Kompendium wiedzy

12. L. M. WOLNOŚĆ, DEMOKRACJA, NIEPODLEGŁOŚĆ

Przystępując w przyszłości do działalności pod wyżej podanymi hasłami pragnęlibyśmy jasno określić co przez nie rozumiemy, aby nie powstały żadne pomyłki bądź nieporozumienia związane z wieloznacznością tych terminów. WOLNOŚĆ Przez wolność rozumiemy nie tylko wolność korzystania ze wszystkich praw obywatelskich i swobodę kształtowania się stosunków społecznych, ale także wolność od wszechwładzy państwa bądź kolektywu. Oznacza to w praktyce, iż będziemy dążyć do ograniczenia roli państwa wszędzie tam, gdzie okaże się to możliwe. Jednostka musi posiadać autonomię i być chroniona przed wszechwładzą społeczeństwa, mniejszość przed dyktaturą, nawet demokratycznej większości, a obywatel przed swych własnym państwem. Sprzeczność między rządzącymi a rządzonymi – posiadanie lub brak władzy – nie może doprowadzić do zapanowania pierwszych nad drugimi. Rozbudowa funkcji państwa, nawet demokratycznego, powoduje koncentracje władzy i informacji w rękach aparatu państwowego. Każdy zaś aparat będzie przede wszystkim dbał o swe interesy, tzn. będzie się rozrastał i koncentrował władzę. Zlikwidować aparatu państwowego nie można, ale można ukrócić jego wszechwładzę ograniczając jego kompetencje i dostarczając mu konkurencyjna administrację samorządową, stowarzyszeń społecznych, korporacji przemysłowych (nie należących do państwa) itp., co stworzy pewną równowagę sił. Ograniczenie roli państwa oznacza jednak także zmniejszenie opieki państwa, opieka zaś sprowadza się do zabierania tym, którzy jeszcze coś posiadają (wyrównywanie w dół). Albo zatem więcej opieki i więcej krępujących jednostkę przepisów, albo mniej opieki i więcej wolności, ale także odpowiedzialności za samego siebie. Druga wersja bardziej, naszym zdaniem, jest opowiadająca charakterowi narodowemu Polaków i dlatego opowiadamy się za nią. Szczególnie trudny jest problem funkcji redystrybucyjnych państwa. Z jednej bowiem strony nie można pozostawiać bez pomocy pewnych grup ludności (np. inwalidów, samotne matki, ofiary klęsk itp.), z drugiej zaś zwiększanie w nieskończoność podatków wspomaga przede wszystkim aparat państwowy i redystrybucyjny, do potrzebujących dociera mniejsza część sum. Ponadto rosnące nadmiernie podatki odbija się niekorzystnie na efektywności i koniunkturze gospodarczej (inflacja). Jak zatem stworzyć opiekę społeczną bez nadmiernego obciążania podatkami społeczeństwa i rozbudowy olbrzymiego aparatu? Idealnej recepty nie ma. Trzeba jednak mieć odwagę powiedzenia prawdy, iż początkowo owa opieka będzie niewielka ze względu na ogólny stan gospodarki. 35 milionów obywateli może bowiem ponosić koszty opieki nad jednym milionem, ale kto ma zapłacić za opiekę nad 35 milionami, nawet gdyby była ona niezbędna? System świadczeń bezpłatnych należałoby zastąpić wszędzie tam gdzie to będzie możliwe przez dopłaty dla pewnych kategorii ludzi (np. o dochodach poniżej uznanego minimum). Ponadto państwo powinno również na tym obszarze życia społecznego posiadać konkurentów: organizacje samopomocy, funkcje charytatywne i religijne oraz instytucje ubezpieczeniowe. Ograniczając role państwa rezygnujemy również z bezpośredniej działalności gospodarczej; nawet ściśle określony i zamknięty sektor zbrojeniowy, energetyka