1. ANTONI WICHRZYCIEL - KRYZYS PRZYWÓDZTWA cz. II

Antoni Wichrzyciel W numerze 21-22 zamieściliśmy pierwszą część poniższego artykułu, w której przedstawiliśmy nasze poglądy na działalność polityczną Lecha Wałęsy. Obecnie przedstawiamy drugą jego część, dotyczyć ona będzie oceny polityki przywódców TKK. Prezentowane w poprzednim i obecnym numerze analizy polityki przywódców podziemnej „Solidarności” publikujemy nie gwoli, jak nas się często oskarża, krytyki dla samej krytyki, ale w imię znalezienia wyjścia z impasu jaki stał się udziałem polskiego podziemia. „Naszym zdaniem – kończyliśmy nasz artykuł w poprzednim numerze – autorytet bez koncepcji upadnie sam. Jeżeli jednak przedtem zrezygnujemy z tworzenia nowych autorytetów, opartych na rzeczywistym działaniu, a nie zaprzeszłych zasługach, zasłużone symbole ustępując z placu boju, pozostawią po sobie jedynie pustkę. A tej przecież nie chcemy”. Z odmiennego założenia wychodzi TKK uznając za najważniejsze kryterium wysuwania haseł i celów walki, ich zgodność z linią polityczną Wałęsy, aby przypadkiem nie popaść z nim w konflikt polityczny. Jeszcze w oświadczeniu TKK z 22 kwietnia 1982 r. mogliśmy przeczytać: „Moralnym i statutowym obowiązkiem członków NSZZ „Solidarność” jest bezkompromisowa walka o prawo do istnienia i działania Związku”. W oświadczeniu z dnia 9 października, po delegalizacji „S”, TKK stwierdziła: „Aktami tymi Sejm pozbawił się jakiegokolwiek mandatu społecznego… NSZZ „Solidarność” może być rozwiązany jedynie na mocy decyzji swoich członków”. Wprawdzie pojawia się pytanie, kiedy Sejm PRL nabył mandat społeczny, skoro nie został wyłoniony w wolnych wyborach lecz w tzw. głosowaniu zbojkotowanym w 1980 r. przez wszystkie ugrupowania niezależne od KSS KOR do KPN? Pomijając jednak to zagadnienie ustrojowe, stosunek do ustawy został wyrażony trafnie i jasno. Jeszcze 20 października ’82 r. członkowie TKK dobitnie stwierdzili: „Wykonując rozkaz delegalizacji „S”, Sejm dopuścił się bezprawia. Jest to akt nielegalny i nie przyjmujemy go do wiadomości. Nadal walczymy o nasze cele – o pełne prawa związkowe dla NSZZ „S”…” I w tym momencie nastąpił przełom. W oświadczeniu z 22 listopada TKK już stwierdziła: „Tylko Lech Wałęsa określić może warunki na jakich TKK – zgodnie z jego wnioskiem – podejmie decyzje o swoim rozwiązaniu”. W wywiadzie z 1 grudnia 1982 r. Zb. Bujak powiedział: „Członkowie TKK zakładają, że swoją działalność na dotychczasowych zasadach utrzymują do chwili zwolnienia wszystkich skazanych. Do tego czasu nie przyjmujemy ujawniania się ani rozwiązywania… Walka o nowelizację ustawy, to z jednej strony bojkot oficjalnych i funkcjonowanie niezależnych struktur związkowych, z drugiej strony – walka na arenie międzynarodowej… Stamtąd musi płynąć ostry nacisk na nowelizację”. Okazało się więc, że ustawę, którą jako „akt nielegalny” nie przyjmowano do wiadomości, po miesiącu jednak przyjęto, żądając jedynie nowelizacji owego „bezprawia”. W kilka miesięcy później – 26 maja 1983 r. – Zb. Bujak oświadczył w kolejnym wywiadzie, na pytanie o termin ujawnienia: „Kiedy zezwolą na rejestrację innych związków zawodowych w zakładach. Pluralizm związkowy jest podstawowym celem „S” nawet w podziemiu. Kiedy będzie możliwy, trzeba się zastanowić, czy nie czas, żeby skończyć etap działalności podziemnej”. I żeby nie było żadnych wątpliwości, 14 lipca 1983 r. Bujak potwierdził swoje stanowisko. Na pytanie: „Czy… władze „S” ujawnią się dopiero po ponownym zalegalizowaniu Związku?” – odpowiedział – „Wystarczy, by kontynuowanie działalności związkowej nie było karane więzieniem, co łączy się z ogłoszeniem pełnej amnestii dla więzionych i abolicji dla szykanowanych za działalność społeczno-polityczną. Dopóki to nie nastąpi pozostaniemy w ukryciu… być może zaistnieją jeszcze takie warunki, w których okaże się dla nas korzystne tworzenie od nowa naszych własnych związków zawodowych, nawet w oparciu o obowiązującą ustawę”. Półtora roku wcześniej, 25 lutego 1982 r. Zb. Bujak twierdził: „proponowany przez rząd kształt związków zawodowych… (jest) nie do