tak bogate możliwości ekonomicznego i politycznego wsparcia za pośrednictwem trzech nowo powstałych i zdawałoby się z gruntu antykomunistycznych państw, gdy wreszcie w perspektywie sowieckiego uwłaszczenia nomenklatury rysują się możliwości nieprawdopodobnych do niedawna zmian gospodarki sowieckiej - w takiej sytuacji polityka polska nie dysponuje żadnym niemal instrumentem oddziaływania na stan spraw dotyczących naszego kraju. Nie mamy środków wpływania na sytuację w najbliższych nam państwach bałtyckich - nie darmo przecież od dwóch lat władze polskie konsekwentnie odżegnywały się od politycznego wsparcia tych krajów, nie wypracowując przy tym nawet podstaw potencjalnej sieci kontaktów społecznych i gospodarczych. Nie mamy środków wpływania na sytuację w Sowietach - wyrzekliśmy się tu jedynej realnej, choć pośredniej metody, jaką mogło być ostre postawienie sprawy niepodległości - wojsk sowieckich, stosunków politycznych, gospodarczych. Dziś, gdy Sowieci lepiej niż kiedykolwiek dotychczas uświadamiają sobie, że "kurica nie ptica...", megalomańskie telefony i bełkotliwe deklaracje o partnersko-sąsiedzkich stosunkach wywołać mogą tylko śmiech pusty... Nie mamy wreszcie środków wpływania na politykę Europy Zachodniej i Waszyngtonu, przeczekaliśmy bowiem chytrze ostatni moment, w którym Zachodowi wydawać się mogło, że Polska jest przedmurzem Europy i jako taka może stawiać pewne warunki. Dziś jest już oczywiste, że zasadnicza oś polityki europejskiej przesunęła się na Wschód, a przyszłość Starego Kontynentu - także jego zachodniej części - rozgrywać się będzie pomiędzy Tallinem, Moskwą a Kijowem. Byłoby dziwne, gdyby w takiej sytuacji pp. Balcerowicz, Skubiszewski czy nawet Wałęsa pozostali na długo pupilami zachodnich "środowisk opiniotwórczych".

Czy polityka polska może dziś przełamać fatalnie pogłębiający się syndrom zależności i niepodległości operetkowej, jaką proponują nam teoretycy a zaszczepiają praktycy pieriestrojki? Czy jesteśmy jeszcze w stanie odzyskać wpływ na bieg spraw w otaczającym nas świecie? Czy kraj, którego prezydent nawołuje "narody radzieckie" do integracji w ramach strefy sowieckiej i którego politycy jak zaklęci milczą o tym, co dla interesu narodowego najważniejsze, czy kraj taki może nie zapłacić za to, ze wyłonił takie "elity polityczne"? Trudno chyba odpowiadać dziś optymistycznie na te pytania. Trudno odpowiadać na nie optymistycznie zwłaszcza w przededniu wyborów, o których z góry wiadomo, że - m.in. dzięki pewnej autorskiej ordynacji - odtworzą one układ umożliwiający przetrwanie pieriestrojkowego status quo. Jedynie autentycznie antykomunistyczny, świadomy zagrożeń i zdeterminowany do przeciwdziałania im, ośrodek władzy mógłby próbować odwrócić bieg wypadków. Dziś jednak wiadomo już, że nadzieje na powstanie takiego ośrodka były raczej niewczesnym złudzeniem.

JACEK LASKOWSKI

Autor publikacji
Orientacja na prawo 1986-1992