i ewentualnie części komunikacji byłaby jedynie luźno związana z administracją państwową, działając na ogólnych zasadach gospodarki rynkowej. Uznając zasadę wolności nie przewidujemy żadnych ograniczeń dla głoszenia najrozmaitszych poglądów, nawet nawołujących do obalenia siłą porządku konstytucyjnego. Dopiero próba działania niezgodnego z konstytucją będzie musiała spotkać się z interwencją władzy. DEMOKRACJA Próby zastąpienia tradycyjnej demokracji przedstawicielskiej (parlamentarnej) przez bezpośrednią uważamy za utopijne; przekształceniem w oligarchię grozi system rad. Na co dzień bowiem większość nigdy nie będzie zajmowała się polityką, niezależnie od chciejstwa rozmaitych reformatorów – teoretyków, ale musi ona mieć zagwarantowaną możliwość włączenia się do polityki, tzn. musi posiadać zagwarantowaną układem sił w państwie możliwość współudziału w podejmowaniu decyzji, z której ludzie będą lub nie będą korzystali. Służy temu najlepiej tradycyjny system parlamentarny(1) wsparty na federacyjnej strukturze władzy, w której rozmaite jej elementy (o różnych interesach) nawzajem się równoważą, podstawę ekonomiczną tworzy zdemonopolizowana i różnorodna pod względem form własności gospodarka, zaś możliwie dużo funkcji państwowych przejęły na siebie rozmaitego typu samorządy i organizacje społeczne. Centralne miejsce w organizacji władzy państwowej i życia gospodarczego, społecznego oraz politycznego powinna zajmować DECENTRALIZACJA Wypowiadamy się za federalną strukturą państwa wzorowaną na doświadczeniach niemieckich (RFN), amerykańskich i szwajcarskich (system kantonalny). Oznacza to w praktyce, że rząd centralny będzie decydował o polityce zagranicznej, obronności, poczcie i komunikacji ogólnokrajowej oraz międzynarodowej, bezpieczeństwie (policja państwowa), wymiarze sprawiedliwości oraz obiegu pieniądza. W konsekwencji Sejm musi składać się z dwu izb: Izby Posłów i Izby Ziem lub Dzielnic (delegaci Samorządów Regionalnych). Izba Ziem lub Dzielnic pełniłaby także funkcję Senatu (Izby Wyższej) zgodnie z zasadami przedstawionymi w numerze 10. Decentralizacja daje większą samodzielność prowincji, większe możliwości wybicie się i kariery poza centrum, co w przypadku ośrodków regionalnych (np. Wrocław, Gdańsk) zaowocuje szybkim rozwojem gospodarczym i awansem kulturalnym. Wyjazd na prowincję przestanie być zesłaniem, a Warszawa straci swoją rolę przytłaczającego kraj molocha i centrum biurokracji. Ale decentralizacja pociąga za sobą także inne kontrowersje: wzrost wydatków na administracje samorządową i konieczność polegania przede wszystkim na własnych siłach i pomysłowości w regionach zacofanych (koniec nieograniczonych dotacji z budżetu centralnego). Centrum ma zarówno ograniczone możliwości sprawowania kontroli nad prowincją, jak i też przyjścia jej z pomocą. Drugą zasadą demokracji jest: SAMORZĄDNOŚĆ Oprócz samorządów terytorialnych (patrz wyżej) i pracowniczych (p. partycypacja) dużą rolę w systemie demokratycznym i wolnościowym (o ograniczeniu roli państwa) odgrywają różnego rodzaju samorządy zawodowe, uczelniane, stowarzyszenia, izby handlowe i gospodarcze itd. Przyjmują one na siebie znaczną część zadań, które w innych systemach spełnia aparat państwowy. Samorządy zawodowe wydają zezwolenia na wykonywanie