przyjęcia. Jedyna droga, jaka nam pozostaje, to walka o wznowienie działalności NSZZ „Solidarność”. Bezprawie, nielegalny akt itd. Okazały się do przyjęcia. Jest to zaprzeczenie podstawowego wymogu niezależnego ruchu związkowego, tj. jego niezależności od organizacji politycznych (PZPR – lokalnej sekcji KPZR). W listopadzie 1982 r. Temida OBA pisała: „O niezależności można byłoby mówić tylko wtedy, gdyby stworzono formalne, realne gwarancje nieingerencji organizacji politycznych. (…) Aktywność związku będzie przynosić jedynie marginalne efekty. (…) Związki nie mają według ustawy, żadnych możliwości skutecznego kwestionowania decyzji administracji państwowej i gospodarczej”. Pozostaje jeszcze wskazać autora „nowych” koncepcji. Kardynał Glemp, w wywiadzie udzielonym „Il Sabbato” 6 marca 1983 r., otwarcie powiedział: „… ustawa (delegalizująca „S” – red. „N”) przewiduje, że za dwa lata możliwe będą w obecnych związkach zmiany w kierunku pluralizmu. Jeśli w kraju utrzyma się pokój, jeśli uniknie się walk, istnieją możliwości odrodzenia związków pluralistycznych”. (cyt. Za „Ojczyzna” katolickie pismo robotnicze). Styczeń 1983 r. przyniósł Deklarację „Solidarność Dziś”, która miała zapewne uspokoić grupy oporu w zakładach pracy i zamknąć usta krytykom TKK. Znalazło się w niej m. in. takie stwierdzenie: „By system władzy w Polsce zdolny był do ustępstw… konieczne są działania prowadzące do załamania się obecnej dyktatury”. Kiedy jednak TKZ Stoczni oświadczył: „Wzywamy władze PRL do podjęcia w terminie do dnia 22 sierpnia 1983 r. negocjacji z wiarygodnym autorytetem społecznym, Lechem Wałęsą i jego doradcami”, TKK wydała 22 sierpnia komunikat, w którym czytaliśmy: „Popieramy inicjatywę TKZ Stoczni. Mimo wezwań i apeli… władze nie przystąpiły do rozmów”. Ale przecież 26 maja Zb. Bujak stwierdził: „Taka władza nie może być naszym partnerem”. Skąd więc ten żal do okupanta, że nie przystąpił do rozmów, skoro wcześniej jako cel określano – „załamanie obecnej dyktatury, a nie negocjacje!” Otóż stąd, że Deklaracja (SOLIDARNOŚĆ DZIŚ) podobnie jak inne bardziej sensowne oświadczenia, nie były pierwszym krokiem na drodze ewolucji samej TKK w pożądanym kierunku, lecz tylko i wyłącznie straszakiem na władze. A skoro te się nie przerażały i do Moskwy nie uciekały, ustępowała TKK. Swoją drogą, po półtora roku wojny, można by się zorientować, że Czerwoni żadnych rozmów prowadzić nie będą, chyba, że z PRONem. Podsumowując, oświadczenie TKK z 22 kwietnia w nowej wersji winno brzmieć – moralnym i statutowym obowiązkiem członków „S” jest walka o realizację nielegalnego aktu, którego uchwalenie było bezprawiem pozbawiającym Sejm mandatu społecznego, ustawy, zgodnie z którą związki nie mają żadnych możliwości skutecznego kwestionowania decyzji administracji państwowej i gospodarczej, ani realnych gwarancji politycznych. – Proszę wybaczyć demagogię i cynizm, ale czy za taką realizację prawa do zrzeszania się w związkach zawodowych zginęli obrońcy „Wujka”, Bogdan Włosik i tylu, tylu innych. Niestety sprawdziła się diagnoza, którą postawiliśmy w listopadzie 1982 r. :…czerwoni mogą spać spokojnie. Podziemna „S” opanowana przez proroków porozumienia z komunistami, niezdolna do całkowitego z nim zerwania (zanegowania prawomocności socjalistycznego ustroju, konstytucji, prawodawstwa itp., jako nie pochodzących z woli narodu, ale z ZSRR), teraz zostanie całkowicie obezwładniona przez siły ugodowe i kapitulanckie. „S” zabrnęła w ślepą uliczkę i nie stanie się, niestety „ośrodkiem krystalizacji idei i postaw skierowanych przeciwko ideologii komunistycznej”. Ruchy, które będą dojrzewały pod względem programowym, czego tak boją się komuniści, działać będą zupełnie niezależnie od ideologicznie spacyfikowanej (po zwolnieniu Lecha) „S”. Pozostaje jeszcze pytanie o przyczynę kapitulacji. Wybitny sowietolog francuski, A. Besançon, zapytany o największy błąd „Solidarności”, odpowiedział: „Wydaje się, że zamierzając dokonać rewolucji nie mówiąc o tym, zamierzając odepchnąć państwo diamatu (dialektycznego materializmu) nie nazywając go po