1. CZAS PRAWICY (Jacek Laskowski)

CZAS PRAWICY

Twierdzą niektórzy, że kiedy po swym sukcesie wyborczym Porozumienie Centrum wycofa się z deklarowanego dotychczas głośno antykomunizmu, społeczeństwo polskie straci resztę zaufania do "swoich elit". Wydaje się, że pogląd ten grzeszy nadmiarem optymizmu. Obserwacja polskiego życia społecznego i politycznego wskazuje bowiem jednoznacznie na to, że zaufanie to już dziś należy do historii. Drogi zadufanego w sobie postpeerelowskiego establishmentu i skołowanego, zmęczonego społeczeństwa polskiego rozeszły się wszak definitywnie najpóźniej wiosną 1991. Płytkie - bo osadzone głównie w warstwie symboli - poparcie społeczne pozwoliło "drużynie Lecha" objąć w glorii przyznane wcześniej 35% miejsc w Sejmie PRL. Kredyt zaufania, jakim wówczas obdarzono solidarnościową elitę, nadwątliły jednak natychmiast kolejne matactwa związane z tzw. listą krajową, wyborem prezydenta PRL czy wreszcie powołaniem "niekomunistycznego rządu". Gdy zaś wkrótce przerażeni arogancją i nieudolnością ekipy Mazowieckiego Polacy ulokowali swe nadzieje w głoszącym zerwanie z komunizmem Wałęsie, ten z kolei w sposób ostentacyjny przeszedł do porządku dziennego nad oczekiwaniami narodu, które wyniosły go do władzy. Jeżeli więc wskaźniki frekwencji podczas kolejnych wyborów (a w końcu i fenomen Tymińskiego) stanowiły dla Stolników Okrągłych kolejne dzwonki alarmowe, to wypadki z okresu prezydentury Wałęsy składają się na swoisty point of no return, poza którym odzyskanie zaufania uporczywie oszukiwanego społeczeństwa jest po prostu niemożliwe.

W tym miejscu można by zapytać, czy świadomość tego tragicznego rozziewu dociera do umysłów ludzi tworzących "polską klasę polityczną". Byłoby to jednak pytanie od rzeczy. Poparcie i zrozumienie społeczne to bowiem ostatnie sprawy, na jakich zdaje się zależeć chwytającym życie na gorąco "politykom". Wśród postępującego rozkładu struktur władzy, szerzącego się bezprawia i korupcji, a przede wszystkim bujnego rozkwitu mafijnych i agenturalnych siatek komunistycznych, żyją oni w świecie zupełnie innych problemów. Czyż nie ważniejsze bowiem od tego wszystkiego jest przemyślne skonstruowanie ordynacji wyborczej tak, by nawet mimo woli elektoratu uzyskać znaczącą reprezentację w przyszłym parlamencie? Czy nie pilniejszą niż rozwiązywanie problemów kraju sprawą jest założenie solidnych fundamentów pod przyszłość partii i poszczególnych polityków? Czyż w kraju, w którym motłoch przedkłada człowieka znikąd nad "pierwszego niekomunistycznego premiera", nie trzeba przede wszystkim stworzyć sobie infrastruktury, która uniezależni światłą europejską elitę od niepewnych wyników gry wyborczej?

Co można powiedzieć o sytuacji w kraju, w którym społeczeństwo traci resztki złudzeń co do swoich przedstawicieli, "klasa polityczna" zaś darzy ledwie skrywaną pogardą i lekceważeniem zsowietyzowany i ciemny tłum? Na pewno to, że coraz bardziej mamy tu do czynienia z dwoma różnymi światami, mówiącymi dwoma zupełnie odmiennymi językami. "Reforma", "prywatyzacja", "demokracja", "walka z nomenklaturą", nawet "dekomunizacja" - słowa, które do niedawna miały jeszcze jakieś znaczenie, wywoływały wspólne skojarzenia, zdobywały polityczne poparcie, dziś straciły jakąkolwiek treść i nośność społeczną. Język niegdysiejszej opozycji okazał się dzisiaj równie drewniany jak nowomowa dzisiejszej nomenklatury. Uniemożliwia porozumienie i wyklucza współdziałanie. Nie dość jednak na tym: agresywnie lansowany „liberalno-postępowy”, laicki kanon europejskości nie może w efekcie nie doprowadzić do poważnego zaognienia nastrojów. Postawione w sytuacji radykalnej konfrontacji ideowej społeczeństwo przyznać się musi do tradycyjnego zespołu przedpolitycznych wartości, określających przecież od wieków jego tożsamość. Amatorzy popperowskiej utopii społeczeństwa otwartego mogą się wówczas boleśnie przekonać, że rozmaite "marginesowe" tematy w rodzaju kwestii ochrony życia poczętego zajmują całkiem poczesne miejsce w politei polskiego „społeczeństwa plemiennego” końca XX wieku.

W przededniu zatem pierwszych od ponad 50 lat wolnych wyborów parlamentarnych Polska znajduje się w stanie dramatycznego rozdarcia. Mimo wielu aż nadto czytelnych ostrzeżeń - z których casus Tymiński wydawał się najjaskrawszy - okrągłostołowy establishment dopełnił miary swej kompromitacji, wyrzekając się do reszty kontaktu ze społeczeństwem. Zmęczony i zawiedziony naród coraz wyraźniej zamyka się w sferze rewindykacji ekonomicznych, pozbawiony, jak dotychczas, czytelnej i wiarygodnej alternatywy politycznej. Aż nadto widoczna staje się próżnia na prawym skrzydle polskiego spectrum politycznego - próżnia, która musi zostać wypełniona, jeśli zablokowana dziś energia społeczna nie ma rozpływać się w bezpłodnej demagogii, grzebiąc szanse odbudowy niepodległego państwa polskiego.