zawodu oraz prowadzą zawodową weryfikację kadr, szkolenie zawodowe, prowadzą działalność oświatową, stypendialną itp. Przykładowo Izba Handlowo – Przemysłowa zajmuje się normalizacją, arbitrażami (sądownictwo gospodarcze), kontrola rachunkowości z punktu widzenia prawidłowości organizacyjnej, szkolnictwem zawodowym itd. W wypadku wyższych uczelni wszelka ingerencja z zewnątrz ogranicza się do przyznania środków finansowych na działalność dydaktyczną i naukową, zaś ich wydatkowanie, programy, statut uczelni itd. pozostaje wyłącznie sprawą pracowników i studentów. Samorządy powinny powstać wszędzie tam, gdzie życzą sobie tego zainteresowani i gdzie będą one zdolne do życia. Rozwinięciem zasady samorządów w gospodarce jest: PARTYCYPACJA Musimy ostrzec, że w przeciwieństwie do Ruchu Społecznego WSN nie upatrujemy w samorządach pracowniczych lekarstwa na wszelkie problemy ekonomiczne, cudownej recepty, która odmieni polska gospodarkę. Może się bowiem okazać, że praca w przedsiębiorstwie samorządowym będzie cięższa i gorzej płatna niż w innych. Wprowadzając w Wolnej Polsce samorząd pracowniczy (partycypacja) proponujemy przestrzegać następujących zasad: 1. Samorząd powstaje tylko tam, gdzie zainteresowani sobie tego życzą. W przedsiębiorstwach prywatnych ewentualne powstanie samorządu jest wyłączną sprawą właściciela i pracowników. W sektorze państwowym (zbrojeniówka) samorząd może powstać ale o ograniczonych kompetencjach: 2. Przekształcając dotychczasowy sektor państwowy w samorządowy należy potraktować przedsiębiorstwa jako spółki akcyjne; część akcji pozostaje w przedsiębiorstwie jako niezbywalna własność załogi, a reszta zgodnie z życzeniem rady pracowniczej (przedsiębiorstwa rentowne) lub władz państwowych (zagrożone bankructwem) może zostać sprzedana; 3. Radę pracowniczą wybiera załoga jako właściciel kontrolnego pakietu akcji; w przypadkach bardziej skomplikowanych w skład Rady wchodzą przedstawiciele innych właścicieli akcji: banku, przedsiębiorstw zagranicznych, innych firm krajowych itp.; 4. Rada pracownicza drogą konkursu dobiera dyrekcję (zmienia ją), ustala ogólne zasady rozwoju przedsiębiorstwa, zasady podziału zysków i poza tym nie wtrąca się do bieżącej działalności firmy, którą kieruje zatrudniona przez Radę dyrekcja; 5. Przedsiębiorstwa bankrutujące wystawiane są na licytację. Nie należy przeceniać znaczenia samorządu z punktu widzenia interesów pracowników, dla których ważniejsze są związki zawodowe. Dla pracobiorcy dobrym przedsiębiorstwem jest takie, które dba o swych pracowników (udogodnienia socjalne), gdzie zarobki są wysokie, a więc pracownik nie jest wyzyskiwany oraz gdzie panuje demokratyczna atmosfera. Takie przedsiębiorstwo może być równie dobrze firmą samorządową, prywatną lub jakąkolwiek inną. MONOPOLIZACJA Stabilność demokracji zależna jest od zrównoważonej struktury przemysłu. Z jednej strony nie może być zdominowany przez wielkie koncerny, gdyż grozi to ograniczeniem niezależności władz państwowych i praw obywatelskich oraz spadkiem konkurencyjności i opanowaniem rynku przez kilka monopoli. Dla obywatela i klienta będzie oczywiście obojętne czy monopoliści reprezentować będą kapitał państwowy, prywatny, samorządowy, akcyjny lub jakikolwiek inny. Z drugiej strony jednak nowoczesna gospodarka