imieniu, nie wskazując nicości socjalizmu, podejmowano ryzyko wprowadzenia zamętu w umysły. Ryzyko dezorientacji mas, do których się odwoływano”. Ze strachu przed zakwestionowaniem komunizmu uprawomacniano go, traktowano sowiecką władzę jako partnera, jak normalną władzę, a nie jak całkowite zło i kłamstwo, a obecny ustrój jako coś w zasadzie dobrego, a nie jak najgorszy z systemów. W ten sposób współuczestniczono w kłamstwie. Przed 13 grudnia była to jedna z dwu tendencji „S”. Po tej dacie stała się jedyną. Po 13 grudnia przywódcy „S”, którzy ocaleli z pogromu, doszli do wniosku, że kryterium wysuwanych żądań powinien być ich realizm. Realistyczne zaś jest tylko to, co mogą zaakceptować komuniści. Im więc mniejsze żądania, im bardziej minimalistyczne cele, tym bardziej realne. Komuniści takie rozumowanie wykorzystali i czekają, dozując represje oraz jasno dając do zrozumienia za każdym razem, że stanowisko TKK jest jeszcze nie dość realistyczne. Komuniści przekonali doradców i członków TKK oraz wielu, zbyt wielu Polaków, że ich władzy raz ustanowionej obalić się nie da. A skoro nie można jej obalić, to pozostaje tylko wywierając naciski, modyfikować ją, a przy tym samemu dostosowywać się do komunizmu. I nasi przywódcy dostosowują się. Wysunięcie hasła obalenia ustroju komunistycznego i likwidacji sowieckiego poddaństwa, początkowo byłoby równie nierealistyczne jak program porozumienia, ale stwarzałoby perspektywy na przyszłość, dokonując rewolucji w skomunizowanych umysłach Polaków. Jak powszechne jest to skomunizowanie (przekonanie o niemożności obalenia ustroju sowieckiego) świadczą audycje RWE. Przykładem szkodliwej dla sprawy niepodległości, propagandy politycznej mogą być tzw. dyskusje okrągłego stołu. 8 września 1983 r. mogliśmy usłyszeć, po zapewnieniach Pana Najdera, że dyskutanci różnią się w swych poglądach, kilka „śmiałych” politycznie uwag: T. Nowakowski stwierdził odkrywczo: „porozumienie jest konieczne”, P. Jarecki ostro „sprzeciwił się” i stanowczo oświadczył: „Trzeba znaleźć jakiś kompromis”, a W. Wróblewski dodał: „Byłoby dobrze, gdybyśmy wybrali wariant apelowania do władz”. Cóż za rozbieżność poglądów! A jaki bogaty i różnorodny wachlarz postaw? A ile spornych kwestii: porozumienie, kompromis, apelowanie, a może samobatożenie? Cóż zaś najbardziej cieszy Panów Nowakowskiego i Najdera? To, że „krzykliwi” zwolennicy wysuwania hasła obalenia komunizmu – „to bardzo nieliczna grupa i pozbawiona wpływu na kształtowanie opinii publicznej”, i że „teraz jakby przycichli”. Nieładnie Panowie wmawiać społeczeństwu, które w 85% wypowiada się przeciwko porozumieniu z komunistami, że jego poglądy reprezentują ludzie, których koncepcje kompromisu popiera jedynie 5,5% (patrz ankieta w nr 21-22 „N”). RWE powinna do owej krzykliwej grupki zaliczyć np. TKZ „S” Ursusa, gdyż w ulotce z 5 sierpnia ’83 pisze w punkcie 9: „Nie uznajemy narzuconej nam władzy, a jej ideologię uważamy za wrogą”, a w punkcie 10: „Wspierać będziemy wszelkie ruchy sprzyjające wyzwoleniu Ojczyzny spod obcej dominacji”, a więc owe „krzykliwe grupki”. Podobnie RWE naraziłoby się Słowo Podziemne nr 51 (19.08.83), gdyby redaktorzy w Monachium je znali. Zacytujmy fragment: „Jeśli chcemy jako społeczeństwo uratować i odrodzić swe zdrowie psychiczne i moralne, swe możliwości rozwoju kulturalnego i gospodarczego, musimy powiedzieć sobie jasno i wyraźnie, że ani związki zawodowe (z Solidarnością włącznie), ani Kościół nie mogą Polakom trwale zastąpić normalnych reprezentacji politycznych. Nadszedł dziś czas ich narodzin, czas powstawania konkretnych partii, programów i ruchów, tworzenia zarysów przyszłego ustawodawstwa oraz planów reform ustrojowych, gospodarczych i społecznych”. „Solidarność” od dawna już należy do przeszłości jako skuteczne narzędzie walki z komunizmem, ale do przyszłości należy solidarność wszystkich niepodległościowych kierunków politycznych. (podkreślenie „N”) I to jest naszym zdaniem, poszukiwana przez wszystkich droga wyjścia z impasu.

Autor publikacji
"Niepodległość" - miesięcznik polityczny 1982-1983