W tej sytuacji pytanie o program i partię nowoczesnej - wychodzącej naprzeciw wyzwaniom czasu - prawicy polskiej staje się palącym wyzwaniem chwili. Dziś bardziej niż kiedykolwiek dotychczas na środowiskach spychanej na margines i zagłuszanej prawicy spoczywa obowiązek przedstawienia całościowej, spójnej wizji przeprowadzenia kraju do normalności i niepodległości. Wizji, która może stać się impulsem rozpoczynającym polską "rewolucję konserwatywną".

Jakie zasadnicze elementy powinny składać się na tę wizję? Z pewnością powinna ona obejmować trzy równorzędne obszary spraw, bez których nie sposób mówić o współczesnym programie prawicowym dla Polski:

- w sferze gospodarczej - autentyczna odbudowa kapitalizmu. W czasie, gdy każde niemal ugrupowanie polityczne w Polsce głosi postulat "powrotu do gospodarki rynkowej", przy czym uporczywie konserwowane są statystyczne struktury socjalizmu, istnieje pilna potrzeba sformułowania autentycznie liberalnego, osadzonego w realiach społecznych, programu ekonomicznego. Wychodząc z założeń propodażowych musi on konsekwentnie zmierzać do jak najszybszego usunięcia państwa z gospodarki przez redukcję i prywatyzację przeważającej części sfery budżetowej, powiązane z radykalnym zmniejszeniem obciążeń podatkowych i zmianą samej filozofii fiskalnej. Poczesne miejsce musi tu zająć postulat odtworzenia systemu bankowego, stanowiącego warunek wstępny jakiejkolwiek prywatyzacji i polityki kredytowej ożywiającej gospodarkę. Generalnie koncepcja gospodarcza prawicy powinna jak najobficiej czerpać z koncepcji "kapitalizmu ludowego", oferując szerokim rzeszom społecznym udział w procesach odtwarzania własności i budowy rynku. Grzechem pierworodnym IMF-owskiej reformy było przełożenie sprytu i koneksji peerelowskich Geldhabów nad nadzieje i energie społeczne, jakie można i trzeba było wyzwolić w procesie wychodzenia z komunizmu. Jeżeli w Polsce powstać ma zdrowa i dynamiczna gospodarka kapitalistyczna, błąd ten musi zostać jak najszybciej naprawiony.

- w sferze społeczno-politycznej - autentyczna dekomunizacja. Mimo ostentacyjnego głoszenia przez okrągłostołowy establishment tezy o odzyskanej już niepodległości, oczywiste jest, że Polska wciąż pozostaje krajem spętanym wielorakimi strukturami zależności od sowieckiego imperium. Obok długofalowego uzależnienia w dziedzinie gospodarki szczególnie wyraźnie widać to w sferze polityki i bezpieczeństwa. Jaskra- we przykłady to neojaltańskie przypisanie Polski do strefy wpływów sowieckich, utrzymywanie w Polsce nie rozpracowanej siatki KGB i GRU, niewycofywanie wojsk sowieckich. Jeżeli do tych bezpośrednich instrumentów władzy sowieckiej dodamy jeszcze pozostających w uśpieniu współpracowników komuny, to otrzymamy przygnębiający obraz więzów krępujących ewentualne próby odbudowy niepodległego państwa. Stąd tak ważna rola postulatu niepodległościowego antykomunizmu.

- w sferze ideowej - ożywienie tradycyjnego kanonu wartości. Jak słusznie przypomniał ostatnio na tych łamach Jacek Kwieciński, podstawowy konflikt z lewicą coraz wyraźniej przesuwa się dziś na płaszczyznę pozaekonomiczną w sferę wartości obyczajowych, kulturowych. Potwierdza to coraz agresywniejsza ostatnio w polskich mediach "postępowa" indoktrynacja. Stwarza to konieczność wyraźnego przypomnienia konserwatywnego kanonu wartości wyrastającego z Wielkiej Tradycji Zachodu - uniwersalnej tradycji antyku i chrześcijaństwa, na której wspiera się gmach cywilizacji europejskiej. Warto przy tym pamiętać, że żadna partia prawicowa nie odniosła sukcesu, oferując jedynie "pragmatyczną" perspektywę zaspokojenia aspiracji materialnych. Zdecydowana, czytelna obrona wartości niezmiennych, zagrożonych ofensywą kolejnych odmian lewicowej ideologii, jest niezbędnym elementem programu "rewolucji konserwatywnej", zwłaszcza w sytuacji, kiedy wszelki ład społeczny został skutecznie zrujnowany przez 50-letnie rządy komunizmu.

Już w najbliższych miesiącach okaże się, czy w obliczu kompromitacji postpeerelowskiej "klasy politycznej" środowiska prawicy polskiej będą w stanie przedstawić społeczeństwu taką alternatywę programową. Byłoby niewybaczalnym błędem, gdyby ten wyjątkowy moment historyczny miał zostać przez nie zmarnowany.

JACEK LASKOWSKI

Autor publikacji
Orientacja na prawo 1986-1992