wymaga ogromnych inwestycji kapitałowych, a wydatkom tym podołać mogą jedynie wielkie korporacje i to przy pomocy państwa. Uznając zatem konieczność istnienia wielkich organizacji przemysłowych, należy ich liczbę ograniczyć;(2) powstanie koncernu musi wynikać z procesu ekonomicznego wzrostu, a nie decyzji politycznych (np. minister nakazuje połączenie trzech fabryk butów). W wypadku natomiast przekroczenia granic wielkości i monopolizacji rynku, powinien zgodnie z ustawą antytrustową organ władzy państwowej i dzielić dane przedsiębiorstwo na mniejsze, niezależne. Gospodarka PRL opanowana jest przez monopole i przedsiębiorstwa o nadmiernej wielkości, co uniemożliwia konkurencję. Demonopolizacja przemysłu powinna zatem następować w trojaki sposób: a. podzielenie wielu przedsiębiorstw na mniejsze przez organ władzy państwowej w okresie przejściowym; b. dopuszczenie kapitału zachodniego na rynek polski, sprzedaż części fabryk (nieukończonych, zagrożonych bankructwem itp.), sprzedaż części akcji kontrahentom zachodnim wraz z włączeniem naszej gospodarki do światowej; c. pomoc w powstaniu sektora prywatnego; popieramy w pierwszym rzędzie tworzenie prywatnej gospodarki rodzinnej, ale nie stawiamy żadnych ograniczeń i dopuszczamy rozrastanie się klasycznego sektora prywatnego. Trzeci punkt wymaga wyjaśnienia. Chodzi nam o stworzenie warunków, w których powstałby w przemyśle sektor gospodarki prywatnej zatrudniający niewielu pracowników oraz przedsiębiorstwa rodzinne, tzn. zatrudniające rodzinę właściciela (np. transport, usługi, handel, nieskomplikowana produkcja itp.). Rzecz jasna wiele z nich będzie bankrutowało, część zaś rozwinie się w duże firmy, przedsiębiorstwa rodzinne pozostaną jednak jako grupa ważnym sektorem gospodarki. W okresie przejściowym musi nastąpić deetatyzacja spółdzielni. Popieramy rozwój autentycznej spółdzielczości, co nie oznacza, że z punktu widzenia przyszłego państwa polskiego spółdzielnie miałyby się cieszyć uprzywilejowaną pozycją. Odpowiednio na wsi widzimy konieczność przeprowadzenia nowej reformy rolnej, w wyniku której powstałaby warstwa społeczna farmerów. Część starych gospodarstw przeszłaby upełnorolnienie, a resztę przeniesiono by na grunty parcelowanych PGR – ów, gdzie zakładano by także nowe farmy. W wyniku opisanych przemian gospodarczych powstałaby w Polsce klasa średnia składająca się z robotników wielkoprzemysłowych, inteligencji, drobnych przedsiębiorców i farmerów. Małe zróżnicowanie pod względem dochodów i stanu życia wewnątrz klasy średniej obejmującej większość narodu wpływałoby stabilizująco na demokrację. RÓŻNORODNOŚĆ Zaletą tak ukształtowanego systemu byłaby wielka różnorodność w każdej dziedzinie życia dającą obywatelowi możliwość wyboru i umożliwiająca nieustanną konkurencję, a więc rozwój. O różnorodności form własności już pisaliśmy, weźmy więc za przykład tak istotne dziedziny jak szkolnictwo i opiekę lekarską. Obok szkół państwowych finansowanych z budżetu regionalnych i centralnego będą mogły przykładowo powstać szkoły prywatne, fundacji religijnych i świeckich, utrzymywanie przez Izby Handlowo – Przemysłowe (szkolnictwo zawodowe) lub poszczególne przedsiębiorstwa itp. Podobnie w wypadku opieki lekarskiej, obok państwowej służby zdrowia, finansowanej przez budżet centralny i regionalne, będą mogły działać szpitale prywatne, fundacji religijnych i świeckich, zakładane przez związki zawodowe bądź poszczególne firmy (grupy firm) dla ich pracowników itd. Ważne będzie jedynie uzyskanie koncesji zależnej od wykazania się odpowiednim zapleczem technicznym i zezwolenie wykonywania zawodu wydane personelowi przez samorząd zawodowy. W żadnej dziedzinie życia nie przewidujemy zatem jakichś ograniczeń, poza możliwość ingerencji ze względu na bezpieczeństwo jednostek i środowiska. NIEPODLEGŁOŚĆ Często hasło niepodległości uważa się za maksymalistyczne i dlatego nierealistyczne próbując jednocześnie powracać do doświadczeń pokojowej walki z zaborcami w XIX wieku. Umiarkowani, ugodowcy i inni neopozytywiści zapominają jednak, że od tego czasu warunki wszelkiej niezależnej działalności znacznie się pogorszyły. W państwie carów nie było swobód politycznych, ale istniała wolna gospodarka, można zatem było podejmować wszelkie inicjatywy ekonomiczne: rozbudować przemysł, zakładać banki, spółdzielnie, unowocześnić rolnictwo itp. Brak wolności słowa nie oznaczał, że zaborca jest jednocześnie jedynym wydawcą – działalność literacka, oświatowa, badanie naukowe były utrudnione (rusyfikacja szkolnictwa) ale możliwe. Można było również podejmować działalność społeczną, o ile nie miała na celu walki rewolucyjnej bądź powstańczej. Jeszcze lepiej było w „demokratycznych” Prusach i Austro – Węgrzech. Działalność polityczna, tworzenie partii, związków zawodowych i organizacji oświatowych, choć początkowo utrudnione, postępowało naprzód i zakończyło się sukcesem. Dla nas te wszystkie drogi są zamknięte. W komunizmie walka o reformy cząstkowe skazana jest z góry na niepowodzenie, gdyż po zelżeniu nacisku społeczeństwa władze przywracają poprzedni stan.(3) Istota ustroju pozostaje nienaruszona, choć zmieniają się dekoracje, owe bloki bezpartyjnych i komunistów, FJN-y, Okonie, Prońcia itd. Teza ta po 38 latach komunizmu nie wymaga dowodzenia. Jeśli jednak ludzie, a nawet kandydaci na polityków udają, że wierzą komunistom i dają się wymanewrować, to wynika to z ich niechęci do ponoszenia ofiar w walce, o której sądzą, iż jest beznadziejna. Przywódcy Powstania Listopadowego również nie chcieli i nie potrafili zwyciężać szukając jedynie dogodnej sposobności do honorowej kapitulacji. Gdy jednak kapitulacja nastąpiła, z honorem nie miała nic wspólnego, ale za to dużo ze zdradą. My uważamy, że komunizm obalić można, Sowieci nie zniszczyli naszego ducha, nie obezwładnili poczuciem bezsiły. Wprost przeciwnie, widzimy jak ustrój wali się w gruzy; chcemy ten proces przyśpieszyć i wykorzystać. Idea Chrześcijańskich Związków Zawodowych (z istoty, nie nazwy) lub chociażby prywatnej szkoły, która przez swój minimalizm może wydawać się realna, w rzeczywistości jest równie odległa jak niepodległość. Dla nas Niepodległość jest nie tylko wartością samoistną ale również umożliwia ona stworzenie wolnościowego i demokratycznego ustroju Polski. Aby jednak owa Wolna i Demokratyczna Polska nie była jedynie okresem przejściowym od jednej niewoli do drugiej, jej Niepodległość musi posiadać trwałe oparcie w nowym układzie sił w Europie Wschodniej, musi wynikać z nowych stosunków a nie z chimerycznych traktatów, które silniejszy zawsze może złamać. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Interes Polski – Niepodległość – jest całkowicie sprzeczny z interesem Rosji – panowanie nad Europą Wschodnią, co najmniej zaś nad ziemiami byłej Rzeczypospolitej, która daje dostęp do Europy. Taki jest interes każdego państwa istniejącego na równinach rosyjskich z centrum w Moskwie, bez względu na jego bardziej lub mniej niewolniczy ustrój. Dlatego wszelkie próby „dogadania się” pochodzące od A. Michnika lub od dostrzegającego gdzieś (nie wiadomo gdzie) możliwą wspólnotę interesów Polski i Rosji St. Kisielewskiego, prowadzą do dobrowolnego przyjęcia wschodniego poddaństwa. Fakt, że na razie jesteśmy poddanymi Kremla nie musi jednak oznaczać, że gdy nadarzy się okazja, zamiast zrzucić niewolę, zaczniemy się targować o jej lepsze warunki. Ostateczne zrzucenie niewoli musi jednak kosztować. Będą to ofiary czynione także z polskich uprzedzeń i marzeń o powrocie na dawne ziemie. Walka między elitami władzy w ZSRR (a na drugim planie dopiero rozruchy ludowe) może doprowadzić do czasowego osłabienia tego mocarstwa, a nawet wyodrębnienia się zwalczających się ośrodków władzy komunistycznej, np. w Kijowie, Moskwie, Kazachstanie. W wypadku przegranej wojny proces taki nastąpiłby bardzo szybko. Przed Polakami stanie wówczas możliwość odzyskania niepodległości oraz wybór między polityką stawiającą sobie za cel uzyskanie statusu Finlandii, a dążeniem do trwałej dezintegracji Rosji (poparcie dla ruchów odśrodkowych, nawet komunistycznych). Jesteśmy zwolennikami drugiej koncepcji, gdyż interesuje nas tylko trwała niepodległość, a więc stworzenie takich warunków w Europie Wschodniej, w których Rosja nie będzie mogła realizować tutaj swych interesów i zwróci imperialne oraz państwowe dążenia na wschód. Jakie to warunki? Likwidacja komunizmu w KDL-ach i dezintegracja ZSRR – usamodzielnienie się republik zachodnich (Litwa, Łotwa, Estonia, Białoruś, Ukraina), pozostających pod panowaniem komunistów lub nie. W naszym interesie leży powstanie tych państw, dlatego musimy im w pewnym momencie udzielić pomocy politycznej. W wypadku Demoludów będzie to poparcie dla obalenia ustroju komunistycznego, w wypadku zaś republik radzieckich najpierw poparcie dla tendencji odśrodkowych (nawet komunistycznych), a dopiero na drugim miejscu wpływanie na ich ewolucję w kierunku demokracji. Innymi słowy może to oznaczać np. sojusz z komunistyczną Ukrainą przeciw Rosji, w której komunistów zastąpią już jacyś generałowie. Wolna i trwale niepodległa Polska może naszym zdaniem powstać jedynie w wolnej od Rosji (w drugim etapie wolnej od komunistów) Europie Wschodniej. Wspólna walka przeciw Rosji napotyka jednak na dwie przeszkody: - skłócenie narodów Europy Wschodniej na płaszczyźnie bardzo skomplikowanych stosunków narodowościowych, co umożliwia Rosji manipulowanie konfliktami; - nieregulowane i konfliktowe stosunki między Polakami a narodami sąsiednimi, co może przeszkodzić nam w odegraniu przywódczej roli w walce wyzwoleńczej. Z drugiej zaś strony poza nami nikt nie posiada wystarczającego doświadczenia i świadomości politycznej by taką rolę odegrać. Nie możemy jednak jej łączyć z dążeniem do wyciągania przez Polaków partykularnych korzyści; powinniśmy cały czas pamiętać, że Wolna Europa Wschodnia leży w naszym największym interesie – umożliwia bowiem zbudowanie Niepodległej, Wolnej i Demokratycznej Polski. Jeżeli zatem udałoby się nam rozwiązać nasze konflikty z sąsiadami, moglibyśmy ku powszechnemu i własnemu pożytkowi pełnić funkcje rozjemcze w sporach między innymi, np. Rumunami i Węgrami, Słowakami i Węgrami itd. Rosji damy radę tylko wówczas, gdy zjednoczymy wysiłki naszych narodów, a więc jesteśmy w realizacji owego dzieła tak samo zainteresowani jak w przetrwaniu Polski. Nie ma bowiem możliwości, że dalsze trwanie komunizmu stwarza śmiertelne niebezpieczeństwo dla naszego bytu narodowego; grozi nam biologiczna, narodowa i moralna likwidacja. A jak wyobrażamy sobie uregulowanie naszych konfliktów? Uważamy, że bezwzględnie i bezwarunkowo musimy uznać obecne granice za nienaruszalne,(4) a tym samym raz na zawsze zrzec się praw do Wilna i Lwowa, pod warunkiem, że: a/ będą one należały do niepodległości państw Litwy i Ukrainy, a nie do jakieś federacji rosyjskiej; b/ mniejszość polska zamieszkała na tych terenach uzyska wszystkie prawa obywatelskie, gospodarcze, polityczne, narodowe i religijne, co ze swej strony gwarantuje wszystkim mniejszościom narodowym zamieszkującym i mogącym zamieszkać w Polsce. Stosunki z naszymi sąsiadami chcemy ułożyć na zupełnie odmiennych zasadach niż dotychczasowe. Prawo wyboru miejsca zamieszkania i swoboda poruszania się (praktycznie granic) oznacza, że nie tylko Polacy będą mogli bez trudu opuszczać kraj; z pewnością uczynią tak tysiące ludzi w poszukiwaniu lepszych warunków życia, ale również do Polski napłyną robotnicy z jeszcze biedniejszych regionów Europy. Brak siły roboczej sprawi, że przyjmiemy ich podobnie jak swego czasu uczyniła to Europa Zachodnia. Praktyczna likwidacja granic i swoboda poruszania się będzie oznaczała, że Polacy chcący osiedlić się czasowo lub na stałe na przykład na Ukrainie bądź na Litwie, będą mogli to uczynić pod warunkiem przestrzegania tamtejszych praw i korzystając jednocześnie z uprawnień przysługujących mniejszościom narodowym. W drodze osobnych rokowań międzynarodowych powinno dojść do ustalenia zasady podwójnego obywatelstwa w omawianych przypadkach. Nie będzie więc rzadkością Polak w Wilnie lub Lwowie, ale w Wilnie należącym administracyjnie do Niepodległej Republiki Litewskiej i Lwowie należącym do Niepodległej Republiki Ukraińskiej. Pamiętamy cały czas, że w praktyce oznaczać to będzie wzrost liczby mniejszości narodowych w Polsce oraz rozszerzanie się zasięgu Polonii. W dalszej przyszłości należy zatem spodziewać się przekształcenia państw naszego regionu w wielonarodowe z wyboru, a nawet może dojść w perspektywie 2 – 3 pokoleń do przeniesienia się poza granice historyczne większości danego narodu, choć z zachowaniem więzi narodowej (swoboda kontaktu, zachowania własnej kultury). Jeżeli zatem tworząc nowe warunki udałoby się nam oprzeć je na zasadach wzajemnej tolerancji i współpracy, to nasz region mógłby w zupełnie naturalny sposób utworzyć konfederację (Związek Państw). Takie też są dążenia. Drogi Czytelniku, musisz się zastanowić i już teraz odpowiedzieć sobie na pytanie: czy chce Polski silnej duchem, promieniującej kulturą i wchłaniającej obszarem, czy wolisz Polskę równie małą(5) lecz skłóconą z sąsiadami, izolowaną i zasklepioną w sobie. Myśmy już wybrali. Na dziś proponujemy innym organizacją opozycji demokratycznej utworzenie wspólnej komisji do spraw opracowań zadań i zasad polskiej polityki zagranicznej. Następnie zaś działania w trzech kierunkach: 1. Rozpoczęcie szerokiej akcji wydawniczej; 2. Nawiązanie współpracy z grupami opozycyjnymi w Demoludach; dotychczas każde ugrupowanie czyniło to na własną rękę, teraz byłaby to nasza wspólna inicjatywa, już nie w imieniu tego czy innego środowiska, ale Polaków; 3. Utworzenie przedstawicielstwa na emigracji z zadaniem nawiązania oficjalnych stosunków z ugrupowaniami emigracyjnymi. Dotychczasowe takie akcje w rodzaju wspólnych narad lub konferencji nie miały takiego wydźwięku politycznego. Niestety na Biuro Koordynacyjne „S” w Brukseli nie można liczyć, o czym najlepiej świadczy kompromitacja na zjeździe w Franken. Dwa lata temu spotkali się tam działacze czescy i słowaccy, aby przedyskutować problemy dotyczące współżycia w jednym państwie (patrz pismo „Obóz” nr 3). W roku 1981 Czesi zaprosili do Franken kilku wybitnych Polaków. Myliłby się jednak ktoś sądząc, że nasi rodacy pośpieszą ochoczo do Franken, aby poważnie przedyskutować kwestie geopolityki i współpracy. Po pierwsze, kilku wybitnych emigrantów politycznych, w tym prof. Kołakowski, nie raczyło w ogóle przyjechać. Spośród przybyłych M. Chojecki podzielił się swymi wspomnieniami, co można ocenić jako próbkę folkloru polskiego, a nieszczęście emigracyjnej „S” Pan Mianowicz ubawił wszystkich wyznaniem, że program społeczeństwa podziemnego jest polską droga do kompromisu z komunistami (według serwisu BBC). Jak przystało na działacza „S” słowa te zostały wypowiedziane oczywiście już po 8 października. Sam Pan Mianowicz wolał jednak kompromisu z komunistami nie zawierać i emigrował. Zysk z tego taki, że przynajmniej jednego niewydarzonego ugodowca w kraju mniej. A poważnie: stracono okazję przedyskutowania z Czechami wielu wspólnych problemów. Przypisy: (1) Dopuszczamy jednak demokrację bezpośrednią na szczeblu gminy (wieś, osiedle). (2) W FRN w roku 1975 było przykładowo jedynie 1200 przedsiębiorstw zatrudniających powyżej tysiąca pracowników i 72 tysiące przedsiębiorstw zatrudniających poniżej 50 pracowników. (3) W społeczeństwie szerzą się słuchy jakoby Prymasowi za współpracę zaoferowano dopuszczenie katolików do Sejmu. W Sejmie już raz, po 1956 roku, zasiadali katolicy – grupa Znak – i nawet wykorzystywali trybunę sejmową do wystąpień (interpelacja posła Zawieyskiego w marcu 1968 r.). Ich obecność wówczas była niezbędna ze społecznego i świadomościowego punktu widzenia, ale zarazem stała się gorzkim dowodem niereformowalności struktur władzy politycznej w komunizmie. Jesteśmy więc o ten dowód bogatsi. Można więc dziś zastanowić się nad istotą władzy komunistycznej w formie odpowiedzi na trzy pytania: Kto rządzi w Polsce – Sejm czy Politbiuro? Kto jest ważniejszy – Sejm czy policja? Kto wykonuje czyje rozkazy – policja Sejmu czy Sejm policji? (4) Drobne wzajemne korektury na odcinku litewskim i słowackim nie naruszają tej zasady. (5) Nie ma bowiem żadnej szansy abyśmy zdołali komukolwiek, cokolwiek odebrać, lepiej więc zrezygnować z góry z przysłowiowych Niderlandów Pana Zagłoby.

Autor publikacji
"Niepodległość" - miesięcznik polityczny 1982-1983